Wadera spojrzała niepewnie raz na jedną, a następnie na drugą hybrydę. Tak, nie było wątpliwości, że do czegoś między nimi doszło, ale takie opowieści przeznaczone były chyba na inną godzinę. Póki co zaspaną jeszcze Alfę (chyba powinna w końcu przemóc lenistwo i wstawać wcześniej niż koło południa) wyraźnie zaintrygował pysk basiora...a właściwie widoczne na nim szramy.
- Ale to chyba nie Fera tak cię urządziła? - rzuciła mierząc podrapanego samca wzrokiem.
Ronan jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał. Spojrzał w dół na swoją klatkę piersiową i dotknął łapą pyska. Z boku błysnęły w złośliwym uśmiechu zęby Strzygi. Inna, choć osobiście nigdy się o tym nie przekonała, była pewna, że jej pazury są jednak nieco większych rozmiarów. Co więc tak ją bawiło?
- To...również długa historia - próbował się wymigać basior.
- Ależ nie bój nic, Ronuś! - zakwiliła teatralnie czarno biała samica podchodząc bliżej. - Mamy MNÓSTWO czasu!
Inna patrząc na tę dwójkę nie mogła ukryć rozbawienia. Chociaż usilnie zaciskała pysk, kąciki mimowolnie podnosiły się lekko, jakby dostała ataku spazmów. Koniec końców opanowała się.
- To dowiem się kto tu jest winowajcą? - zapytała, psując swoje poprzednie starania przez niezdolną do ukrycia nutę rozbawienia.
- Chappie! - powiedziała dumnie Fera.
- N a s z Chappie? - Alfa nie była pewna, czy dobrze słyszy.
- A czyj? - uśmiech Strzygi rozszerzył się jeszcze bardziej, chociaż Inna była pewna, że osiągnął już swoje granice. - Mówię ci, istny diabełek z niego! Tak odważnie bronił naszych terenów przed intruzami...w życiu bym się czegoś takiego po tej klusce nie spodziewała - ton głosu wadery wyraźnie świadczył o pewnej przesadzie, jednak ślady na pysku Ronana mówiły same za siebie. Czegoś takiego mogło dokonać stado wiewiórek ze wścieklizną, dwa koty kłócące się o zdechłą mysz...lub naprawdę zdenerwowany mały smok, chociaż Innej naprawdę trudno było sobie wyobrazić wściekłego Chappiego.
- Mnie także ciężko w to uwierzyć - przyznała z uniesioną w zdziwieniu brwią.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Z rodzaju takich, których nikt nie potrafi się zebrać do przerwania. W końcu Alfa przeciągnęła się udawanie i ziewnęła patrząc na słońce.
- O bogowie, która to już godzina? - rzuciła z głupkowatym wyszczerzem i ruszyła w stronę schodków. - Chyba muszę już lecieć. No to...witamy w stadzie! Do wieczora!
Po tych słowach przyspieszyła niemalże do biegu. Po minucie znikała już w lesie. Dopiero teraz naszło ją dziwne przeczucie, że nie powinna zostawiać Fery i Ronana samych, zwłaszcza obok jej domku. Nie ciężko było jej sobie wyobrazić zgliszcza, które zastanie po powrocie. Otrząsnęła się z tych durnych myśli. Przecież są dorośli, nie trzeba ich chyba pilnować. (Świetny dowcip, Inna!)
Ten dzień był naprawdę dziwny. Tyle nowych osób...i to jeszcze przed południem. Najpierw świecąca małpiatka, teraz krukowaty znajomy Fery. Właśnie - ZNAJOMY. FERY. Ona ma znajomych? Ktoś mający taką etykietkę musi być albo równie stuknięty co ona, albo jeszcze gorzej niż ona. Oba warianty nie brzmiały zbyt dobrze. Wracając jednak do tematu, Inna czuła się padnięta chociaż słońce nie minęło zenitu. Pozycja Alfy chyba jest bardziej wymagająca niż myślała. Ostatni czas naprawdę ją zmęczył...może nie fizycznie, bo choćby nie wiem ile się przed sobą zapierała nie da się ukryć, że przemawia przez nią czyste lenistwo. Wyczuwała bardziej psychiczny wysiłek. Odchodzą, przychodzą, odchodzą, przychodzą. Zupełnie jakby zamieniali się miejscami: Samira - Ori, Tiburon - Ronan, Kotonaru...Nie. Tutaj nie dało się znaleźć pary. Nie przez fakt, że zabrakło ,,nowych". Inna po prostu gdzieś w głębi siebie czuła, że Naru nie da się zastąpić. Co jak co, ale jego znała najlepiej, wiele razem z nim przeszła. Był tu od początku.
Westchnęła, prąc dalej naprzód między coraz mniejszymi już drzewami. Pozostaje wierzyć, że, gdziekolwiek się znajduje, jest szczęśliwy. Jedyne czego teraz chciała zielona to wziąć ciepłą kąpiel w jej ukochanej sadzawce, odciąć się od reszty świata. Tylko ona, śpiew ptaków...
I niebieskie duchy.
Dziewczyna zaryła pazurami ziemię gwałtownie hamując. Czy to naprawdę się stało? Spojrzała w bok. Jeszcze sekundę temu coś tam błysnęło. Jakaś sylwetka między drzewami...znowu! Co do jasnej...?, pomyślała mrugając kilkakrotnie. Przetarła oczy łapą, ale pomiędzy poskręcanymi pniami lasu niczego nie było. Stało się, przeszło jej przez myśl. Duchy widzę. Wariuję. Za dużo myśli naraz. Muszę odpocząć. NAPRAWDĘ muszę.
Wtedy jednak widmo pojawiło się ponownie, tym razem nie znikając. Teraz Inna była już pewna, że nie ma zwidów. Była to półprzezroczysta, błękitna sylwetka wychudzonego wilka o trzech ogonach. Duch? A może kolejna hybryda? Cokolwiek to było, popatrzyło chwilę na Alfę przekrzywiając ciekawsko łeb, po czym odbiegło wgłąb lasu.
Nie trudno się domyślić, że wadera nie zamierzała siedzieć dalej na drodze. Zapomniała też o swojej kochanej kąpieli. Jedyne co teraz zajmowało jej myśli to niebieski duch. I może zabrzmi to wyjątkowo kliszowato, ale jakoś trzeba fabułę opowiadania popchnąć do przodu...A więc pobiegła za nim. Rzuciła się niemal na ślepo przez las, jak szczeniak, który po raz pierwszy w życiu zobaczył motyla.
- Czekaj! - zawołała widząc, że zjawa na chwilę się zatrzymała. Rzuciła się na nią chcąc przygwoździć ducha do ziemi...co było idiotyzmem, po koniec końców czegoś co jest niematerialne dotknąć nie można. Wilk wyparował i pojawił się dziesięć metrów dalej, jakby ją ponaglając. - No nie uciekaj! - wadera uparcie parła naprzód. - Kim jesteś?
Widmo nie odpowiedziało ani razu. Biegło spokojnie truchtem, co było dla logicznej części umysłu Innej zupełnie pozbawione sensu. Przecież pędziła przez las jak burza, a mimo to paradoksalnie nie była w stanie dogonić czegoś, co poruszało się niemalże spacerkiem. W Alfie zaczęła zbierać irytacja. Straciła już poczucie czasu i miejsca. Jak daleko zabrnęła?
Zatrzymała się na chwilę zdezorientowana. Straciła ducha z oczu. Gdzie ten niebieski skurczybyk się podział? Zostawił ją?
Błękitny błysk. W prześwicie z lewej.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i przyczaiła przy ziemi, jak na polowaniu. Teraz już mi nie zwiejesz. Napięła tylne łapy i wystrzeliła z miejsca, wyskakując z krzaków na otwartą przestrzeń, mierząc prosto w stojącą teraz nieruchomo błękitną sylwetkę.
W sumie, jakby się tak głębiej zastanowić, to powinna się domyślić, że duch ją podpuszczał. Cały czas uciekał. Bawił się z nią w kotka i myszkę. Nagle staje na otwartej przestrzeni w bezruchu. Było to zgoła podejrzane. I ponownie dała się nabrać na ten sam numer - wilk zniknął zanim zdołała go dosięgnąć, a sama zaryła nosem w ziemię. Warknęła sfrustrowana podnosząc głowę i zaczęła pluć trawą. Zmarszczyła pysk, unosząc wargę by pozbyć się niechcianego zielska spomiędzy zębów.
- Ty mały, paskudny, zdradziecki... - urwała. Nagle zdała sobie sprawę jak daleko zaciągnął ją duch.
Wypadła prosto na Cmentarz.
Stuliła uszy ze wstydu. Od zawsze traktowała to miejsce z niesamowitą pobożnością. Wychowała się pod ścisłą tradycją szanowania zmarłych. Szanowała ich jeszcze bardziej, kiedy do nagrobków dołączył kamień z imieniem jej nauczyciela i pierwszej hybrydy w dolinie, Huangalonga. Nagle naszła ją jeszcze bardziej krępująca myśl: może duch, który ją prowadził, jest zmarłą hybrydą? Cholera jasna...ile razy zdążyła go w myślach przekląć? Bogowie jej tego nie wybaczą...
- Wybacz, jeśli cię czymś uraziłem...czymkolwiek. - zaczął ktoś nagle.
Spojrzała w bok zaskoczona. Dopiero teraz zauważyła stojącą zaledwie dwa metry dalej wysoką hybrydę. Był to czarny basior o długich łapach, pozbawionych tęczówek i źrenic oczach oraz...trzech ogonach. Czyżby...?
Inna zerwała się gwałtownie z miejsca i doskoczyła do nieznajomego, po czym bezpardonowo uszczypnęła go w policzek. Samiec cofnął się zaskoczony. Wadera zamyśliła się chwilę. Mogła go dotknąć. Czyli nie był duchem. A to znaczy, że właśnie wygłupiła się przed jakimś nieznanym sobie facetem. Zamrugała kilka razy i zaśmiała się nerwowo.
- Wybacz - powiedziała niepewnie. - Myślałam, że jesteś...martwy.
- Przepraszam? - basior przekrzywił łeb pytająco.
- Znaczy się, biegłam przez las za duchem...i miał trzy ogony, jak ty, no i...I pomyślałam...Wiesz, różne już dziwactwa mi się trafiły w życiu. Nie zdziwiłabym się gdybyś był duchem - uśmiechnęła się krzywo. Tak, brawo, pomyślała. To na pewno mu wszystko wyjaśniło.
Ku jej uldze samiec uśmiechnął się lekko.
- Czyli to jednak moja wina - odparł. - Sento szybko się nudzi...
- Sen-co? - powtórzyła głupkowato.
Obok basiora zmaterializował się znajomy już Innej duch. Był dokładną kopią trójogoniastego samca. Po chwili zniknął, a wyraz pyska Alfy musiał być doprawdy przekomiczny, bowiem nieznajomy, tak jak ona niedawno, również z trudem powstrzymywał skurcz twarzy.
Kenshi? Jakoś trzeba zacząć :P
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inna. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 12 kwietnia 2016
wtorek, 1 września 2015
Od Innej (CD Averkina) - ,,Królewna"?
- Wypraszam sobie! - warknęła wadera nawet nie wstając z ziemi.
Trzy hybrydy podskoczyły w miejscu zaskoczone. Z nosa Innej wydobyły się stróżki dymu. Alfa podniosła się do pozycji siedzącej. Kolejni obcy w jej mieszkaniu? Chyba będzie musiała do tego przywyknąć...
- Nie waż mi się nazywać mnie królewną - rzuciła ostrzegawczo do małego basiora.
- A jak nie to co? - odparł wymownie rozmówca, najwidoczniej w ogóle nie przejęty rozmiarem wadery.
Alfa schyliła łeb niemal do ziemi, by spojrzeć mu w oczy. Hipnotyczny wzrok wadery wspomógł efekt jaki chciała osiągnąć.
- Przypiekę cię na ognisku - odpowiedziała i dmuchnęła na niego dymem.
Basior aż usiadł, zmrużył oczy i powachlował sobie łapą przed pyskiem.
- Rany...ktoś tu ma naprawdę nieprzyjemny oddech - rzucił złośliwie.
Inna zignorowała go i wyprostowała się.
- Mogę wiedzieć co robicie w moim domu? - zapytała.
- Zwiedzamy - wadera o niebieskim futrze użyła najbardziej znanej na świecie wymówki.
- Mam rozumieć, że jesteście tu przypadkiem, nie macie domu nad głową, a może nawet szukacie stada, które zaakceptuje waszą inność? - odpowiedziała Alfa.
Dwójka wader zamrugała kilka razy nie za bardzo ogarniając odpowiedź wadery.
- Zacznijmy od początku - westchnęła zielona. - Mam na imię Inna - basior odkaszlnął w zaciśniętą łapę. Zignorowała go (spotkanie z Nocte nauczyło ją tego zwyczaju) - i jestem Alfą tutejszego stada. Wszystkie te tereny należą do mnie i mieszkających tu hybryd. Nie przyjmujemy żadnych normalnych wilków. A wy to...?
- Samira - opowiedziała niebieska - To jest Shantel - wskazała na złotą waderę ze skrzydłami jak u kruka - a ten szczur to Averkin.
- A teraz zapytam: czy może chcielibyście dołączyć?
Hybrydy obejrzały się po sobie. Po dłuższym zastanowieniu wadery pokiwały głowami. Inna spojrzała równo z nimi na basiora. Ten tylko prychnął.
- Zastanowię się - mruknął Averkin i ruszył w kierunku z którego przyszedł z Samirą i Shantel.
Inna westchnęła cicho. Może będzie z nim jak z Naru? Czarny samiec też długo się wahał. No nic. Nie zawsze słyszy się ,,tak". Huangalong przygotował Inną także i to tego.
- To może załatwimy parę ważnych spraw? - zaczęła Alfa i gestem zaprosiła wadery do swojego domku.
Avek, teraz kończ mi opo od Fery x3 Samirą jak chcesz też coś możesz dodać
wtorek, 18 sierpnia 2015
Od Innej (CD Kotonaru) - Czas się zbierać!
Waderze klapnęła na oczy mokra, zielona grzywka. Bezskutecznie próbowała ją sobie zdmuchnąć. Naru zaniósł się śmiechem. Dziewczyna sapnęła udawanym gniewem przez nos, posyłając w powietrze smugi dymu. Wywołało to kolejny atak nieopanowanego śmiechu u czarnego samca. W końcu i Alfa musiała się uśmiechnąć. Podniosła łapą mokre futro i odgarnęła je za uszy.
- Widzę, że świetnie się bawisz - powiedziała teatralnie.
- A i owszem - odparł Kotonaru dalej szeroko się uśmiechając.
Wadera wyskoczyła z wody z niecnym zamiarem rewanżu.
- Tobie też by się przydała kąpiel, śmierdzielu!
Naparła z całej siły na siedzącego samca. Odbiła się jednak od czarnej góry futra jak gumowa piłka. Naparła ponownie, tym razem nie puszczała, aż do zmęczenia. Może i byli niemal tego samego wzrostu, ale siłą Naru zdecydowanie przewyższą Inną.
- Może wstanę, żeby ci to ułatwić? - powiedział samiec ze złośliwym uśmieszkiem po czym rzeczywiście stanął na nogach.
Dziewczyna zmierzyła go morderczym wzrokiem po czym ponowiła swoje próby wrzucenia samca do wody. Przetestowała chyba każdy możliwy sposób: napierała na niego barkiem, przednimi łapami, tylnymi, raz nawet rozpędziła się i walnęła w niego całym impetem. Na nic! W końcu nawet naciskała na nieruchomą kulę futra głową i rogami niczym baran, rozdrapując przy tym ziemię łapami.
- Na górze...jakoś poszło mi...o wiele łatwiej - wysapała.
- Bo zrobiłaś to z zaskoczenia - odpowiedziała Naru. - Jak ja teraz.
Zanim Inna zdołała zareagować samiec ponownie wrzucił ją do wody.
~*~*~
- No nie bocz się już tak - Kotonaru wywrócił oczami.
Inna tylko obrzuciła go kolejny raz spojrzeniem godnym seryjnego mordercy i głębiej wcisnęła się w swoją kryjówkę. Płomienie komponowały się z łuną zachodzącego słońca. Siedziała z czarną hybrydą przy ognisku przed swoim domkiem, opatulona szczelnie swoim kocem z pozszywanych, miękkich skórek. Widać było tylko jej wystające uszy, różowy nos i fiołkowe oczy. Postanowiła sobie nie odzywać się do Naru, jak naburmuszone dziecko. Samiec jednak nie umiał się na nią z tego powodu obrazić. Wyglądała na to zbyt zabawnie. Z trudem hamował uśmiech.
Nagle na tarasie pojawił się Chappie, dalej powłócząc skrzydłem, a za nim Tiburon i jakiś gryf. Inna szybko - a przy tym niezgrabnie - wygramoliła się z koca. Kotonaru aż się odsunął by nie oberwać łapą od Alfy. Dziewczyna wyprostowała się i uśmiechnęła do Tibu głupkowato. Basior powstrzymał się od pytań.
- Przyprowadziliśmy z Chappiem nowego członka - oznajmił krótko po czym zwrócił się do białej samicy: - Araless, zostawiam cię w łapach Alfy...
- I Chappiego! - dorzucił głosmok.
- I Chappiego - poprawił się basior. - A teraz wybaczcie, muszę się widzieć z Vistą.
Po tych słowach poszedł na swoje ,,tajemnicze spotkanie". Inna zapoznała Araless ogólnie z ideą stada złożonego wyłącznie z hybryd, przydzieliła jej odpowiednie stanowisko i opisała krótko wszystkich członków. Tymczasem Kotonaru musiał przeżyć oblężenie jednoosobowej armii w postaci ciekawskiego Chappiego. Jaszczurowaty nie miał jeszcze okazji poznać czarnego samca i o wszystko go wypytywał. Naru pewnie zniósłby to bez mrugnięcia okiem, gdyby Chappie nie bawił się jego ogonem i nie próbował wspiąć się na głowę lwa, by dotknąć rogów. W końcu Inna przerwała męki przyjaciela prosząc Głosmoka, by pokazał Araless legowiska i wybrał także jakieś dla siebie. Gryf i smoczek zeszli na dół zostawiając Naru i Inną samych.
- Nareszcie! - powiedziała samica wtulając się z powrotem w swój kocyk. Usłyszała parsknięcie - No co?
- Nic, nic - odparł rozbawiony Kotonaru i wstał. - Chyba już pójdę do siebie. Dobranoc.
- Dobranoc - odparła Alfa.
Wkrótce zapadła noc.
[I od teraz Alfa jest otwarta na wszystkich, którzy nie zdążyli dołączyć tak oficjalnie. Proszę tylko dostosować się do czasu, aby już wszyscy mieli u siebie poranek]
czwartek, 9 lipca 2015
Od Innej (CD Kotonaru) - Kłopotliwa sytuacja...
Wadera odchyliła się na bok chcąc zobaczyć co też dzieje się za plecami Naru. Widok nieco ją rozbawił i w ostatniej chwili opanowała lekko złośliwy uśmiech. Nocte właśnie gramolił (bądź gramoliła) się na nogi z błota. Pysk ubabrany mułem świadczył o stoczonej tu przed chwilą ,,bitwie". Mina obu hybryd - Naru i Nox - mówiła ,,To on zaczął!". Alfa aż usiadła na ziemi i pacnęła się łapą w czoło, kręcąc głową z niedowierzania.
- Zostawić cię na dwie sekundy, Naru, i już zaczynasz z kimś bijatykę? - zaczęła - Przyznam, spodziewałam się, że będę musiała pierwsze rozdzielać ciebie i Xin'a, ale widzę, że Nox był pierwszy.
Kotonaru zgarbił się lekko i spuścił łeb. Nocte, który za ten czas podszedł do rozmawiających uśmiechał się tryumfalnie, zapewne licząc, że wszystko ujdzie mu na sucho.
- Nie szczerz zębów. Nie masz się czym chwalić - rzuciła do niego Inna. - Oboje naprawdę jesteście siebie warci, ale nie mam sił do prawienia wam kazań. Po prostu obiecajcie mi jedno: Naru - nie daj się zirytować, Nox - nie umrzesz bez darowania sobie kilku durnych pomysłów. A oboje macie mi więcej nie urządzać wyścigów zbrojeń, jasne?
[Tak poza opkiem do Wiewióry i Ursy: Naprawdę nie chcę tu widzieć wyścigów zbrojeń, jasne? Bo odniosłam wrażenie, że to właśnie robiłyście podczas pisania ostatnich opków, a przynajmniej tak to wyglądało. Jeśli tak to miedzy sobą ustalałyście to nie było tematu, ale z miejsca ostrzegam]
Nocte prychnął i ruszył w swoją stronę. Inna wywaliła mu jęzor na ,,do widzenia" i skinęła głową do Naru żeby poszedł za nią. Samiec ruszył niepewnie i gdy weszliśmy w las szedł już obok alfy.
- Chciałaś o czymś pogadać? - zapytał.
- Nie. Po prostu nudno tak samemu po lesie się plątać - wyjaśniła wadera. - Kawał dowcipnisia z tego Nocte.
- Raczej ,,tej" Nocte.
- Czyli to jednak wadera? Serio?
- Nie zauważyłaś?
- Możliwe - wilczyca patrzyła przed siebie lekko naburmuszona faktem, że jak widać tylko ona ma problem z ustalaniem płci.
I to nie uszło uwadze Kotonaru. Hybryda parsknęła śmiechem widząc dąsy Alfy.
- No co? - odparła naburmuszona samica. - Nawet najlepszym się zdarza.
- Dobra, tylko się nie obrażaj.
- Wcale się nie obrażam!
- Okay, już nic nie mówię - czarny samiec mądrze wycofał się z tematu. - Jak z rekrutacją? Widzę, że posada błazna już zajęta...
- Poza Nocte mamy jeszcze kilku nowych. Visphotę i Tiburona znasz? Ostatnio przynieśli mi Głosmoka ze złamanym skrzydłem.
- Głosmok? To też jakiś rodzaj hybrydy?
- Mieszanka smoka karłowatego, warana i salamandry.
- I co z nim? Vis chyba jest akolitą, c'nie?
- Tak, ale Chappie, czyli smoczek, nie chciał pomocy. Poza tym byłoby to zbędne. Jutro skrzydło się zrośnie.
- Od tak? - samiec pstryknął pazurami.
- Regeneracja to bardzo przydatna umiejętność - Inna ,,wzruszyła ramionami".
Szli po porośniętym drzewami i gęstymi krzewami zboczu. Ścieżka prowadziła tak, że po lewej stronie mogli podziwiać z góry polanki niżej, a z prawej stała niemal pionowa ściana. Ściółka była śliska i wciąż mokra po ostatnich deszczach. Nie trudno było się poślizgnąć i to właśnie musiała zrobić Inna (bo czemu nie?). Alfie podwinęła się tylna łapa i zaczęła zjeżdżać tyłkiem po mokrym zboczu. W ostatniej chwili chciała się chwycić łapy Naru, ale zaskoczony samiec nie był przygotowany na taki obrót spraw i poleciał za waderą. Dwie hybrydy sturlały się po pochyłości terenu łamiąc krzaki i obijając się o wystające kamienie. Cudem nie zahaczyli o żadne drzewo. Gdy Naru wylądował na polance na dole (zleciał pierwszy, był bowiem cięższy od Alfy) ledwo stanął na nogach, a już został zmieciony przez spadającą Inną. Przez chwilę obie hybrydy leżały obok siebie na trawie. Alfa obolała otworzyła jedno oko i zauważyła, że leży zdecydowanie zbyt blisko czarnego samca. Lew również to zauważył. Inna zaśmiała się nerwowo i spróbowała zerwać na nogi. Jednak była przyczepiona do samca jak do kotwicy. Dosłownie. Kręte rogi obu hybryd (prawy Naru i lewy Innej) zahaczyły się o siebie. Samica szarpnęła po raz kolejny głową, ale było to bez sensu.
- Poczekaj, bo mi łeb urwiesz! - powiedział samiec i Alfa uspokoiła się.
- Dobra, no to wstajemy na trzy - odparła myśląc już nieco bardziej logicznie. - Raz, dwa... Trzy!
Hybrydy niezdarnie dźwignęły się na nogi. Widok był całkiem zabawny, toteż wadera w duchu cieszyła się, że nikt ich nie widzi. Bowiem mimo szczepionych ze sobą rogów Inna wiedziona własną nieśmiałością dalej próbowała być odsunięta od Naru. Musiała przy tym lekko wykręcić łeb. Dobrze, że oboje byli tego samego wzrostu. Wtedy dopiero byłoby ,,zabawnie"...
Naru? Mam nadzieję, że ci jakoś wenę nakręciłam x3 I wybacz lanie wody z tym dialogiem...
sobota, 6 czerwca 2015
Od Innej (CD Kotonaru) - ,,Szczerość za szczerość"
Wadera uważnie wsłuchała się w historię Naru. Każdy jej fragment boleśnie uświadamiał Innej jakim egoizmem się wykazała. Zrobiło jej się głupio. Oczywiście ktoś z boku mógłby powiedzieć ,,To nie jej wina, skąd miała to wszystko wiedzieć?". Jednak wadera uparcie zrzucała winę na siebie. I co teraz ma zrobić?
Gdy samiec skończył na chwilę spojrzała na niego współczująco. Nigdy się w nikim nie zakochała, więc nie mogła sobie wyobrażać jakim bólem jest stracić ukochaną osobę. Chociaż w sumie...wiedziała. Przecież jeszcze niedawno zmarł Huangalong, jej nauczyciel, przyjaciel, zastępczy ojciec. Nie mogło to się równać z tym, co przeżył Naru, jednak nie było to też coś zupełnie innego.
,,Szczerość za szczerość" pomyślała Inna i postanowiła opowiedzieć samcowi o swoim nauczycielu:
- Nie byłam tu pierwszą hybrydą - zaczęła. - Gdy dotarłam tutaj, do Przystani, spotkałam Huangalonga. Wyglądał bardzo podobnie do mnie, miał jednak poroże bardziej podobne do jeleniego i czerwone futro z żółtymi akcentami. Ucieszył się na mój widok, jakby na mnie czekał już długi czas. Nauczył mnie wszystkiego co sam umiał, wychował na taką osobę, jaką jestem teraz. Pokazał też, że bycie innym niż reszta swojego gatunku to żadne kalectwo. To dar. Jesteśmy silniejsi od innych, wytrzymalsi, czasami zdecydowanie mądrzejsi.
Zamilkła na chwilę.
- Więc... Co się stało z Huangalongiem? - zapytał niepewnie czarny samiec.
- Umarł - odpowiedziała spokojnie wadera. Doskonale panowała nad emocjami, jednak czuła, że za niedługo na nowo się załamie jeśli szybko nie zmieni tematu. - Czy raczej, jak sam wolał: ,,Odpoczywa". W Lesie Ciszy stoi jego nagrobek, obok kilku innych.
- Innych? Czyli przed nim również ktoś był?
- Prawdopodobnie jego mistrz, mistrz jego mistrza i tak dalej. Ale zanim Huang zmarł powiedział mi, że mam stworzyć w tej dolinie dom dla takich jak ty i ja. Dla hybryd.
Zapadła cisza. Po jakiejś minucie zaczęła ona nieco krępować Inną.
- Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja przeżywam żałobę - powiedziała, by jakoś przerwać uporczywe milczenie i spojrzała na Kotonaru.
Samiec popatrzył jej w oczy, przekrzywił lekko łeb i uśmiechnął się słabo.
- Moja żałoba już się skończyła - odpowiedział, po czym wstał, pożegnał się skinieniem głowy i wyszedł na zewnątrz.
Inna położyła łeb na łapach i patrzyła bezmyślnie w wejście jej domu. Nie do końca wiedziała jak rozumieć słowa Naru. Dalej też dziwiło ją porównanie do Suianei. Spróbowała wyobrazić sobie lwicę według opisu samca i aż parsknęła śmiechem. Jak miałaby w ogóle dorównać tej pięknej, silnej samicy, która miała tyle determinacji, że dała radę zmienić samego Kotonaru. To niedorzeczne. Inna przecież nigdy nie zbliży się do poziomu Suianei.
Wilczyca skierowała wzrok w prawo, żeby skupić myśli na czymś innym. Zauważyła na podłodze szczątki jej wazonu. Przypomniała sobie, jak Naru przez przypadek zrzucił go na ziemię ogonem.
,,Meh, kiedy indziej mu to wypomnę" stwierdziła w myślach i zmrużyła oczy grzejąc się w promieniach późno wiosennego słońca.
Naru? Dokończać dokładnie tego nie musisz, ale możesz mnie tam gdzieś wciągnąć jak masz jakiś ciekawy pomysł. I wybacz stan tego opka *^*
środa, 20 maja 2015
Od Innej (CD Slave) - ,,Nie wiesz z kim zadzierasz"
To co zrobiłam po pytaniu wadery było zdecydowanie sprzeczne z moim charakterem i chyba nie było to zbytnio kontrolowane...
Wybuchnęłam kpiącym śmiechem.
Wszyscy (zwłaszcza Naru) spojrzeli na mnie zaskoczeni. Mnie samą zdziwiła własna reakcja, ale to przecież było zupełnie niedorzeczne! Mam jej mówić co tutaj robię? Tłumaczyć się? I jeszcze ta nuta rozkazu...Nie, to wszystko było ponad moją wytrzymałość.
- Co MY tu robimy? - wysapałam między spazmami śmiechu.
Nie mogłam się uspokoić. Moją rozmówczyni zaczęło to wyraźnie irytować. Kotonaru cały czas patrzył na nią groźnie. tak samo jak Xin. Byli gotowi na odparcie potencjalnego ataku...na mnie. Tak, to dopiero dziwne. Ktoś mógłby się rzucić w MOJEJ obronie? Kto by pomyślał...
W końcu Naru nie wytrzymał i szturchnął mnie w bark. Przestałam się śmiać, dalej jednak na moim pysku kwitł złośliwy uśmiech.
- Wybaczcie, Naru, Xin, nie wiem co we mnie wstąpiło - powiedziałam i podeszłam do wadery. Blisko. - Mimo faktu, iż mnie wyraźnie uraziłaś, odpowiem na twoje pytanie. Otóż tak się składa, że tutaj MIESZKAMY. Ja od prawie dwóch lat. To nasz dom. To WY jesteście tu "gośćmi", więc daruj sobie dyktowanie mi warunków. Nie mam z czego się tobie tłumaczyć. Nie mam też zamiaru przeciągać tej nieprzyjemnej dla wszystkich rozmowy dłużej niż to konieczne - po ostatnim słowie z mojego pyska niechcący wymknął się płomień. Wyprostowałam się, przewyższając nieco wzrostem waderę. - Jeśli chcecie możecie zostać. Wszystkie domki, oprócz TEGO, są wolne. Róbcie co chcecie, tylko nie próbujcie mnie denerwować. Ciebie się to też dotyczy - rzuciłam ostrzegawcze spojrzenia Xinyuanowi.
Wszyscy uznali to za zakończenie rozmowy i wyszli z jaskini. Kotonaru chciał wyjść na końcu, ale zanim przestąpił próg powstrzymałam go:
- Ty zostajesz. Mamy do pogadania.
Naru westchnął, usiadł przede mną i przygotował się mentalnie na kolejne baty. Nie doczekał się jednak oczekiwałam jedynie odpowiedzi na jedno dręczące mnie pytanie:
- Co jest nie tak z tobą?
Nie powiedziałam tego ani wrogo, ani impulsywnie. Widziałam, że coś jest z nim nie tak. Nagle stał się jakiś...weselszy?
Naru? Wybacz tą krótkość, ale mam wypraną wenę *^* Może ty mi ją nakręcisz?
Wybuchnęłam kpiącym śmiechem.
Wszyscy (zwłaszcza Naru) spojrzeli na mnie zaskoczeni. Mnie samą zdziwiła własna reakcja, ale to przecież było zupełnie niedorzeczne! Mam jej mówić co tutaj robię? Tłumaczyć się? I jeszcze ta nuta rozkazu...Nie, to wszystko było ponad moją wytrzymałość.
- Co MY tu robimy? - wysapałam między spazmami śmiechu.
Nie mogłam się uspokoić. Moją rozmówczyni zaczęło to wyraźnie irytować. Kotonaru cały czas patrzył na nią groźnie. tak samo jak Xin. Byli gotowi na odparcie potencjalnego ataku...na mnie. Tak, to dopiero dziwne. Ktoś mógłby się rzucić w MOJEJ obronie? Kto by pomyślał...
W końcu Naru nie wytrzymał i szturchnął mnie w bark. Przestałam się śmiać, dalej jednak na moim pysku kwitł złośliwy uśmiech.
- Wybaczcie, Naru, Xin, nie wiem co we mnie wstąpiło - powiedziałam i podeszłam do wadery. Blisko. - Mimo faktu, iż mnie wyraźnie uraziłaś, odpowiem na twoje pytanie. Otóż tak się składa, że tutaj MIESZKAMY. Ja od prawie dwóch lat. To nasz dom. To WY jesteście tu "gośćmi", więc daruj sobie dyktowanie mi warunków. Nie mam z czego się tobie tłumaczyć. Nie mam też zamiaru przeciągać tej nieprzyjemnej dla wszystkich rozmowy dłużej niż to konieczne - po ostatnim słowie z mojego pyska niechcący wymknął się płomień. Wyprostowałam się, przewyższając nieco wzrostem waderę. - Jeśli chcecie możecie zostać. Wszystkie domki, oprócz TEGO, są wolne. Róbcie co chcecie, tylko nie próbujcie mnie denerwować. Ciebie się to też dotyczy - rzuciłam ostrzegawcze spojrzenia Xinyuanowi.
Wszyscy uznali to za zakończenie rozmowy i wyszli z jaskini. Kotonaru chciał wyjść na końcu, ale zanim przestąpił próg powstrzymałam go:
- Ty zostajesz. Mamy do pogadania.
Naru westchnął, usiadł przede mną i przygotował się mentalnie na kolejne baty. Nie doczekał się jednak oczekiwałam jedynie odpowiedzi na jedno dręczące mnie pytanie:
- Co jest nie tak z tobą?
Nie powiedziałam tego ani wrogo, ani impulsywnie. Widziałam, że coś jest z nim nie tak. Nagle stał się jakiś...weselszy?
Naru? Wybacz tą krótkość, ale mam wypraną wenę *^* Może ty mi ją nakręcisz?
sobota, 2 maja 2015
Od Innej (CD Miyuki) - Kompletny chaos...
- Witam w Przystani! - powiedziałam wesoło.
- Czyli...tutaj mieszkasz? - zapytała Miyuki. - Ładnie tutaj.
- Jak chcesz to ty również możesz tutaj zostać - odpowiedziałam. - Ty również, Xinyuanie - samiec zwrócił na mnie swoje czerwone ślepia.
Miyuki wyglądała na zachwyconą. Mój drugi rozmówca jednak dłużej się zastanowił, aż w końcu odpowiedział, że może zostanie tu na jakiś czas, a później "się zobaczy". Mimo wszystko byłam jednak szczęśliwa. W końcu nie będę musiała sypiać na drzewach. Znowu będę mieć jakiekolwiek dusze do towarzystwa. Nie będę musiała sama polować...
A mimo wszystko wyczuwałam jedną, denerwującą skazę w tym diamencie. Tak, chodzi o Kotonaru. Po cholerę robił mi fałszywą nadzieję? I czemu ja cały czas o nim myślę?! To przez to tajemnicze zachowanie. Jakaś część mnie dalej czuje niedosyt, chce się dowiedzieć czemu tak mnie "zbył", dlaczego nie chciał ze mną wcześniej porozmawiać...
Dlaczego unikał mojego wzroku...
NIE! Dosyć! Przestań, pieprzony mózgu! Poszedł sobie, nie wróci, jego sprawy nie są moimi i basta! Teraz trzeba zająć się Xin'em i Yuki.
- Może chcecie sobie znaleźć jakiś dom? - zaproponowałam.
- Któryś z tych? - spytała Yuki, chyba dalej nie dowierzając.
- Pewnie! Wszystkie są wolne oprócz tego tam, tuż przy najniższym konarze - kiwnęłam łbem w tamtą stronę. Wadera pokiwała łbem na znak, że zrozumiała i pobiegła przed siebie. Xinyuan po naprawdę krótkim namyśle poszedł za nią.
Odetchnęłam z ulgą. Ruszyłam z powrotem w stronę Strażnicy. Nie wiem dlaczego. Po prostu...Może Naru jednak wrócił? Nie, to niedorzeczne. Jest już wieczór, wszyscy już powinni zabierać się do snu. Chyba nawet pogoda chciała mnie przekonać do pozostania w przystani, bo przez niebo przetoczył się grzmot. A tam, parę kropel, pomyślałam. Jednak zaraz na moją głowę spadła struga wody, jak z ukropu. Ulewa od razu zalała Przystań i nawet wielkie liście tutejszych gigantycznych drzew w niczym nie pomogły. Zaklęłam pod nosem i schowałam się do najbliższego domku. Nie przeszło do zmroku, więc stwierdziłam, że równie dobrze mogę tu zostać na noc.
Wstałam niezbyt wcześnie. Chyba za bardzo mnie poprzedni dzień zmęczył. Przeciągnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Od razu wyczułam, że coś mnie obserwuje. Obejrzałam się na boki i...kto by pomyślał na kogo natrafiłam. Dwa metry dalej stał Kotonaru. Wyglądał na dość...przybitego.
Nie powstrzymało mnie to przed zrobieniem mu wywodu.
- Co ty tu jeszcze robisz?! - warknęłam.
- Ja chciałem...
- CO CHCIAŁEŚ? Zostawiłeś mnie na lodzie, przy dwóch obcych hybrydach, z czego jedna bez większego problemu rozerwałaby mnie na strzępy gdybym nie znała chińskiego! - podeszłam do niego wyraźnie wściekła. - Co chwila stroisz humory jak naburmuszona baletnica i odchodzisz sobie, po czym wracasz licząc na przyjęcie godne syna marnotrawnego! O co, cholera jasna, chodzi?!
Naru przez chwilę w spokoju przetrawił mój wybuch i chciał coś odpowiedzieć, jednak przerwał mu jakiś hałas z góry. Obejrzeliśmy się tam równocześnie. Coś się działo przed moim domkiem.
- Dokończymy tą rozmowę później - warknęłam i pobiegłam do schodków. Samiec poszedł za mną.
Gdy dotarłam na górę zobaczyłam taką oto scenę: w wejściu do mojego domu stałą jakaś zielona, koścista hybryda, druga - będąca połączeniem wilka ze smokiem, ale zachodnim (czyli nie tak jak ja) - stała w pozycji do ataku warcząc na stojącego najbliżej mnie Xinyuana. Ostatni z wymienionych syczał ostrzegawczo wystawiając co chwila swój rozdwojony język, taksując samicę morderczym wzrokiem. Za Xin'em stała zaskoczona Miyuki.
- Co tu się stało?! - wrzasnęłam nadal nakręcona po spotkaniu Naru.
Wszyscy od razu zwrócili się w moją stronę.
- Ta żmija zzzaatakowała Miyuki - wycedził Xinyuan.
Dobra, takiej opiekuńczości się po nim nie spodziewałam. Widać było, że mała wadera bardzo zaciekawiła samca (w tym zdrowym tego słowa znaczeniu). Nie odstępował jej kroku. Kto by pomyślał?
- I kogo ty tu nazywasz żmiją? - warknęła nieznajoma.
- Spokojnie! - wtrąciła się Yuki. - Xin, ona to zrobiła nieuważnie, pewnie myślała, że jestem niebezpieczna...
- Ale ssskoczyła na ciebie!
- CISZA! - urwałam. Z mojego pyska buchnął płomień. Bez strachu podeszłam blisko do nieznanej wadery. - Kim jesteście?
Slave? Harkir? Miyuki? Z tobą Naru mam do pogadania po tym wszystkim -,-
- Czyli...tutaj mieszkasz? - zapytała Miyuki. - Ładnie tutaj.
- Jak chcesz to ty również możesz tutaj zostać - odpowiedziałam. - Ty również, Xinyuanie - samiec zwrócił na mnie swoje czerwone ślepia.
Miyuki wyglądała na zachwyconą. Mój drugi rozmówca jednak dłużej się zastanowił, aż w końcu odpowiedział, że może zostanie tu na jakiś czas, a później "się zobaczy". Mimo wszystko byłam jednak szczęśliwa. W końcu nie będę musiała sypiać na drzewach. Znowu będę mieć jakiekolwiek dusze do towarzystwa. Nie będę musiała sama polować...
A mimo wszystko wyczuwałam jedną, denerwującą skazę w tym diamencie. Tak, chodzi o Kotonaru. Po cholerę robił mi fałszywą nadzieję? I czemu ja cały czas o nim myślę?! To przez to tajemnicze zachowanie. Jakaś część mnie dalej czuje niedosyt, chce się dowiedzieć czemu tak mnie "zbył", dlaczego nie chciał ze mną wcześniej porozmawiać...
Dlaczego unikał mojego wzroku...
NIE! Dosyć! Przestań, pieprzony mózgu! Poszedł sobie, nie wróci, jego sprawy nie są moimi i basta! Teraz trzeba zająć się Xin'em i Yuki.
- Może chcecie sobie znaleźć jakiś dom? - zaproponowałam.
- Któryś z tych? - spytała Yuki, chyba dalej nie dowierzając.
- Pewnie! Wszystkie są wolne oprócz tego tam, tuż przy najniższym konarze - kiwnęłam łbem w tamtą stronę. Wadera pokiwała łbem na znak, że zrozumiała i pobiegła przed siebie. Xinyuan po naprawdę krótkim namyśle poszedł za nią.
Odetchnęłam z ulgą. Ruszyłam z powrotem w stronę Strażnicy. Nie wiem dlaczego. Po prostu...Może Naru jednak wrócił? Nie, to niedorzeczne. Jest już wieczór, wszyscy już powinni zabierać się do snu. Chyba nawet pogoda chciała mnie przekonać do pozostania w przystani, bo przez niebo przetoczył się grzmot. A tam, parę kropel, pomyślałam. Jednak zaraz na moją głowę spadła struga wody, jak z ukropu. Ulewa od razu zalała Przystań i nawet wielkie liście tutejszych gigantycznych drzew w niczym nie pomogły. Zaklęłam pod nosem i schowałam się do najbliższego domku. Nie przeszło do zmroku, więc stwierdziłam, że równie dobrze mogę tu zostać na noc.
Wstałam niezbyt wcześnie. Chyba za bardzo mnie poprzedni dzień zmęczył. Przeciągnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Od razu wyczułam, że coś mnie obserwuje. Obejrzałam się na boki i...kto by pomyślał na kogo natrafiłam. Dwa metry dalej stał Kotonaru. Wyglądał na dość...przybitego.
Nie powstrzymało mnie to przed zrobieniem mu wywodu.
- Co ty tu jeszcze robisz?! - warknęłam.
- Ja chciałem...
- CO CHCIAŁEŚ? Zostawiłeś mnie na lodzie, przy dwóch obcych hybrydach, z czego jedna bez większego problemu rozerwałaby mnie na strzępy gdybym nie znała chińskiego! - podeszłam do niego wyraźnie wściekła. - Co chwila stroisz humory jak naburmuszona baletnica i odchodzisz sobie, po czym wracasz licząc na przyjęcie godne syna marnotrawnego! O co, cholera jasna, chodzi?!
Naru przez chwilę w spokoju przetrawił mój wybuch i chciał coś odpowiedzieć, jednak przerwał mu jakiś hałas z góry. Obejrzeliśmy się tam równocześnie. Coś się działo przed moim domkiem.
- Dokończymy tą rozmowę później - warknęłam i pobiegłam do schodków. Samiec poszedł za mną.
Gdy dotarłam na górę zobaczyłam taką oto scenę: w wejściu do mojego domu stałą jakaś zielona, koścista hybryda, druga - będąca połączeniem wilka ze smokiem, ale zachodnim (czyli nie tak jak ja) - stała w pozycji do ataku warcząc na stojącego najbliżej mnie Xinyuana. Ostatni z wymienionych syczał ostrzegawczo wystawiając co chwila swój rozdwojony język, taksując samicę morderczym wzrokiem. Za Xin'em stała zaskoczona Miyuki.
- Co tu się stało?! - wrzasnęłam nadal nakręcona po spotkaniu Naru.
Wszyscy od razu zwrócili się w moją stronę.
- Ta żmija zzzaatakowała Miyuki - wycedził Xinyuan.
Dobra, takiej opiekuńczości się po nim nie spodziewałam. Widać było, że mała wadera bardzo zaciekawiła samca (w tym zdrowym tego słowa znaczeniu). Nie odstępował jej kroku. Kto by pomyślał?
- I kogo ty tu nazywasz żmiją? - warknęła nieznajoma.
- Spokojnie! - wtrąciła się Yuki. - Xin, ona to zrobiła nieuważnie, pewnie myślała, że jestem niebezpieczna...
- Ale ssskoczyła na ciebie!
- CISZA! - urwałam. Z mojego pyska buchnął płomień. Bez strachu podeszłam blisko do nieznanej wadery. - Kim jesteście?
Slave? Harkir? Miyuki? Z tobą Naru mam do pogadania po tym wszystkim -,-
piątek, 24 kwietnia 2015
Od Innej (CD Kotonaru) - A hybryd przybywa...
Bez wahania uścisnęłam łapę samca. Chyba trochę za mocno, bo gdy puściłam Kotonaru parę razy nią trzepnął w powietrzu.
- Jestem Inna - przedstawiłam się. Samiec spojrzał na mnie pytająco, więc poprawiłam się: - To znaczy, mam na imię Inna.
- Dość nietypowe imię - zauważył.
- To samo mogłabym powiedzieć o twoim - odparłam po czym pociągnęłam go za łapę, by za mną poszedł i pobiegłam między drzewa.
W międzyczasie słuchałam i odpowiadałam na pytanie Naru (tak go teraz będę nazywać, bo ma imię trochę za skomplikowane jak na mnie).
- Ktoś tu mieszka? Mam na myśli dolinę - rzucił samiec.
- Tylko ja.
- Długo?
- Jakieś półtorej roku.
- Jest tu więcej hybryd?
- Nie. Tylko my. Ale mam nadzieję, że będzie tu więcej osób. Mieszkanie w samotności w Przystani jest upiorne...
- Przystani?
- Tak nazywam te trzy wielkie drzewa oblepione domkami. Wiesz, tam się pierwszy raz spotkaliśmy - wyjaśniłam.
- Czyli mieszkałaś tu sama tyle czasu? - samiec musiał zwolnić, by nie utknąć porożem pomiędzy nisko rosnącymi gałęziami.
Zwolniłam. Nie tylko ze względu na samca.
- Znaczy się... - zaczęłam. - Był tu już taki basior...Nazywał się Huangalong, ale zmarł ze starości jakiś miesiąc temu - pociągnęłam nosem, ale szybko się opamiętałam i ruszyłam dalej. - Zostawił mi za to jedno zadanie...
Kotonaru wydawał się niepewny, czy wypada pytać o takie rzeczy, więc brnęłam dalej bez jego pytań:
- Kazał mi przyjmować tutaj hybrydy wszelkiego rodzaju. Po to właśnie zbudowana jest przystań. Ta dolina jak zauważyłeś jest nie do zdobycia. Normalni nie umieją poradzić sobie z przeprawą przez Góry, a tym bardziej z mieszkańcami...
- Których nadal nie ma? - Naru uderzył w czuły punkt. Zwiesiłam łeb.
- Tak - przyznałam smutno. - Ale do tego chyba potrzeba więcej czasu...Hej, a może ty zostaniesz? - wypaliłam nagle ucieszona.
Samiec zamyślił się nieco.
- Zastanowię się jeszcze nad tym - odpowiedział.
Nie straciłam dobrego humoru. Jeśli rzeczywiście się nad tym zastanowi, to może istnieje szansa, że zdecyduje się tutaj zostać.
- Są tu jakieś ciekawe miejsca? - powiedział chcąc zmienić temat.
- Właśnie do jednego idziemy - odparłam. - Widziałeś kiedyś prawdziwe ruiny?
Dotarcie do Strażnicy niewiele nam zajęło. Nie musieliśmy robić postojów. To dobrze - oznacza, że jesteśmy podobnej kondycji mimo różnego wyglądu. Zauważyłam, że samiec uparcie unika patrzenia mi w oczy. Jego wzrok jakby prześlizgiwał się po mojej twarzy tylko na moment, nie zawieszając na niczym wzroku. Nie wiem czemu tak robił. Może to sprawka moich nie do końca opanowanych, hipnotycznych zdolności? Nie, to raczej nie to.
W końcu omijając szerokim łukiem Las Ciszy zobaczyliśmy ruiny, a w oddali Przesmyk - jedyne bezpieczne przejście przez Góry.
- Zobaczysz, Strażnica jest sup... - nagle samiec położył mi łapę na pysku. Oburzona odepchnęłam ją, ale po chwili zauważyłam, że Naru wpatruje się w jakiś punkt przed sobą. Podążyłam za jego wzrokiem i po chwili odnalazłam przedmiot zainteresowania.
A raczej OSOBĘ.
Na jednym z blanków leżało najdziwniejsze stworzenie jakie kiedykolwiek widziałam. Na pierwszy rzut oka przywodziło na myśl wilka. Miało jednak długie, smukłe ciało. Długi ogon hybryda owinęła tak, że spoczywał na przednich łapach. Łapy były nie za długie, lecz mocno umięśnione, co świadczyło, że mamy do czynienia z nieprzeciętnym skoczkiem. Cały pokryty był krótką lśniącą sierścią, jedynie na długości szyi była ona dłuższa. Sterczała sztywną kryzą do góry, zdobiona fantazyjnymi wzorami. Pysk stwór miał długi i równie smukły jak reszta ciała. Co jakiś czas wystawiał język o rozdwojonej końcówce, jak u węża. Leżał tak, z przymrużonymi oczami ciesząc się popołudniowym słońcem wpadającym przez Przesmyk.
Spojrzałam na Naru. Samiec pokręcił głową, jakby mówił "Lepiej się nie wtrącaj". Mnie również coś w tym osobniku nie pasowało. Nie miałam nawet pewności, czy mamy do czynienia z hybrydą, czy dzikim stworzeniem rodem z mitologii. Pchana ciekawością, mimo niemych ostrzeżeń od Kotonaru podeszłam cicho do tajemniczego stwora. Gdy byłam w oddaleniu jakichś dwóch metrów, nieznajomy nawet nie otwierając oczu powiedział:
- Ani kroku dalej.
Zatrzymałam się więc. Zastanowił mnie jego akcent. Po chwili przypomniałam sobie Huangalonga - jego akcent był niemal identyczny. Zdając się na podstawowe lekcje języka odpowiedziałam:
- Wǒ hěn yǒuhǎo. - znaczyło to tyle, co "Jestem przyjazna". A przynajmniej taką mam nadzieję.
Nieznajomy otworzył oczy (czerwone, kto by pomyślał?) i spojrzał na mnie zaciekawiony, po czym przymrużył je jeszcze bardziej nieufnie.
- Jiàn - mruknął. ,,Zobaczymy". Cóż, najwyraźniej trafił swój na swego.
Kotonaru? Może pomożesz prekonać Xin'a? XD
czwartek, 23 kwietnia 2015
Od Innej (CD Kotonaru) - Przecież nic nie zrobiłam, prawda?
Chyba nie byłabym sobą, gdybym za nim nie pobiegła.
- Hej! Zaczekaj! - zawołałam.
Samiec mnie ignorował. Zupełnie. Coś się we mnie zagotowało. Nie cierpię, gdy ktoś mnie ignoruje.
Mimo, iż hybryda szybko i sprawnie susami pokonywała wszelkie zawijasy dróg ich znajomość okazała się jeszcze skuteczniejsza i po chwili zrównałam się ze zdziwionym samcem.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam, ale ten tylko przyspieszył kroku. - Mam coś między zębami?
Samiec spojrzał na mnie pytająco kątem oka.
- No co? Każdemu się zdarza - starałam się usprawiedliwić.
Rogaty lew tylko przewrócił oczami i dalej szedł przed siebie. Nie wytrzymałam i warknęłam sfrustrowana, a z mojego pyska wymknął się mały płomyk.
- A wiesz co? Chrzań się! - burknęłam i zawróciłam.
Co za tupet! Włazić komuś do mieszkania tylko po to, by zaraz potem sobie od tak pójść i to nawet bez przedstawienia się. Przecież oboje jesteśmy hybrydami, do cholery! Tacy jak my powinni się trzymać razem. Chociaż...jedno mnie zastanowiło. Przez moment gapił się mi w oczy jak głupi i rzucił, że mu o kimś przypominam. Może już się znaliśmy, tylko ja tego nie pamiętam? Przegrzebałam wspomnienia z dzieciństwa, ale nie przypominam sobie, bym go kiedykolwiek spotkała. Dziwny jest jakiś. Nie umknęło mojej uwadze, że strasznie...posmutniał. Tak, to chyba dobre słowo. Nie cierpię smucić innych, to nie w moim stylu. Ale przecież nic nawet nie zrobiłam.
Zaryłam łapami o ziemię uświadamiając sobie, że już od jakiejś chwili biegam bez celu pomiędzy ogromnymi drzewami Szmaragdowej Puszczy. Potrzepałam łbem na boki, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Ta dziwna hybryda namąciła mi w głowie. Nie chce tu zostać to trudno, niech sobie idzie gdzie chce i mi dupy nie zawraca. Po co marnować czas na takich odludków. Muszę oczyścić umysł. Po chwili przypomniałam sobie o obiecanej gorącej kąpieli w Oku Lasu. Tak! To na pewno pomoże.
Zawróciłam więc w stronę rzeczonego oczka wodnego. Dotarcie na miejsce długo nie zajmowało. Usiadłam na krawędzi kamienistego brzegu i zamoczyłam łapę w wodzie. Zbyt zimna. Pochyliłam się nad powierzchnią i dmuchnęłam płomieniem. Woda zaczęła lekko parować. W końcu podgrzałam ją na tyle, by nieuważny wilk mógł się poparzyć. Zadowolona weszłam do sięgającej łokci wody i położyłam się na dnie zadowolona. Teraz nad powierzchnię wystawał tylko mój łeb, bo woda sięgała tuż nad mój kręgosłup. Westchnęłam z rozkoszy. Dawno tego nie robiłam. Przymrużyłam oczy...Było tak miło, tak przyjemnie, że można by nawet zas...
- Nie za gorąco ci?
Drgnęłam zaskoczona. Woda nie była już tak ciepła jak przedtem, jak dla mnie nawet zimna, chociaż znad powierzchni ciągle unosiła się mgiełka. Popatrzyłam na słońce. Już dawno minęło zenit. Cholera, czy ja zasnęłam?!
Obejrzałam się za właścicielem głosu. Mój wzrok napotkał parę czerwonych ślepi. Ich właścicielem była hybryda, którą już wcześniej spotkałam.
- No proszę - powiedziałam imitując jego obojętny ton głosu. - Dalej tu jesteś?
Rogacz nie skomentował mojego papugowania. Wyciągnął przed siebie łapę i zamoczył ją w wodzie.
- Dziwne - stwierdził. - Tutaj chyba nie powinno być żadnych gorących źródeł...prawda?
- Nie. Sama podgrzałam wodę.
- Jak?
Wzięłam wdech i lekko chuchnęłam ogniem. Trudno stwierdzić, czy mój rozmówca był pod wrażeniem, czy nie. Wstałam i wyskoczyłam na brzeg, po czym otrzepałam się z wody ochlapując samca. Położyłam po sobie uszy i uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Wybacz, to nie było zamierzone - przeprosiłam.
Kotonaru? Ja ci tak łatwo nie popuszczę XD Zwłaszcza, że jeszcze niedawno sam mi wypominałeś "brak weny"
wtorek, 21 kwietnia 2015
Od Innej - Początki bywają różne
To nie była najprzyjemniejsza pobudka.
Śniło mi się, że latałam. A tak dokładniej - byłam smokiem. Najprawdziwszym, jaskrawozielonym chińskim smokiem. Latałam zygzakami po niebie wdychając świeże górskie powietrze. Nagle przez moje ciało przepełzł zimny dreszcz. Poczułam, że tracę grunt pod łapami (co było dziwne, bo przecież LECIAŁAM, ale snów się nie komentuje) i zaczęłam spadać. Spadałam ze straszliwą szybkością. Ziemia byłą coraz bliżej, i bliżej, i...
BUM!
Wylądowałam na pysku. Na mokrej trawie. Pod drzewem, na którym położyłam się spać. Na mój grzbiet spadały strugi zimnej wody z liści. Przez noc musiało padać. Jak ja mogłam tego nie...? No tak, to wyjaśnia ten dziwny dreszcz. Odruchowo sięgnęłam łapą do pyska, by sprawdzić, czy moje kły są całe. Taki upadek u normalnego wilka skończyłby się wybiciem zębów. Moje były całe, jak zwykle zresztą. Nadal nie wyzbyłam się tego typu odruchów. Otrzepałam się z wody i be zastanowienia ruszyłam starym zwyczajem do Lasu Ciszy.
Nie spałam w przystani. Dopóki nie zamieszka tam więcej hybryd chyba nie odważę się spać w tym cichym i opuszczonym miejscu. Gdy żył tu Huangalong było zdecydowanie weselej. Szmaragdowa Puszcza była pięknym miejscem, a teraz puste echo moich słów, kroków i oddechu po prostu mnie przerażało. Oby już niedługo zaplątała się tu jakaś inna podobna mnie osoba, bo inaczej zwariuję...
Jak na wiosenny poranek było troszkę za zimno. Wilgoć w południowym słońcu zacznie parować i pewnie jeszcze zatęsknię za tym chłodem, ale teraz był trochę dokuczliwy. Mój gorący oddech sprawiał, że z pyska leciały mi strużki pary, mimo temperatury do tego raczej nie możliwej. Po chwili wpadł mi do głowy pewien głupi pomysł. Dmuchnęłam przed siebie strugą ognia, aby się ogrzać i - jak można się było spodziewać - podpaliłam krzew przed sobą. Spanikowana przydeptałam nieszczęsną roślinę w celu ugaszenia płomieni, przeklinając w myślach własną głupotę.
Idąc dalej myślałam już tylko o tym jak BEZPIECZNIE się ogrzać. Od razu na myśl przyszła mi ciepła kąpiel w Oku Lasu. To dopiero przyjemność...Ale! Teraz mam coś ważniejszego do roboty.
W końcu zagłębiłam się w Las Ciszy. Aby nie burzyć tej sakralnej nazwy zwolniłam do "stępa". Im bardziej nikłam między drzewa tym bardziej dźwięczało mi w uszach od tej ciszy. Nawet mój spokojny krok wydawał się zbyt hałaśliwy. W końcu drzewa ustąpiły dość rozległej polanie, na której stało kilka już kamieni będące mogiłami dawno zmarłych hybryd. No może oprócz jednego z większych, stojącego idealnie w centrum cmentarzyska. Sama postawiłam go tam zaledwie miesiąc temu. Podeszłam do grobu i usiadłam przed nim. Na kamieniu napisane było tylko jedno zdanie: ,,Huangalong - prawdziwy ojciec i założyciel Krainy Hybryd".
- Witaj, mistrzu - powiedziałam z uśmiechem.
Rozmowy z grobem mogą wydawać się dziwne. Jednak była to część tradycji, którą nauczyciel kazał mi wykuć na blachę. Sam Huangalong jeszcze za życia przychodził tutaj i również rozmawiał ze swoim mistrzem. Według jego nauk zmarli przebywają w obrębie cmentarza, na którym zostali pochowani. Często były to nawet pola dawno minionych bitew. Dlatego właśnie moi przodkowie tak rzadko mieszkali w miejscu gdzie kiedyś doszło do rzezi. Hałasy denerwują duchy, a ten cmentarz wydaje się promieniować aurą, która ucisza cały las. Wracając do tematu rozmów ze zmarłymi, robiłam to już wcześniej, ale dopiero po śmierci Huangalonga zaczęłam to robić regularnie. Przychodziłam tu co rano, czasem również wieczorem, i opowiadałam zmarłemu mistrzowi wszystko, co mi się przydarzyło od ostatniego spotkania. I szczerze wierzyłam, że mistrz mnie słyszy, tylko nie może mi odpowiedzieć.
Gdy skończyłam skłoniłam głowę, tak jak zawsze po lekcji u Huangalonga. Podeszłam do grobu i otarłam się rogiem o kamień. Po raz pierwszy od bardzo dawna z mojego oka spłynęła łza.
- Tęsknię, tato - powiedziałam i ruszyłam w drogę powrotną.
Coś kazało mi pobiec do Przystani.
Niepewna, czemu właściwie odmawiam sobie ciepłej kąpieli, skierowałam kroki w tamtą stronę. W sumie dawno nie byłam w swoim mieszkanku, które zajmowałam za czasów nauki. Dotarłam do owitej zielonkawym światłem wioski. Domki zawsze przywodziły mi na myśl porosty - oblepiały całe to gigantyczne drzewo, a nawet jego dwoje mniejszych braci. Od korzeni (a niektóre mieszkanka były nawet pod nimi) po gałęzie zupełnie bez żadnego schematu poprzylepiane były wszędzie puste mieszkania, gotowe na przyjęcie innych hybryd. Pomiędzy domkami przeprowadzone były całe sieci schodków, mostów i ścieżek, tak, że nawet mieszkający na samej górze mógł w razie czego szybko znaleźć drogę na dół (i nie chodzi mi tu o spadanie z wysokości prawie pół tysiąca metrów). Drzewo Główne wydawało się zawsze dość niebezpieczne. Rosło na skraju urwiska, tuż nad kipielą gigantycznego wodospadu. Miało jednak długie, potężne korzenie, które nie miały żadnych szans się złamać.
Mój domek znajdował się niedaleko skraju urwiska, uczepiony wystającego z ziemi korzenia. Kiedyś strasznie się gubiłam w ścieżkach, które przecież prowadziły po dachach niżej leżących pomieszczeń. Jednak półtora roku mieszkania w tej dolinie zrobiło swoje - w domu byłam po dwóch minutach od dotarcia do krańca Przystani. Jednak gdy tylko wstawiłam łeb do domku zamarłam w progu. W środku tyłem do mnie stała inna hybryda, ciemny samiec z rogami i kościanym ogonem. Miałam po prostu ochotę rzucić się mu na szyję. Nie widziałam nigdy w życiu innej hybrydy poza Huangalongiem. Po chwili jednak opamiętałam się. A co jeśli jest wrogo nastawiony? Nigdy nic nie wiadomo. Dlatego też stanęłam dumnie na lekko rozstawionych łapach, wysoko zadzierając łeb (hybryda była dość wysoka, chciałam mieć chociaż centymetr przewagi mimo własnego, niemałego przecież wzrostu), od czasu do czasu lekko kiwając puszystym ogonem. Odchrząknęłam. Samiec odwrócił się zdziwiony przy okazji zrzucając rogiem wazę z półki. Spojrzałam krytycznie na zbity przedmiot.
- Emmm...Przepraszam? - wypalił niepewnie nieznajomy.
Przewróciłam oczami.
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - starałam się brzmieć jak prawdziwa alfa, ale chyba nieco mi to nie wyszło. To zupełnie nie mój styl rozpoczynania rozmowy...
Kotonaru? Jakoś trzeba zacząć x3
środa, 15 kwietnia 2015
Historia Innej
Nie pochodziłam z tych okolic. Korzenie mojej rodziny sięgają bardzo, bardzo daleko. Co kilka pokoleń pojawiał się wilk-hybryda z cechami smoków dalekiego wschodu. To by się zgadzało, bo stamtąd właśnie pochodzę. Nie wychowywali mnie jednak rodzice. Nie pamiętałam ich. Byłam sierotą uratowaną z wojny. Trafiłam do rodziny zastępczej bardzo daleko od ziemi moich przodków.
Miałam raczej normalne dzieciństwo. Zielony kolor futra nie był w mojej watasze dziwny. Nikomu więc przez myśl nie przeszło, że jestem hybrydą. Nawet gdy w wieku pół roku przednie kiełki zaczęły być bardziej widoczne rodzice uznali to za wadę zgryzu. No nic. Żyło się dalej. Dostałam co prawda ksywkę "Wampirzyca", co bardzo mnie denerwowało.
Mijał czas, a ja przez mój gwałtownie zmieniający się wygląd zaczęłam nabierać typowym nastolatkom kompleksów. Raz w akcie desperacji próbowałam spiłować sobie wystające zęby, ale wszystkie pilniki przecierały się szybciej niż szkliwo. Jednak gdy miałam rok stało się coś gorszego. Odkryłam małe wyrostki za uszami. Uświadomiłam sobie, że były to ROGI. No to teraz po ptakach. Jak ja się znajomym pokażę z POROŻEM?! Nie jestem jeleniem! Durne dojrzewanie...
Póki co moje "różki" nie wystawały poza futro. Cieszyło mnie to. Ale one cały czas rosły. W końcu zaczęłam nosić opaski, później czapki. Wyjaśniałam "przyjaciółkom", że to taka moda ze wschodu. Jednak pewnego dnia, gdy miałam jakieś półtora roku, a moje rogi zaczynały już się zakręcać, jeden z typowych klasowych cwaniaczków dla zabawy porwał moją czapkę z głowy w otoczeniu rówieśników.
Zapadła cisza. Wszyscy przez okrągłe dwie minuty wpatrywali się we mnie w osłupieniu...po czym wybuchnęli śmiechem.
Wróciłam z płaczem do domu licząc, że chociaż tam znajdę wsparcie. I czego ja do cholery oczekiwałam?! Przyszywane rodzeństwo wybuchło śmiechem, a rodzice wystraszeni wydali mnie władzom watahy wmawiając, że jestem potworem, żywym diabłem. Szamani rzucali za mną bezsensowne zaklęcia i klątwy, medycy proponowali uśpienie mnie na dobre, a całe zgromadzenie wytykało mnie palcami. Alfa, jako wilk racjonalnie myślący, doskonale wiedział, że nie jestem demonem, ale niestety byłam po prostu wybrykiem natury, którego w jego watasze absolutnie nie akceptowano. Wygnano mnie. Niedorosłą, nadal dziecko. Wyrzucona przez własną rodzinę...
Podczas krótkiej samotnej wędrówki uświadomiłam sobie jedno: jeśli oni mnie nie akceptowali, to kto mnie zaakceptuje? Musiałam się odizolować od reszty świata. Ta dolina była dla mnie rajem.
Żeby było ciekawiej, nie byłam tu sama. Mieszkała tu inna hybryda. Był to stary basior. Na dodatek tego samego rodzaju co ja! Nazywał się Huangalong. Przygarnął mnie i wychował jak własną córkę. Pokazał mi zalety bycia hybrydą, nauczył akceptować siebie i innych. Jego nauki zaczęły się od zmiany imienia, od czystego startu, wymazania z pamięci przeszłości. Wtedy nadałam sobie swoje nowe imię, Inna, bo po prostu taka zawsze się czułam. I taka chciałam być. Teraz, gdy myślę sobie o swoich "problemach" mam pogardę do starej siebie.
Huangalong zmarł jakiś miesiąc przed założeniem tego stada. Jego grób znajduje się w samym sercu Lasu Ciszy. I od jego śmierci wypełniam pilnie ostatnią wolę:
,,Stwórz tu dom dla takich jak ty. Innych. Odrzuconych.
Dom dla Hybryd."
,,Los jest częścią naszego życia. Trzeba tylko trochę odwagi, by to zrozumieć"
Imię: Inna (tak, to jej normalne imię, nadała je sobie jednak sama, bo chciała zapomnieć o przeszłości)
Płeć: Samica
Wiek: 8 lat
Typ hybrydy: Połączenie wilka i smoka (wiem, mało widoczne, czytaj dalej)
Co daje ci bycie hybrydą?:
- Inna jest silniejsza i szybsza od większości hybryd
- Wadera ma dziwną przypadłość: lekko zmienia kolory z porami roku. W lato jest jasnozielona, natomiast na zimę ciemnieje.
- Inna potrafi zionąć ogniem. Przeważnie dzieje się to wtedy, gdy ktoś ją naprawdę wnerwi. Gdy zobaczysz płynące z jej pyska strużki dymu, to lepiej uciekaj
- Samica ma oczy niczym smok z legend wschodu. Tak samo jak jej mityczni przodkowie potrafi lekko hipnotyzować ofiarę bądź przeciwnika, aby mówił samą prawdę, bądź nawet postępował według jej poleceń
Partner: Nie ukrywa, że szuka. Liczy na kogoś tolerancyjnego. Nienawidzi szowinistów, którzy sądzą, że samice są słabsze od samców.
Rodzina: Została za Górami. I dobrze im tak, sukinsynom...
Charakter: Inna na pewno nie należy do "typowych wader", ani nie jest "typową alfą". Zawsze się wierci, wyrywa do pierwszego szeregu, nie słucha rad i brnie w zaparte podczas każdej sprzeczki. Trudno ją "okiełznać". Przy obcych stara się zgrywać poważną przywódczynię stada, ale jest to dla niej nieprzyjemne i denerwujące. Nie cierpi ukrywać prawdy, ani słuchać kłamstw. Oczekuje od innych tego samego, czym sama ich darzy: szacunku, zaufania, pomocy. Stara się mieć przyjaciół, na których zawsze może liczyć. Łatwo zdobywa nowych znajomych. Nie lubi bezsensownej przemocy. Jest nieufna wobec normalnych, natomiast hybrydy szybko akceptuje. Nie cierpi mówić o sobie. Woli słuchać cudzych relacji.
Dodatkowy opis: Postać Innej łatwo rzuca się w oczy. Jest dość wysoka. Sama w sobie nie jest wielka, to raczej przez długie łapy daje takie wrażenie. Charakterystyczna jest jej zadbana, zielono-kremowa sierść. Ma hipnotyzujące (dosłownie) fioletowe oczy, zakręcone rogi za uszami i wystające górne kły. Na karku i klatce piersiowej ma gęstą grzywę, natomiast reszta futra jest raczej krótka. Wyjątek to ogon - jest puszysty, średniej długości.
Zainteresowania: Wadera kocha lasy. Przesiaduje całe dnie między drzewami, najczęściej nad oczkiem wodnym. Lubi wpatrywać się we własne odbicie w wodzie. Nie jest jakimś narcyzem, po prostu lubi swoją odmienność, choć może to też być kwestia działania jej własnych hipnotycznych zdolności. Ponadto Inna uwielbia pływać. I nie jest to ironią - smoki wschodu również kochały wodę. Poza szybkim zaliczaniem długości jeziora lubi też gorące kąpiele w mniejszych jeziorkach. Wodę podgrzewa własnym oddechem.
Stanowisko: Samica Alfa
Zawody:
- Champion:
- Złoto:
- Srebro: 1
- Brąz:
Nick na howrse: NyanCat^._.^~
Subskrybuj:
Posty (Atom)