wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Samiry (CD Shantel)


        Spojrzałam na waderę z uniesioną ,,brwią". Dopiero po dobrej chwili mój wzrok powędrował ku, leżącemu przede mną, zającu. Przez chwilę spoglądałam na niego obojętnym wzrokiem.
- Dziękuję- powiedziałam.Ton mojego głosu był beznamiętny, gdyby nie znaczenie słowa, nikt nie uznałby tego za szczere podziękowania.
Shantel skinęła na mnie po czym ponownie opuściła jaskinię. Obwąchałam zwierzątko. Na pierwszy rzut oka można było ocenić, że jest to spasiony osobnik. Jakoś nie przepadam za tłustym mięsem, ale wybrzydzać nie wypada. Wzięła zająca w zęby i wyszłam na zewnątrz. Upuściłam go na ziemię.
- To miało być zadośćuczynienie czy próba udowodnienia mi, że nie jesteś całkowicie bezużyteczna? A może doszłaś do wniosku, że w porządku byłoby zrobić coś miłego?
Ta przez chwilę wpatrywała się we mnie z nieodgadnioną miną. Trochę jakby nie zrozumiała pytania. Najwyraźniej domyśliła się, że odpowiedź jest mi obojętna bo, mimo, że pewnie znało odpowiedź- nic nie powiedziała.
Zostawiłam Shantel tę bardziej tłusta część zająca. Nie nazwałabym tego troską o jej żołądek. Po prostu doszłam do wniosku, że potrzebuje więcej tłuszczów ode mnie. Ja z resztą dużo pokarmu w sobie nie mieszczę z racji obwodu swego tułowia. Wolałabym też nie obciążać zbytnio cienkich łap. Nie są one słabe, ale bynajmniej nie przywykły do dźwigania ,,tonowego" cielska.
Kiedy skończyła posiłek podniosła na mnie wzrok. W spojrzeniu odnalazłam pytanie: ,,Do kąt teraz?". Wzruszyłam ramionami.
- Kto mnie szefem mianował, jeśli wolno spytać?- mruknęłam.
Shantel wzruszyła barkami. Pozostało mi więc jedynie spekulować z jakiej racji to ja mam o wszystkim decydować. Może ona najzwyczajniej w świecie dowodzić nie potrafi to zwaliła ten obowiązek na mnie. Ale przecież nikt tu nie musi być nad kimś. Nie śmiem jednak rzec, że taki układ mi nie odpowiada.
- Najpewniej zapuścimy się dalej by sprawdzić czy nie ma tu więcej hybryd- powiedziałam zrezygnowanym tonem.
Ta pokiwała głową na znak, że się zgadza. Taaa, jakby umiała inaczej...


Przez całą drogę zastanawiałam się nad pewną kwestią. Zwykłam w chwilach nudy rozważać problemy świata. Tematem na dziś była sprawiedliwość. To chyba jedno z najbardziej względnych, znanych mi pojęć. Zabicie niewinnego z pewnością nie jest sprawiedliwe...Ale co z wojną? Nie mający nic wspólnego z jej wybuchem wojownicy stają do walki z kaprysu swych panów. To z pewnością nie jest sprawiedliwe. A więc czy gdyby zwaśnieni panowie stanęli ze sobą do walki można by uzyskać swego rodzaju sprawiedliwość? Czy niesprawiedliwość da się usprawiedliwić? Czy cel rzeczywiście uświęca środki? Czy jest jakaś wyraźna granica pomiędzy tym co da się wybaczyć, a tym czego nie?
Energicznie potrząsnęłam głowa zdając sobie sprawę, że temat ze sprawiedliwości zszedł na dobro i zło. Kto jak kto, ale ja wolałabym nigdy nie musieć się nad tym głowić. Postanowiłam więc przenieść wydarzenia z paru ostatnich miesięcy do moich rozważań. Zastanawiało mnie czy odebranie władzy niedoszłemu delcie było sprawiedliwe. Miał do tej pozycji pełne prawo, a jednak nie otrzymał tego na co zasługiwał. To więc nie było sprawiedliwe, ale gdyby ten nie postanowił się zemścić, decyzja alfy byłaby słuszna.
Skrzywiłam się dochodząc do wniosku, że te rozważania nie mają sensu, że myślę nad rzeczami prostymi i oczywistymi tylko po to by zabić czas.
Spojrzałam na idącą obok Shantel. Rozglądała się dookoła. Jej nos bez ustanku się poruszał. Chciałabym móc zaufać jej zmysłom i znów zatopić się w bezsensownych rozmyślaniach, ale coś mi na to nie pozwalało. Bywała zawodna. Nie uważam siebie za ideał, ale nie nadałabym tego miana też tej tu waderze. Jej nieśmiałość zwyczajnie mnie irytowała. Przywykłam raczej do towarzystwa śmiałych, odważnych wilków, wygłaszających swoją opinie na głos. Poczułam delikatne ukłucie w tym skamieniałym czymś na co mówią ,,serce". Tęsknię za tym draństwem. Za docinkami brata i prostymi, aczkolwiek mądrymi stwierdzeniami siostry. Ta to miała łeb. Do dziś powtarzam sobie jej słowa gdy spotykam się z jakimś problemem.


Cichym syknięciem dałam Shantel znać by się zatrzymała i siedziała cicho. Przez chwilę nasłuchiwałam. Jako, że potrafię używać echolokacji to chyba nie trudno się domyśleć, że mam też bardzo wyczulony słuch. Skrzywiłam się gdy dotarło do mnie co wydało te niepokojące pomruki, które zmusiły mnie do zatrzymania marszu.
- Niedźwiedź- szepnęłam.
- Duży?- spytała jeszcze ciszej wadera.
Pokręciłam głową. Dało się to poznać po głośności dźwięków, które wydawała ziemia przy spotkaniu z jego łapami.
- Nie dałabym mu więcej niż dwa lata. Ledwo co wyfrunęła z gniazda, ptaszyna.
Shantel niespokojnie powiodła wzrokiem od zarośli po prawej do tych po lewej. Przewróciłam oczami.
- Jeśli nie damy mu się podejść nie powinien stanowić większego zagrożenia- dodałam by uspokoić waderę.
- Wcale się nie boję- rzuciła.
Spojrzałam na nią z udanym podziwem.
- P-po prostu nie lubię być śledzona...
Uśmiechnęłam się prawie że życzliwie.

Shantel? Tak wiem...weny mi zbrakło ;-;

Od Miyuki (CD Xinyuana) - Nowe życie

        Kiedy wielki, czarny stwór odchodził, zatrzymał przez chwilę swoje spojrzenie na mnie. Jego czerwone, przenikliwe oczy wywoływały u mnie ciarki od czubków uszu do końcówek wszystkich ogonów. Mogłoby się zdawać, że spojrzenie było przepraszające, lecz u mnie i tak wywoływało strach.
Natomiast Inna była bardzo ciepła i na pewno sporo wiedziała. Jej nowy kolega - Xin - był za to dziki. Jak nieoswojony, groźny pies, który w każdej chwili może zaatakować. Był kompletnie nieprzewidywalny i przerażający, ale jednocześnie ciekawy.
Podczas wędrówki starałam się nie rzucać w oczy. Dreptałam po cichu za moimi nowymi znajomymi. Po jakimś czasie Inna zatrzymała się i odwróciła do nas.
- Przygotujcie się na coś pięknego.
Z uśmiechem pobiegła przed siebie. Xin wymienił ze mną zdumione spojrzenia i również ruszyliśmy. Przebiegliśmy przez gąszcz krzaków i drzew. Nasza przewodniczka zatrzymała się gwałtownie, a ja rozglądając się wstrzymałam oddech. To miejsce również było przecudowne. Widziałam jakieś poukrywane domki, pełno roślin i piękne położenie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam poważnie, a po chwili dodałam - Przeszłam tyle z wami, a nawet nie wiem kim jesteście... To jest chore... - pokręciłam głową ze zdumieniem, a towarzysze spojrzeli na mnie zdumieni.
Inna? Xin? A może Naru?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Tiburon - Wojownik

Imię: Tiburón czyli rekin ,dla przyjaciół po prostu Tibu
Płeć: Samiec
Wiek: 6 lat
 Typ hybrydy: Z grubsza wygląda to tak ,że Tibu przypomina skrzyżowanie parapetu salamandry i zdechłej makreli.Uznajmy jednak że jest hybrydą wilka i rekina (choć właściwie nie wiadomo co się tam jeszcze wkradło).Wilko-rekin, taaak to brzmi o wiele bardziej dumnie niż zdechła makrela na parapetówie u salamandry.
Co daje ci bycie hybrydą?: Oprócz tego że Tibu wygląda jak stara skarpeta?
-może oddychać pod woda ,świetnie pływa i nurkuje (ale na ratownika nadaje się średnio bo mógłby przypadkiem takiego przy-topionego wilka z jedzonkiem pomylić)
-Odrastają mu wybite (bądź w inny sposób utracone) zęby
-Co ciekawe jest w stanie nieznacznie manipulować swoim wyglądem np.zmieniać kolor sierści
Z powodzeniem może zastępować papier ścierny...no dobra przesadzam, oprócz wyżej wymienionych Tiburón ma też kilka typowo rekinich zdolności .
Partner: szuka
 Rodzina: Emmm nie dziękuje?
Charakter: Tibu nie szuka kłopotów, zazwyczaj to one znajdują jego ( zazwyczaj kończy się to tak że odrastające zęby bardzo się przydają). Podchodzi do siebie z dystansem. Tibu ma niezwykłe poczucie humoru ,potrafi żartować ze wszystkiego (i wszystkich) w każdej ,nawet poważnej sytuacji. Często doprowadza tym wszystkich do szału. Do tego jest naprawdę b a r d z o irytujący ,często drażni się nawet z przypadkowymi osobami. Jeśli jesteś smutny i ogólnie kiepski dzień możesz liczyć że Rekinek poprawi ci nastrój. W ciągu kilku godzin zostanie twoim ,,starym kumplem''.Tibu sam przyznaje ,że to poczucie humoru jest tylko przykrywką dla bólu jaki musi znosić. Mało przejmuje się wyglądem, może dlatego ,że uważa że już brzydszy byś nie może.  Nie ma szczęścia do samic (ani do samców jakby to kogoś interesowało). Jest  inteligentny, ale bywa tępy albo celowo na takiego pozuje. Dla przyjaciół zrobi dosłownie wszystko.
Dodatkowy opis: Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie pokracznego ,zupełnie jakby był zbudowany z wielu niepasujących do siebie części ,uroku bynajmniej nie dodają mu szeroka klatka piersiowa i wystające żebra Tibu jest dość wysoki (o ile można to tak określić) a przy tym chudy ma długie łapy i nieproporcjonalnie duże nieporośnięte futrem czteropalczaste stopy (które dziwnym trafem przypominają odnóża salamandry). Jak już wcześniej wspomniano z wyglądu przypomina nieco makrele ,jego ciało jest wydłużone i jakby spłaszczone a masywny ogon zakończony pionową płetwą, do tej ryby dodatkowo upodabnia go ubarwienie :na pysku ,grzbiecie i łapach szarozielone lub nawet czarne a na brzuchu ,ogonie szyi i stopach złoto-brązowe.Cechą niewątpliwie rekinią jest spłaszczony pysk płetwa grzbietowa i dwa rzędy ostrych jak żyletki zębów.Tak ma skrzela, (zwykle przez pierwsze minuty rozmowy rozmówcy nie mogą przestać się na nie gapić) na lądzie nie na wiele się przydają, falują kiedy oddycha i są bardzo delikatne prędzej skrzywdzisz go wkładając tam patyk niźli okładając kijem przez dwie godziny bo skórę ma bardzo twardą ,podobną raczej do papieru ściernego.Brak urody nie jest jedynym problemem z powodu takiego niefortunnego połączenia gatunków Tibu niemal bez przerwy odczuwa ból ocierających się o siebie kości bądź pozrastanych mięśni,nie może także opuścić ogona gdyż jest on sztywny.Mimo wad i ograniczeń jest całkiem sprawnym łowcą znacznie szybszy i silniejszy niż zwykłe wilki.Pysk ma nawet przyjemny i sympatyczny przynajmniej dopóki się nie uśmiechnie (a uśmiech ma szatański) między uszami zaczyna się grzywa z dłuższego futra sięgająca do łopatek ładnym dodatkowo szpeci go szeroka blizna na gardle.No cóż ładnym go nie nazwiesz choćbyś był pół ślepy i głupi
Zainteresowania: Wprost uwielbia łamać zasady pokonywać swoje ograniczenia i wspinać się coraz wyżej.Oczywiście najbardziej lubi pływać w wodzie czuje się jak w domu nic go nie boli i każdy ruch przychodzi mu z łatwością.Przyjemność sprawia mu również polowanie i walka.Lubi rozmawiać na ciekawe tematy i przyglądać się otaczającym go istotom.Mało kto o tym wie ale Tibu lubi śpiewać (i nawet dobrze mu to wychodzi)
Stanowisko: Wojownik
Zawody:
  •  Champion:
  •  Złoto:
  •  Srebro:
  •  Brąz
Historia:
Nick na howrse: agora

Od Slave (CD Harkira i Visphoty)

        Po raz kolejny skoczyłam ku wilkowi, tym razem nie zdążył zareagować i ponownie powaliłam go na ziemię. Kolejny raz usłyszałam pęknięcie, jednak nie przejęłam się tym, ponieważ znam doskonale jego możliwości leczenia się. Przynajmniej sprawię mu ból, tyle na razie wystarczy. Skorzystałam z umiejętności odziedziczonych po mych przodkach. Wbiłam kły, do których napłynął jad, w kark basiora i kilka innych miejsc, z których powinien zadziałać dość szybko. Wtedy ta prędkość by wystarczyła, ale teraz jest starszy i nie mam pewności czy uda mi się go wykończyć. Jego możliwości najpewniej wzrosły z wiekiem, tak samo, jak u mnie. Odciążyłam jego ciało, a następnie odskoczyłam kilka kroków w tył, czujnie czekając, na to, co się stanie. Zdechnie w końcu czy nie? Może chociaż sparaliżuje mu mięśnie i będę go mogła wykończyć, gdyż nie uda mu siebie uleczyć? Obserwowałam w cicho. Czekanie, czasami sprawia trudności nawet mnie.
- Skoro mnie znasz to powinnaś wiedzieć, że to nie zadziała - powiedział przewracając oczami. Syknęłam pod nosem. Mogłam się była tego spodziewać. Jest równie irytujący, jak jego przybrany ojciec, ale... Jednak inny. Pewnie dlatego, iż jest hybrydą, ale po prostu jest inny. Nie zmienia to faktu, że moim obowiązkiem jest go zabić. Przynajmniej... Tak mi się wydaje. Popatrzył na mnie ze zrezygnowaniem.
- Chcesz mnie zabić, prawda? Więc? Dlaczego tego nie zrobisz teraz? Nie mam zamiaru walczyć. Moje istnienie i tak niczego nie zmieni - stwierdził. W jego głosie była szczerość, a zarazem ból, jakiego jeszcze od nikogo nie słyszałam. Nie chce walczyć? Naprawdę, aż tak nie zależy mu na życiu? Jeśli tak mówi, nie jest chyba tak zły... Przecież, gdyby był, walczyłby ze mną, prawda? Nie rozumiem... W tej sytuacji... Dostanie ode mnie szansę, jednak tylko jedną.
- Niechaj będzie tak, dam ci szansę, jedną. Pokażesz mi czy jesteś zły, neutralny, czy dobry. Jeśli ją zmarnujesz, zabiję cię bez najmniejszych skrupułów. Od teraz, będę się ciebie czepiać, niczym rzep, zrozumiano? - wyjaśniłam całą "umowę".
- Jeśli chcesz - mruknął obojętnie. Czyżby jednak chciał zginąć? No cóż, nie ma raczej zbyt wielu powodów do istnienia, więc... Nie ważne. Harkir odwrócił się i odszedł po prostu, zaś ja ruszyłam za nim. Szliśmy, szliśmy i doszliśmy. Gdzieś. Jakieś splecione drzewa. Ciekawie to wygląda, nie powiem. Dość wysoko... Wątpię, aby mój "towarzysz" sobie z tym poradził. Zastanowiłam się chwilę. Zamachałam skrzydłami i po chwili byłam w powietrzu, nisko nad ziemią.
- A ty, zamierzasz się tam dostać? - spytałam, przewracając głowę na bok.
- Po prostu zainteresowało mnie to miejsce - odpowiedział mi obojętnie.
- Czyli chcesz się tam odstać? - zadałam tam kolejne pytanie. Wzruszył najzwyczajniej ramionami wgapiając się w to miejsce. Syknęłam cicho, gdyż zastępowało to w moim przypadku westchnienie. Objęłam hybrydę na wysokości klatki piersiowej i uniosłam. Jak łatwo się domyślić, nie był zbyt ciężki. W końcu to prawie sama skóra i kości. Najprawdopodobniej, nim dotrzemy na górę, zdążę złamać mu kręgosłup przynajmniej dwa razy. Po nie długim czasie byliśmy już na miejscu. Harkir rozglądał się dookoła zdecydowanie bardziej, niźli ja. Mój wzrok spoczął na waderze, śpiącej przed wejściem do największej, wyglądającej na zamieszkałą. Skinęłam na zielonego, aby poszedł za mną. Ten niechętnie, ale to zrobił. Stanęliśmy przy śpiącej.

Visphota? Ktokolwiek inny? Harkir?

Od Xinyuana (CD Kotonaru) - Kółko zapoznawcze?

        Nie wiem właściwie, co się stało. Pierwsze ten samiec chciał walczyć, widziałem to - w jego oczach, zachowaniu. Chciał tej walki całym sobą. A potem uciekł. Od tak. Porzucił wyzwanie, które sam rzucił. Pozostałem więc sam na sam z dwoma zupełnie obcymi sobie hybrydami. Zmierzyłem wzrokiem nowo przybyłą. Była raczej niska. Miała białe futro, poroże jak u jelenia i kilka ogonów (nie miałem ochoty liczyć). Spojrzałem na zieloną samicę. Tą, która skądś znała mój język. Wydawała się zaskoczona zachowaniem towarzysza i...zawiedziona?
  - Co to miało zzznaczyć? - zapytałem już we wspólnym.
  Wadera wydawała się zaskoczona. Nie zapytała jednak o nic, co już mnie bardziej do niej przekonało. Kto zadaje pełno głupich pytań sam nie jest wiele od nich mądrzejszy.
  - Ja...znaczy się on...Ach! Sama nie wiem! - warknęła już wyraźnie rozeźlona. Po chwili jednak uspokoiła się i zapytała spokojnie: - Mogę teraz podejść?
  Po chwilowym zastanowieniu kiwnąłem potwierdzająco głową.
  - A ona? - tu wskazała na nieśmiałą, białą hybrydę. Potwierdziłem kolejnym kiwnięciem.
  Usiadłem rozluźniony. One nie stanowiły zagrożenia. W razie czego obu dam radę, choć wątpię, bym musiał je zabijać. Tak, lepiej uciec w las. Nie dogonią mnie, a ja nie będę musiał się gryźć ze złamaniem słowa danego Jin, tej małej waderce, która tak bardzo mnie zmieniła. Biała, rogata wadera bardzo mi ją przypominała. Nie tyle z wyglądu, co po prostu kojarzyła mi się z miesiącami spędzonymi z przyjaciółką. Toteż nie zważając na właściwe zachowanie przez parę minut przyglądałem się ciekawie nieznajomej co jakiś czas przekręcając głowę na boki i wysuwając rozwidlony język.
  - Ekchem - zielona wadera odchrząknęła dając mi do zrozumienia, że tak się chyba nie robi.
  Gdy zwróciłem już głowę w jej stronę, zaczęła:
  - Mam na imię Inna. A ty?
  - Suǒwèi de láng shé - odpowiedziałem.
  - Nie wierzę, żeby to było twoje PRAWDZIWE imię - odparła.
  Zmierzyłem ją podejrzliwym spojrzeniem po czym odpowiedziałem już w pełni szczerze:
  - Xinyuan.
  - Od razu lepiej - uśmiechnęła się po czym spojrzała na drugą, siedzącą cicho hybrydę czekając, aż pójdzie za resztą i również się przedstawi.
  - Miyuki - powiedziała w końcu.
  - No to teraz się znamy - Inna wstała zadowolona. - Pozwolicie, że coś wam pokarzę?
  Ruszyła spokojnym truchtem w stronę, z której przyszła. Nie myśląc wiele pobiegłem za nią. Coś mnie w tej samicy intrygowało. Miyuki również poszła w moje ślady.


Miyuki? A może Naru się wróci? ^^ Jakbyście nie byli pewni, to idziemy właśnie do Przystani

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Kotonaru (CD Miyuki i Innej) - Zabójca

      Samiec patrzył czerwonymi ślepiami na dwójkę. Na jego twarzy wyryte było zakłopotanie, nie wiedział co to było – osobnik, który się przed nimi ukazał. Uwierzyć własnym oczom nie mógł, że na świecie było miejsce, gdzie mógł zobaczyć tyle mieszańców... Tylu takich jak on! Jednak mimo radości, że nie był jedynym popaprańcem jego pysk przybrał po chwili kamienny wyraz, a wszystkie mięśnie zesztywniały.
Inna już od pierwszych chwil ich spotkania promieniowała przyjacielskością oraz towarzyską duszą – mimo ich niezręcznych początków Inna nie była w stanie przed nim tego ukryć, osobniki jej typu wyczuwało się na kilometry, nie ważne jak dobrze by to ukrywały. Ten tu przed nimi był zimny, oschły, a w jego oczach widać było, że ma serce bezlitosnego mordercy... Serce, które nie tak dawno posiadał Kotonaru. Jedno spojrzenie, a wszystkie wspomnienia z wojska, z wojen oraz dni skąpanych w krwi powróciły do niego jedną wielką falą, zalewając jego umysł. Wszystkie dźwięki dochodziły do niego jak przez ścianę, jedyne co mu dzwoniło w uszach to wojenne krzyki przerażennia, szmer rozdzieranej skóry, chlupot krwi lejącej się z ran oraz dźwięki zagryzanych gardeł, wraz z głośnymi warkotami. Serce zabiło mu szybciej, aż zakłóciło to rytm jego miarowego oddychania.
- Naru...? – usłyszał głos Innej nad głową – Wszystko dobrze? – zapytała niepewnie.
Kotonaru spojrzał na nią spod byka, dysząc ciężko. Głowę miał pochyloną nisko nad ziemię. W jego czerwonych ślepiach tańczyło przerażenie mieszane z morderczymi iskrami zabójcy, który teraz się w nim obudził. To co tak bardzo chciał zapomnieć, to co chciał wyprzeć z głowy teraz zawładnęło jego mózgiem. Inna aż cofnęła się od niego, a strach zawitał na jej twarzy, niepoznawała w tej chwili tego lwa.
- Kim ty jesteś? – szepnął, prostując się na równe nogi, jednak łeb wciąż miał opuszczony i mierzył długą istotę nienawistnym spojrzeniem.
Czerwone ślepia nowoprzybyłego były tylko czerwonymi kreseczkami. Przyglądał mu się niby spokojnie zmrużonami oczyma, jednak jego zwierzęce instynkty spowodowały, że nie usiedział na miejscu. Wyczuwając wrogość bijącą od Naru wstał do pozycji bojowej, a jego długi ogon kiwał się z lewa na prawo.
Inna spojrzała z przerażeniem na dwa samce. Niczym teraz nie przypominali rozumnych istot, tylko zjeżone, wściekłe zwierzęta gotowe urządzić jej tu wodospad posoki...
Nagle stukot kamieni spowodował wybicie samców ze skupienia. Obydwoje – wraz z Inną – spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał hałas. Dojrzeli małą, białą waderkę, która patrzyła na nich ze strachem. Nic dziwnego -  spojrzenia, które posłali jej samce mało kogo by nie przestraszyły. Chęć mordu, nienawiść... Dowód na dzikie, puste serca, wyzute z emocji – tylko to można było w nich ujrzeć.
Kiedy jednak Kotonaru oderwał wzrok od czarno-białego samca odzyskał trzeźwość umysłu, a raczej odezwał się z tyłu jego głowy cichy, mały głosik wołający „Obudź się!”. Kotonaru znów zamknął oczy, a gdy je otworzył zniknęła nienawiść, zastąpiona delikatniejszym wyrazem obojętności. Odchrząknął cicho, opuścił uniesiony ogon bezwładnie na ziemię, z która derzenie spowodowało, że kręgi cicho zaklekotały.
Wszystkie trzy pary oczu zwróciły się na niego.
- Wybacz. – rzekł, kierując swoje słowa tylko i wyłącznie do Innej, która patrzyła na niego jeszcze z resztkami strachu na twarzy oraz w swoich oczach, których spojrzenie napotkał na krótką chwilę i widząc w nich Suianei żal ścisnął jego serce.
Obiecał sobie kiedyś, że nauki Suianei nie pójdą na marnę, że na jej cześć zostanie tym co z niego zrobiła... A w tym o to momencie zawiódł. Wadera o oczach jego ukochanej ujrzała to czym tak naprawdę był - potworem z krwi i kości, przeżarty zabójczymi instynktami aż do szpiku kości.
Samiec odchrząknął i odwrócił wzrok. Nienadawał się wśród innych, był niebezpieczny dla otoczenia. Nie pasował nigdzie tylko na polu bitwy. Lepiej było mu w górach, gdzie nie mógł nikogo zranić...
- Em... Hybryda... powinnaś się nią zająć. – rzucił, wymijając Alfę oraz zmierzając w stronę gór do Przesmyku.
Przeszedł obok białej wadery, posyłając jej przepraszające – kilku sekundowe zaledwie -  spojrzenie, po czym wkroczył do Przesmyku bez żadnych słów ożegnania. Gdy tylko przeszedł kilka kroków stanął. Uniósł głowę do góry, szybko otakował otoczenie, po czym odbił się od ziemi, szybując kilka metrów w górę. Z hukiem wylądował na prawie poziomej ścianie wpinając się pazurami w kamień oraz posyłając kaskadę kamyczków oraz piachu na dno wąwozu. Kilka lat spędził w górach, więc wspinaczka nic dla niego nie znaczyła.
Momenty później już wskrobał się ze sprytem na jedną z górkich ścieżek, urzywanej chyba tylko przez kozice lub równie dobrze nikogo, wyrzeźbiona najprawdopodbniej przez naturę. Ruszył nią przed siebie. Nie wiedział dokąd zmierza, nie wiedział co teraz będzie... Jedyne co wiedział to to, że wraca do punktu wyjścia...


Inna? Yuki? ^^

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Miyuki


        ~ -Przestańcie! Błagam, przestańcie! - krzyczałam widząc wilki zabijające moją matkę.
- Nie!!! Proszę...
Nie miałam już siły na opór. Zaczęłam powoli się wycofywać. Ze łzami w oczach odwróciłam głowę i pognałam najszybciej jak tylko mogłam. Biegłam długo potykając się o korzenie drzew. W pewnym momencie moja łapa zaplątała się o jakiś krzew i padłam boleśnie na ziemię. Nie miałam siły wstać. Czułam jak szybko bije moje serce. W głowie mi pulsowało i nie mogłam złapać tchu. Wyciągnęłam łapę i ułożyłam się wygodniej na ziemi. Zamknęłam oczy i dręczona koszmarami ostatnich chwil zasnęłam. ~

Przestraszona otworzyłam oczy, na szczęście był to tylko sen. Rozejrzałam się dookoła. Odkąd zasnęłam nic się nie zmieniło.
Poprzedniego dnia znalazłam jakieś ruiny skalne. Schowałam się pod jedną z nich na noc.
Teraz przeciągnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Od razu w oczy rzucił mi się ciasny przesmyk między skałami. Podeszłam do niego. Przy nim było również wielkie przejście, tak jakby brama, lecz nie chciałam tak bardzo rzucać się w oczy. Nie wiedziałam kogo spotkam po drugiej stronie.
Prześlizgnęłam się i moim oczom ukazała się zupełnie inna rzeczywistość. 
Po drugiej stronie było przepięknie. Miałam wrażenie, że każdy kolor jest mocniejszy i cudowniejszy. Przede mną była polana, a potem rozciągał się las. Pokochałam to miejsce, choć nadal starałam się zachowywać uważnie. Nauczyłam się żeby myśleć, że gdziekolwiek jesteś powinieneś się czuć jak nieproszony gość... I miałam rację. Od razu ich nie zauważyłam, bo tam też były skały, ale teraz, kiedy jeden z nich zwrócił na mnie swoje przenikliwe oczy wiedziałam, że jestem nie proszonym gościem...


Xin? Inna? Kotonaru?

Od Shantel


        - Jeśli chcecie, częstujcie się, Shantel, Samiro. I tak jestem już najedzona -powiedziała nieznajoma.
- Dziękuję -odpowiedziałam cicho ,jednak ta najwyraźniej mnie nie usłyszała.Zwyczajnie odwróciła się i odeszła zostawiając nas same.Odprowadziłam ją wzrokiem aż do linii lasu po czym odwróciłam się.Samira bez słowa zwłoki zajęła się zajadaniem sarniego mięsa.Dołączyłam do niej ,jednak ledwie wykonałam kilka kęsów ,a niebo przeszyła błyskawica.Po kilku minutach w oddali dał usłyszeć się grzmot.
- Chyba będziemy musiały znaleźć sobie jakieś schronienie przed deszczem -powiedziałam nieco głośniejszym tonem niż zawsze próbując ,,przekrzyczeć '' rwący się wiatr.
- Poszukaj czegoś w tamtej ścianie skalnej - powiedziała Samira wskazując przed siebie.
Posłusznie zerwałam się do lotu.Podleciałam pod niewielkie wzgórze pokryte nagą skałą.Gdzieniegdzie dało się ujrzeć kępki intensywnie zielonych darni mchów oraz pożółkłe lub miętowego koloru porosty.Okrążyłam całe wzgórze w nadziei znalezienia przynajmniej jakiejkolwiek bezpiecznej wnęki.W końcu, przy odrobinie szczęścia ,moim oczom ukazało się niewielkie wgłębienie w ścianie skalnej wzgórza.Wystarczyło ono jednak i dla mnie i dla Samiry.Wszystko zaszłoby idealnie gdyby nie problem z wejściem do owego schronienia.Prowadziła tak jedynie tylko wąska ścieżka o ile tak można by nazwać usypisko głazów ,które ledwo dosięgało do krawędzi wgłębienia.Dla Samiry ,jednak nie stanowiło to większego problemu.Za trzecim podejściem waderze udało się dotrzeć na miejsce.W końcu weszłam tam i ja ,a burza rozszalała się na dobre.Niebo pokryło się gęstymi ,ciemnymi i ciężkimi od kropel wody chmurami.Wiatr świszczał w pozostałych ,mniejszych ,wnękach we wzgórzu.Opadłe z drzew liście ,targane teraz przez wiatr , kołysały się w rytm opadających ciężko na ziemię kropel wody.
Spojrzałam na leżącą nieopodal Samirę.Wadera lekko trzęsła się.
- Zimno ci ? -spytałam.
- Nic mi nie jest -mruknęła.
Położyłam głowę na swoich łapach.Ja nie czułam zimna jakie panowało w jaskini.Pochodzę z północy -moje futro jest gęste i grube ,idealne na mroźne dni i noce.Byłam przyzwyczajona do niskich temperatur.Za to w upalne wręcz dni ,trudno było mi normalnie funkcjonować.Ciepło było nie do zniesienia...


Obudziłam się wczesnym rankiem.Leniwe promienie słońca próbowały przedostać się przez chmary gęstych chmur.Bezskutecznie.Niebo nadal zasnuwały burzowe chmury.Spojrzałam w bok.Samira spała jeszcze -wywnioskowałam to po jej lekkim i miarowym oddechu.Wyjrzałam z jaskini wystawiając głowę na zewnątrz.W dole ,ziemia mieniła się niezliczoną liczbą kałuż ,które w swej tafli odbijały chmury pędzone wiatrem po niebie.Wyleciałam z jaskini kierując się do jednej z nich.Momentalnie jednak ,poczułam woń jakiegoś zwierzęcia.Przystanęłam na ziemi węsząc w powietrzu.Mój nos wyczuł woń zająca.Mały zwierz na pewno jest niedaleko .Ruszyłam tym tropem .Początkowo miałam pewne trudności -woń ofiary mieszała się z rześkim powietrzem ,jednak im bliżej byłam zwierza ,tym jego zapach stawał się wyraźniejszy.W końcu ,pewna swego ,wyskoczyłam z traw wprost na nic nie podejrzewającego zająca.Zwierzę nie wydało nawet żadnego dźwięku kiedy moje kły wgryzły się w jego tłuściutkie gardło.Wszystko działo się bardzo szybko.
Wróciłam do jaskini.Powitało mnie zaciekawione spojrzenie Samiry.Podeszłam do wadery i położyłam przed nią tłustego zająca.


Samira ?

Od Visphoty


        Najpierw były płomienie. Cholerne płomienie, które łaskotały i były przyjemne zarazem. Obracałam się, a jakbym stała w miejscu. Nie wiedziałam, co się dzieje. Wciąż się wściekałam. Miałam się gdzieś przenieść... Błąd, ojciec miał mnie przenieść. Tylko... pytanie gdzie, do jasnej?!
W końcu ustały. Płomienie opadły, a ja otworzyłam oczy. Wokół mnie rozciągała się trawa i las, a za mną, tuż koło prawej tylnej łapy... rzeka. Dobrze, że się nie cofnęłam, bo na pewno bym w nią wlazła. Słońce świeciło okropnie, ale lekki wiaterek pomagał i błądził w mojej sierści na prawo i lewo. Odwróciłam się i napiłam się wody.
~ I co teraz, tatusiu?! Jestem sobie w lesie, wiatr moje słowa niesie... do ciebie głupi ćwoku!
Taaaaaaaaaaaaaak, poezja nigdy nie była moją mocną stroną. Matka zawsze mnie za to karciła, bo nie potrafiłam wymyślać "pięknych" słów. No cóż, ale mam inny talent. Na przykład, do wpadania w miejsca, gdzie mnie nie potrzeba oraz do wkurzania innych.
~~ Ech, jestem taka... niezastąpiona.
~ No dobra, dobra. Bo w samozachwyt wpadniesz
~~ Zamknij się, wolno mi
~ Arrrrrrr, zła odpowiedź. Wolno ci było, jak byłaś księżniczką.
- Możecie się obie zamknąć?! - warknęłam nie wiadomo do kogo i przeskoczyłam wodę. Postanowiłam iść tam, gdzie mnie łapy poniosą.


*** Jakiś czas później ***

Zeskakując z drzewa, byłam uśmiechnięta. Ujrzałam tam kilka drzew splecionych ze sobą tak, że tworzyły swego rodzaju miasto. Wiedziałam, bo u nas było podobnie, ale bardziej... No wiecie, nie chcę nikogo obrażać, tam nie było ładniej. Tam było po prostu więcej... wszystkiego. Tutaj było idealnie. Wiedziałam też, że muszą być też i n n i w tym lesie dl kogo to by niby miało być?! No właśnie. Dotarłam więc szybo na miejsce i uwaliłam się przy wejściu do największej, która wyglądała na zamieszkałą. Nie popatrzyłam nawet na inne. Miałam dość dzisiejszego dnia, podczas którego słuchałam kłótnie Tej Pierwszej z Tą Drugą, czyli jak je inaczej nazywałam moim ojczystym językiem, Śista czyli Elegancka i Whiny czyli Marudna. Tak więc po prostu położyłam się na bardzo miękkim podłożu i usnęłam, a śniły mi się płomienie.

Ktoś mnie tu znajdzie czy mogę spać dalej?

Od Harkira (CD Slave)


        Przechodziłem przez las dokładnie obserwując wszystko dookoła. Znalazłem te tereny jakiś już czas temu, ale nie spotkałem nikogo. W prawdzie można powiedzieć, że cieszyło mnie to. Nie miałem ani odrobiny chęci wpadnięcia na kogoś i prowadzenia bezsensownej dyskusji. Zazwyczaj po pewnym odstępie czasowym opuszczałem teren na którym przebywałem, aby ruszyć w dalszą drogę. Teraz jednak było inaczej. Nie umiałem powiedzieć dlaczego, ale coś zmuszało mnie do zostania tu. Nie była to zwykła chęć czy nadzieja na cokolwiek. To dziwne uczucie, którego jeszcze nigdy nie czułem. Dlatego też postanowiłem najzwyczajniej je zignorować. Przyglądałem się z uwagą liściom, ziemi, a także konarom drzew. Całe to miejsce zdawało się być wypełnione spokojem i ciszą...Właśnie to najbardziej niepokoiło mnie. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz to zauważyłem. Zupełnie jak cisza przed burzą...Niewiele myliłem się. Usłyszałem za sobą cichy szelest. Nim zdołałem się odwrócić, by móc przeanalizować jakie stworzenie jest źródłem dźwięku zostałem powalony na ziemię. Syknąłem cicho słysząc dźwięk pęknięcia własnych kości. Prawda, przywykłem do ich kruchości, jednak nie zmieniało to faktu, iż ból dalej pozostawał. Przyjrzałem się istocie, która najpewniej właśnie próbowała mnie udusić. Trudno było mi określić jej pochodzenie. Mogłem stwierdzić tylko jedno...Także była hybrydą. W dodatku zdawała mi się dziwnie znajoma, a jednak byłem przekonany, że jest mi zupełnie obca. Czując brak powietrza w płucach nienaturalnie wygiąłem jedną z moich łap. Kość, która dopiero co zdążyła mi się zregenerować wyostrzyła się oraz przebiła moją skórę. Po raz kolejny syknąłem z bólu, jednak szybkim, zdecydowanym ruchem wymierzyłem cios w hybrydę, przez co zmuszona była odsunąć się. Podniosłem się z ziemi i wbiłem w nią spojrzenie wyrażające mój gniew. Moja kość powoli wsunęła się z powrotem do wnętrza mojego ciała pozwalając przed chwilą utworzonej dziurze w skórze zrosnąć się. Samica, która jeszcze przed chwilą mnie zaatakowała również wbijała we mnie wzrok pełen wściekłości okazując przy okazji, że nie zadziwiła jej moja umiejętność. Oczywiście, że nie. Była hybrydą, na pewno też potrafiła robić coś do czego normalne stworzenia nie mają możliwości.
- Czego chcesz? - mruknąłem cicho nie mając zamiaru ukrywać mojego zdenerwowania, nie widziałem powodu dla którego miałbym to robić. Nie wiedząc dlaczego wyskoczyła na mnie w najmniej spodziewanym momencie, przy okazji łamiąc mi kości. Każdy mógłby zdenerwować się o coś takiego.
- Zdychaj! - wrzasnęła ponownie skacząc ku mnie. Agresja i brak odpowiedzi z jej strony jest dla mnie zupełnie niezrozumiany. Gdy hybryda niemal zetknęła się ze mną odskoczyłem sprawnie w bok. Może i brakowało mi siły, jednak uzupełniałem ten brak nadmiernym sprytem.
- Rozumiem, że nie masz zamiaru odpowiadać? - zapytałem przewracając oczami. Cała ta sytuacja nie dość, że irytująca to i nużąca. Chciałem mieć jedynie trochę spokoju, nie sądziłem, że to tak wiele. Póki nikt się nie pojawiał było idealnie, ale najwidoczniej żyjemy w świecie który nie może długo dobrym pozostać.
- Z chęcią odpowiem ci, iż wyślę cię do czeluści piekieł - odparła. Słysząc to uniosłem jedną brew ku górze. Zastanowiłem się czy aby na pewno wszystko z tą hybrydą jest w porządku. Nie spodziewałem się kiedykolwiek usłyszeć podobnego zdania, nawet jeśli miałoby być wypowiadane do kogoś takiego jak ja. Zaatakowała mnie ponownie, a ja odskoczyłem tak jak poprzednim razem. Schemat tej walki powtarzał się co chwilę. Gdy w końcu chwilowo zaprzestała ataku ponownie postanowiłem zadać pytanie, nawet jeśli miałoby być w tej sytuacji bezsensowne.
- Powtórzę: Czego tak właściwie ode mnie chcesz? - spytałem znudzony takim bezcelowym działaniem jak walka. Jeśli już miałem z kimś walczyć nie miałem zamiaru uciekać, nie pragnę jednak prowokować takich sytuacji. Jedyne czego chce to osamotnienie i życie gdzieś z dala od reszty. Czy to takie trudne do pojęcia?
- Och, czyli naprawdę już nie pamiętasz, że twój "ojczulek" zniszczył mi życie? - rzekła sarkastycznie. Moja brew mimowolnie ponownie powędrowała ku górze. Chciałem zapomnieć o tym co się wydarzyło, ale będzie to za mną gonić do końca życia. Westchnąłem cicho i lekko wzruszyłem ramionami, co nie zmienia faktu, iż nie dało się tego ruchu nie zauważyć.
- Nie odpowiadam i nigdy nie odpowiadałem za to co zrobił - powiedziałem wymijająco, jak gdyby jakiekolwiek zdanie przypominające mi o nim nie wywoływało żadnej reakcji. W rzeczywistości od razu przepełniła mnie złość. Ta sytuacja była naprawdę irytująca. Nie dość, że ktoś postanowił zakłócić mój spokój to jeszcze zaczyna gadać coś o tym sukin...Nie ważne. Najzwyczajniej miałem zamiar zakończyć ten temat. Odwróciłem się od samicy dając jej tym samym znak, iż nie mam zamiaru kontynuować tej rozmowy.
- Nie lubię, kiedy ktoś kłamie mi w żywe oczy. Mam zamiar sprawić, abyś skończył tam, gdzie on - stwierdziła poważnie. Po raz kolejny nie potrafiłem zrozumieć jej sposobu rozumowania. Nie wiem co zrobił jej mój rzekomy ojciec, ale nie miałem nic z tym wspólnego. Pokiwałem z niesmakiem głową.
- Kłamstwo? Niby po co i o czym miałbym kłamać? - zapytałem z powątpieniem ponownie zwracając się w stronę istoty. Nie uważam żeby oszukiwanie było czymś niezwykle złym, jednak miałem w zwyczaju wykonywanie tej czynności tylko gdy sytuacja tego wymagała. Teraz potrzeba ta była bardzo oddalona, dlatego też nie potrafiłem zrozumieć o czym mówiła do mnie wadera.
- A i owszem, kłamstwo. Widzę, że nadal mnie nie pamiętasz, zaś ja pamiętam cię doskonale, Harkirze - odparła dalej nie zmieniając tonu swojego głosu. No proszę, więc nawet znała moje imię. Czy oduczcie znania tej osoby nie było błędnym? Próbowałem przypomnieć się kogo ze starej watahy mogła mi przypominać. Nie powinno być tam żadnych hybry...Zaraz. Może rzeczywiście, była taka osoba. Nim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć po raz kolejny skoczyła ku mnie.


Slave? Długo masz jeszcze zamiar to ciagnąć?

Historia Miyuki


        Przyszłam na świat nad morzem. Wychowywała mnie matka, która wiodła samotny i koczowniczy tryb życia. Zawsze dziwiłam się, dlaczego nie jestem do niej podobna, ale gdy o to pytałam dostawałam odpowiedź typu; "dowiesz się w swoim czasie". W końcu odpuściłam i zaczęłam myśleć, że może wszystkie wilki takie są. Każdy wyróżnia się jakąś cechą. Nigdy nie widziałam żadnego oprócz mojej mamy. 
Czym byłam starsza, tym bardziej czułam, że coś tu jest nie tak. Miałam wrażenie, że opiekunka celowo omija wszystkie watahy. Widziałam sarny, dziki, wiewiórki, szczury, ryby, ptaki, lecz nigdy nie wilków. 
Któregoś dnia zobaczyłam na ziemi ślad wilczej łapy. To nie był ślad ani mój, ani matki. Należał do obcego. Kierowana ciekawością poszłam za odciskami. Z każdym metrem śladów pojawiało się coraz więcej..., aż wreszcie je ujrzała. Kilka prawdziwych wilków czaiło się za krzakami na zwierzynę. Chciałam do nich podejść i się przywitać, ale wtedy jeden z nich odwrócił się i zaatakował mnie. Nie wiedziałam co się dzieje i po co to zrobił. Kompletnie nie przewidziałam takiego obrotu sytuacji. 
Nie byłam wtedy już taka mała, ale też nie dorosła i choć zauważyłam, że mam o wiele większą sprawność fizyczną niż reszta to nie mogłam sobie poradzić z tak dużą grupą. Czworonogi zagoniły mnie pod półkę skalną i otoczyły. Nie dałabym rady uciec, więc skulona czekałam na ich ruch.
W pewnym momencie usłyszałam ujadanie inne niż ich. Było to coś znajomego, coś, co sprawiło, że w moim sercu zabłysła iskierka nadziei. 
W grupę wbiegła moja matka wściekle ujadając i atakując moich napastników. Niestety ona też była za słaba. Nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, a jej oczy wyrażały tylko jedno - troskę o mnie. Krzyknęła bym uciekała. Na początku nie chciałam. Miałam nadzieję, że razem sobie poradzimy i wszystko będzie dobrze, ale tak nie miało być.
Zobaczyłam jak umiera i uciekłam. Wilkom nie chciało się za mną gonić. Wiedziały, że już tutaj nie wrócę. 
Wtedy zrozumiałam, że nie jestem normalna. Musiałam się ukrywać. W samotności podróżowałam po świecie nie wiedząc, co zrobić ze swoim życiem.
Tak upłynęły następne dwa lata mojego bezsensowego życia, w których nauczyłam się nikomu nie ufać i przemyślać każde następne posunięcie.

piątek, 24 kwietnia 2015

Od Innej (CD Kotonaru) - A hybryd przybywa...

       Bez wahania uścisnęłam łapę samca. Chyba trochę za mocno, bo gdy puściłam Kotonaru parę razy nią trzepnął w powietrzu.
  - Jestem Inna - przedstawiłam się. Samiec spojrzał na mnie pytająco, więc poprawiłam się: - To znaczy, mam na imię Inna.
  - Dość nietypowe imię - zauważył.
  - To samo mogłabym powiedzieć o twoim - odparłam po czym pociągnęłam go za łapę, by za mną poszedł i pobiegłam między drzewa.
  W międzyczasie słuchałam i odpowiadałam na pytanie Naru (tak go teraz będę nazywać, bo ma imię trochę za skomplikowane jak na mnie).
  - Ktoś tu mieszka? Mam na myśli dolinę - rzucił samiec.
  - Tylko ja.
  - Długo?
  - Jakieś półtorej roku.
  - Jest tu więcej hybryd?
  - Nie. Tylko my. Ale mam nadzieję, że będzie tu więcej osób. Mieszkanie w samotności w Przystani jest upiorne...
  - Przystani?
  - Tak nazywam te trzy wielkie drzewa oblepione domkami. Wiesz, tam się pierwszy raz spotkaliśmy - wyjaśniłam.
  - Czyli mieszkałaś tu sama tyle czasu? - samiec musiał zwolnić, by nie utknąć porożem pomiędzy nisko rosnącymi gałęziami.
  Zwolniłam. Nie tylko ze względu na samca.
  - Znaczy się... - zaczęłam. - Był tu już taki basior...Nazywał się Huangalong, ale zmarł ze starości jakiś miesiąc temu - pociągnęłam nosem, ale szybko się opamiętałam i ruszyłam dalej. - Zostawił mi za to jedno zadanie...
  Kotonaru wydawał się niepewny, czy wypada pytać o takie rzeczy, więc brnęłam dalej bez jego pytań:
  - Kazał mi przyjmować tutaj hybrydy wszelkiego rodzaju. Po to właśnie zbudowana jest przystań. Ta dolina jak zauważyłeś jest nie do zdobycia. Normalni nie umieją poradzić sobie z przeprawą przez Góry, a tym bardziej z mieszkańcami...
  - Których nadal nie ma? - Naru uderzył w czuły punkt. Zwiesiłam łeb.
  - Tak - przyznałam smutno. - Ale do tego chyba potrzeba więcej czasu...Hej, a może ty zostaniesz? - wypaliłam nagle ucieszona.
  Samiec zamyślił się nieco.
  - Zastanowię się jeszcze nad tym - odpowiedział.
  Nie straciłam dobrego humoru. Jeśli rzeczywiście się nad tym zastanowi, to może istnieje szansa, że zdecyduje się tutaj zostać.
  - Są tu jakieś ciekawe miejsca? - powiedział chcąc zmienić temat.
  - Właśnie do jednego idziemy - odparłam. - Widziałeś kiedyś prawdziwe ruiny?

  Dotarcie do Strażnicy niewiele nam zajęło. Nie musieliśmy robić postojów. To dobrze - oznacza, że jesteśmy podobnej kondycji mimo różnego wyglądu. Zauważyłam, że samiec uparcie unika patrzenia mi w oczy. Jego wzrok jakby prześlizgiwał się po mojej twarzy tylko na moment, nie zawieszając na niczym wzroku. Nie wiem czemu tak robił. Może to sprawka moich nie do końca opanowanych, hipnotycznych zdolności? Nie, to raczej nie to.
  W końcu omijając szerokim łukiem Las Ciszy zobaczyliśmy ruiny, a w oddali Przesmyk - jedyne bezpieczne przejście przez Góry.
  - Zobaczysz, Strażnica jest sup... - nagle samiec położył mi łapę na pysku. Oburzona odepchnęłam ją, ale po chwili zauważyłam, że Naru wpatruje się w jakiś punkt przed sobą. Podążyłam za jego wzrokiem i po chwili odnalazłam przedmiot zainteresowania.
  A raczej OSOBĘ.
  Na jednym z blanków leżało najdziwniejsze stworzenie jakie kiedykolwiek widziałam. Na pierwszy rzut oka przywodziło na myśl wilka. Miało jednak długie, smukłe ciało. Długi ogon hybryda owinęła tak, że spoczywał na przednich łapach. Łapy były nie za długie, lecz mocno umięśnione, co świadczyło, że mamy do czynienia z nieprzeciętnym skoczkiem. Cały pokryty był krótką lśniącą sierścią, jedynie na długości szyi była ona dłuższa. Sterczała sztywną kryzą do góry, zdobiona fantazyjnymi wzorami. Pysk stwór miał długi i równie smukły jak reszta ciała. Co jakiś czas wystawiał język o rozdwojonej końcówce, jak u węża. Leżał tak, z przymrużonymi oczami ciesząc się popołudniowym słońcem wpadającym przez Przesmyk.
  Spojrzałam na Naru. Samiec pokręcił głową, jakby mówił "Lepiej się nie wtrącaj". Mnie również coś w tym osobniku nie pasowało. Nie miałam nawet pewności, czy mamy do czynienia z hybrydą, czy dzikim stworzeniem rodem z mitologii. Pchana ciekawością, mimo niemych ostrzeżeń od Kotonaru podeszłam cicho do tajemniczego stwora. Gdy byłam w oddaleniu jakichś dwóch metrów, nieznajomy nawet nie otwierając oczu powiedział:
  - Ani kroku dalej.
  Zatrzymałam się więc. Zastanowił mnie jego akcent. Po chwili przypomniałam sobie Huangalonga - jego akcent był niemal identyczny. Zdając się na podstawowe lekcje języka odpowiedziałam:
  - Wǒ hěn yǒuhǎo. - znaczyło to tyle, co "Jestem przyjazna". A przynajmniej taką mam nadzieję.
  Nieznajomy otworzył oczy (czerwone, kto by pomyślał?) i spojrzał na mnie zaciekawiony, po czym przymrużył je jeszcze bardziej nieufnie.
  - Jiàn - mruknął. ,,Zobaczymy". Cóż, najwyraźniej trafił swój na swego.


Kotonaru? Może pomożesz prekonać Xin'a? XD

Podsumowanie I tury

  A oto i pierwsza tura zawodów za nami. Czas ją podsumować:

  W sumie udział brało 8 osób
  Championem zostaje Kotonaru, z ilością 12 punktów
  W sumie zebraliście 60 punktów
 
Szczegóły na stronie zawodów.

  To jak? Pobijemy ten rekord w następnej turze? :)

Jak zostać championem?

  Tutaj wyjaśnię wam działanie tej zasady.
  Każda tura, to cztery zawody z każdej kategorii pod rząd. Po każdej turze podliczam punkty uczestników ze WSZYSTKICH zawodów. Ta hybryda, która zdobędzie najwięcej punktów wygrywa.
  Podział punktów wygląda tak:
 
5 pkt - pierwsze miejsce
4 pkt - drugie miejsce
3 pkt - trzecie miejsce
2 pkt - czwarte miejsce
1 pkt - piąte miejsce
0 pkt - brak udziału w zawodach

  Starałam się podzielić punkty tak, aby nawet ci którzy nie zdobyli podium zostali odróżnieni od tych, którzy w ogóle się nie pofatygowali by wziąć udział w zawodach.
  Mam nadzieję, że jest to podział sprawiedliwy.

Wyniki zawodów nr 4

  Okay! Zanim wyjawię wam championa pierwszej tury zmienimy trochę zasady zawodów:
  • W profilu od teraz zamiast "Brał/a udział..." pojawi się pole "Champion". Jest to przecież swego rodzaju wyróżnienie, a za pisaniem ile razy braliście udział w zawodach nie nadążam, bo za szybko nam te zawody lecą XD
  Dobra, no to podam wam wyniki zawodów. Screen:
   A tabela przedstawia się w takim razie tak:
  1.  Shantel
  2.  Visphota
  3.  Samira
  4.  Kotonaru
  5.  Xinyuan
  Samirę chyba szlag trafi po trzecim trzecim miejscu (masło maślane xD), ale za to punkty do końcowej tabeli będą :)

Od Slave (CD Samiry)

        Upolowałam sarnę, nic dziwnego, nic trudnego. Martwe zwierze leżało na środku polanki. Rozerwałam brzuch mojej ofiary, co nie było trudne, dzięki długim i ostrym pazurom. Co dalej? Rzecz oczywista, posiłek. Nie polowałam na nic od... Przeszło dwóch dni? Będzie coś koło tego. Może i nie jestem wielka, ale w przeciwieństwie do innych mam skrzydła, których używam dosyć często. W dodatku pogoda w górach spowalnia mnie. Wracając może do sarny... Jestem odporna na własny jad, jednak tym razem go nie użyłam. Rzadko korzystam z niego w tego typu sytuacjach. Przecież, nie zawsze zjem wszystko sama. Nie chciałabym zabić przypadkowo innej, głodnej istoty. Poza tym, zabijanie bezpośrednio sprawia więcej satysfakcji, niż takie, gdy nawet nie wiem czy odbieram komuś życie. Biorąc pod uwagę zapach roznoszony z wiatrem, nie byłam tam sama. Ktoś prócz mnie trafił tutaj, pewne. Jest hybrydą? Bardzo prawdopodobne. Wątpię, aby normalne wilki przetrwały przeprawę przez tak ogromne góry, które to wręcz odcinają to miejsce od reszty świata. Zdążyłam już zapoznać się z tymi terenami dość dobrze. Wprawdzie, nie wpadłam do tej pory na podobnych do siebie. Chociaż do mnie chyba nie można być podobnym, jestem hybrydą zbyt wielu istnień tego świata. Tak to jest, kiedy praktycznie cała twoja rodzina to mieszańce. To niemal zabawne. Inni są traktowani w okropny sposób, choć mają łagodne usposobienie, a ja - ktoś, kogo cieszy śmierć - mam gdzie wracać. Jest to zdecydowana ironia. Wadera, która najwyraźniej była wcześniej ukryta w krzakach, podeszła do mnie. Przechyliłam głowę na bok pytająco. Przełknęła głośno ślinę.
- P-przepraszam... C-czy mogłabyś się z nami podzielić? - zadała pytanie, jąkając się przy tym wyraźnie. Otworzyłam szerzej oczy. Nie była zła, po prostu zadziwiło mnie takie pytanie. Spodziewałam się bardziej prób odgonienia mnie lub ataku, a tu proszę! Grzeczne, nieśmiałe pytanie. Zmierzyłam wzrokiem waderę o kruczoczarnych skrzydłach. Miałam rację - hybryda. Żaden normalny nie dałby rady przedrzeć się tak trudnym szlakiem górskim.
- wy? - odpowiedziałam pytaniem, otrząsając się z szoku. Podeszła jedna, po tym można stwierdzić, iż nie sama. Samica kiwnęła potwierdzająco głową. Popatrzyłam w kierunku, z którego najpewniej przyszła. Po niedługiej chwili wyszła również jej towarzyszka. Ją także obejrzałam od stóp po same końce uszu.
- No proszę, jeszcze nie trafiłam na tak ciekawą osóbkę, jak ty. Mogłabym poznać wasze imiona? - spytałam je, a po niecałej minucie dowiedziałam się, jak się nazywają. Podniosłam się z ziemi i popatrzyłam prosto w oczy skrzydlatej wadery, a następnie spojrzałam na martwą sarnę.
- Jeśli chcecie, częstujcie się, Shantel, Samiro. I tak jestem już najedzona - uznałam, ignorując czy coś mówiły lub robiły. Wkroczyłam z powrotem do lasu. Moje skrzydła czasami utrudniały przedzierani się przez gęstwinie, więc zwykle leciałam ponad borem. Tym razem z tego zrezygnowałam. Przycisnęłam swoje skrzydła do ciała tak mocno, jak to było możliwe i w miarę bez trudności, szłam przed siebie. Między drzewami dostrzegłam przemykającą sylwetkę zielonego wilka. Podbiegłam bliżej i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie widziałam tak kościstą hybrydę, jak on. Chwila, chwila... No tak! Przecież to Harkir. Młoda alfa jedynej watahy, której byłam własnością. Co? Co on tu do cholery robi?! Ja to naprawdę mam pecha! Muszę wpaść na kogoś takiego! Skoczyłam na basiora, przewracając go na plecy oraz przyduszając przednimi łapami do ziemi. Zignorowałam dźwięk jego pękających kości i przydusiłam go tylko mocniej.


Tak więc, Harkir? Dawno się nie widzieliśmy, mam nadzieję, iż podoba ci się to powitanie :)

Miyuki - Generał

Imię: Miyuki.
Płeć: samica.
Wiek: 6 lat.
Typ hybrydy: Moja matka była wilkiem, a ojciec hybrydą wilka z jeleniem, więc mam więcej wilczych cech.
Co daje ci bycie hybrydą?: Mam trochę większą siłę fizyczną i wytrzymałość. Wolniej się męczę. Jestem szybsza, zwinniejsza i mam lepszą intuicję niż "normalni".
Partner: Podobno kochać kogoś, to przede wszystkim pozwalać mu na to, żeby był, jaki jest... - jeszcze nikt mi na to nie pozwolił.
Rodzina: -
Charakter: Jestem bardzo stanowczą i poważną osobą. Dużo osób mówi, że nadaję się na dowódcę. Lecz nie potrafię przewodzić tak dużą grupą i nie lubię rzucać się w oczy. Wolę działać w samotności. Nigdy nie potrafiłam porozumieć się z innymi. Dla każdej nowo poznanej osoby jestem zimna i niedostępna. Życie nauczyło mnie udawać, że wszystko jest w porządku. Mam bardzo wrażliwą i delikatną duszę, więc długo bym sobie nie poradziła. Musiałam odstawić uczucia na bok. Ciężko mnie zdenerwować, jestem opanowana i inteligentna. Zawsze byłam dobrym strategiem i choć nie lubię współpracy to łatwo się przywiązuje, a rodzina jest dla mnie bardzo ważna i zrobię wszystko, by chronić to, co kocham.
Dodatkowy opis: Jestem zwinna. Mam jasnoniebieskie oczy.
Zainteresowania: Lubię pływać, malować i pisać lub marzyć. Mam bardzo artystyczną duszę. Lubię być sama i myśleć. Nie przepadam za rozkazywaniem. Wolę po cichu działać sama.
Stanowisko: generał.
Zawody:
  •  Champion:
  • Złoto:
  •  Srebro:
  •  Brąz:
Historia:
Nick na howrse: przełącznik

czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Kotonaru (CD Inna) - Zacznijmy od Początku...

        Basior uśmiechnął się pod nosem, jednak nie podnosił wzroku z ziemi. Stwierdził, że to bardzo ładna ziemia i warto na nią popatrzeć, niż gapić się w ślepia wadery, co przyprawiało go o rozdarte serce.
- To raczej ja powinnienem cię przeprosić. – powiedział podnosząc wzrok, jednak zdecydował się nie ryzykować i prędko spojrzał gdzie indziej.
„Nie zachowuj się przynajmniej jak idiota!” warknął do siebie w myślach „Znów se pomyśli, że ma coś między zębami.” Samiec uśmiechnął się na wspominkę o niedorzecznym pytaniu samicy. Lew podniósł spokojnie wzrok, odchrząknął cicho i zaczął wodzić wzrokiem po jej twarzy „Skup na czymś oczy!” Jej oczy – napewno nie – rogi.... Nie wypada. Uszy.... Nie. Zęby... Nie, bo jeszcze faktycznie dopatrzy się jakis resztek ze śniadania... Nos! Tak, nos - najwyżej nabawi się przez niego kompleksów, ale trudno.
- Na co się tak patrzysz? – mruknęła, po czym spojrzała w swoje odbicie w parującym jeszcze źródełku, żeby sprawdzić co jest w niej takiego dziwnego.
Była hybryda, ale co z tego? Wyglądała bardziej naturalnie niz ten przerośnięty zjeleniały lew z kościstym ogonem.
- Nie, nic... Wybacz. – potrząsnął głową.
Lata samotności napewno nie wyszły mu na dobre, miała go pewnie teraz za kompletnego łosia...
- Dziwny jesteś. – stwierdziła kręcąc głową – Ale to nic. – uśmiechnęła się – W końcu do nienormalnych świat należy.
Kotonaru uśmiechnął się lekko na jej słowa, przynajmniej swoim debilizmem – według niej – wtapiał się w tłum.
- Wybacz mi, niezręcznie to wszystko wyszło... – zaczął niby to obojętnym tonem, ale było słycha nutkę przeprosin w jego głosie – Zacznijmy może od nowa... Powiedzmy, że zajścia na drzewie nie było... A z ta wazą to jeszcze się coś wykombinuje. – uśmiechnął się głupkowato odsłaniając lśniące kły, ale tylko na chwilę.
Podczas swej rozmowy wodził wzrokiem wszędzie, tylko na krótkie chwile skupiając wzrok na twarzy dziewczyny, skutecznie omijając oczy. Próbwał to wszystko jednak robić naturalnie – dostosowywał mimkę twarzy oraz mowę ciała.
- Nic się nie stało, początki bywają trudne. – odpowidziała mu przyjacielsko.
- No tak... Jestem Kotonaru. – rzucił, przypominając sobie jej poprzednie pytania – A co tu robię... W zasadzie to sam nie wiem... – jego głos momentalnie spochmurniał, a ziemia znów stała się intrygującym punktem obserwacji.
Po chwili jednak spojrzał na hybrydę i wyciągnął łapę do przodu w geście powitania. Między palcami miał pełno drzazg i odłamków drewna, a do nieschowanych jeszcze pazurów poprzyczepiane były kawałki kory. Samiec strzepnął z łapy szczątki drzew, które rozniósł na strzepy w ślepej furii jeszcze momenty temu, udając jakby ich tam nie było.
Miał szczerą nadzieję, ze wadera nie będzie miała mu tego wszystkiego za złe. W końcu od momentu kiedy się tu zjawił nie zachowywał się najlepiej. Wpierw potłuk wazę, potem zdemolował kawał lasu, a w międzyczasie zachowywał się jak osioł... Tak... Miejmy nadzieję, że jest wyrozumiała...


Inna? Początki bywają różne, ale ten z Naru chyba na długo zapamiętamy xP

Od Samiry (CD Shantel)

        Westchnęłam z niedowierzaniem. Nieśmiałość Shantel miała swoje dobre strony, a jednocześnie dość często zwyczajnie mnie dobijała. Zmierzyłam samca oceniającym wzrokiem. Chyba zaszłam komuś za skórę. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy była długość jego ciała, a zwłaszcza ogona. Potem nietypowy kształt pyska, długie uszy i długa sierść stercząca mu na szyi. Słysząc to przeciągnięte ,,s" domyśliłam się, że to hybryda węża. Ciekawe czy jest jadowity. Kiedy Shantel się cofnęła zrobiłam to samo. Stałam więc teraz na przeciwko basiora Na dźwięk wypowiedzi wadery podniosłam lewą łapę i, najdelikatniej jak mogłam, odsunęłam ją na bok. Zrobiłam krok ku nieznajomemu.
- Ależ można- powiedziałam spoglądając na niego spod przymrużonych powiek- Zaczekaj pan tylko aż tej tu pani przejdzie histeria.
Jego oczy zamieniły się w wąskie szparki. Przekrzywił głowę, trochę jakby próbował zrozumieć co właściwie powiedziałam.
- Hisssteria powiadasz- odparł.
Skrzywiłam się. Czyżby nie znał tego słowa? W sumie to rzeczywiście wygląda odrobinę dziko.
- No wiesz...nadmierna emocjonalność, za bardzo się przejmuje...
- Aha.
- Zrobiła się z tego mała lekcja języka- usłyszałam za sobą cichy komentarz Shantel.
W życiu by się nie odważyła skomentować tego co robię prosto w twarz. Ale za plecami już mogła. Kiedy tylko na nią spojrzałam spuściła głowę. Chyba nigdy nie dowiem się dlaczego mnie tak traktuje. Tak jakbym nadal miała pozycję. Ponownie zwróciłam się do samca. Miałam silne wrażenie, że go irytuję. Może chodzi mu o tą wyniosłość? Jeszcze przez chwilę tak stał po czym wgramolił się na drzewo z którego wcześniej zeskoczył.
- J-jest tu jakaś wataha, albo co?- spytała nieśmiało Shantel.
Ten nic nie odpowiedział.
- To jest czy nie ma?- dopytywała.
- Choć już lepiej- rzuciłam przewracając oczami.
- D-dobrze...-wydukała i poczłapała za mną.

Od jakiejś godziny szłyśmy lasem w umiarkowanym tępię. Całkowicie pochłonęły mnie rozmyślania.
Ta okolica mogłoby się okazać dobrym miejscem na pozostanie nieco dłużej. Przeprawa przez góry łatwa nie była więc może nie spotkamy tu ,,normalnych". Może się jednak okazać, że natrafimy na inne hybrydy, które wpadły na ten sam pomysł.
Z rozmyślań wyrwał mnie, jak zwykle, cichy głos Shantel.
- Ktoś tam jest- szepnęła wskazując na niewielką polankę.
Wciągnęłam powietrze nosem analizując jego zapach. Wyczułam krew, krew sarny.
- I poluje lepiej od ciebie- rzuciłam uginając łapy.
Ostrożnie podkradłam się do zarośli odgradzających nas od posiłku. Rozsunęłam łapami liście i wyjrzałam na otwartą przestrzeń. Na środku polanki leżała martwa sarna. Tuż obok siedziała skrzydlata hybryda spożywająca zawartość jej brzucha. Taką mieszaninę widziałam, może drugi raz w życiu. Nie zauważyła ani mnie, ani skulonej obok Shantel.
- Chyba nie zamierzasz tłuc się o kawałek mięsa...-jęknęła cicho na widok mego zachłannego spojrzenia- Nie wiadomo co potrafi.
Zmarszczyłam ,,brwi".
- Nie mów, że nie jesteś głodna- spojrzałam na nią znacząco.
Po chwili usłyszałam pomruk dochodzący, najpewniej, z jej żołądka.
- No właśnie- dodałam.
- A- a może się podzieli...
Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Niech ci będzie- westchnęłam z udaną rezygnacją- To idź ją spytaj.
Shantel przełknęła ślinę, chyba tylko to umie robić głośno. Powoli dźwignęła się z ziemi i weszła na polankę i podeszła nie pewnie do hybrydy. Ta obserwowała ja uważnie, pysk niczego nie zdradzał. Przez chwilę pożałowałam, że rozstaliśmy się z rodzeństwem. Gdyby byli tu ze mną nie musiałabym niepokoić się żadną obcą hybrydą. Przez ułamek sekundy poczułam się słaba i bezbronna. Zaraz potem uświadomiłam sobie, że właśnie puściłam Shantel samą do jakiejś nieznajomej. Wyjrzałam na polankę. Wadera stała i coś mówiła. Jej ,,rozmówczyni" siedziała cicho. Tylko słuchała jak moja towarzyszka cicho wypowiada każde słowo. Widocznie właśnie powiedziała coś o mnie bo wzrok obcej naglę powędrował ku mej kryjówce. Nie widząc już celu w dalszym się ukrywaniu wyszłam i podeszłam bliżej. Właśnie straciłam element zaskoczenia na wypadek ewentualnej walki.


Slave? Wybacz długość, ale kilka linijek tekstu znikło bez śladu i nie chciało mi się pisać drugi raz tego samego.

Kto szybszy? ^^ | nr 4

  Dobrze myślicie. Kolejne zawody!
  Zamierzam też jednak troszkę pozmieniać. Od teraz każde 4 edycje zawodów to będzie jedna tura. Po każdej turze wybierany będzie champion, czyli hybryda, która najlepiej wystąpiła pod względem średniej zdobytych miejsc. Champion będzie ogłaszany razem z wynikami zawodów w sprincie, i takie właśnie dzisiaj się odbywają.
  Tradycyjnie lista czekająca na zawodników ^^ Powodzenia!
  1.  Xinyuan
  2.  Shantel
  3.  Visphota
  4.  Samira
  5.  Kotonaru 

Od Innej (CD Kotonaru) - Przecież nic nie zrobiłam, prawda?

         Chyba nie byłabym sobą, gdybym za nim nie pobiegła.
  - Hej! Zaczekaj! - zawołałam.
  Samiec mnie ignorował. Zupełnie. Coś się we mnie zagotowało. Nie cierpię, gdy ktoś mnie ignoruje.
  Mimo, iż hybryda szybko i sprawnie susami pokonywała wszelkie zawijasy dróg ich znajomość okazała się jeszcze skuteczniejsza i po chwili zrównałam się ze zdziwionym samcem.
  - Powiedziałam coś nie tak? - spytałam, ale ten tylko przyspieszył kroku. - Mam coś między zębami?
  Samiec spojrzał na mnie pytająco kątem oka.
  - No co? Każdemu się zdarza - starałam się usprawiedliwić.
  Rogaty lew tylko przewrócił oczami i dalej szedł przed siebie. Nie wytrzymałam i warknęłam sfrustrowana, a z mojego pyska wymknął się mały płomyk.
  - A wiesz co? Chrzań się! - burknęłam i zawróciłam.
  Co za tupet! Włazić komuś do mieszkania tylko po to, by zaraz potem sobie od tak pójść i to nawet bez przedstawienia się. Przecież oboje jesteśmy hybrydami, do cholery! Tacy jak my powinni się trzymać razem. Chociaż...jedno mnie zastanowiło. Przez moment gapił się mi w oczy jak głupi i rzucił, że mu o kimś przypominam. Może już się znaliśmy, tylko ja tego nie pamiętam? Przegrzebałam wspomnienia z dzieciństwa, ale nie przypominam sobie, bym go kiedykolwiek spotkała. Dziwny jest jakiś. Nie umknęło mojej uwadze, że strasznie...posmutniał. Tak, to chyba dobre słowo. Nie cierpię smucić innych, to nie w moim stylu. Ale przecież nic nawet nie zrobiłam.
  Zaryłam łapami o ziemię uświadamiając sobie, że już od jakiejś chwili biegam bez celu pomiędzy ogromnymi drzewami Szmaragdowej Puszczy. Potrzepałam łbem na boki, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Ta dziwna hybryda namąciła mi w głowie. Nie chce tu zostać to trudno, niech sobie idzie gdzie chce i mi dupy nie zawraca. Po co marnować czas na takich odludków. Muszę oczyścić umysł. Po chwili przypomniałam sobie o obiecanej gorącej kąpieli w Oku Lasu. Tak! To na pewno pomoże.
  Zawróciłam więc w stronę rzeczonego oczka wodnego. Dotarcie na miejsce długo nie zajmowało. Usiadłam na krawędzi kamienistego brzegu i zamoczyłam łapę w wodzie. Zbyt zimna. Pochyliłam się nad powierzchnią i dmuchnęłam płomieniem. Woda zaczęła lekko parować. W końcu podgrzałam ją na tyle, by nieuważny wilk mógł się poparzyć. Zadowolona weszłam do sięgającej łokci wody i położyłam się na dnie zadowolona. Teraz nad powierzchnię wystawał tylko mój łeb, bo woda sięgała tuż nad mój kręgosłup. Westchnęłam z rozkoszy. Dawno tego nie robiłam. Przymrużyłam oczy...Było tak miło, tak przyjemnie, że można by nawet zas...

  - Nie za gorąco ci?
  Drgnęłam zaskoczona. Woda nie była już tak ciepła jak przedtem, jak dla mnie nawet zimna, chociaż znad powierzchni ciągle unosiła się mgiełka. Popatrzyłam na słońce. Już dawno minęło zenit. Cholera, czy ja zasnęłam?!
  Obejrzałam się za właścicielem głosu. Mój wzrok napotkał parę czerwonych ślepi. Ich właścicielem była hybryda, którą już wcześniej spotkałam.
  - No proszę - powiedziałam imitując jego obojętny ton głosu. - Dalej tu jesteś?
  Rogacz nie skomentował mojego papugowania. Wyciągnął przed siebie łapę i zamoczył ją w wodzie.
  - Dziwne - stwierdził. - Tutaj chyba nie powinno być żadnych gorących źródeł...prawda?
  - Nie. Sama podgrzałam wodę.
  - Jak?
  Wzięłam wdech i lekko chuchnęłam ogniem. Trudno stwierdzić, czy mój rozmówca był pod wrażeniem, czy nie. Wstałam i wyskoczyłam na brzeg, po czym otrzepałam się z wody ochlapując samca. Położyłam po sobie uszy i uśmiechnęłam się przepraszająco.
  - Wybacz, to nie było zamierzone - przeprosiłam.


Kotonaru? Ja ci tak łatwo nie popuszczę XD Zwłaszcza, że jeszcze niedawno sam mi wypominałeś "brak weny"

Od Shantel (CD Xinyuana)

        Słońce stanęło w zenicie.Pojedyncze obłoki  leniwie spacerowały po błękitnym nieboskłonie.Dzień był ciepły ,choć lekko chłodny wiaterek smagał sierść.Dookoła roztaczał się przepiękny krajobraz.Znajdowałyśmy się w jeden z dolin ,ze wszystkich stron otaczały nas wysokie góry.Dolina pokryta była wysoką trawą ,z pomiędzy której wyrastały pojedyncze kwiaty.Naokoło roiło się od różnorodnych owadów.
I jak tu się nie zachwycić…?
- Shantel ! Co ty tam robisz tyle czasu ?
Wychyliłam głowę z traw próbując dostrzec Samirę.Wadera siedziała na jednym z pobliskich głazów.
- Poprosiłam cię tylko o złapanie jednego ,małego zająca…Czy to aż tak trudne ?
Spuściłam wzrok.
- Przepraszam –powiedziałam cicho.
Wadera pokręciła ze zrezygnowaniem łbem :
- Nie ważne –machnęła niedbale łapą .Już otworzyła pysk żeby coś dodać jednak zaniechała tej czynności.
-  Co się…-chciałam spytać jednak wilczyca uciszyła mnie.Wstała powoli  po czym dołączyła do mnie starając się zachować ciszę.
Samira uśmiechnęła się szeroko.
- Jeleń –szepnęła.Rozpromieniłam się.Nareszcie mamy szansę na porządny posiłek.
- Jaka taktyka ? -spytałam cicho.
- Ty z góry -ja z dołu.Zagoń go w moją stronę.Zaatakujemy szybko.
Pokiwałam łbem na znak ,że rozumiem.Nie mając czasu do stracenia ,ruszyłam.
Postanowiłam okrążyć ofiarę trzymając się od niej przynajmniej kilkanaście metrów dalej.W ten sposób uniknęłabym szybkiego zdemaskowania.Moje skrzydła były trudne do ukrycia nawet w tak wysokiej trawie.
Westchnęłam.Stałam już centralnie za jeleniem.Dzieliło mnie od niego tylko kilkadziesiąt metrów -trzydzieści jak nie więcej.
Zbliżyłam się w stronę zwierza po czym wyskoczyłam z ukrycia.Szybkimi ,zamaszystymi ruchami skrzydeł wzbiłam się w powietrze.Ofiara zaczęła uciekać -tak jak według planu -tylko...gdzie jest Samira ?
Rozejrzałam się dookoła ,lecz nie zauważyłam wadery.Ponieważ jeleń coraz bardziej się oddalał postanowiłam za nim pobiec -może Samira akurat tam już czeka ?
Dogoniłam zwierza i zaatakowałam z powietrza.Wpierw spróbowałam dosięgnąć go pazurami.Jeleń okazał się jednak bardzo zwinny -uskoczył przed moimi łapami ,jedynie go drasnęłam.Opadłam na ziemię i szybkim ruchem szczęk ugryzłam go w tylną nogę.Ten jednak szybko wykorzystał tę sytuację ,i jakby nie przejmując się głęboką raną ,wierzgnął drugą nogą.To go spowolniło ,jednak przyznać muszę ,że zwierz ma cela.Trafił mnie w sam brzuch.Na szczęście jego zamach nogą nie miał zbyt wielkiego impetu.To jednak wystarczyło.Momentalnie upadłam na ziemię.Zwierz pobiegł dalej.
Nie poddałam się.Po kilku sekundach ruszyłam za nim ,choć ból w brzuchu dokuczał.
Gdzie jest Samira ?
Stanęłam momentalnie.Coś zaszeleściło nieopodal.
- Jeleń -oblizałam wargi.
W tym samym momencie skoczyłam do przodu.......i wpadłam wprost na Samirę.
Przeturlałyśmy się parę metrów.Po czym wadera podniosła się jak oparzona.
- Shantel !
Wstałam i usiadłam naprzeciwko wilczycy.Spuściłam uszy do tyłu.
- Przepraszam...-wydusiłam cicho.
Wadera wzniosła oczy ku niebu.Wzięła głęboki wdech i pokręciła łbem w niemym niedowierzaniu.

- Samira ?Przepraszam....Ja naprawdę nie chciałam -niedługo potem ruszyłyśmy w dalszą drogę.Oczywiście głodne.
Wadera nie odzywała się.
- Wiem ,że wszystko zepsułam ,ale....odezwij się...
- Możesz w końcu być cicho ? -syknęła -Nic tylko nadajesz i nadajesz...Słyszysz ? Odezwałam się już.Teraz dasz mi spokój ? -wilczyca przystanęła.
Stanęłam obok :
- Przepraszam -powiedziałam cicho.
- Przeprosiny przyjęte -mruknęła.
- Ja....ja naprawdę niechcący...
- Dokładnie wytłumaczyłam ci jak mamy postąpić -warknęła -A ty nawet nie potrafisz zagonić w moją stronę zwierzęcia...
- Nie wiedziałam gdzie jesteś !
- A gdzie niby miałabym być ?! Stałam tam gdzie wcześniej !
- Trzeba mi było wtedy od razu....
Nagle coś spadło z drzewa przy ,którym się zatrzymałyśmy.Owa postać stanęła pomiędzy nami.
 - Czy już nie można mieć ani chwili ssspokoju?!
Cofnęłam się zaskoczona.Spuściłam wzrok.
- Przepraszam...?-wydusiłam cicho.


Samira ?  Xinyuan ?

środa, 22 kwietnia 2015

Od Kotonaru do Innej - Nienajlepsze Początki

        Kotonaru zmierzył ją od stóp do głów obojętnym wzrokiem. Pierwszy raz spotykał osobę zmieszanych krwi. Przez całe swoje życie nie widział ani jednej hybrydy – choć i może widział tylko nie zanotował tego w pamięci -  a tu prosze, ledwo znalazł se jakieś fajne odludzie, a tu przypałętało się jakieś kundlisko. Na pierwszy rzut oka niby to zwykły zielony wilk, ale po dłuższym przyjżeniu się miała coś ze smoka w sobie... I jeszcze ten specyficzny kolor oczu... Kolor oczu Suianei. Serce mu szybciej zabiło na wspomnienie o ukochanej po czym nagły ból zacisnął się na jego klatce piersiowej, aż zabrakło mu tchu.
- Ej, co z tobą? – samiec zamrugał zdezoriętowany na dzwiek jej głosu, dopiero po chwili dotarło do niego, że gapi się jak głupi w jej oczy z żalem widocznym w ślepiach.
Samiec otrząsnął się szybko, odchrząknął i odwrócił wzrok.
- Wybacz, przypomniałaś mi o kimś. – rzucił wstając, nie próbował nawet się z tym ukrywać, że żal rozrywał go od środka, dość miał chowania się z tym.
Po drugie Suianei rozhartowała go trochę. Nauczyła go, że zawsze może to niej przyjść i powiedzieć co go trapi, teraz gdy jej nie było brakowało mu takiej osoby. Męczył się z tym co trzymał w sobie.
- Kim jesteś i co tu robisz? – ponowiła pytanie samica, jednak już nie tak sztywno.
Samiec powolnym krokiem zaczął wychodzić z jaskini, jednak zatrzymał się na dzwięk pytania. Stał tóż obok dziewczyny. Trzeba było jej przyznać – była bardzo wysoka, jednak przy sterczącej grzywie Naru oraz jego potężnych rogach nie była od niego wyższa – choć teraz miał spuszczoną głowę, więc przewyższała go o te kilka centymetrów. Rogacz spojrzał na nią kątem oka.
- Nikim i nic. – mruknął ponurym tonem wychodząc z domku.
Nie chrzanił się ze ścieżkami, które wiły się jak węże, gubiąc go między pustymi chatkami. Przeskakiwał ogromne odległości między gałęziami bez żadnego problemu. Normalnemu lwu pokiereszowałoby to kości i zmasakrowało stawy, jednak jego kręgosłup z czarnej kości mógł wytrzymać o wiele więcej. Nie pomyślał jednak, że na drzewie gałęzie się w końcu kończą i zmuszony był od połowy drzewa skoczyć prosto na ziemię. Z hukiem wylądował na ziemi, wgniatając podłożę tam gdzie dotknął je łapami. Zatoczył się lekko, jego kości były to w stanie wytrzymać, gorzej z głową i przewracającym się w środku mózgiem. Nie miał jednak zamiaru tam stać cały dzień, za sobą już słyszał waderę, która zapewne teraz będzie za nim iść...
Otrzepał się z piasku i ruszył niespiesznie przed siebie.


Inna? Wybacz, brak weny ;-;