piątek, 24 kwietnia 2015

Od Slave (CD Samiry)

        Upolowałam sarnę, nic dziwnego, nic trudnego. Martwe zwierze leżało na środku polanki. Rozerwałam brzuch mojej ofiary, co nie było trudne, dzięki długim i ostrym pazurom. Co dalej? Rzecz oczywista, posiłek. Nie polowałam na nic od... Przeszło dwóch dni? Będzie coś koło tego. Może i nie jestem wielka, ale w przeciwieństwie do innych mam skrzydła, których używam dosyć często. W dodatku pogoda w górach spowalnia mnie. Wracając może do sarny... Jestem odporna na własny jad, jednak tym razem go nie użyłam. Rzadko korzystam z niego w tego typu sytuacjach. Przecież, nie zawsze zjem wszystko sama. Nie chciałabym zabić przypadkowo innej, głodnej istoty. Poza tym, zabijanie bezpośrednio sprawia więcej satysfakcji, niż takie, gdy nawet nie wiem czy odbieram komuś życie. Biorąc pod uwagę zapach roznoszony z wiatrem, nie byłam tam sama. Ktoś prócz mnie trafił tutaj, pewne. Jest hybrydą? Bardzo prawdopodobne. Wątpię, aby normalne wilki przetrwały przeprawę przez tak ogromne góry, które to wręcz odcinają to miejsce od reszty świata. Zdążyłam już zapoznać się z tymi terenami dość dobrze. Wprawdzie, nie wpadłam do tej pory na podobnych do siebie. Chociaż do mnie chyba nie można być podobnym, jestem hybrydą zbyt wielu istnień tego świata. Tak to jest, kiedy praktycznie cała twoja rodzina to mieszańce. To niemal zabawne. Inni są traktowani w okropny sposób, choć mają łagodne usposobienie, a ja - ktoś, kogo cieszy śmierć - mam gdzie wracać. Jest to zdecydowana ironia. Wadera, która najwyraźniej była wcześniej ukryta w krzakach, podeszła do mnie. Przechyliłam głowę na bok pytająco. Przełknęła głośno ślinę.
- P-przepraszam... C-czy mogłabyś się z nami podzielić? - zadała pytanie, jąkając się przy tym wyraźnie. Otworzyłam szerzej oczy. Nie była zła, po prostu zadziwiło mnie takie pytanie. Spodziewałam się bardziej prób odgonienia mnie lub ataku, a tu proszę! Grzeczne, nieśmiałe pytanie. Zmierzyłam wzrokiem waderę o kruczoczarnych skrzydłach. Miałam rację - hybryda. Żaden normalny nie dałby rady przedrzeć się tak trudnym szlakiem górskim.
- wy? - odpowiedziałam pytaniem, otrząsając się z szoku. Podeszła jedna, po tym można stwierdzić, iż nie sama. Samica kiwnęła potwierdzająco głową. Popatrzyłam w kierunku, z którego najpewniej przyszła. Po niedługiej chwili wyszła również jej towarzyszka. Ją także obejrzałam od stóp po same końce uszu.
- No proszę, jeszcze nie trafiłam na tak ciekawą osóbkę, jak ty. Mogłabym poznać wasze imiona? - spytałam je, a po niecałej minucie dowiedziałam się, jak się nazywają. Podniosłam się z ziemi i popatrzyłam prosto w oczy skrzydlatej wadery, a następnie spojrzałam na martwą sarnę.
- Jeśli chcecie, częstujcie się, Shantel, Samiro. I tak jestem już najedzona - uznałam, ignorując czy coś mówiły lub robiły. Wkroczyłam z powrotem do lasu. Moje skrzydła czasami utrudniały przedzierani się przez gęstwinie, więc zwykle leciałam ponad borem. Tym razem z tego zrezygnowałam. Przycisnęłam swoje skrzydła do ciała tak mocno, jak to było możliwe i w miarę bez trudności, szłam przed siebie. Między drzewami dostrzegłam przemykającą sylwetkę zielonego wilka. Podbiegłam bliżej i próbowałam sobie przypomnieć, gdzie widziałam tak kościstą hybrydę, jak on. Chwila, chwila... No tak! Przecież to Harkir. Młoda alfa jedynej watahy, której byłam własnością. Co? Co on tu do cholery robi?! Ja to naprawdę mam pecha! Muszę wpaść na kogoś takiego! Skoczyłam na basiora, przewracając go na plecy oraz przyduszając przednimi łapami do ziemi. Zignorowałam dźwięk jego pękających kości i przydusiłam go tylko mocniej.


Tak więc, Harkir? Dawno się nie widzieliśmy, mam nadzieję, iż podoba ci się to powitanie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz