czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Samiry (CD Shantel)

        Westchnęłam z niedowierzaniem. Nieśmiałość Shantel miała swoje dobre strony, a jednocześnie dość często zwyczajnie mnie dobijała. Zmierzyłam samca oceniającym wzrokiem. Chyba zaszłam komuś za skórę. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy była długość jego ciała, a zwłaszcza ogona. Potem nietypowy kształt pyska, długie uszy i długa sierść stercząca mu na szyi. Słysząc to przeciągnięte ,,s" domyśliłam się, że to hybryda węża. Ciekawe czy jest jadowity. Kiedy Shantel się cofnęła zrobiłam to samo. Stałam więc teraz na przeciwko basiora Na dźwięk wypowiedzi wadery podniosłam lewą łapę i, najdelikatniej jak mogłam, odsunęłam ją na bok. Zrobiłam krok ku nieznajomemu.
- Ależ można- powiedziałam spoglądając na niego spod przymrużonych powiek- Zaczekaj pan tylko aż tej tu pani przejdzie histeria.
Jego oczy zamieniły się w wąskie szparki. Przekrzywił głowę, trochę jakby próbował zrozumieć co właściwie powiedziałam.
- Hisssteria powiadasz- odparł.
Skrzywiłam się. Czyżby nie znał tego słowa? W sumie to rzeczywiście wygląda odrobinę dziko.
- No wiesz...nadmierna emocjonalność, za bardzo się przejmuje...
- Aha.
- Zrobiła się z tego mała lekcja języka- usłyszałam za sobą cichy komentarz Shantel.
W życiu by się nie odważyła skomentować tego co robię prosto w twarz. Ale za plecami już mogła. Kiedy tylko na nią spojrzałam spuściła głowę. Chyba nigdy nie dowiem się dlaczego mnie tak traktuje. Tak jakbym nadal miała pozycję. Ponownie zwróciłam się do samca. Miałam silne wrażenie, że go irytuję. Może chodzi mu o tą wyniosłość? Jeszcze przez chwilę tak stał po czym wgramolił się na drzewo z którego wcześniej zeskoczył.
- J-jest tu jakaś wataha, albo co?- spytała nieśmiało Shantel.
Ten nic nie odpowiedział.
- To jest czy nie ma?- dopytywała.
- Choć już lepiej- rzuciłam przewracając oczami.
- D-dobrze...-wydukała i poczłapała za mną.

Od jakiejś godziny szłyśmy lasem w umiarkowanym tępię. Całkowicie pochłonęły mnie rozmyślania.
Ta okolica mogłoby się okazać dobrym miejscem na pozostanie nieco dłużej. Przeprawa przez góry łatwa nie była więc może nie spotkamy tu ,,normalnych". Może się jednak okazać, że natrafimy na inne hybrydy, które wpadły na ten sam pomysł.
Z rozmyślań wyrwał mnie, jak zwykle, cichy głos Shantel.
- Ktoś tam jest- szepnęła wskazując na niewielką polankę.
Wciągnęłam powietrze nosem analizując jego zapach. Wyczułam krew, krew sarny.
- I poluje lepiej od ciebie- rzuciłam uginając łapy.
Ostrożnie podkradłam się do zarośli odgradzających nas od posiłku. Rozsunęłam łapami liście i wyjrzałam na otwartą przestrzeń. Na środku polanki leżała martwa sarna. Tuż obok siedziała skrzydlata hybryda spożywająca zawartość jej brzucha. Taką mieszaninę widziałam, może drugi raz w życiu. Nie zauważyła ani mnie, ani skulonej obok Shantel.
- Chyba nie zamierzasz tłuc się o kawałek mięsa...-jęknęła cicho na widok mego zachłannego spojrzenia- Nie wiadomo co potrafi.
Zmarszczyłam ,,brwi".
- Nie mów, że nie jesteś głodna- spojrzałam na nią znacząco.
Po chwili usłyszałam pomruk dochodzący, najpewniej, z jej żołądka.
- No właśnie- dodałam.
- A- a może się podzieli...
Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Niech ci będzie- westchnęłam z udaną rezygnacją- To idź ją spytaj.
Shantel przełknęła ślinę, chyba tylko to umie robić głośno. Powoli dźwignęła się z ziemi i weszła na polankę i podeszła nie pewnie do hybrydy. Ta obserwowała ja uważnie, pysk niczego nie zdradzał. Przez chwilę pożałowałam, że rozstaliśmy się z rodzeństwem. Gdyby byli tu ze mną nie musiałabym niepokoić się żadną obcą hybrydą. Przez ułamek sekundy poczułam się słaba i bezbronna. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że właśnie puściłam Shantel samą do jakiejś nieznajomej. Wyjrzałam na polankę. Wadera stała i coś mówiła. Jej ,,rozmówczyni" siedziała cicho. Tylko słuchała jak moja towarzyszka cicho wypowiada każde słowo. Widocznie właśnie powiedziała coś o mnie bo wzrok obcej naglę powędrował ku mej kryjówce. Nie widząc już celu w dalszym się ukrywaniu wyszłam i podeszłam bliżej. Właśnie straciłam element zaskoczenia na wypadek ewentualnej walki.


Slave? Wybacz długość, ale kilka linijek tekstu znikło bez śladu i nie chciało mi się pisać drugi raz tego samego.

3 komentarze: