poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Slave (CD Harkira i Visphoty)

        Po raz kolejny skoczyłam ku wilkowi, tym razem nie zdążył zareagować i ponownie powaliłam go na ziemię. Kolejny raz usłyszałam pęknięcie, jednak nie przejęłam się tym, ponieważ znam doskonale jego możliwości leczenia się. Przynajmniej sprawię mu ból, tyle na razie wystarczy. Skorzystałam z umiejętności odziedziczonych po mych przodkach. Wbiłam kły, do których napłynął jad, w kark basiora i kilka innych miejsc, z których powinien zadziałać dość szybko. Wtedy ta prędkość by wystarczyła, ale teraz jest starszy i nie mam pewności czy uda mi się go wykończyć. Jego możliwości najpewniej wzrosły z wiekiem, tak samo, jak u mnie. Odciążyłam jego ciało, a następnie odskoczyłam kilka kroków w tył, czujnie czekając, na to, co się stanie. Zdechnie w końcu czy nie? Może chociaż sparaliżuje mu mięśnie i będę go mogła wykończyć, gdyż nie uda mu siebie uleczyć? Obserwowałam w cicho. Czekanie, czasami sprawia trudności nawet mnie.
- Skoro mnie znasz to powinnaś wiedzieć, że to nie zadziała - powiedział przewracając oczami. Syknęłam pod nosem. Mogłam się była tego spodziewać. Jest równie irytujący, jak jego przybrany ojciec, ale... Jednak inny. Pewnie dlatego, iż jest hybrydą, ale po prostu jest inny. Nie zmienia to faktu, że moim obowiązkiem jest go zabić. Przynajmniej... Tak mi się wydaje. Popatrzył na mnie ze zrezygnowaniem.
- Chcesz mnie zabić, prawda? Więc? Dlaczego tego nie zrobisz teraz? Nie mam zamiaru walczyć. Moje istnienie i tak niczego nie zmieni - stwierdził. W jego głosie była szczerość, a zarazem ból, jakiego jeszcze od nikogo nie słyszałam. Nie chce walczyć? Naprawdę, aż tak nie zależy mu na życiu? Jeśli tak mówi, nie jest chyba tak zły... Przecież, gdyby był, walczyłby ze mną, prawda? Nie rozumiem... W tej sytuacji... Dostanie ode mnie szansę, jednak tylko jedną.
- Niechaj będzie tak, dam ci szansę, jedną. Pokażesz mi czy jesteś zły, neutralny, czy dobry. Jeśli ją zmarnujesz, zabiję cię bez najmniejszych skrupułów. Od teraz, będę się ciebie czepiać, niczym rzep, zrozumiano? - wyjaśniłam całą "umowę".
- Jeśli chcesz - mruknął obojętnie. Czyżby jednak chciał zginąć? No cóż, nie ma raczej zbyt wielu powodów do istnienia, więc... Nie ważne. Harkir odwrócił się i odszedł po prostu, zaś ja ruszyłam za nim. Szliśmy, szliśmy i doszliśmy. Gdzieś. Jakieś splecione drzewa. Ciekawie to wygląda, nie powiem. Dość wysoko... Wątpię, aby mój "towarzysz" sobie z tym poradził. Zastanowiłam się chwilę. Zamachałam skrzydłami i po chwili byłam w powietrzu, nisko nad ziemią.
- A ty, zamierzasz się tam dostać? - spytałam, przewracając głowę na bok.
- Po prostu zainteresowało mnie to miejsce - odpowiedział mi obojętnie.
- Czyli chcesz się tam odstać? - zadałam tam kolejne pytanie. Wzruszył najzwyczajniej ramionami wgapiając się w to miejsce. Syknęłam cicho, gdyż zastępowało to w moim przypadku westchnienie. Objęłam hybrydę na wysokości klatki piersiowej i uniosłam. Jak łatwo się domyślić, nie był zbyt ciężki. W końcu to prawie sama skóra i kości. Najprawdopodobniej, nim dotrzemy na górę, zdążę złamać mu kręgosłup przynajmniej dwa razy. Po nie długim czasie byliśmy już na miejscu. Harkir rozglądał się dookoła zdecydowanie bardziej, niźli ja. Mój wzrok spoczął na waderze, śpiącej przed wejściem do największej, wyglądającej na zamieszkałą. Skinęłam na zielonego, aby poszedł za mną. Ten niechętnie, ale to zrobił. Stanęliśmy przy śpiącej.

Visphota? Ktokolwiek inny? Harkir?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz