sobota, 26 września 2015

Od Averkina (CD Fery)

Przejażdżka byłaby o wiele przyjemniejsza gdybym przy niemal każdym kroku nie podskakiwał na tak twardym podłożu. Będą sińce. Kiedy w końcu zamajaczył mi przed oczami widok ,,uli" chciałem krzyknąć do Fery by zwolniła. Nie tylko dlatego, że bolał mnie już brzuch, a jedna z łap wykrzywiła się na chwilę pod dziwnym kątem powodując nie mały ból. Z tego co pamiętam mosty nie były tam dla ozdoby i biegliśmy na jedną z nieco mniejszych dziur. Kiedy już otwierałem pysk by ją ostrzec wpadła mi do niego mucha. Na chwilę mnie zatkało. Kiedy w końcu wykaszlałem owada byliśmy niemal na skraju wyrwy. Fera chyba tego nie zauważyła bo całą swą uwagę zdawała się poświęcać ulom.
- Patrz pod łapy!- krzyknąłem.
Samica, o dziwo, posłuchała i spojrzała. Jednak zamiast zahamować jeszcze przyśpieszyła i skoczyła. Splotłem łapy na jej szyi nie zwracając zbytniej uwagi na to czy czasem nie wbijam jej szponów. W końcu mój tył właśnie usiłował odlecieć w siną dal. Hybryda wylądowała, choć tak wałściwie nie jestem pewien czy było to lądowanie. Prawie się nie zorientowałem kiedy dotknęła ziemi bo prędkość bynajmniej się nie zmniejszyła. Nastąpiło za to ostre hamowanie tuż przy mieszkanku tutejszej Alfy. Następnie nie mniej ostry skręt do jego wnętrza. Fera zatrzymała się tuż przed nosem Innej. Ja natomiast znalazłem się za zielona samicą, gdyż przy hamowaniu wyleciałem ,,nieco" do przodu i rąbnąłem w ścianę.
Usiadłem nieco oszołomiony i zacząłem masować sobie głowę, choć pozostałe części ciała mniej nie bolały.
- Masz bardzo ładną ścianę kochana- mruknąłem co chwila mrugając oczami by upewnić się, że wszystko gra.
Wstałem i spojrzałem na niezbyt zadowoloną z mego stwierdzenia Inną. Choć wątpię by rozgniewało ja stwierdzenie, że ,,ma ładną ścianę". Wyszczerzyłem się do niej.
- Wróciłem i to z bonusem. Liczę, że teraz powitasz mnie cieplej...-zamilkłem na chwilę gdy coś sobie uświadomiłem- Choć biorąc pod uwagę to całe gadanie o ogniu, poproszę to chłodniejsze ,,dzień dobry".
To kto teraz? Tak wiem, że krótkie, ale nie jestem pewien reakcji Innej.

wtorek, 8 września 2015

Od Seanit i Ronana (CD Fery) - Po co ci ta wstążka?!

        Gdy Seanit otworzyła oczy, nie czuła niczego. Dopiero, gdy się podniosła, zalała ją nagła fala bólu. Świat przez chwilę, był tylko jedną, wielka plamą. Jednolitym kolorem czerwieni. Wszystko było czerwone, szkarłatne, amarantowe i rubinowe. Otrząśnięcie się zajęło jej zaledwie chwilę, która zdawała się biec w nieskończoność. Wszystko wydawało się jej wolniejsze, choć w rzeczywistości działo się bardzo szybko. Szybciej niż zazwyczaj.
Zauważyła Ferę- hybrydę, która była jej zupełnie obca, a mimo to wiedziała o niej tyle, ile potrzebowała. Była niebezpieczna. I to jej w zupełności wystarczyło. Czy to zrobiło na niej jakiekolwiek wrażenie? Nie, nie specjalnie. Może wzięłaby sobie to wszystko do serca, gdyby była jedynaczką i nie spędzała czasu z kimś takim jak Ronan. Gdy pozna się bliżej brata Lynch, nic już cię nie zaskoczy.
-Ronan!- krzyknęła przerażona.
Widziała jak jej brat stracił równowagę i upadł na ziemię. To w zupełności wystarczyło. Seanit  zerwała się z miejsca i czym prędzej pobiegła w stronę bliźniaka. Nie widziała co takiego dokładnie zaszło między tą dwójką, ale widząc ich zakrwawioną sierść, nie musiała się wiele domyślać.
-Hej!- krzyknęła w stronę Strzygi, która jakby nigdy nic, odwróciła się i odeszła w stronę lasu.- Gdzie idziesz?!
-Jak najdalej od was.- usłyszała, nie pierwszy raz w swoim życiu. Fera Rosa nie była pierwszym wilkiem, ani nawet hybrydą, która doszłaby wszędzie, byle jak najdalej od nich. Sea nie miała nawet okazji, by na to odpowiedzieć, gdyż postać Fery zniknęła wśród drzew.
Była na nią wściekła. Patrzyła na odchodzącą z czystą furią. Jednak nie mogła niczego zrobić. W tej chwili ważniejszy był jej brat. Musiała mu pomóc i w jakiś sposób zatamować krwotok, a sama rana zadana przez czarno-białą hybrydę również nie wyglądała najlepiej. Dlatego też odłożyła złość na bok i zajęła się rannym (a właściwie, poharatanym) bliźniakiem, który w tej chwili stracił przytomność.
Może rodzeństwo Lynch na pierwszy rzut oka, nie za bardzo dbało o siebie nawzajem, jednak nie istniało nic bardziej mylnego. Każde z nich troszczyło się o drugą osobę, ale na swój dziwny, osobliwy  i nie zawsze zrozumiały sposób. A Seanit naprawdę martwiła się o Ronana. Bo to, że był dupkiem to jedno. Ale to, że był jej ukochanym bratem, to drugie.

~***~

        -Cho*era.- syknął Ronan, gdy już doszedł do siebie i był na tyle sprawny, by móc wypowiadać te najczęściej używane przez siebie zwroty. Seanit, słysząc jak zwykle radosne i optymistyczne powitanie brata, odwróciła się w jego stronę.
-Wszystko w porządku?- było to głupie i zupełnie zbędne pytanie, a ona zdawała sobie z tego sprawę. Jednak nie wypowiedzenia go, w pewien sposób świadczyło o ignorancji i braku jakiegokolwiek zainteresowania drugą osobą. Ronan również to wiedział, ale mimo wszystko i tak wywrócił oczami.
-Oczywiście! Każdego dnia jakieś piep**one wampiry, wgryzają się w moją cho*erną szyję. Po prostu już do tego przywykłem.- mruknął ironicznie.
Gdy przypomniał sobie o kłach Fery, zatopionych w jego karku, po jego ciele przeszedł lekki dreszcz. Nie był to strach, ani obrzydzenie. Raczej motywacja. Silna dawka adrenaliny, którą ktoś wstrzyknął mu pod skórę. Zawsze był niespokojny, ale podczas walki stawał się nieokrzesany i niebezpieczny. Płyn już wymieszał się z jego czarną krwią.
-Dobra, już rozumiem. Ale pytałam się o ranę. Jak z nią?
Basior dopiero teraz zauważył, że z głębokiego śladu po kłach Fery już nie wypływała jego krew. Wszystko się zagoiło, chociaż nie wątpliwie minie jeszcze trochę czasu, zanim ślad po ugryzieniu zupełnie zniknie. Co prawda Ronan nie mógł obejrzeć rany i stwierdzić jak wygląda, ale  c z u ł ,  że było z nim lepiej. Uniósł „brwi” odrobinę do góry z podziwu.
-Jak to zrobiłaś?- spytał się siostry, a w jego głosie słychać było nutkę podziwu, co zdarzało się naprawdę rzadko.
Seanit uśmiechnęła się przebiegle i klasnęła swymi szponiastymi łapami, jakby przez cały czas czekała, aż brat ją o to spyta. Miała też gotową odpowiedź.
-Nie powiem. Moja tajemnica.
Lynch tylko wywrócił oczami, jednak nie był to nie miły gest (a przynajmniej, nie w tym przypadku). Uśmiechnął się do siostry z wdzięcznością. W końcu, gdy uznał, że jest na tyle silny, by móc samemu ruszyć przed siebie, rodzeństwo znów podjęło się dalszej wędrówki.
Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Tak naprawdę, to oboje wiedzieli, kiedy ta druga osoba potrzebuje chwili ciszy i spokoju, a teraz właśnie nadszedł ten moment. Ronan był wdzięczny siostrze za jej wyrozumiałość, oraz za to, że nie ma w zwyczaju zadawania zbędnych pytań. Dzięki temu on mógł trochę pomyśleć i zastanowić się nad tym co działo się wcześniej… zanim zemdlał.
Zacznijmy od tego, że widział jak Fera odchodzi. Tak, to chyba najbardziej go zdziwiło. Przecież jeszcze wcześniej oboje mało nie wykończyliby się nawzajem. Pech niestety chciał, że Strzydze udało się dobrać do jego karku i wyssać część jego krwi… to dlatego zemdlał. Jednak nie zemdlał od razu. Wcześniej jeszcze zobaczył stojącą nad nim Ferę. Widział też wściekłość w jej oczach, jednak potem dostrzegł coś innego. Coś jakby… wahanie? A dopiero potem usłyszał krzyk Seanit. Czy to znaczyło, że Strzyga i tak by go nie zabiła? Nawet gdyby był sam, a jego siostra nie obudziłaby się na czas? Nie… to głupie. To był cholernie głupi pomysł, a gdy Ronan zdał sobie sprawę z tego o czym właśnie pomyślał, tylko parsknął kpiąco.
Tacy jak ona nie znają litości, pomyślał. Chociaż Ronan za pewne by się tego wyparł, to jednak on i Fera byli do siebie całkiem podobni. A to z kolei znaczyło, że nie tylko Strzyga mogła mieć swoje „chwile słabości”, ale jemu również może się to kiedyś przytrafić. Mogło, aczkolwiek nie musiało.
-Tak się zastanawiam…- odezwała się Seanit, jednak zaraz zamilkła i pokręciła przecząco głową, jakby w ten sposób chciała cofnąć to pytanie.- Nie, już nic.
-Mów śmiało. O co chodzi?
-Dlaczego zabrałeś ze sobą tą wstążkę?- spytała, wskazując na kawałek czerwonego materiału, który Ronan trzymał w swojej szponiastej łapie. Ułożył go w taki sposób, że mógł wygodnie chodzić, ale miał też pewność, że nie zgubi wstęgi.
-Bez powodu.- wzruszył ramionami i odrobinę przyspieszył kroku. Czuł jednak na sobie spojrzenie siostry i wiedział, że ta mu nie wierzyła.
-Nie kupuję tego, Lynch.
-Tak też myślałem.- westchnął. Problem był jednak w tym, że sam do końca nie wiedział po co zabrał ze sobą czerwona wstążkę Fery. Właściwie sam fakt, że Strzyga ją zostawiła stanowił dla niego zagadkę. Dlaczego? Przecież powinna ją ze sobą wziąć, zwłaszcza, że ten materiał podtrzymywał jej szyję, która była w dwóch kawałkach.
-Czy przypadkiem Fera nie miała tego we włosach?- gdy pytanie to padło z ust bliźniaczki, Ronan zdał sobie sprawę z tego jak głupio to wszystko brzmi.
-Być może.
-Więc po jaką cho*erę to trzymasz?
-Dobre pytanie. Sam nie wiem czemu to zostawiła. Może, gdy znów się spotkamy to jej to oddam?- powiedział to bardziej do siebie, jednak Seanit i tak wszystko usłyszała. Parsknęła ironicznie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Ronan uniósł jedną brew, starając się zrozumieć reakcję siostry. Zazwyczaj oboje rozumieli się bez problemu, jednak teraz po raz pierwszy nie potrafił nadążyć za jej tokiem rozumowania. -Coś nie tak?
-Mnie się pytasz?- skrzydlata hybryda posłała mu błagalne spojrzenie.- Człowieku, prawie się nie pozabijaliście! I ty chcesz spotkać ją  p o n o w n i e ?!
-Być może.- basior znów wzruszył ramionami, a na jego pysku pojawił się złośliwy grymas.- Byłoby dosyć zabawnie.
Seanit tylko parsknęła z niedowierzaniem i przyłożyła sobie łapę do oczu. Co ja z nim mam, pomyślała, chyba nie pierwszy raz w życiu.
-Wiesz co, Lynch? Czasami w ogóle cię nie rozumiem.- przyznała. Ronan dalej nie przestawał uśmiechać się złośliwie.
-Nie przejmuj się. Ja również.


CDN

Notka od autorki: Dobra, nie jest to opowiadanie do dokończenia, więc nie oddaję go nikomu (masło maślane…). Po prostu za jakiś czas postaram się napisać ciąg dalszy i tyle. Chciałam wszystko upchnąć w jednym opku, ale nie chciałoby się wam czytać tak długiego opowiadania. Już ja was znam T-T

Historia Amandy

        – Mamo! Mamo! – krzyczałam w kółko ten jeden wyraz, niezwykle uradowana, podbiegając do wysokiej i niezwykle pięknej wadery. Ta, pochyliła się nade mną, uśmiechając się ciepło. Tak ciepło, jak tylko matka potrafi uśmiechnąć się do swojego dziecka.
– Co się stało, kochanie? – zapytała melodyjnym głosem. Zmęczona tym biegiem, wysapałam tylko:
– Wiesz, co? Riv powiedział, że jestem jego najdroższą przyjaciółką…! – Mój entuzjazm musiał rozbawić moją rodzicielkę, ponieważ cicho zachichotała pod nosem.
– To bardzo dobrze. – Podniosła wyżej swoje kąciki ust i poczochrała mnie po głowie, na co wydałam z siebie przerywany śmiech – Zapamiętaj… – zaczęła, przerywając na chwilę pieszczoty i jeszcze bardziej się pochylając, spoglądając mi w oczy – Powinnaś niezwykle dbać o innych. Czy to wrogowie, czy przyjaciele. Obiecasz, że będziesz tak robić? – powiedziała z powagą. Przez chwilę mój pyszczek wyrażał zdziwienie, lecz zaraz potem przybrał wesoły wyraz.
– Yhm! – Pokiwałam małym łebkiem. Mama wyprostowała się, zadowolona z mojej odpowiedzi.
– A co ty tu robisz? – Moje uszy pochwyciły głos taty, w którym było słychać rozbawienie. Obróciłam się w jego stronę.
– Tata! – zawołałam, podbiegając do niego…

***

Zawsze wiedziałam, że wdałam się w ojca nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru. Byliśmy jak dwie krople wody, gdyby oczywiście nie płeć. Moja matka natomiast, posiadała czarne futro. Puszyste, miękkie i zawsze błyszczące. Zielone oczy i długie łapy. Nawet kiedy dorosłam, była ode mnie wyższa. Czasami żartowałam i stawałam na czubkach łap, by dorównać jej wzrostowi, lecz i tak miała przewagę w postaci dziesięciu centymetrów.
Jeszcze rok temu bardzo ubolewałam nad tym, że jednak nie wdałam się w moją rodzicielkę. Wtedy uświadomiłam sobie, że to tak naprawdę nie robi żadnej różnicy. Zwyczajnie się z tym pogodziłam. I tyle.

***

– Przestań się wiercić! – skarcił mnie tato, gdy po raz setny poprawiałam się w jego objęciach, szukając wygodnej pozycji.
– Amando, słuchaj swojego ojca… – mruknęłam mama przytulona do jego boku, już w półśnie.
– Przepraszam! – szepnęłam, moszcząc się na swoim miejscu. W końcu zwinęłam się w kulkę, ciesząc się ciepłym legowiskiem i kładąc swój łebek na ciepłej klatce piersiowej rodzica – Dobranoc!
– Dobranoc… – powiedzieli równocześnie.

***

Co do mojego dzieciństwa… Nie było nieszczęśliwe. Wręcz przeciwnie! Było wspaniałe! Kochana rodzina, dobra wataha… Właściwie, to nie ma się nad niczym rozgadywać. Moja przeszłość jest ekstra, tylko że… Nudnawa. No bo kto chciałby słuchać opowiadań o tym, jak pewnego razu zwichnęłam łapkę wpadając do wielkiego rowu, z którego potem pomógł mi się wydostać Riv, albo o tym, jak usiadł mi na nosie wielki, niebieski motyl w towarzystwie moich rodziców na spacerze? No właśnie… To nikogo nie obchodzi! Lepiej by było, gdyby w moim życiu wydarzył się jakiś tragiczny wypadek lub gdybym była sierotą albo, co gorsza, sama zabiłabym swoje stado! Ale tak się nie stało… I co teraz mam opowiadać…?

***

– Hej, Amanda! – zawołał melodyjny głos mojej rodzicielki w momencie, w którym wskakiwałam z grzbietu mojego taty, prosto do usypanej przez niego kupki liści.
– Co? – odkrzyknął, spoglądając w jej stronę.
– Znowu się bawicie? – zapytała, śmiejąc się na widok małego szczeniaka, który wynurza się spod czerwonej płachty.
– Tak! – powiedziałam entuzjastycznie, wyskakując z mojego tymczasowego schronienia – Chcesz spróbować?
– Nie, raczej sobie popatrzę – odpowiedziała łagodnie, uśmiechając się do mnie.
– Dobrze! No to patrz! – zawołałam, znowu wdrapując się na grzbiet mojego rodzica, z małą pomocą…

***

Tak, zawsze wiedziałam, że mama była spokojna i poważna, gdy trzeba było. Nigdy nie tarzała się ze mną w błocie, tak jak tata. Pamiętam, że kiedy wróciliśmy do domu, dostaliśmy niezły ochrzan. Ale potem i tak się z tego śmialiśmy podczas obmywania naszych futer z zaschniętej ziemi. To były dobre czasy.
Lecz przecież w końcu przychodzi taki czas, w którym szczeniak dorasta i musi się usamodzielnić. To było miesiąc temu. Czule pożegnałam się z całą watahą, po czym ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu nowego domu. Pełna energii i optymizmu, wreszcie trafiłam tutaj...

,,Przyjaciel? Chętnie! Co to by było za życie bez towarzystwa!"

Imię: Amanda
Płeć: Samica
Wiek: 6 lat
Typ hybrydy: Amanda posiada uszy przypominające narząd słuchu chomików, poza tym ma jeszcze charakterystyczną grzywę dla.. Koni? Jej źrenice zastępują cienkie, pionowe kreski jak u dzikiego kota bądź węża. Oczywiście, reszta jej ciała jest typowo wilcza...
Co daje ci bycie hybrydą?: Poza wyglądem, chyba nie posiada niczego… Biedna.
Partner: Partner to taki lepszy przyjaciel, nie?
Rodzina:
Charakter: Amanda jest z natury bardzo towarzyska i charyzmatyczna. Często nie przejmuje się takimi rzeczami jak „przestrzeń osobista” jej nowego przyjaciela. Tak, ma ich sporo, a raczej miała, póki nie ruszyła w świat. Tak to już z nią jest, że kocha kontakt fizyczny z jej towarzyszem. Obejmuje go, przytula, a czasami klepie po barku na znak sympatii. Nowo poznaną istotę nazywa z góry „jej przyjacielem”, często rzuca tekstem „Hej, zaprzyjaźnimy się?” i nawet nie próbuj zaprzeczać, ponieważ nie zaakceptuje odmowy. Ona słyszy tylko to, co chce słyszeć i w żaden sposób tego nie zmienisz. Jej zbyt duży entuzjazm nie jest w sumie spowodowany niczym innym, jak jej dziwną osobowością. Żywiołowa samica, prawie nigdy nie jest w spoczynku, zawsze skacze bawiąc się w „znikające podłoże”. Polega to na tym, iż musisz skakać po różnych kamieniach, głazach byleby nie dotykać trawy, ponieważ wtedy przegrasz.
Kocha żartować, śmiać się i wygłupiać. Nigdy nie jest poważna, nie bierze życia na serio, a jej infantylność i beztroski styl bycia w żaden sposób nie mogą nie irytować lub denerwować istoty obok. Warto też wspomnieć, iż pomimo tego, że Amanda jest głównie wilkiem, nie je mięsa. Tak, to wegetarianka. Uwielbia różnego rodzaju, słodkie owoce, a już w szczególności jagody.
Dodatkowy opis: Ten chomiko-konio-wilko-wąż z dala w ogóle nie wygląda jak hybryda. Zwykły wilk, ot co. Tak naprawdę, chociaż tego nie okazuje, Amanda jest niezwykle zadowolona z tego, jak wygląda. Posiada długi ogon, „odziany” niebiesko-białymi i bardzo długimi włosami, które zwisają z niego, ciągnąc się za nią. Końcówki łap również ma w jasnym, perłowym kolorze.
Zainteresowania: Co lubi robić, tak…? Zdobywać nowe znajomości. Och, no i śpiew. Kocha śpiewać, chociaż nigdy nie robi tego… Spokojnie. Zawsze musi drzeć się na kilka kilometrów. Szczęście, że ma silny głos, inaczej wszyscy w jej otoczeniu narażeni byliby na bezlitosne piski.
Stanowisko: Muzyk
Zawody:
  • Champion:
  • Złoto:
  • Srebro:
  • Brąz:
Song Theme: Anna - Friend Like Me
Historia:
Nick na howrse: MrsAnglel20

wtorek, 1 września 2015

Pierwsza postać poboczna!

        Niestety Blue nie jest w stanie trzymać naraz tutaj trzy postacie: Ronana, Seanit i Maurę. Zdecydowała się usunąć tą trzecią, jednak podsunęłam jej pomysł, by zrobić z niej postać poboczną. Takim oto sposobem Maura będzie nadal obecna, ale nie będzie można pisać nią opowiadań. Oczywiście możecie o niej w opkach wspominać, w końcu to nadal hybryda mieszkająca na naszych terenach x3

Przypominam Tibu, że dalej z Vistą zalegają w czasie ,,zmierzch", a u reszty mamy poranek (no poza Xin'em, ale to też naprawię!).

~ Nyan Cat

Od Innej (CD Averkina) - ,,Królewna"?

        - Wypraszam sobie! - warknęła wadera nawet nie wstając z ziemi.
  Trzy hybrydy podskoczyły w miejscu zaskoczone. Z nosa Innej wydobyły się stróżki dymu. Alfa podniosła się do pozycji siedzącej. Kolejni obcy w jej mieszkaniu? Chyba będzie musiała do tego przywyknąć...
  - Nie waż mi się nazywać mnie królewną - rzuciła ostrzegawczo do małego basiora.
  - A jak nie to co? - odparł wymownie rozmówca, najwidoczniej w ogóle nie przejęty rozmiarem wadery.
  Alfa schyliła łeb niemal do ziemi, by spojrzeć mu w oczy. Hipnotyczny wzrok wadery wspomógł efekt jaki chciała osiągnąć.
  - Przypiekę cię na ognisku - odpowiedziała i dmuchnęła na niego dymem.
  Basior aż usiadł, zmrużył oczy i powachlował sobie łapą przed pyskiem.
  - Rany...ktoś tu ma naprawdę nieprzyjemny oddech - rzucił złośliwie.
  Inna zignorowała go i wyprostowała się.
  - Mogę wiedzieć co robicie w moim domu? - zapytała.
  - Zwiedzamy - wadera o niebieskim futrze użyła najbardziej znanej na świecie wymówki.
  - Mam rozumieć, że jesteście tu przypadkiem, nie macie domu nad głową, a może nawet szukacie stada, które zaakceptuje waszą inność? - odpowiedziała Alfa.
  Dwójka wader zamrugała kilka razy nie za bardzo ogarniając odpowiedź wadery.
  - Zacznijmy od początku - westchnęła zielona. - Mam na imię Inna - basior odkaszlnął w zaciśniętą łapę. Zignorowała go (spotkanie z Nocte nauczyło ją tego zwyczaju) - i jestem Alfą tutejszego stada. Wszystkie te tereny należą do mnie i mieszkających tu hybryd. Nie przyjmujemy żadnych normalnych wilków. A wy to...?
  - Samira - opowiedziała niebieska - To jest Shantel - wskazała na złotą waderę ze skrzydłami jak u kruka - a ten szczur to Averkin.
  - A teraz zapytam: czy może chcielibyście dołączyć?
  Hybrydy obejrzały się po sobie. Po dłuższym zastanowieniu wadery pokiwały głowami. Inna spojrzała równo z nimi na basiora. Ten tylko prychnął.
  - Zastanowię się - mruknął Averkin i ruszył w kierunku z którego przyszedł z Samirą i Shantel.
  Inna westchnęła cicho. Może będzie z nim jak z Naru? Czarny samiec też długo się wahał. No nic. Nie zawsze słyszy się ,,tak". Huangalong przygotował Inną także i to tego.
  - To może załatwimy parę ważnych spraw? - zaczęła Alfa i gestem zaprosiła wadery do swojego domku.


Avek, teraz kończ mi opo od Fery x3 Samirą jak chcesz też coś możesz dodać

Od Averkina (CD Samiry)

        - Mój mały przyjacielu, wiesz czym jest śmierć?
Mała, brązowa myszka zawierciła się w objęciach końcówki mego ogona.
- Ja też nie. Nigdy tego osobiście nie doświadczyłem, wiesz? Mogę godzinami patrzeć jak ktoś umiera i nadal nie dowiem się jak to jakie to uczucie, gdy życie ulatuje- powiedziałem łagodnym głosem.
Gryzoń znieruchomiał wbijając we mnie swe małe czarne oczka. Widziałem w nich strach. Lęk o własne życie, już nawet nie o zdrowie. Byleby przeżyć.
- To smutne- kontynuowałem swój monolog- Byś zginął, mój mały przyjacielu, trzeba tak niewiele. Wystarczy, że- nieco mocniej zdusiłem zwierzątko- nacisnąłbym delikatnie na twój mały brzuszek pazurkiem... - przyłożyłem szpon do wspomnianego miejsca- I wiesz co by się wtedy stało?
Niemalże słyszałem dudnienie serca gryzonia. Siedziałem niewzruszenie spoglądając w jego oczy.
- Chciałbym cię oszczędzić- powiedziałem przekrzywiając głowę i spoglądając na niego z udawanym żalem- Jednak widzisz, mój mały przyjacielu, gdybym cie teraz puścił ominęłaby mnie świetna zabawa. A ty, jako mój przyjaciel, powinieneś chcieć mego szczęścia...- pokiwałem smutno głową- I dla mej satysfakcji...umrzesz.
Przy akompaniamencie rozpaczliwych pisków, powoli wbiłem szpon w ciałko zwierzaczka.
- Prawa dżungli, mój mały przyjacielu- dodałem gdy zwierzątko wyzionęło już ducha. Podniosłem ciałko nad głowę i puściłem do szeroko otwartego pyska. Kilka razy zgniotłem ścierewko zębami i przełknąłem. Ogon powoli opadł na ziemię, a ja jeszcze przez chwilę analizowałem smak zwierzątka.
- Ciekawe czy można to zaliczyć do kanibalizmu- mruknąłem oblizując się i wstając.

Słońce ledwo co wstało, ale ja już dążyłem potorturować sporo małych zwierzątek.
- Na górze róże, na dole fiołki, a w moim brzuszku tańcują skowronki- powiedziałem beztrosko przeskakując stojącą mi na drodze trzmielinę.
Po drugiej stronie krzaczka czekała na mnie całkiem przyjemna niespodzianka. Dwie wadery. Biała, skrzydlata kupa futra i szczuropodobna, szara istotka. Obie śpiące na ziemi. Zacmokałem głośno, na co uszy obu się uniosły, ale powieki ani drgnęły.
-  Królewny? Wasz książę właśnie przybył. Którą mam obudzić najpierw?- powiedziałem
Shantel momentalnie zerwała się na równe łapy.
- Mnie nie!- zawołała.
Zrobiłem smutną minkę szczeniaka, któremu właśnie odmówiono jakiejś wielkiej przyjemności.
- A szkoda. Bo ta druga wygląda mało zachęcająco- mruknąłem zerkając na Samirę, na której spotkanie z własnym bratem widocznie nie robiło wrażenia.
- Idź precz szatanie...-wymruczała przewracając się na drugi bok.
- Ja też cię lubię- rzuciłem i powędrowałem wzrokiem ku Shantel- Kopę lat.
- Cześć- jej głos był tak cichy, że odgłos łamanej gałązki byłby w stanie go zagłuszyć.
- Trochę więcej odwagi złotko, nie wiem jak cicho musiałabyś mówić bym nie usłyszał, ale dobrze by było jakby inne hybrydy rozumiały.
Wadera zerknęła niepewnie w stronę mojej siostry jakby szukając w niej oparcia, ale ona nadal miała nas, a zwłaszcza mnie, głęboko gdzieś.
- Długo będzie spać?- zagadnąłem.
- Myślę- mruknęła Shantel-, że nie wstanie do puki ty tu jesteś.
Cichy pomruk dobiegający z ziemi chyba potwierdzał teorię hybrydy. Trochę więcej się po rodzonej siostrze spodziewałem, ale tylko trochę.
- Wstawaj spaślaku- szturchnąłem ją łapą i powiedziałem pierwsza rymowankę jaka wpadła mi do głowy-  Kto brata ślini temu diabli mili.
Usłyszałem jej ciche przekleństwo. Usiadła na przeciwko mnie i bez ostrzeżenia napluła mi centralnie w oczy.
- Niech cię diabli- wycedziła.
Roześmiałem się. Samira wstała i przeciągnęła się. Gdy mnie mijała mruknęła coś o tym że jestem... Nieważne, tak czy inaczej, chcąc nie chcąc obraziła tym też własną matkę.

- Co to?- gdzieś z przodu dobiegł mnie głos Shantel.
Podbiegłem do niej i spojrzałem na obiekt jej zainteresowania. Nie wiem co to właściwie było.
- Duże-ule- powiedziałem wykrzywiając się.
Samira ominęła nas przewracając oczami.
- Wioska kretynie.
Jeszcze raz spojrzałem na wioskę, Samirę i z powrotem.
- Nieee... Mi to wygląda na ule.
Moja kochana siostrzyczka pokręciła z niedowierzaniem głową i ruszyła czymś co uparcie nazywała mostem. Kiedy zbliżyliśmy się do uli usłyszałem oddech.
- Samirciu? Słyszałaś to?
- Shantel? Słyszałaś? To wiatr szumi...- powiedziała z udawaną fascynacją.
Westchnąłem z rezygnacją i ruszyłem w stronę dźwięku. W jednym z uli leżała zielonkawa, rogata wadera. Otworzyłem szerzej oczy.
- O mordę... kolejna królewna.
Owa królewna właśnie otworzyła swoje śliczne fiołkowe oczka.

Inna? Shantel?

Historia Wasp

        Wszystko ma swoją historię. Drzewo w ogródku, złota bransoleta, nawet takie nic nie ważne ,,mutanty" jak Wasp. Jedne historie są ciekawe, zaskakujące, inne po prostu nudne i nie warte opowiedzenia. Ale pewnymi opowieściami trudno jest się podzielić. Trudno przechodzą przez gardło. Przywodzą nieprzyjemne wspomnienia. Historia Wasp należy do właśnie takich. Nie można jednak wszystkiego tu oznaczać za negatywne. Gdyby nie pewne ,,drobnostki", charakter wadery byłby dzisiaj zupełnie inny.
  Urodziła się w wysoko postawionej rodzinie. Była jednak dzieckiem niechcianym, paskudną niespodzianką. Można powiedzieć ,,wpadką". Jej matka była dość...kokieteryjna. Wodziła basiory za nos gdy tylko jej partner był nieobecny. No i pewnego razu uwiodła muzyka. Był to chłopak młody. Tak samo jak ona nie wiedział co robi. Była to znajomość wyjątkowo przelotna, tak jak zresztą wszystkie ,,znajomości" starszej wadery. A gdy wrócił jej partner tradycyjnie przywitała się jak gdyby nigdy nic. Natomiast gdy upłynął pewien czas odkryła, że jest w ciąży. Starała się pozbyć niechcianego bękarta. Piła niedozwolone eliksiry, wywary, które wpłynęły na wygląd i stan jej dziecka. Ale nie pozbyły się go. Nie upłynęło wiele czasu gdy prawdę odkrył jej partner. Zaczęły się kłótnie. Awantury praktycznie o nic. Stosunki małżonków popsuły się, co wpłynęło znacznie na ich dwuletniego syna, Reena. Chłopak żył w przekonaniu, że nie ma czegoś takiego jak ,,miłość". Widząc matkę filtrującą z obcymi facetami szybko się tego nauczył, a kłótnie rodziców tylko wszystko potwierdziły.
  Po narodzinach Wasp było tylko gorzej. Waderka prawdopodobnie nigdy nie dostała imienia. Była nazywana szkodnikiem, bękartem, mutantem. Wszyscy bali jej się przez dziwaczny wygląd. Przesądna służba plotkowała, że szczeniak urodził się z podwójną parą uszu na znak zdrady, a nie przez świństwa zażywane przez matkę. Wasp nie czuła się źle. Myślała, że we wszystkich rodzinach jest tak, jak w jej, bo w życiu nie spotkała innego szczeniaka. Wydawało jej się normalne, że matka nawet nie chce na nią patrzeć i bije ją często z byle powodu, że ojczym nawet nie starał się jej poznać, że brat nie cierpi rodziców i życzy im rychłej śmierci za ich plecami. Rodzice nie zwrócili uwagi na córkę i jej możliwości. Ale Reen cały czas bacznie jej pilnował. Odkrył więc szybko, że siostra potrafi znosić okrutnie długie bicie i wylizuje się z ran. Zauważył jak dobry ma słuch dzięki podwójnej parze uszu. A co najważniejsze, zwrócił uwagę, że waderka wpływała głosem na cudze uczucia...
  Gdy Wasp miała niespełna rok, Reen obudził ją w środku nocy i kazał za sobą iść. Waderka nie wahała się, wiedziała, czym może się skończyć nieposłuszeństwo. Chłopak wyprowadził ją po raz pierwszy w życiu poza ,,dom". Braterska miłość? Nie za bardzo. Reen od zawsze marzył o ucieczce, ale wiedział, że mając niecałe trzy lata nie poradzi sobie w świecie. Skąd miał brać środki na życie? Jak się bronić? Nie miał nic...poza siostrą. Zrobił z Wasp złodziejkę. Dar dziewczyny wyjątkowo w tym pomagał. Szczeniak szybko zaaklimatyzował się do nowego stylu życia. Musiał. Inaczej Reen byłby zły.
  Nie minęło wiele czasu, gdy mała Wasp przekonała się, że podróżne życie z Reenem jest równie nieprzyjemne co mieszkanie z rodzicami. Mama ją biła - Reen też to robił. Nawet częściej. Na dodatek był bardziej brutalny. Pewnego razu uznał, że siostra za bardzo rzuca się w oczy. Po namyśle postanowił obciąć jej jedną parę uszu, by tak nie zwracały uwagi. Szczeniak znosił katusze, aż w końcu zemdlał. Reen porzucił swój pomysł, uznając, że życie hybrydy jest ważniejsze niż para uszu. W końcu przecież dalej mu była potrzebna.
  Aż pewnego razu, gdy Wasp skończyła półtora roku, Reen zniknął. Młoda wadera była w rozsypce. Owszem, brat zawsze jej powtarzał, że ją w końcu porzuci...ale nie wierzyła mu. A on i tak to zrobił. Tułała się samotnie, żyła z kradzieży i odpadków. Pewnego razu wojna zagnała ją na wschód. Dotarła do pięknego królestwa, rządzonego przez młodą, około trzyletnią alfę, Jin. Trafem strażnicy przynieśli, a raczej zawlekli hybrydę do pałacu. Mieli już kiedyś do czynienia z podobnym pomiotem diabła i woleli się ustrzec przed powtórką. Ale Jin dowiedziała się o istnieniu Wasp i zabroniła im robić z nią cokolwiek. Zaopiekowała się waderą. Zrobiła z niej swoją dwórkę i nauczyła wielu rzeczy. Dzięki niej Wasp odkryła jak przyjemnie jest dbać o własne ciało. Reen zawsze pilnował, by osoby z którymi mają do czynienia najpierw widzieli w jego siostrze złodzieja, dopiero później zwracali uwagę jakiej jest płci. Dlatego też dziewczyna będąca już wyrośniętą panną polubiła lśniące futro i drobne błyskotki, jak kolczyki czy paciorki. Przyzwyczaiła się do tego, że niektórzy mnie odrywają od niej wzroku, a z czasem i to jej odpowiadało. Inne dwórki lubiły gdy kawalerzy się za nimi oglądali. Dlaczego ona nie mogłaby robić podobnie?
  Otoczenie wpłynęło znacząco na jej charakter. Wadera stała się mniej potulna, nie kuliła się pod obelgami - zamiast tego używała równie wrednych ripost. Zyskała tym sympatię straży pałacowej. Wojownicy z wykształcenia lubili osoby o hardym nastawieniu. Mawiali, że ,,młódka jest może i mała, ale kąśliwa jak osa". I stąd też imię, którym przedstawia się do dzisiaj - Wasp.
  Zapomniała o Reenie. Zapomniała o matce. Liczyło się dla niej tu i teraz. Dzięki Jin odkryła swoje powołanie - muzykę. Otrzymała od niej w prezencie własną lutnię, wykonaną z jasnego wiśniowego drewna. Śpiewała także do jej akompaniamentu. Jin wykorzystała to w dobry sposób. Jej poddani byli uciśnieni przez lęk wojny. Publiczne występy utalentowanej hybrydy były dla nich odprężające. Głos dziewczyny koił strach, podsycał nadzieję i zagrzewał do walki. Wojna skończyła się bardzo szybko, Wasp jednak nie straciła popularności. Wilki nawet zapomniały, że mają do czynienia z hybrydą. Wasp żyło się tu dobrze...ale jednak nadal jej czegoś brakowało. Marzyła skrycie, by znaleźć miejsce, w którym będzie więcej hybryd.
  I jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki niedługo po jej trzecich urodzinach do królestwa przybył (a raczej wrócił) basior nazywany tutaj niegdyś Suǒwèi de láng shé. I za prośbą Jin zabrał Wasp do Krainy Hybryd.