Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ori. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ori. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Od Oriego (CD Visphoty) - Świetliki

        - Nie wiem, proszę pani - odpowiedział Ori. - Przebrnąłem przez góry i chciałem iść spać, gdy nagle zobaczyłem panią.
  - I siedziałeś w tych krzakach i gapiłeś się na mnie caaaałą noc? - wadera uniosła pytająco brew.
  - Skądże! To by było co najmniej dziwne, nie sądzi pani?
  Visphota tym razem podniosła do góry obie brwi. Dziwny ten dzieciak...
  - Wstałem niewiele wcześniej od pani - zaczął. - Nie chciałem pani obudzić.
  - No dobrze, ale co jest takiego zadziwiającego w świeceniu?
  - No bo... - urwał i zastanowił się. - Tam gdzie wcześniej mieszkałem żyły same świecące istoty. Ale stało się tam coś złego i się zgubiłem i pomyślałem, że...może pani wie gdzie jest mój dom?
  - Wybacz, mały - Vis pochyliła łeb, by móc popatrzeć malcowi w oczy. - Też jestem z bardzo daleka...no i też się tak jakby zgubiłam, ale nie wiem o jakim miejscu mówisz.
  Ori westchnął, jednak szybko zebrał się w garść. To było naprawdę głupie. Przecież w Świetlistym Lesie mieszkał tylko on, kolibry, jaszczurki i roszendendrony, czy jak tam powiedziała Visphota.
  - A...pani tu mieszka? - zapytał Ori po chwili ciszy.
  - Tak. Należę do tutejszego stada - powiedziała Vista. - I wiesz co...Może chciałbyś tu zostać? Inna, nasza Alfa, na pewno cię przyjmie.
  - Naprawdę? - stworek podniósł uszy do góry.
  - Pewnie! - Visphota kiwnęła głową w stronę lasu. - Chodź! Pokażę ci Przystań.
  Ori ochoczo ruszył za waderą. Początkowo szedł na dwóch tylnych kończynach, ale szybko przekonał się, że nie nadąży w ten sposób za Visphotą w żaden sposób. Zaczął więc kicać niczym królik na czterech łapach, poruszając się w podobnym tempie co ,,kłusująca" wilczyca.
  - Jeśli mogę spytać, w jakim sensie się ,,zgubiłeś"? - zapytała nagle Visphota.
  - Umarłem - odpowiedział Ori.
  Waderę nagle przeszły dreszcze. Przez chwilę zastanawiała się, czy dziwna hybryda żartuje, ale nic na to nie wskazywało. Ten dzieciak powiedział ,,umarłem" tonem lekkim, beztroskim. Takim, jakim mówi się przeważnie ,,wyniosłem śmieci". W ten sposób brzmiało to o wiele straszniej.
  - Umarłem, a gdy wstałem byłem daleko od domu - dokończył.
  - Okaaay...Będziesz musiał mi kiedyś opowiedzieć o tym swoim starym domku, Roshanadaan - powiedziała Visphota. Stwierdziła, że wypyta go o wszystko gdy Ori już pomówi z Inną.

Visphota? Wybacz długość. Wenus brakus kontratakuje

piątek, 11 grudnia 2015

Historia Oriego

        Skąd się biorą dzieci? - to pytanie prędzej czy później będzie musiał usłyszeć każdy rodzic, bo dziecięca ciekawość jest płytsza jedynie od wyobraźni. I nie ma w tym nic dziwnego. Dzieciaki chcą poznać otaczający je świat, to nic złego, prawda? Prędzej czy później same będą musiały stawić mu czoła, więc póki co wolą się przygotować przed tą wielką wyprawą. Ale wracając do pytania: co odpowiedzieć, by dziecku nie namieszać? Niektórzy rodzice mają pomysłowość godną ziemniaka i przemilczają sytuację, inni wykpiwają się mówiąc słynne, jakże irytujące ,,Zrozumiesz kiedy dorośniesz". Istnieją jeszcze (całe szczęście) dorośli z wyobraźnią, którzy wysnuwają bajki nie z tego świata. Do najpopularniejszych teorii należy ta, w której to bocian roznosi dzieci niczym Święty Mikołaj prezenty na święta. I wtedy powstaje pytanie skąd te dzieciaki się wzięły u bociana? Chyba ich nie wyczarował? I tu ponownie zaskakuje nas wyobraźnia jakiegoś niesamowitego prekursora wszystkich zmyślających rodziców: ,,wyhodował je w kapuście".
  Skąd ten dziwny wstęp? Cóż, w przypadku Oriego teoria o dzieciach z roślin jest jak najbardziej prawdziwa. Co prawda nie wylazł z kapusty niczym stonka, ale historia jego narodzin jest dość podobna i równie nie zdolna w nią uwierzyć...
  Daleko stąd, nie wiadomo dokładnie gdzie, rosła rozległa dżungla. Nazywała się ona Lasem Światła. Nietrudno domyśleć się skąd - gdy gasło słońce, wszystkie rośliny zaczynały się jarzyć widmowym błękitnym lub fioletowym blaskiem, niczym świetliki. Nikt o tym lesie nie słyszał, ani żadne opowieści o nim nie krążyły. Po prostu nikt nigdy tam nie był, nawet pod wpływem mocnego trunku bądź dziwnie wyglądających grzybów. Nie miał więc kto opowiadać historie, w które i tak nikt nie uwierzy. W lesie nie mieszkał nikt - żadnej myślącej istoty, jedynie drobne jaskrawe jaszczurki, błyszczące kolibry i całe roje robaczków świętojańskich. A w sercu Lasu znajdowało się monstrualnych rozmiarów drzewo. Miało na imię Monoterasu, a skoro posiadało imię, to miało także świadomość.
  Pewnego razu Monoterasu uroniło kilka swoich świecących, białych liści. Poszybowały niesione wiatrem we wszystkie strony świata. Jeden upadł u stóp drzewa. I ten pod wpływem nieznanych magicznych bodźców przeobraził się w dziwną, świecącą hybrydę. Duża głowa, oczy i uszy królika, ciałko małpki, koci ogon i nogi koziołka.
  ~ Ori... ~ powiedziało drzewo.
  I tak narodził się właśnie nasz Ori. Przyznacie, że jest to wersja zdecydowanie ładniejsza od kapusty...
  Samczyk od tamtej pory strzegł Lasu Światła. Nie mógł go opuszczać. Był związany z nim magicznymi więzami trzymającymi go przy życiu. Była to także kwestia sumienia - Ori nie umiałby porzucić swojego domu, mając tak ważne zadanie do wykonania. W głowie słyszał nawołujący go głos Monoterasu - ni to żeński, ni to męski. Brzmiał echem tysięcy istnień, zlewając się w jeden odzew. A Ori robił co mu kazało. Nie był wojownikiem. Las ponadto nigdy wrogów nie miał. Pełnił raczej rolę opiekuna: odprowadzał zagubione pisklęta do gniazd, leczył ranne drzewa, dokarmiał słabsze lub starsze zwierzęta, które nie mogły liczyć na troskę rodziców. I żył w ten sposób. Nieokreślony, lecz zapewne długi czas. Lata? Wieki? Milenia? Jego świat zaczynał się i kończył w tym lesie. Dzień i noc zlewały mu się w jedno. A jedynym towarzyszem były jaszczurki, kolibry, świetliki, drzewa, kwiaty i dźwięczący w głowie Oriego głos Monoterasu.
  Teraz, gdy Ori zna już prawdziwy świat i miał już do czynienia z innymi myślącymi istotami, zdarza mu się zastanowić, czy głos nie był wytworem jego spaczonego samotnością umysłu. Ale wtedy przypomina sobie, co zmusiło go do opuszczenia lasu. Te wspomnienia były zbyt żywe. Zbyt prawdziwe. Zbyt bolesne.
  Nagle w lesie zaczęło się dziać coś złego. Drzewa chorowały. Z początku były to nieliczne przypadki i Ori gdy tylko zwrócił uwagę, że blask któregoś blednie, leczył je i wszystko wracało do normy. Ale zdarzało się to z czasem coraz częściej. Gdy Ori był już zmuszony każdą noc spędzać na leczeniu pięciu do dziesięciu drzew, zaczął się niepokoić. Aż doszło do tego, że nie mógł już nadążyć. Drzewa zaczęły obumierać, jedno po drugim. Ich blask najpierw blednął, z nocy na noc coraz bardziej, aż w końcu liście odpadały zostawiając sękate gałęzie wytrzeszczone niczym szpony, a same drzewa przestawały świecić w ogóle. Razem z nimi umierały zwierzęta. Las zmniejszał się. Granica jego świateł malała. A razem z nim malały siły życiowe Oriego. Samczyk słabł, czuł to. Z dnia na dzień. Walczył o każde drzewo, każdy kwiat, połać mchu...ale na nic. Był sam. Nie mógł uratować całego lasu. Mógł czekać na koniec.
  Aż zaraza dopadła Monoterasu. Serce Lasu Świateł umierało. A razem z nim umierał Ori.
  ~ Uciekaj... ~ szeptało drzewo. ~ Przeżyj...
  Ori nigdy nie kwestionował rozkazów Monoterasu. Ruszył więc przed siebie. Idąc między martwymi drzewami tracił siły. Potykał się, słaniał na nogach, był bliski utraty przytomności. Aż w końcu upadł. Jego blask zgasł tak, jak zgasł blask drzew, kwiatów i wszystkich istot żyjących w Lesie Świateł.
  I wtedy Monoterasu, targnięte przeraźliwym bólem po utracie swojego podopiecznego, zużyło całą swoją pozostałą energię życiową, by dać Oriemu największy z darów: wolność.

        Ori obudził się. O dziwo. Zamrugał niepewnie i podniósł się do pozycji siedzącej.
  - Monoterasu? - zapytał i rozejrzał się.
  Nikt nie odpowiadał. Na dodatek nie był już w lesie, a na jakimś pustym stepie. A jego obecne ciało było mniejsze niż stare, słabsze...i wolne. Miało własne życie. Nie było związane z Lasem Świateł, który został gdzieś daleko stąd. Martwy. A on znowu był sam, w świecie, którego nie znał, który go nie chciał. Ori podróżował przez cały rok. Spotykał wiele osób. Nigdzie nie został na długo, z różnych powodów. Jedni uważali go za dziwadło, od którego należy trzymać się z daleka, za to drudzy robili sobie z niego obiekt kultu (i kto wie, czy nie jest gdzieś czczony do dzisiaj).
  I po długim czasie trafił do Krainy Hybryd.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

,,Budujemy za dużo murów, a za mało mostów"

Imię: Ori (pełne imię było tak niemiłosiernie długie, że samczyk zapamiętał z niego jedynie dwie pierwsze sylaby i do dzisiaj tak się przedstawia)
Płeć: Samiec
Wiek: 2 lata (a przynajmniej tyle posiada jego obecne ciało)
Typ hybrydy: Oj żeby to było takie proste...Ori ma różne cechy: uszy i oczy królika, racice i tylne łapy jak u jakiegoś kopytnego, koci ogon i przednie łapy jak u małpy. Jedno jest pewne: samczyk nie jest zwyczajną hybrydą. Kapłani określali go jako Ducha Światła, Strażnika Jasności, czy jeszcze bzdurniej.
Co daje ci bycie hybrydą?:
  ~ Ori jest niesamowicie wytrzymały i zaskakująco silny jak na takie drobne ciałko
  ~ Dzięki przeciwstawnym palcom porusza się niesamowicie szybko w leśnym poszyciu. Jeśli musi, potrafi biec na czterech nogach sadząc zajęcze susy dzięki silnym tylnym kończynom. Przez większość czasu zachowuje jednak równowagę w pozycji wyprostowanej.
  ~ Nienormalność Oriego potwierdza jego oryginalny magiczny talent do tworzenia świetlistych, widmowych kul. Są wyjątkowo delikatne i zupełnie niematerialne, więc nie mogą posłużyć za broń. Co najwyżej oślepią przeciwnika dając malcowi szansę ucieczki. Gdy wyjątkowo się postara, stworzone przez niego światełko będzie w stanie uleczyć drobną ranę.
  ~ Hybryda potrafi wyprowadzać jednorazowe ataki mentalne. Nie potrafi czytać w niczyich myślach, umie jedynie zadać komuś niesamowity ból, który utrzymywany odpowiednio długo trwale uszkodziłby umysł. Umiejętność ta łatwo wykańcza samczyka fizycznie. Krótki atak jedynie go zmęczy, utrzymywany dłużej z większą intensywnością może wyłączyć małego na kilka godzin. Ori nienawidzi korzystać z tej zdolności i zgadza się na to tylko w ostateczności.
Partner: Taaak...już widzę jak ten dzieciak się w kimkolwiek zakochuje. Jedyna miłość jakiej możesz się od niego spodziewać, to miłość rodzinna.
Rodzina: Jedynym znanym Oriemu krewnym jest prawdopodobnie to wielkie, świecące drzewo, które do niego przemawiało i długo wzywało go do siebie. Nie, nie zwariował. Chyba.
Charakter: Ori to prawdopodobnie najniewinniejsza istota jaką kiedykolwiek w życiu spotkasz, no może poza nowo narodzonym szczenięciem. Samczyk nie jest zdolny do zabicia kogokolwiek, choćby muchy. Gdy stąpa po trawie uważa, czy nie nadepnie przypadkiem jakiejś mrówki, a pływając stara się nie zakłócać spokoju ryb. Co za tym idzie, Ori jest wyjątkowo uczynny i pomocny. Nie potrafi znieść widoku cierpiącej istoty, stara się pomóc w jakikolwiek sposób. Bezczynne siedzenie i przyglądanie się nie leży w jego naturze. Nie umie być czysto wredny, sarkazm też mu nie wychodzi. Co najwyżej gdy się naprawdę zezłości wygarnie ci kilka rzeczy z godnością przedszkolaka. Nie można jednak zarzucić mu braku odwagi. O nie, tej ma aż w nadmiarze. Często graniczy ona z czystą głupotą, ale w pewnych sytuacjach Ori jest w stanie porzucić rozsądek. Zwłaszcza, gdy chodzi o jego przyjaciela. Samczyk nie mógłby znieść myśli, że jego przyjaciel cierpi, a on go przed tym nie uchronił. Mały dosyć łatwo się przywiązuje, chociaż po pierwszym spotkaniu może jeszcze nie ufać ci w pełni. Zwłaszcza, jeśli i ty nie obdarzyłeś go zaufaniem, lub (co dla ciebie gorsze) próbowałeś go przestraszyć. Ori osoby którym nie ufa omija szerokim łukiem, bacznie je obserwując. Przyjaciół natomiast trzyma się blisko. Wydaje mu się, że musi ich chronić, jakby ponownie był Strażnikiem Lasu, a oni bezbronnymi roślinami (zob. historia). Może się czasem wydawać w tym aż zbyt nadgorliwy. Niektórych bawi jego opiekuńczość, bo jak takie małe stworzenie może się martwić o dorosłą hybrydę? Nie powinno być na odwrót? Inni są w stanie to zrozumieć. Ori po prostu całe życie był samotny i nie chce już nikogo stracić. Mimo towarzyskości stworek mało się odzywa. Ogranicza się do kilku cichych i niepewnych słów.
Dodatkowy opis: Ori jest drobną istotą. Poruszając się na czterech łapach niewiele przewyższa lisa. Przez większość czasu chodzi jednak w pozycji wyprostowanej (a przynajmniej wyprostowanej na tyle, by utrzymać równowagę), głową dorasta więc spokojnie do barku zwykłego wilka. Uszy również dodają mu wzrostu: są długie, osadzone nisko na wysokości nosa. Za czołem, u szczytu głowy, wyrastają mu dwa długie wyrostki. Nie są to rogi. Bardziej przypominają czułki, na dodatek drgają gdy Ori jest zdenerwowany, stroszą się gdy jest zainteresowany i opadają płasko gdy jest smutny. Ma duże czarne oczy przywodzące na myśl królika. Budową ciała przypomina małpkę kapucynkę. Przednie łapy są nieco dłuższe niż być powinny (jak u małpy), są zakończone dłońmi z przeciwstawnym kciukiem i dwoma palcami bez paznokci ani żadnych pazurów. Tylne nogi przypominają budową koźle, a zamiast stóp ma racice. Ori posiada także średniej długości ogon, który pomaga mu zachowywać równowagę stojąc na tylnych nogach. Cały porośnięty jest krótką, miękką wiecznie nieskazitelnie białą sierścią. Na krańcach uszu, czułków, palcach i tylnych nogach przechodzi w jasny odcień fioletu. Futro ma jedną ciekawą własność: bardzo łatwo je wyczyścić. Brud wydaje się w ogóle na nim nie osiadać na stałe. Rozpoznawalną cechą Oriego jest jego głos - cichy, melodyjny, dziecięcy.
Zainteresowania: Do głównych zainteresowań Oriego należą rośliny. Gdy trafia na jakiś nowy gatunek potrafi ślęczeć na nim godzinami, choćby był to jedynie jeden poskręcany badyl. Kwiaty najbardziej przyciągają jego uwagę. Zna niemal wszystkie ich odmiany i lubi się chwalić swoją wiedzą. Lubi także w wolnym czasie bawić się swoją świetlistą magią, na przykład sprawiać, że rośliny zaczynają migotać wewnętrznym blaskiem, żonglować widmowymi kulami, zostawiać w powietrzu świetliste smugi. Poprawianie innym humoru zawsze sprawia mu wiele przyjemności. Podobnie towarzyszenie przyjacielowi - czy to bawiąc się, rozmawiając, czy najzwyczajniej siedząc i oglądając gwiazdy (,,Bo czasem warto razem pomilczeć", jak to sam powiada).
Stanowisko: Łącznik/Posłaniec
Zawody:
Song ThemeEcho - Jason Walker
Historia: [LINK]
Nick na howrse: NyanCat^._.^~