niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Kotonaru (CD Miyuki i Innej) - Zabójca

      Samiec patrzył czerwonymi ślepiami na dwójkę. Na jego twarzy wyryte było zakłopotanie, nie wiedział co to było – osobnik, który się przed nimi ukazał. Uwierzyć własnym oczom nie mógł, że na świecie było miejsce, gdzie mógł zobaczyć tyle mieszańców... Tylu takich jak on! Jednak mimo radości, że nie był jedynym popaprańcem jego pysk przybrał po chwili kamienny wyraz, a wszystkie mięśnie zesztywniały.
Inna już od pierwszych chwil ich spotkania promieniowała przyjacielskością oraz towarzyską duszą – mimo ich niezręcznych początków Inna nie była w stanie przed nim tego ukryć, osobniki jej typu wyczuwało się na kilometry, nie ważne jak dobrze by to ukrywały. Ten tu przed nimi był zimny, oschły, a w jego oczach widać było, że ma serce bezlitosnego mordercy... Serce, które nie tak dawno posiadał Kotonaru. Jedno spojrzenie, a wszystkie wspomnienia z wojska, z wojen oraz dni skąpanych w krwi powróciły do niego jedną wielką falą, zalewając jego umysł. Wszystkie dźwięki dochodziły do niego jak przez ścianę, jedyne co mu dzwoniło w uszach to wojenne krzyki przerażennia, szmer rozdzieranej skóry, chlupot krwi lejącej się z ran oraz dźwięki zagryzanych gardeł, wraz z głośnymi warkotami. Serce zabiło mu szybciej, aż zakłóciło to rytm jego miarowego oddychania.
- Naru...? – usłyszał głos Innej nad głową – Wszystko dobrze? – zapytała niepewnie.
Kotonaru spojrzał na nią spod byka, dysząc ciężko. Głowę miał pochyloną nisko nad ziemię. W jego czerwonych ślepiach tańczyło przerażenie mieszane z morderczymi iskrami zabójcy, który teraz się w nim obudził. To co tak bardzo chciał zapomnieć, to co chciał wyprzeć z głowy teraz zawładnęło jego mózgiem. Inna aż cofnęła się od niego, a strach zawitał na jej twarzy, niepoznawała w tej chwili tego lwa.
- Kim ty jesteś? – szepnął, prostując się na równe nogi, jednak łeb wciąż miał opuszczony i mierzył długą istotę nienawistnym spojrzeniem.
Czerwone ślepia nowoprzybyłego były tylko czerwonymi kreseczkami. Przyglądał mu się niby spokojnie zmrużonami oczyma, jednak jego zwierzęce instynkty spowodowały, że nie usiedział na miejscu. Wyczuwając wrogość bijącą od Naru wstał do pozycji bojowej, a jego długi ogon kiwał się z lewa na prawo.
Inna spojrzała z przerażeniem na dwa samce. Niczym teraz nie przypominali rozumnych istot, tylko zjeżone, wściekłe zwierzęta gotowe urządzić jej tu wodospad posoki...
Nagle stukot kamieni spowodował wybicie samców ze skupienia. Obydwoje – wraz z Inną – spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał hałas. Dojrzeli małą, białą waderkę, która patrzyła na nich ze strachem. Nic dziwnego -  spojrzenia, które posłali jej samce mało kogo by nie przestraszyły. Chęć mordu, nienawiść... Dowód na dzikie, puste serca, wyzute z emocji – tylko to można było w nich ujrzeć.
Kiedy jednak Kotonaru oderwał wzrok od czarno-białego samca odzyskał trzeźwość umysłu, a raczej odezwał się z tyłu jego głowy cichy, mały głosik wołający „Obudź się!”. Kotonaru znów zamknął oczy, a gdy je otworzył zniknęła nienawiść, zastąpiona delikatniejszym wyrazem obojętności. Odchrząknął cicho, opuścił uniesiony ogon bezwładnie na ziemię, z która derzenie spowodowało, że kręgi cicho zaklekotały.
Wszystkie trzy pary oczu zwróciły się na niego.
- Wybacz. – rzekł, kierując swoje słowa tylko i wyłącznie do Innej, która patrzyła na niego jeszcze z resztkami strachu na twarzy oraz w swoich oczach, których spojrzenie napotkał na krótką chwilę i widząc w nich Suianei żal ścisnął jego serce.
Obiecał sobie kiedyś, że nauki Suianei nie pójdą na marnę, że na jej cześć zostanie tym co z niego zrobiła... A w tym o to momencie zawiódł. Wadera o oczach jego ukochanej ujrzała to czym tak naprawdę był - potworem z krwi i kości, przeżarty zabójczymi instynktami aż do szpiku kości.
Samiec odchrząknął i odwrócił wzrok. Nienadawał się wśród innych, był niebezpieczny dla otoczenia. Nie pasował nigdzie tylko na polu bitwy. Lepiej było mu w górach, gdzie nie mógł nikogo zranić...
- Em... Hybryda... powinnaś się nią zająć. – rzucił, wymijając Alfę oraz zmierzając w stronę gór do Przesmyku.
Przeszedł obok białej wadery, posyłając jej przepraszające – kilku sekundowe zaledwie -  spojrzenie, po czym wkroczył do Przesmyku bez żadnych słów ożegnania. Gdy tylko przeszedł kilka kroków stanął. Uniósł głowę do góry, szybko otakował otoczenie, po czym odbił się od ziemi, szybując kilka metrów w górę. Z hukiem wylądował na prawie poziomej ścianie wpinając się pazurami w kamień oraz posyłając kaskadę kamyczków oraz piachu na dno wąwozu. Kilka lat spędził w górach, więc wspinaczka nic dla niego nie znaczyła.
Momenty później już wskrobał się ze sprytem na jedną z górkich ścieżek, urzywanej chyba tylko przez kozice lub równie dobrze nikogo, wyrzeźbiona najprawdopodbniej przez naturę. Ruszył nią przed siebie. Nie wiedział dokąd zmierza, nie wiedział co teraz będzie... Jedyne co wiedział to to, że wraca do punktu wyjścia...


Inna? Yuki? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz