poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Xinyuana - Odwiedziny w ojczyźnie

        Łapy wybijały szybki rytm, rosnący równie szybko co tętno samca. Przeskakując z drzewa na drzewo co rusz straszył jakiegoś wilka w spokoju zrywającego wiśnie. Szkoda, że nie przybyłem tu na wiosnę, pomyślał smutno basior. Ukwiecone drzewa prezentują się znacznie ładniej niż u schyłku lata.
  Z każdym metrem zbliżał się do starego, wykutego w skalnej ścianie góry pałacu Alf. Uczucie rozbudzające się w Xinyuanie trudno było określić. Ekscytacja? Poddenerwowanie? Niepewność? Tak, to trzecie opisywało je najtrafniej. Xin pamiętał dzień, w którym wydrapał okrutnemu Alfie oko i rozkazał mu odnaleźć i zaopiekować się Jin, jego przyjaciółką. Surowo mu przykazał, że jeśli wróci do niego po latach i odkryje, że jego warunek nie został spełniony...cóż, można się domyślać, jak wielkie szkody może tu PONOWNIE wyrządzić wściekły Suǒwèi de láng shé.
  Był już naprawdę blisko. Zagajnik się skończył i Xinyuan musiał zejść na ziemię. Bez wahania zeskoczył prosto na plac pałacowy. Stojące na nim wilki zamarły w jednym momencie, jakby ktoś zatrzymał czas. Po minucie rozpętał się tam istny chaos. Wilki rozpoznały w przybyszu potwora, który ukatrupił połowę wioski, a następnie samodzielnie wziął szturmem pałac, po czym zniknął na prawie cztery lata. Dorośli wrzeszczeli, zabierali dzieci i uciekali do domów przepychając się między innymi panikującymi cywilami, byleby nie zostać w tyle i nie dać się zabić wilkowi zwanemu wężem. Gdy wszystko ucichło Xin prychnął zdegustowany i ruszył spokojnym krokiem przez plac. Wejście do pałacu od razu zagrodziła mu czwórka strażników. Byli wyszkoleni i gotowi bronić Alfy do ostatniej kropli krwi, ale hybryda widziała doskonale, że trzęsą im się przy tym  łapy, a głos utyka w gardle.
  - N-n-nie zbliżaj się k-k-kimkolwiek jesteś! - wyjąkał ten na przedzie. Musiał być młody, skoro nie poznał Xinyuana, jednak przerażenie towarzyszy i wilków na placu upewniło go w przekonaniu, że ma do czynienia z jakimś naprawdę niebezpiecznym potworem.
  - No proszę - odpowiedział spokojnie Xin przekrzywiając łeb ciekawsko. - Widzę, że włożono mnie już między legendy.
  - Cofnij się, Suǒwèi de láng shé! - wparował drugi, nieco pewniej przez wzgląd na to, że jeszcze mógł oddychać i czuł wszystkie części ciała na swoim miejscu.
  - Nie tak ossstro, bo się pokaleczysz, synu - na pysku hybrydy zagościł lekki uśmiech. - Tak się ssskłada, że mam umówione ssspotkanie zzz Alfą.
  - Ta, dobre sssobie! - zaoponował pierwszy papugując wężowatego. Spojrzenie zmrużonych z nabierającej wściekłości oczu pozbawiło go poczucia humoru.
  - Odejdź stąd! - powiedział twardo drugi. - Albo wypędzimy cię siłą!
  Groźby basiora nie zrobiły wrażenia na Xinyuanie. Skoro tak bardzo się proszą...Ich krew będzie zdobiła posadzkę. Jak przed laty ich poprzedników. Poza tym takiemu gburowi jak obecny Alfa nie będzie potrzebna ochrona...
  - Co tu się dzieje? - z wnętrza do obecnych dotarł stanowczy głos jakiejś wadery. Musiała być kimś ważnym, bo wszyscy strażnicy momentalnie stanęli na baczność.
  Xinyuan z trudem próbował przez blask zachodzącego słońca dostrzec kim jest ta ważna osobistość. Widział jedynie ciemny zarys wysportowanej sylwetki jakiejś wysoko postawionej damy.
  - Wybacz szanowna Alfo, że zakłócamy spokój, ale ten tutaj jest wyjątkowo groźnym przestępcą - wyjaśnił pierwszy. - Właśnie mieliśmy mu pokazać drogę do granicy...
  Dziewczyna przerwała mu wchodząc między nich. Teraz gdy stała w świetle Xinyuan mógł się jej przyjrzeć...i oniemiał. Alfa była wysoką waderą, o smukłym pysku i delikatnej urodzie. Zielone oczy wydawały się bezustannie poruszać, starając się skupić na każdym szczególe. Na głowie wadera miała skromny diadem okalający czoło i znikający w futrze za uszami. Przednie łapy, według miejscowej mody, owiązane były luźno wstążką w kolorze błękitu. Ale najważniejsze było futro...błyskające złotem.
  - Jin... - wydusił Xinyuan.
  Wadera słysząc jego głos uśmiechnęła się nagle i rzuciła mu się na szyję, dusząc w uścisku. Nie czuła już do starego przyjaciela żadnego wstrętu, nie rozpamiętywała tego, co zrobił lata temu. To już minęło. Teraźniejszość była najważniejsza.
  - To żaden przestępca! - rzuciła nieco ostro do straży, lekko popuszczając uścisk. - To dobry przyjaciel i ma prawo tu przebywać - puściła i weszła z powrotem w rolę Alfy, mierząc czwórkę basiorów wściekłym wzrokiem. - Nawet nie ważcie się mu wchodzić w drogę. W moich progach jest zawsze mile widziany.Czy wyraziłam się jasno?
  Strażnicy wybełkotali coś niezrozumiałego w odpowiedzi, cały czas gapiąc się w swoje łapy. Hybryda dalej nie mogła wyjść ze zdziwienia. Jin uśmiechnęła się ciepło do Xin'a i powiedziała znanym już mu zaczepnym tonem, który dobrze pamiętał:
  - Zapraszam do środka. Chyba nie spędzisz nocy na jakimś drzewie, prawda?

~*~*~

       Jin opowiedziała mu wszystko. Poprzedni Alfa wykonał pospiesznie rozkazy Xinyuana. Początkowo mała Jin sprawiała dużo problemów. Nie podobało jej się życie w pałacu. Przywyknęła jednak do tego. Dopiero gdy nieco podrosła, a jej opiekun z jednym okiem był już na łożu śmierci, poznała prawdę. Cały jej wstręt do przyjaciela zniknął. Zmusił Alfę, by poprawił jej życie? W końcu sierota stała się młodą Alfą i jedyną pretendentką do władzy. W wieku dwóch lat odbyło się uroczyste mianowanie jej władczynią ziem i od tamtej pory w krainie zapanował dobrobyt trwający już prawie trzy lata. Mieszkańcy dawno nie mieli tak dobrej Alfy. Mimo młodego wieku dziewczyna poradziła sobie z brudami po poprzednikach w niemal rok. Xin słysząc tą historię po raz pierwszy w życiu czuł się naprawdę szczęśliwy. W końcu udało mu się zrobić coś dobrego...
  (Pomińmy fakt, że w drodze do tego wymordował mnóstwo istnień i cieszmy się chwilą.)
  - Naprawdę cieszę się, że cię widzę! - powiedziała równie szczęśliwa Jin prowadząc Xinyuana zdobionym korytarzem w nieznanym mu kierunku. - Zostaniesz tutaj? Teraz kiedy jestem Alfą mogę pomóc ci pozbyć się złego imienia i...
  - Nie zossstaję,  Jin - przerwał jej dobitnie wężowaty. - Byłem pewny, że gdy tu wrócę zassstanę tego ssskur...czybyka - poprawił się widząc morderczy wzrok Jin. Co jak co, ale to ona go uczyła kultury. - Myślałem, że zzzabiorę cię ze sssobą do mojego domu, zzz dala od tego miejsssca...ale pod twoją władzą jessst tu lepiej niż gdziekolwiek na ziemi. I choćbym chciał nie mogę. Mam już nowe ssstado pełne takich istot jak ja i czuję się tam dobrze.
  - Rozumiem - odparła smutno Jin, po chwili jednak ożywiła się nieco: -  Istot jak ty...? Masz na myśli hybryd?
  - Tak...- Alfa nagle przyspieszyła rozweselona. - Gdzie tak pędzisz?
  - Chyba trafiłeś tu w idealną porę - wyjaśniła. - Pospieszmy się. Zaraz zaczyna się występ.
  - Czyj występ? Co ty knujesz?
  - Zobaczysz - odparła tajemniczo Jin z uśmiechem na pysku.
  Xinyuan pełen podejrzeń podążał za Alfą. Zaprowadziła go do pięknej, przestronnej sali w kształcie niemal idealnego koła. Nie miała prawie w ogóle sklepienia. Było ono jedynie za pierścieniem kolumnad. Okrągły kanał naturalnie wydrążony w górze mieszczącej pałac był nieco wyżej zakratowany. Na sali nie było oświetlenia, jedynie krąg światła rzucany na środek przez księżyc. Za kolumnadą i trochę poza nią porozkładane były poduszki. Wszystkie były już zajęte, poza dwoma przeznaczonymi dla Alfy...i Xin'a. Wężowaty niechętnie usiadł na swoim miejscu. Wolałby wszystko obserwować z ukrycia, tak jak przywykł. Wszyscy przypatrywali mu się ciekawsko, niektórzy nadal z lękiem. Jednak wszyscy zapomnieli o nim gdy jakiś niski herold przy drzwiach zadeklarował:
  - Panie i panowie! Oto przed państwem niesamowita i zniewalająca Wasp!
  - Zawsze przesadza z tymi komplementami - szepnęła Xinyuanowi Jin z cieniem rozbawienia, jakby znała zapowiedzianą waderę i wiedziała, że ma to samo zdanie o małym heroldzie.
  Zaraz po zapowiedzi z zacienionego przejścia wychynęła smukła postać wadery, zapewne owej Wasp. Gdy weszła w krąg światła momentalnie pochłonęła całą uwagę zgromadzonych...w tym i naszego wężowatego. Wasp była bowiem hybrydą. Świadczyła o tym chociażby podwójna para uszu, długie palce i charakterystyczny ogon jak u małpiatki. Wadera miała zawieszony na grzbiecie na skórzanym pasku instrument - lutnię z jasnego, wiśniowego drewna. Z gracją usiadła skłoniła z uśmiechem głowę w geście pozdrowienia, co przywitano grzecznymi, cichymi oklaskami na zachętę.  Nastroiła lutnię, a po odchrząknięciu i pierwszych aktach zaczęła śpiewać: 



  Piosenka według Xin'a była...piękna. Budowała podniosłą atmosferę, jednych rozweselała, innych wprawiała w nostalgię.
  - Piękna, prawda? - szepnęła Jin w połowie, mając na myśli oczywiście pieśń. - Wasp napisała ją w czasie wojny, całkiem niedawno. Minął zaledwie miesiąc. Przyczyniła się mocno do podbudowania naszego morale. Rozbudzała odpowiednie uczucia i tłumiła te niepożądane...
  - Zzzrobiła się zzz ciebie poetka - zauważył Xinyuan.
  - Skądże. To wszystko masz brać dosłownie.
  Basior spojrzał na nią pytająco.
  - Wasp posiada zdolność wpływania na emocje osób w jej otoczeniu - pospieszyła z wyjaśnieniami Jin. - Bardzo mi pomogła przez ten rok odkąd zaczęłam się nią opiekować. Między innymi podczas właśnie ostatnich konfliktów. Wilki tłumnie przychodzą na jej występy. Ten tutaj zarezerwowany jest jednak tylko i wyłącznie dla zaproszonych osób. Gdy dziewczyna daje występy na placu ruch uliczny musi ustać, bo tłumy są za wielkie.
  - I dlaczego mi to wszyssstko mówisz? - zapytał basior.
  - Wasp to nie tylko moja dwórka, ale także dobra przyjaciółka. Widzę, że od jakiegoś czasu źle się tu czuje. Zwierzyła mi się, że chciałaby stąd odejść, ale boi się, że nigdzie nie zostanie tak dobrze przyjęta jak tutaj. Normalne wilki obawiają się hybryd. Może zabrałbyś ją do swoich?
  Wasp skończyła śpiewać. Sala rozbrzmiała oklaskami. Wadera skłoniła się z uśmiechem, strosząc dziwaczne uszy, po czym wyszła z sali. Rzeczywiście Xin'owi wydawało się jakby prysł jakiś czar. Atmosfera występu zniknęła i wszyscy zbierali się do wyjścia.
  - Teraz mamy okazję z nią pogadać - powiedziała Jin i ruszyła do wyjścia, w którym zniknęła Jin. Nie kierował się tam chyba nikt oprócz śpiewaczki. Xinyuan niepewnie ruszył za Alfą.

Ciąg dalszy w opowiadaniu Wasp...Jak uporam się z jej historią, a to jednak trochę zajmie -,-

,,Doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale kiedy nie można nic ująć"

Imię: Nikt go nie używał, więc popadło w zapomnienie, o ile kiedykolwiek istniało. Przybrała sobie imię nadane przez swoich przyjaciół: Wasp, czyli ,,osa". Jest tak krótkie, że chyba nie ma co skracać.
Płeć: Samica
Wiek: 4 lata
Typ hybrydy: Jest tak jak z imieniem - Wasp chyba nie ma określonego ,,gatunku". Nazywano ją Mírén de shēngyīn - ,,czarująca głosem" ze względu na zdolności.
Co daje ci bycie hybrydą?
  ~ Wasp podobnie jak każda hybryda jest szybsza i wytrzymalsza od normalnego wilka.
  ~ Ma nadnaturalnie wyczulony słuch. Przywykła już do niego, ale nadal nie przepada za hałasem. Przykłada też przez to większą uwagę do swojego śpiewu i gry na lutni.
  ~ Ma palce dłuższe od innych. Dzięki temu świetnie idzie jej gra na instrumentach i pisanie.
  ~ Ma przyspieszoną reakcję. Niektórzy nawet mawiali, że jest szybsza od własnego cienia.
  ~ Wadera potrafi uspokajać lub podżegać cudze emocje swoim głosem. Gdy mówi cicho, kojąco, dana osoba odpręża się, zapomina o troskach, a gdy tylko podniesie głos jej rozmówcę również opanowuje gniew. Nie umie tego jednak utrzymywać na dłuższą metę. Gdy tylko się oddali uspokajany lub podżegany wraca do swojego poprzedniego stanu emocjonalnego. Wasp korzysta z tej zdolności tylko wtedy, gdy jest to potrzebne.
Partner: Póki co nie zwraca uwagi na ,,chłopców". Owszem - zaczepi, machnie ogonem przed nosem, ale w życiu nie doznała jeszcze jakiegoś prawdziwego uczucia.
Rodzina: Ojca nie znała, ojczym nie znał jej, matka była kompletną ignorantką, a brat bezwzględnym sadystą. Jak na razie ma swego rodzaju ,,opiekuna" - Xinyuana.
Charakter: Wasp przy pierwszym poznaniu daje raczej różne wrażenie. Jedni uznają ją za zbyt wścibską i ciekawską. Drugim nie odpowiada jej nieskończony optymizm i traktowanie każdego z miejsca jak dobrego kumpla. Trzeci obawiają się jej inteligencji, przebiegłości i szybkiego kojarzenia faktów. Dopiero osoby czwarte widzą w niej miłego towarzysza rozmowy, a nawet materiał na dobrego przyjaciela. Dziewczyna gdy rozmawia z kimś sobie obcym zupełnie nie widzi problemów z rozmową. Co z tego, że nie zna swojego rozmówcy? Obcy są od tego, by ich poznać. Tylko nie uznaj jej za naiwną - życie nauczyło Wasp, że każdy może jej wbić nóż w plecy lub dźgnąć pod żebro gdy nie będzie patrzeć. Dlatego mimo pozorów zupełnej ufności samica pozostaje spięta, gotowa w każdej chwili uskoczyć przed atakiem i trwa w tym stanie dopóki danej osobie w zupełności nie zaufa. Jest typem osoby, która zna wszystkich w okolicy, ale o niej samej mało kto wie cokolwiek poza imieniem. Nie lubi dzielić się swoimi przeżyciami sprzed dołączenia do stada. Jest skarbnicą wiedzy o wszystkich. Chcesz się czegoś o kimś dowiedzieć? Dobrze trafiłeś. Nie jest jednak plotkarą - jeśli ktoś zdradził jej jakiś sekret, którym nie chciał by się dzielić z innymi, wadera dotrzyma tajemnicy. Lubi dbać o swój wygląd, ale bez przesady - trochę wody, błota czy kurzu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Przywiązuje wielką wagę do sentymentów. Pamięta skąd bądź od kogo dostała każdą pamiątkę jaką nosi: od złotej bransolety na ogonie po kolczyki czy nawet paciorki.
Dodatkowy opis: Wasp już z samego wyglądu pasuje do swojego imienia - jest wyjątkowo chuda, co podkreślają jeszcze jej długie nogi. Dzięki nim może poszczycić się całkiem okazałym wzrostem, który nadrabia łabędzią szyją. Długi, smukły łeb wieńczy dość duży, biały nos (według Wasp mógłby być mniejszy, ale co poradzisz?). Jasno błękitne oczy podkreślają czarne obwódki, raniec górnej sięga policzka. Ma białe plamki na miejscu brwi. Wygląda przez nie jakby wiecznie była niezadowolona, co rzadko jest prawdą. W oczy rzucają się jej uszy: ma ich DWIE pary. Na ich krańcach nosi złote i srebrne kolczyki, nigdy nie więcej niż dwa na ucho. Wewnętrzna para u nasady ma na szczęście mało widoczne blizny po ostrzu. Zza zewnętrznej pary wystają jej dwa cieniutkie warkoczyki, po jednym z obu stron łba, ozdobione paciorkami. Futro jest jednolicie szare, tylko grzbiet poznaczony jest białymi pasmami układającymi się w symetryczny wzór. Przednie łapy ozdabiają jasnoszare skarpetki. Ogon ma pasiasty jak u lemura. Na jego końcu nosi lekką złotą szeroką bransoletę (na łapie by jej przeszkadzała, a prezenty od serca wypada nosić).
Zainteresowania: Wasp jest uzdolnionym bardem. Potrafi grać na lutni, którą dostała od dobrej przyjaciółki, a zarazem mentorki. Gra na niej chętnie przy każdej okazji. Może nawet zagrać coś na poczekaniu, wystarczy, że ją o to poprosisz. Z nudów pisze piosenki w różnych językach. Do tekstów utworów (nie tylko swoich) ma wręcz fotogeniczną pamięć. Interesuje się także teatrem. Gdy najdzie ją wena pisze nawet amatorskie dramaty i farsy (czyli komedie).
Stanowisko: Bard/Muzyk
Zawody:
  • Champion:
  • Złoto:
  • Srebro:
  • Brąz:
Song Theme: Linkin Park - Castle of Glass
Historia: [LINK]
Nick na howrse: NyanCat^._.^~

Notka od alfy: Zanim cokolwiek mi tu skomentujecie i zaczniecie jakieś teorie spiskowe wymyślać dajcie mi wyjaśnić wszystko w opku Xinyuana. I proszę mi też w żaden sposób Wasp nie zaczepiać. Cierpliwości...x3

sobota, 29 sierpnia 2015

Wyniki zawodów nr 5 (II tura) i zapisy do nr 6

        NARESZCIE! Nie wszyscy chyba zapomnieli o zawodach skoro mogę teraz wyniki ogłosić x3 Tradycyjnie screen:
  Tak, wiem XD Program losujący był naprawdę znudzony skoro przestawił tylko dwie liczby. Ale nie będę się kłócić. Losowanie jest najbardziej fair :P A tabela wygląda w takim razie tak:
  1. Chappie
  2. Kotonaru
  3. Araless
  4. Ronan
  5. Visphota
  Oj, Vista, trzeba było jednak przez te wakacje biegać XD Aktualna tabela tury drugiej na stronie zawodów. A tymczasem z miejsca zrobię zapisy do kolejnych. Zawody nr 6 to Skok wzwyż. Kto chętny? ^^

  1. Chappie
  2.  Visphota
  3.  Ronan
  4.  
  5.  

Głosy na konkurs x3

A oto kolejne głosy na nasz konkurs :D Przypominam, głosujemy do wtorku.

Annabeth
No dobra, wiem że teoretycznie jestem nieobecna i nie powinno mnie tutaj być... Ale jakimś dziwnym trafem dorwałam wifi i... Budududum! Jestem! (już słyszę te wasze jęki. Prawie mi was szkoda xd)
Dobra, koniec lania wody T-T Macie tutaj moje dwa ulubione opowiadania i krótkie recenzje. Jednak zanim zacznę (tak, nie byłabym sobą, gdybym tego nie przedłużyła) chcę tylko powiedzieć, że miałam spory problem z wybraniem dwóch najlepszych opowiadań. Po prostu wszyscy macie talent i tyle! No, ale cóż, oto moje opinie:

1. Od Innej (CD Kotonaru): Kłopotliwa sytuacja - Jest to opowiadanie, którego po prostu nie sposób przeoczyć. Ubawiłam się czytając końcówkę opowiadania, która przypadła do gustu nawet takiemu Dziecku Horrorów jak ja x3 Żałuję tylko, NyanKocie, że nie chciałaś bym wbiła tam do was Maurą, ale myślę że jednak miałaś swoje powody XD (chociaż mina Maury byłaby pewnie zbliżona do Rainbow Dash, którą mam na zdjęciu). Później  zapewne hybryda za każdym razem wymownie "kaszlałaby w  pięść", widząc Naru i Inną,  a chyba faktycznie wolelibyśmy tego uniknąć. A tak w ogóle, to jestem też niemalże pewna, że gdy pisałaś o "kółku zapoznawczym" i "poznaniu już wolnej od splątanych rogów Alfy" w jedym z postów, to była to też jakaś ukryta wiadomość, skierowana do takich podstępnych szatanów jak ja. No wiesz, coś w stylu: 'Blue, ty już do nas nie wbijesz! Hyhyhy' , czy coś takiego xD

2. Od Tiburona.(CD Visphoty): Uśmiechaj się póki masz zęby - Mój Rybokopie, jak bardzo ty się nie doceniasz! Chłopie, więcej pewności siebie! Chociaż pod koniec opka napisałeś, że nie miałeś pomysłów, to mi się ono naprawdę podobało. Po pierwsze- tytuł. Jest bardzo fajny, kreatywny a za razem taki... Szczery? Prawdziwy? No po prostu trudno się z nim nie zgodzić. Nic dodać, nic ująć. Poza tym uznałam, że bardzo pasuje do opowiadania ^^" A po drugie- historia Tiburona. Jestem za to na siebie zła, chociaż nikt tego nie zrozumie T-T Nie wiem czemu wybrałam tutaj dwa opowiadania z "romantycznym podtekstem", ale spodobał mi się zwrot: 'ktoś z kim przepłynąłem ocean'. Nie pytaj. Sama nie wiem czemu xD

No, i to w sumie tyle. Nyan muszę się jeszcze do czegoś przyznać. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam dać tutaj pierwsze opko od Fery. Bardzo spodobała mi się końcówka, w której poznaje Ronana, a zwrot: 'Tak, ona nie umiała się normalnie przywitać' jakoś został w mojej głowie i nawet teraz pisałam go z pamięci xD
Ale sama wiesz, że zasady obowiązują. Dwa opka, nie trzy. Wybacz. Ale w zamian za to Strzyga może odegrać się na tym dupku... To jest, Ronanie. Tylko tak mogę ci to wynagrodzić XD


keiraKD
Tamtarmmmmmmmmtammmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm! Otóż, jeśli chodzi o głosy w konkursie na naj opko w KH To ja głosuję tak:

1. Od Chappiego (CD Visphoty) - Stary niedźwiedź mocno śpi...  - No, co mam mówić? Najpierw ta zabawa ogonem Visty, potem nagle zmiana, dryń, dryń! Nie wolno budzić wadery, bo śpi i koniec! Takie "podejdź a zabije" w stylu Chappiego jak dla mnie. I na koniec znów typowy Chappie - bawi się w starą jak świat zabawę na grzbiecie śpiącej wariatki, nie ma co!  Na serio, świetne opko! Bardzo mi się podobało, chcę więcej takich :D

2. Od Maury (CD Xinyuana) - ,,Ile widzisz palców?" - Eeee... Czy tylko ja mam ten problem, że ta dziewczyna zawsze pisze takie opka, jak sobie wyobrażałam że będą wyglądać? Nie chodzi o to, że jesteś przewidywalna. Po prostu... jakbyś pisała opka idealne! A tutaj była ta fajna przekomarzanka! Tak je uwielbiam... Ehhh, więcej, gimi więcej!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Moje głosy x3

        Przedstawię wam tutaj krótko swoje głosy i mini recenzje, abyście mieli jako taki przykład (a przynajmniej ci, którzy nie należą do Wariatów, a kilka takich osób jest).

1. Od Tiburona (CD Visphoty) - Najważniejsze to nie dać sobie robić masła z mózgu - Jest to jedno z opowiadań, które naprawdę zapadło mi w pamięć x3 Na naszym blogu mało kto poznaje kogoś w sposób normalny. Tu akurat agora (z howrse) opisała jak Tibu i Vista spotkali Chappiego...który na przywitanie wrąbał się w Rybo-wilka. Przyznam, sama bym na to nigdy nie wpadła. Zwłaszcza, że to opo zostało napisane zanim cokolwiek zdążyłam Głosmokiem napisać. Opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Jest zabawne i zwięzłe, bez lania wody (którego sama zbyt często używam T^T).

2. Od Ronana (CD Fery) - Kolejny odpał - Blue, jak ty to robisz, że zawsze tak świetnie posługujesz się moimi postaciami? XD To opo jest nieco bardziej rozpisane. Podoba mi się zwłaszcza opis bijatyki i porównanie jej do walki z lustrzanym odbiciem. Mimo długości - która niektórych może zniechęcać, chociaż sama nigdy tego nie doświadczyłam - czyta się miło, a później nawet z zapartym tchem. Nie zapominając o humorze, którego tu jest akurat mniej dla powagi sytuacji, ale jednak występuje. Cały wątek rywalizacji między Ronanem a Ferą to chyba jeden z najlepszych jakie z tobą kiedykolwiek prowadziłam (ale mamy jeszcze MS, które nie zdążyło się rozkręcić więc na pierwszym miejscu niczego na razie nie stawiam x3).

  A teraz zapraszam resztę do oddawania swoich głosów :)

Od Innej (CD Kotonaru) - Czas się zbierać!

        Waderze klapnęła na oczy mokra, zielona grzywka. Bezskutecznie próbowała ją sobie zdmuchnąć. Naru zaniósł się śmiechem. Dziewczyna sapnęła udawanym gniewem przez nos, posyłając w powietrze smugi dymu. Wywołało to kolejny atak nieopanowanego śmiechu u czarnego samca. W końcu i Alfa musiała się uśmiechnąć. Podniosła łapą mokre futro i odgarnęła je za uszy.
  - Widzę, że świetnie się bawisz - powiedziała teatralnie.
  - A i owszem - odparł Kotonaru dalej szeroko się uśmiechając.
  Wadera wyskoczyła z wody z niecnym zamiarem rewanżu.
  - Tobie też by się przydała kąpiel, śmierdzielu!
  Naparła z całej siły na siedzącego samca. Odbiła się jednak od czarnej góry futra jak gumowa piłka. Naparła ponownie, tym razem nie puszczała, aż do zmęczenia. Może i byli niemal tego samego wzrostu, ale siłą Naru zdecydowanie przewyższą Inną.
  - Może wstanę, żeby ci to ułatwić? - powiedział samiec ze złośliwym uśmieszkiem po czym rzeczywiście stanął na nogach.
  Dziewczyna zmierzyła go morderczym wzrokiem po czym ponowiła swoje próby wrzucenia samca do wody. Przetestowała chyba każdy możliwy sposób: napierała na niego barkiem, przednimi łapami, tylnymi, raz nawet rozpędziła się i walnęła w niego całym impetem. Na nic! W końcu nawet naciskała na nieruchomą kulę futra głową i rogami niczym baran, rozdrapując przy tym ziemię łapami.
  - Na górze...jakoś poszło mi...o wiele łatwiej - wysapała.
  - Bo zrobiłaś to z zaskoczenia - odpowiedziała Naru. - Jak ja teraz.
  Zanim Inna zdołała zareagować samiec ponownie wrzucił ją do wody.

~*~*~

        - No nie bocz się już tak - Kotonaru wywrócił oczami.
  Inna tylko obrzuciła go kolejny raz spojrzeniem godnym seryjnego mordercy i głębiej wcisnęła się w swoją kryjówkę. Płomienie komponowały się z łuną zachodzącego słońca. Siedziała z czarną hybrydą przy ognisku przed swoim domkiem, opatulona szczelnie swoim kocem z pozszywanych, miękkich skórek. Widać było tylko jej wystające uszy, różowy nos i fiołkowe oczy. Postanowiła sobie nie odzywać się do Naru, jak naburmuszone dziecko. Samiec jednak nie umiał się na nią z tego powodu obrazić. Wyglądała na to zbyt zabawnie. Z trudem hamował uśmiech.
  Nagle na tarasie pojawił się Chappie, dalej powłócząc skrzydłem, a za nim Tiburon i jakiś gryf. Inna szybko - a przy tym niezgrabnie - wygramoliła się z koca. Kotonaru aż się odsunął by nie oberwać łapą od Alfy. Dziewczyna wyprostowała się i uśmiechnęła do Tibu głupkowato. Basior powstrzymał się od pytań.
  - Przyprowadziliśmy z Chappiem nowego członka - oznajmił krótko po czym zwrócił się do białej samicy: - Araless, zostawiam cię w łapach Alfy...
  - I Chappiego! - dorzucił głosmok.
  - I Chappiego - poprawił się basior. - A teraz wybaczcie, muszę się widzieć z Vistą.
  Po tych słowach poszedł na swoje ,,tajemnicze spotkanie". Inna zapoznała Araless ogólnie z ideą stada złożonego wyłącznie z hybryd, przydzieliła jej odpowiednie stanowisko i opisała krótko wszystkich członków. Tymczasem Kotonaru musiał przeżyć oblężenie jednoosobowej armii w postaci ciekawskiego Chappiego. Jaszczurowaty nie miał jeszcze okazji poznać czarnego samca i o wszystko go wypytywał. Naru pewnie zniósłby to bez mrugnięcia okiem, gdyby Chappie nie bawił się jego ogonem i nie próbował wspiąć się na głowę lwa, by dotknąć rogów. W końcu Inna przerwała męki przyjaciela prosząc Głosmoka, by pokazał Araless legowiska i wybrał także jakieś dla siebie. Gryf i smoczek zeszli na dół zostawiając Naru i Inną samych.
  - Nareszcie! - powiedziała samica wtulając się z powrotem w swój kocyk. Usłyszała parsknięcie - No co?
  - Nic, nic - odparł rozbawiony Kotonaru i wstał. - Chyba już pójdę do siebie. Dobranoc.
  - Dobranoc - odparła Alfa.
  Wkrótce zapadła noc.


[I od teraz Alfa jest otwarta na wszystkich, którzy nie zdążyli dołączyć tak oficjalnie. Proszę tylko dostosować się do czasu, aby już wszyscy mieli u siebie poranek]

Od Fery (CD Ronana) - Chwila słabości

        Fera skoczyła ku basiorowi. Wykonał unik i sięgnął szczękami ku jej karkowi. Dziewczyna wykręciła się w miejscu chlastając pazurami powietrze. Nie natrafiły na żaden opór. Zaraz ku waderze sięgnęła jedna z ptasich łap. Z podobnym skutkiem. Hybrydy walczyły ze sobą. Długo. Nieznośnie długo. Fera zaczęła czuć nieznane sobie uczucie...
  Zmęczenie.
  Z Lynch'em nie było lepiej. Byli siebie warci. Zdecydowanie. Waderze emocje mieszały się w głowie. Z jednej strony czuła wszechogarniającą, czystą wściekłość, z drugiej...zadowolenie. Tyle czekała na taką walkę. Nikt nigdy nie stawił jej oporu tak długo. Nikt nigdy nie zdołał jej tak poważnie okaleczyć...
  I nikt nigdy jej nie zmęczył.
  W końcu Fera po raz pierwszy w życiu miała dość. Chciała zakończyć ten pojedynek. Odejść i odpocząć. Napić się chociaż odrobiny krwi, by odzyskać trochę energii. Jeśli tego nie zrobi, regeneracja ją wykończy, wyssie wszystkie siły życiowe, by zagoić durne, nic nie warte rany. Tak, był to dar, ale i miejscami przekleństwo. Wadera w chwili przerwy zmierzyła samca morderczym wzrokiem. Lodowato błękitne oczy, spaskudzone futro, łapy skąpane we krwi...
  I wtedy ją oświeciło. Skoro sam ją zapraszał...to czemu nie? Po co dobierać się do tętnicy jego siostrzyczki...gdy sam nadstawiał swoją.
  Kruk skoczył ku niej. Fera uśmiechnęła się diabolicznie. Ostatnimi siłami przyjęła na siebie atak, omijając jedynie dotkliwszych obrażeń. Dała mu się do siebie zbliżyć. Lynch zwietrzył podstęp dopiero w ostatniej chwili. Zdążył pochylić się, by osłonić gardło i rozwarte szczęki Fery zacisnęły się na jego karku, mijając cel. Dziewczyna nie zamierzała marudzić. Podczas gdy samiec szarpał się, ona wypijała z niego tyle krwi ile tylko mogła. W końcu Lynch desperacko wyrwał jej odstając z szyi kawał mięsa. Samica zaskoczona nagłym bólem puściła i odskoczyła. Nastała cisza.
  Basior wypluł z obrzydzeniem fragment ciała Strzygi. Nagle ugięły się pod nim łapy. Utrata takiej ilości krwi w końcu go wyczerpała. Fera czuła, że o mały włos, a również leżałaby nieprzytomna na trawie, gdyby nie czarna krew samca. Łapy jej się trzęsły, oddech miała płytki, a z dziury w szyi lała się posoka. To go nie zabije. Wadera była tego pewna. Karaluchy trudno wytępić, pomyślała, cytując słowa Lynch'a. Podeszła do niego chwiejnym krokiem, po drodze podnosząc delikatnie zębami swoją wstążkę, ubabraną teraz czarną i czerwoną krwią. Rzuciła ją Lynch'owi przed nos.
  - Możesz...ją sobie...zatrzymać - wystękała. Trudno dobierać słowa z uszkodzoną tchawicą.
  Z rosnącą ekscytacją zbierała się do dobicia basiora. Tyle o to walczyła i w końcu się tego zaskrońca pozbędzie. To była jej najwspanialsza walka w całym życiu. Wygrana walka...
  Ale...nie zrobiła tego. Nie mogła. Z tylko sobie znanych, cholernie dla niej oczywistych powodów. Wahała się. W końcu przerwał jej rozdzierający krzyk Seanit:
  - RONAN!
  Więc tak masz na imię...
  Szara wadera mimo nie najlepszej kondycji po przeżytym uderzeniu w głowę podbiegła do nieprzytomnego brata. Nie widziała całej walki, ale widok pochylającej się nad zakrwawionym Ronanem poharatanej Fery wszystko jej wyjaśnił. Warczała na Strzygę z czystą furią. Decyzja zapadła. Zaskroniec musi przeżyć. A czarno-białej waderze w pewnej, zapomnianej części mrocznego serca to odpowiadało.
  Odwróciła się bez słowa i pokuśtykała w stronę ściany lasu. Teraz już nic nie będzie dla niej takie samo.
  - Hej! - usłyszała z tyłu wściekły głos Seanit. - Gdzie idziesz?!
  - Jak najdalej od was - odparła nawet nie odwracając głowy. Nie miała siły na żadną ambitniejszą odpowiedź. Chciała tylko odpocząć i odejść. Żyć jak przed tym cholernym polowaniem.
  Cieszyła ją myśl, że Ronan był nieprzytomny. Nie widział tego. Nikt nie miał prawa widzieć tego momentu słabości. Fera przed końcem dnia dotarła do krańca lasu. Padła jak kłoda na suchą ziemię pod jednym z drzew. Zamknęła ślepia z ulgą poddając się działaniu regeneracji. Taaaak. Całe szczęście tego nie widział...i nie wiedział.
  Z tymi myślami zasnęła.
  Myliła się jednak. Basior był przytomny. Poddał się i odpłynął myślami w błogą nieświadomość dopiero gdy Fera zniknęła między drzewami. Widział wszystko, zanim Seanit się obudziła. Tylko on wiedział o tej chwili słabości Strzygi. Sekret, którym może się posłużyć przeciwko niej.
  Ale czy to zrobi? To raczej nie ulega żadnej wątpliwości.
  Czerwona wstążka leżała w trawie, skąpana w dwubarwnej krwi, błyszczącej w promieniach zachodzącego słońca. Jedyny świadek krwawego starcia.

~*~*~

       Czarne ptaszysko obserwowało z gałęzi zbiegowisko poniżej. Stadko kruków niepewnie obsiadło nieruchome, czarno-białe ciało. Ptak zleciał na dół, ciekawy co też tak odstrasza jego pobratymców od uczty jakiej w życiu nie widzieli. Nieruchoma, wielka kupa mięsa. Czego oni się boją? Samiec zakrakał, jakby wyśmiewał niepewność towarzyszy. Nie chcą, to trudno! Więcej dla niego! Wskoczył na szyję samicy, obok wpół zagojonej szerokiej rany. Z radością dziobnął w nią i wyszarpał mały kawałeczek mięsiwa...
  Zębate szczęki zatrzasnęły się na nim z dźwiękiem towarzyszącym przeważnie trzaskaniu wiekiem skrzyni. Pozostałe ptaki momentalnie poderwały się do lotu. Dla zuchwałego głupca było już za późno. Fera z uwielbieniem przyjęła podstawiony pod nos worek płynów i trzymając go między łapami łapczywie wypiła z niego ostatniej krople krwi. Westchnęła z rozkoszą i odrzuciła nieruchome ciałko. Nie było to śniadanie jakiego by sobie życzyła, ale wystarczyło na zrekompensowanie części sił wydartych przez całonocną regenerację.
  Kruki zaczęły krakać oburzone. To one miały tu ucztować! Wadera poderwała łeb do góry.
  - JESZCZE NIE UMARŁAM! - ryknęła, tak, że wszystkie zamilkły, a po chwili zerwały się jeden za drugim do lotu.
  - Na twoim miejscu nie cieszyłbym się tak.
  Fera obróciła głowę w stronę lasu. Wydawało jej się, że słyszała czyjś głos...
  - Wyglądasz jak siedem nieszczęść - głos odezwał się ponownie.
  - Brzydzisz się krwi? Ciesz się, że nie widziałeś mnie wczoraj - Strzyga wertowała wzrokiem każdy krzak. - Wyjdź z tych chaszczy, bo po ciebie pójdę, cwaniaczku.
  Po jakiejś minucie spomiędzy liści wyszła nieznajoma waderze hybryda. Był to mały, biało-brązowy samiec z pręgowanym ogonem. Gdyby nie dorosły głos, dziewczyna uznałaby go za szczeniaka.
  - Nie wypadałoby zająć się tymi ranami? - samiec zadał pytanie retoryczne.
  - No proszę. Szczurek będzie mnie pouczał? - odparowała Fera. - W sumie...całkiem miło, że wpadłeś na ŚNIADANIE...
  - Dobre sobie. Widziałem, jak szybko dorwałaś tego kruka. Nie licz na deser.
  - Deser? Tamten ptaszek to była zaledwie przystawka, a ty już mi deser proponujesz?
  - Eh, trzeba było się nie wciągać w tą dyskusję - Szczurek powiedział to bardziej do siebie, niż wadery. Ta miała całkiem niezły ubaw. Pierwszy raz w życiu widziała tak dziwaczną hybrydę (jakby nigdy nie patrzyła w lustro). - Do widzenia.
  Samiec odmaszerował. Zaskoczona Fera zerwała się na nogi i ruszyła za nim...i nie, nie po to by zatopić kły w jego ciele.
  - Gdzie idziesz? - zapytała.
  - Gdzie pieprz rośnie.
  - Pytam poważnie.
  - Niech ci będzie - Szczurek najwyraźniej uznał, że i tak nie ma nic do stracenia. - Niedaleko stąd widziałem jakieś dziwne domki...wybudowane na gigantycznych drzewach. Nie wyglądało to na schronienia zwykłych wilków czy dzikich kotów. Ale nikogo tam nie było. Ruszyłem dalej, licząc, że napotkam gdzieś może inne hybrydy - bo zapewne tylko one dałyby radę tutaj mieszkać - i trafiłem na CIEBIE. Wnioskuję, że skoro śpisz pod tym drzewem, to raczej nie masz pojęcia o tamtym miejscu...
  Fera zadziałała błyskawicznie. Chwyciła Szczura za kark (delikatnie!) i zarzuciła sobie na grzbiet, po czym ruszyła z kopyta.
  - Prowadź! - poinstruowała towarzysza. - Tak dostaniemy się tam szybciej!
  Zaskoczony Szczurek w ostatniej chwili chwycił się grzywy samicy. Obijając się o jej grzbiet wydawał waderze komendy ,,w prawo", ,,w lewo", ,,skręcaj, cholera jasna!" i tym podobne. 
  - A tak w ogóle to jestem Fera! - przedstawiła się dziewczyna przekrzykując szumiący w uszach wiatr. - A ty?!
  - A-a-a-aver-kin! - odparł samiec odbijając się na dość niewygodnym grzbiecie Strzygi.
  - Ciekawe imię! - odpowiedziała skupiona na drodze Fera. - Daleko jeszcze?!


Averkin? W końcu zaczepiłam twojego szczurka ^^ Ronan, Seanit, możecie coś od siebie dodać. Prosiłabym tylko o zmierzanie do Przystani x3 I wybacz te dramaty *^*

Mały konkurs, zawody (nr 5, II tura) i kółko zapoznawcze x3

        Kochani! Dobiła nam liczba pierwszych 100 postów! x3 Rozumiem, że wiele blogów (w tym Wariaci i WP) dawno tą liczbę przeskoczyło, ale dla mnie jest ona wyjątkowo ważna. Głównie ze względu na to, że żaden z moich kiedykolwiek istniejących blogów nigdy do niej nie dobił. Jestem wam wdzięczna za wszystkie opowiadania i jakąkolwiek aktywność x3
  Z tej okazji urządzam mały konkurs.
  Tu podziękuję Wiewiórze i Fideli (z Wariatów) za udzielenie pozwolenia na wykorzystanie ich pomysłu. Liczę też, że cała akcja wypali i w przyszłości też z niej będziemy korzystać. Otóż wasze zadanie jest proste: macie zagłosować na swoje ulubione opowiadanie od początku czerwca do tego postu, który teraz czytacie (od czerwca, ponieważ postów w lipcu było tylko cztery -,-). Macie dwa głosy. Proszę wysłać mi na howrse tytuły opowiadań z krótkimi recenzjami, które następnie wstawię tutaj jako post. Można głosować na tego samego właściciela, ale nie można oddać dwóch głosów na tą samą postać. Czas macie do końca wakacji, może trochę przedłużę, ale w to wątpię. Postać, która zbierze najwięcej głosów ze swoich opowiadań dostanie tytuł Postać wakacji 2015. Liczę, że w przyszłości będą do zdobycia także inne tytuły x3
  Zapomnieliśmy się też trochę o zawodach, co nie?
  Dobra, zaczynamy II turę OD ZERA, bo na poprzednie zawody zabrakło ochotników. Dyscyplina: Wyścigi. Lista:
  1. Chappie 
  2. Kotonaru
  3.  Ronan
  4.  Araless
  5.  Visphota
  Mam też prośbę co do następnych waszych opowiadań: chciałabym wkrótce zorganizować (w fabule) małe kółko zapoznawcze, czyli zlot wszystkich postaci z bloga. Dlatego proszę o skierowanie już tych, którzy oficjalnie jeszcze nie dołączyli do Przystani, by poznać już wolną od splątanych rogów Alfę. I nie zaczynać beze mnie! O.o Gdy wszyscy już będą "dołączeni" i w jednym miejscu wyślę wam opko w którym wszystko będzie przygotowane. Znajomi z Wariatów już mają doświadczenie z takimi ogniskami i wiedzą o co mi chodzi :)
  To by było na tyle. Pozdrawiam

~ Nyan Cat

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Visphoty CD Tiburona



        Klepiąc go po barku nie bardzo wiem, co mi strzeliło żeby mu tak mówisz. Życie jest krótkie? Nie... jeśli się je dobrze wykorzysta. No ale cóż, czasem myślimy jedno, a po sekundach drugie (czyt. Vista jest wariatką i nie wie co myśli). 

Nieważne. Rozważam też nad kwestią psychologa. No właśnie, życie mojego kolegi będzie dłuższe i więcej razy się uśmiechnie jeśli je dobrze wykorzysta, a to znaczy, że potrzebuje psychologa, który pomoże mu pozbyć się nieciekawych myśli i wtedy on będzie żył dłużej. Rozumiemy? Świetnie. 
- Aaaaaaaaaaa... No dobrze. To tak, umówmy się, że... miała jakieś imię?
- Niekoniecznie chcę sobie o tym przypomnieć. A w ogóle, po co chcesz je znać?
- Dobrze, czyli nazwijmy ją... hymmm, Prija. - Zignorowałam wcześniej jego pytanie, tak samo jak teraz zignorowałam uniesioną brew. - Mówiłeś, że jest ładna to masz.
- Dobra. 
- No. Dobrze, to może zróbmy tak. Codziennie będziesz przychodził na sesje o... zanim słońce zacznie zachodzić, nazwijmy tan moment Przedchód. W każdym razie, sesje zaczynamy od dziś. Przedchód będzie za parę godzin, ładnych godzin a ja muszę się przygotować do sesji, więc... Zaprowadź Arę i Chappiego do Innej a potem rób co chcesz - ale pamiętaj o Przedchodzie!
I tak bięgnę sobie z powrotem tam, skąd przyszliśmy zostawiając za sobą Tibu, Głosmoka i Araless. Ach, wolność, słodka wolność! Biegnę swoim tempem ciesząc się tą chwilką samotności. Wiecie, jak się jest przyzwyczajonym do samotności - co prawda spędzonej w ciemnościach z bolącym choler.nie ciałem i jęczącą matką w jaskini - a potem nagle kilka osób w tak krótkim czasie to można mieć dość. 
Dlatego też wracam nad wodospad, kładę się nad wodą i co robię? Taaaaaaaaaaaaak, na myśl o domu ze zirytowaniem odwiązuję na chwilkę bandaże z łap. Yyyyyyyyych, te blizny... Od razu wiem które są od czego. Ta za nie zjedzenie całego posiłku przy Alfach ważnej watahy, ta za obronę matki - w pierwszych dniach, kiedy myślałam, że matka nie jest tak żałosna na jaką wygląda. A ta znowu dla zasady - żebym pamiętała kto rządzi. Kolejna była za niewykonanie jakiegoś polecenia w stylu "bądź MIŁA dla tego syna Alf". A taaa...
I tak sobie przez chwilę przypominam, mimowolnie zaciskając łapy i wstrzymując oddech na majaki pyska ojca. Potem, gdy już wszystkie blizny wyliczyłam (oczywiście te na łapach, bo nie mówię o całej reszcie) kładę się na plecach i zamykam oczy. Krótka drzemka dobrze mi zrobi.
Yhyyyyyyyyy, jasssssssne. Zamykam oczy i co? Widzę od razu, bardzo wyraźnie swojego ojca - 


~~~~~~
Jak myślicie ile spałam? 
W ogóle? Errrrrrrrr, nie. 
Pół godziny? A-a, też nie. 
To ile?
Otóż, wyobraźcie sobie przespałam 2,5 godziny. Oczywiście, rzucając się na wszystkie strony, szarpiąc trawę w okół siebie i siejąc inne zniszczenia. No cóż, bywa i tak. W każdym razie kiedy się budzę - nos mam w wodzie. Otwieram ospale oczy i wysuwam pazury. Zaciskam szczęki, już wiem co mi się śniło. Wyciągam szybko nos z wody, kicham. Siadam i nagle uświadamiam sobie że... moje oczy są jakieś zamazane? To dziwne, mrugam kilka razy ale to nie pomaga. Wsadzam więc łeb do wody. Jednak jest widoczna różnica - część wody jest ciepła a ta druga zimna. Nie wiedząc co się dzieje wyciągam łeb z wody i kładę się, wzdychając ciężko. W zasadzie to on nie był moim ojcem. Był ojczymem - tyranem. Zamykam oczy, powieki mi drżą i widzę przed oczami moich prawdziwych rodziców - matkę:


I ojca - prawdziwego ojca(pod postacią wilka, kiedy łaził z matką): 


Prycham, wzdrygam się z obrzydzenia i wstaję. Patrzę na niebo - o choler.cia! Za jakieś pół godziny Przedchód! No dobra, ogarnij się, masz sesję!

~~~~~~~~

Mija czas, ja jestem już gotowa. Tibu mnie znajdzie, wie że najpewniej będę tutaj. Bo co prawda nie podałam mu wcześniej miejsca, ale... czuję, że będzie wiedział. Tylko czy będzie chciał gadać? No cóż, okaże się...

Dokończy Tiburon

sobota, 15 sierpnia 2015

Od Ronana (CD Fery) - Kolejny odpał

        Na wspomnienie o siostrze, Ronan nagle się ożywił. Przestał patrzeć na Ferę, z kpiącym uśmiechem i podszedł do Seanit.
Szara wadera leżała nieprzytomna obok drzewa. Musiała uderzyć o coś głową, gdyż po czole spływała jej strużka ciemnej krwi. Osoby w okolicy ich starej watahy zawsze mówiły, że rodzina Lynch ma zamiast krwi czarną wydzielinę, ale Ronan nigdy nie brał tych słów dosłownie. Właściwie to nawet podobała mu się wizja tego, jak bardzo odstawał od społeczeństwa. Lubił jak nowo poznane osoby od razu się go obawiały, gdyż miały o nim wyrobioną opinię demona i krwiożerczej bestii.
Jednak do Seanit nie pasował taki wizerunek. Owszem, może i z wyglądu bardzo przypominała brata i jako jedyna odziedziczyła po Niall’u skrzydła. Ale ona nie była taka jak Niall. Z charakteru bardziej przypominała ich matkę, Aurorę, dlatego też widok nieprzytomnej siostry sprawił, że Ronan poczuł dziwne ukłucie. Skrzywił się z niesmakiem, gdy dotknął czoła bliźniaczki. Świeża krew odcisnęła ślad na jego szponiastej łapie. Była czarna, jak nocne niebo.
„Ci wieśniacy jak raz mieli rację”.- pomyślał samiec.
Położył się obok siostry i ułożył jej głowę na swoich łapach. Obejrzał szybko jej skrzydła, jednak wydawały się w porządku. Nie dostrzegł żadnych uszkodzeń. I dobrze, gdyż Seanit ceniła je ponad wszystko. Mogła by przeżyć bez ręki, nogi i ogona. Mogłaby być ślepa lub głucha, ale straciłaby wiarę w siebie, gdyby nie mogła latać.
-Głupia.- odezwał się, chociaż wcale nie był zły na siostrę, tylko na siebie samego, gdyż nie potrafił jej obronić.
-To chyba rodzinne.- mruknęła Fera, która z zaciekawieniem podeszła do basiora. Ronan starał się zabić ją wzrokiem, jednak nie odniósł zamierzonego efektu. Samica wyraźnie to zauważyła.- Trzeba więcej, żeby mnie zabić, wężyku.
-Właśnie zauważyłem. Karaluchy są bardzo odporne.- mruknął, jednak powiedział to tak nieobecnym głosem, że można było mu wybaczyć taką uwagę. Oczywiście, można by jednak nie trzeba było. A Fera Rosa słysząc tą docinkę i porównanie jej do małego, brudnego robala przygryzła wargę. Nie powiedziała nic, jednak Ronan dobrze wiedział, że sobie to zapamiętała i jeszcze kiedyś się zemści. Może nawet w nie tak bardzo odległej przyszłości.
„Tacy jak ona nigdy nie odpuszczają.”- pomyślał Lynch, jednak zaraz uśmiechnął się złośliwie. On również nigdy nikomu nie odpuszczał.
-Czy chodzenie z połową szyi nie będzie… nie wygodne?- spytał się w końcu. Fera jeszcze raz spojrzała na czerwoną wstążkę, trzymającą jej mięso, a potem przeniosła wzrok na samca.
-A co cię to obchodzi?
-Nic, a nic. Ale śmiesznie wyglądasz z tą kokardką. Jak psie szczenię.- dodał, mając świadomość, że tej uwagi również mu nie daruje.
-Skończyłeś już?
-Nie, dopiero się rozkręcam.
-Oooh, a to ci dopiero. Tak się składa, że ja również.- hybryda posłała mu taki sam złośliwy uśmiech, z czego Ronan nie był specjalnie zadowolony. Nie lubił patrzeć w lustro.-A odpowiadając na twoje pytanie, to za jakiś czas wszystko się zrośnie. Regeneracja robi swoje.- Lynch wyłapał w głosie wadery nutkę dumy, więc wywrócił oczami. Miał jednak świadomość, że gdyby on sam potrafił się regenerować, również wspomniałby o tym komu trzeba- raz, czy dwa.
-Jednak to wszystko czasem bywa męczące, wiesz?- Fera kontynuowała, a Ronan zauważył, że zaczęła iść w kierunku jego i nieprzytomnej siostry. Odruchowo obnażył kły.- Czasseeeem potrzeba do tego odrobiny świeżej… krwi.
Ronan zauważył jak Strzyga zaczęła się przyglądać jemu i siostrze. Ale przede wszystkim wzrok wadery skupił się na Seanit. To ona w tej chwili była bezbronna. No, może nie całkiem. W końcu miała brata, a on nie miał zamiaru dać komukolwiek jej skrzywdzić. Nie po raz drugi.
„A więc o to ci chodzi, tak?”
-Pieprzony wampir.- syknął samiec, ustawiając się do pozycji obronnej. Jednak nie miał zamiaru się bronić. Nie… obie hybrydy zaatakowały w tym samym momencie.
Wszystko przypominało trochę odbicie lustrzane. Dwie hybrydy rzuciły się na siebie w tym samym momencie, jednak żadne nie zdołało powalić przeciwnika. A przynajmniej nie za pierwszym razem.
Ronan poczuł jak zęby samicy jeżdżą po jego łapie, robiąc dość płytką, lecz długą ranę. On nie miał takiej mocy jak Fera. Nie potrafił się regenerować, jednak nauczył się z tym żyć.
Jednym, lecz zdecydowanym zamachem, odepchnął od siebie Strzygę, która z błyskawiczną i niemalże nieludzką szybkością znów skoczyła w jego stronę. Ale Ronan to przewidział. Zrobił unik, zanim samica wylądowała na nim, przyszpilając go do ziemi. Obnażył kły i instynktownie ugryzł przeciwniczkę, nie wiedząc nawet w które miejsce trafił. Oboje działali pod wpływem emocji, a nie rozumu. Wszystko działo się zbyt szybko, by głowa była w stanie nadążyć.
-Nie musimy tak tego załatwiać, prawda?- Fera zwróciła się w jego stronę.- Nie, ty dobrze o tym wiesz, mam rację?!
Ronan skrzywił się i popatrzył w bok. W stronę nieprzytomnej bliźniaczki.
-Oh, widzę, że wiesz o co mi chodzi.- Strzyga uśmiechnęła się jak psychopatka.- Co masz do stracenia? Ona i tak już umiera.
-Jest nieprzytomna.- basior odparł zimno. Jego głos był groźniejszy niż zwykle, jakby to sam mrok przemawiał przez ciało samca. Jednak rodzina Lynch zawsze trzymała się razem, a wspomnienie o ewentualnej śmierci siostry sprawiło, że Ronan miał ogromną ochotę roztrzaskać Ferze czaszkę.
-Jasne, wmawiaj sobie, mój drogi. Nie sądzisz, że jej krew oszczędziłaby nam kłopotów?
Ronan uśmiechnął się lekko. W tym uśmiechu nie było niczego wesołego. Poniósł swoją lewą łapę, po której spływała stróżka czarnej krwi. Jego krwi. Fera zraniła go w tą samą kończynę, w którą ta poprzednia, nieznana im hybryda. Ale trafiła w inne miejsce, znacznie wyżej. Dlatego też cała lewa łapa basiora była lepka od płynu.
-Chcesz tego?- Ronan zlizał krew ze swojej łapy.- To chodź i sobie weź.
Fera Rosa najwyraźniej uznała to za znak, że jako takie negocjacje się skończyły. Teraz czekała ich już tylko bijatyka. A najgorsze było to, że obie hybrydy były sobie równe. Zupełnie jakby jedno z nich, walczyło ze swoim odbiciem lustrzanym.
Skoczyli w tym samym momencie. Atakowali w identycznym tempie, z niemal taką samą precyzją robili uniki i zadawali kolejne ciosy. Gdy jedno uskoczyło, drugiemu udawało się to następnym razem. Z kolei, gdy drugie z nich zraniło przeciwnika, pierwsza hybryda nie pozostawała długo dłużna i odwdzięczała się tym samym. Ale nigdy z nawiązką. Przecież odbicie nie zrobi więcej niż ty sam.
Ronan’owi nie podobała się ta walka. Nie lubił luster.
Szary basior sięgnął do zranionej szyi Strzygi. Chciał wygryźć jej kolejną ranę, najlepiej obok tego oderwanego kawałka mięsa. Ale wadera przewidziała jego ruch i zdążyła uniknąć ciosu. Lynch jednak zahaczył zębami o jej czerwoną wstążkę i zerwał ją z szyi Fery.
Jej rozwalony kawałek szyi znów zaczął zwisać, bez żadnego oparcia. Fakt, że obie hybrydy były pokaleczone, sprawiał, że nie przedstawiały się zbyt urokliwie.
Biało-czarna Strzyga, skąpana w czerwonej krwi. W dodatku z oderwanym kawałkiem szyi, zwisającym bezwładnie.
Ciemno-szary Kruk, trzymający w pysku czerwoną wstążkę Fery. On również był pocięty, a z jego ran spływały stróżki czarnej krwi.
To wszystko razem dawało dość makabryczny widok.
-Och, szczeniaczku. - na pysku Ronana pojawił się kpiący uśmiech. –Chyba zgubiłaś swoją kokardkę.
Ciemny hybryda z zadowoleniem zacisnął szczęki na delikatnym, czerwonym materiale, skąpanym w czarnej, oraz czerwonej krwi walczących ze sobą wilków.


Fera? Nie mogłam przecież skończyć tej wojny bez ciebie, prawda? ^^”

Od Tiburona (CD Visphoty) - Uśmiechaj się póki masz zęby

        Patrzę na nią dłuższą chwilę czując jak serce podchodzi mi do gardłą a nętrzności skręcają w ciasny supeł.Wadera wciąż uśmiecha się krzywo przechylając nieco głowę.Biorę głęboki oddech, potem następny i jescze jeden.Przecież jej tego nie powiem!Znamy się ledwie od paru chwil.Jednak coś w uśmiechu wadery zmusza mnie do otworzenia pyska.
-Przypominasz mi kogoś-wyrzucam z siebie tonem takim jakiego bym użył mówiąć ,,zabije twoją żonę i zjem twoje dzieci''
Vista marszczy nos jednak nie przestaje się uśmiechać wręcz przeciwnie! Jej uśmiech staje sie coraz szerszy.
-I?-pyta wyczekująco
-Kogoś za kim przepłynąłem ocean- mówię głosem drżącym z emocji
-Rybokob zakochany?!-wtrąca wadera żartobliwie
-Nie!-warcze obnażając zęby
Vista cofa się kawałek na widok dwóch rzędów rekinich kłów.Ciągle jednak się uśmiecha.Po chwili udaje mi się doprowadzić do pożądku.Mimowolnie spuszczam wzrok trochę zawstydzony tym nagłym wybuchem.
-Tak...-przyznaję niechętnie-zakochany
-I jak się z tym czujesz?-pyta wadera przystając na moment
Kiedy utkniesz jedną nogą w szarych piaskach mour dużo łatwiej postąpić jeszcze krok i utonąć niż szarpać się niepotrzebnie przedłużając męki.
-Źle-warczę pod nosem
-I jak się z tym czujesz?-powtarza Vista
Ignorując jej pytanie przyśpieszam kroku tak ,że Vadera musi prawie biec żeby nademną nadążyć.Oglądam się na Głososmoka który kawałek od nas obskakuje do okoła Araless machając zdrowym skrzydłem.
-To jest Chappie-słyszę jak skrzydlate stworzonko próbuje przedstawić się gryfowi
Vista trąca mnie bokiem. 
-Tak?
-I co było dalej?-pyta
-Jak to dalej?
-No ...mówiłeś że poznałeś kogoś ...i?
-Ta blizna-w zamyśleniu pocieram gardło- To jest jedyna pamiątka jaką po niej mam.
To bez sensu!Jakim cudem mam słowami wyrazić to co wtedy czułem?!Dryfując po powierzchni granatowego morza bez chęci do życia za to z wielką wyrwą w gardle.Patrząc jak ciemna krew mieszańca, będąca przyczyną odżucenia i nieustających cierpień ,maluje fantazyjne i ulotne wzory w wodzie.Bardzo chciałem wtedy umrzeć...ale zadanie to jest równie trudne jak utopienie rekina w wodzie.
Nie ma sensu się nad tym rozklejać.
-Po prostu byłem dla niej za brzydki-spróbowałem zażartować
Vista uśmeichnęła się szeroko.
-Ewidentnie potrzebujesz wizyty u psychologa-stwierdziła
Parsknąłem i wyszczerzyłęm zęby w uśmiechu.Wadera odskoczyła jak opażona.
-Spokojnie tym razem się uśmiecham
Vista poklepała mnie po grzbiecie.
-Zycie jest krótkie, uśmiechaj się puki masz zęby

 
Vista?Ja tez nie bardzo miałem pomysł przyznaję się ;/

środa, 12 sierpnia 2015

Od Visphoty - Woda, Ogień, Powietrze i Śnieg czyli żywe żywioły

        Czekając na odpowiedź Chappiego i Tibu, przyglądam się im uważnie. Nigdy nie sądziłam, że mogę spotkać takie stworzenia i co więcej, mogę się z nimi... przyjaźnić to za duże słowo, ale zaznajomić odpowiednie. Stoimy więc w oczekiwaniu, pogrążeni każdy w swoich myślach, choć chyba tylko Głosmok myśli, gdzie iść. Wydaje się że Rybokop jest zajęty czymś innym a ja...
 I wtedy zza krzaków wypada kolejny stwór. Jest to gryf, połączenie orła ile dobrze widzę i pantery śnieżnej albo czegoś w tym stylu. Skacze na trzech łapach, na jedną syczy dmucha. Uśmiecham się lekko, prycham i podchodzę kilka kroków do owej hybrydy.
 - Ta łapa chyba się nadaje do chodzenia. Nie widzę na niej uszkodzeń, więc czemu jej nie użyjesz? - pytam lekko złośliwie.
 - Co? Pa-parzy... - syczy biała, bo to samica, jak się orientuję po głosie.
 - Co cię pa... Aaaaaaaaaaaaa, pokrzywa. Rozumiem, ale nie skacz tak, do jasne, tylko wsadź ją do wody i tyle. O, tam.
 Hybryda idzie gdzie jej pokazałam i wkładając łapę do wody, wzdycha z ulgą. Przyglądam sie jej w tym czasie, podejrzewając że to samo robię moi towarzysze. Oglądam się na nich i widzę jak Cusani lustruje nieufnie nową a Głosmok wpatruje się w skrzydła białej i spogląda to na swoje, to na jej.
 - Ach, o wiele lepiej. Dzięki - mówi w końcu biała i odwraca się do nas przodem.
 - Nie ma sprawy. Jestem Visphota, ale mów mi Vista. To jest Rybokop, eeeeeeee, znaczy Tiburon a to jest Chappie. Nie muszę chyba mówić który to który, prawda? - Uśmiecham się szeroko widząc reakcję Tiburiona na moje słowa. Jest zły, lekko mówiąc.
 - Miło mi, jestem Araless. Możecie mi powiedzieć co to za tereny?
 - To... tereny Krainy Hybryd. Myślę, że ci się tu spodoba. Możemy cię zaprowadzić do Alfy, o ile ją znajdziemy. Ma na imię Inna. Co ty na to, Araless? - proponuję.
 - Jasne, dzięki.
Prowadzimy więc nową w stronę Przystani. W drodze do miejsca Chappie doczepia się do Araless i zasypuje ją pytaniami, natomiast Tibu zrównuje się ze mną w kroku i z początku rzuca mi tylko nieprzyjemne spojrzenia, a potem wzdycha.
 - No wyrzuć to z siebie, senor Rybokop - rzucam po chwili, uśmiechając się krzywo.

Tibu? Wybaczcie, średnio miałam pomysł :/

Od Fery Rosy i Xinyuana (CD Ronana) - Chyba Bóg cię opuścił

        Fera rozmyślała nad zaatakowaniem tego lalusia i jego rozpieszczonej siostrzyczki. Była pewna, że tą drugą położy bez problemu. W myślach już widziała cały schemat działania. Skoczy w stronę samca, tylko po to, by wylądować tuż przed nim i odbić w stronę wadery. Zaskoczona skrzydlata samica nie zdąży zareagować, podobnie jak jej brat. Fera po krótkiej szarpaninie w końcu dobije ptakopodobną i zwróci się przeciwko jej bratu. Nie wiedziała, czy są w przyjacielskich, rodzinnych relacjach, ale nawet jeśli nie do końca, to i tak była pewna, że Lynch nie puści śmierci siostry płazem. Działając pod wpływem emocji, zaatakuje Ferę pierwszy. A targanego emocjami samca będzie o wiele łatwiej pokonać...
  Stąd też dziwne zachowanie hybrydy. Fera wcale nie zrezygnowała. Przeciwnie. Mimo faktu, że przestała warczeć, a jej postawa wydawała się bardziej wyluzowana, dziewczyna zamierzała za kilka sekund wcielić swój plan w życie. Najlepiej będzie od razu rozerwać gardło tej laluni. Mniej przyjemności, ale za to ile wydoi z siebie krwi zanim zdechnie. I w momencie gdy Fera napięła łap do skoku zdażyło się coś, czego nie spodziewała się żadna z obecnych hybryd...
  Z lasu wypadł czwarty ,,uczestnik" bijatyki. Luźno powiedziawszy, było to połączenie wilka z wężem. Długie, nieproporcjonalne ciało, smukły pysk, krótkie łapy i ogon przypominający bicz. Dziewczyna oceniła także ,,uzbrojenie" obecnego: zęby musiał mieć krótkie, lecz cienkie, możliwe, że posiadał w podniebieniu torbiel z jadem (co wszyscy znający Xin'a wiedzą, że jest fałszem), czarne pazury nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Obcy zatrzymał się widząc trójkę młodych hybryd. Był od nich starszy, może nawet dwa razy. Nie wydawał się jednak chcieć ich zaatakować.
  Jego błąd.
  Fera zerknęła na niebieskookiego samca w tym samym czasie co on na nią. Momentalnie zapomniała, że chciała przed chwilą rozerwać mu tchawicę, a on zapomniał, że był gotów z nią walczyć. Teraz liczył się inny cel.

* * *

        Xin nie spodziewał się napotkać żadnych przeszkód jeszcze przed opuszczeniem doliny. Oto trafił na try hybrydy, które zdecydowanie nie miały pojęcia, że znajdują się na terenie jego stada. Stanął w miejscu, mierząc trójkę wzrokiem. Dwa ptasie móżdżki i wyłysiała hiena. Na dodatek wszyscy młodsi od niego, zdecydowanie przerastał ich doświadczeniem i zapewne siłą. Szybko zastanowił się co robić.
  Jeśli mnie zaatakują - ich strata i uszczerbek na zdrowiu, pomyślał. Jeśli natomiast mnie zignorują, pójdę dalej, a gdy wrócę doniosę o tym Innej o ile ktoś mnie nie uprzedzi. Xin był utwierdzony w przekonaniu, że Alfa powinna wiedzieć o obcych na jej terenie. Nawet jeśli nie jest najlepszą wojowniczką, mogłaby ich jakoś...przegadać?
  Przez kilka sekund wszyscy trwali w napięciu. Xin już miał ruszyć dalej...
  Pierwsza doskoczyła ciemnoszara, skrzydlata samica. Wzbiła się w powietrze i zapikowała w jego stronę. Samiec nie dał się zaskoczyć. Obrócił się w miejscu zamachując ogonem. Niczym bicz przeszył powietrze na wysokości wadery i strącił ją brutalnie z nieba. Samica wylądowała boleśnie w krzakach jakieś dwa metry dalej i chyba wyrżnęła mocno w głowę, bo nie wstała. Szary samiec, prawdopodobnie spokrewniony z ,,poległą", ruszył drugi. Nie znieważył jednak przeciwnika. Ominął kolejny zamach ogonem i skoczył, mierząc pazurami przednich łap w odsłonięty bok przeciwnika. Xinyuan poczuł wbijające się szpony, ale zanim zdołały wyrządzić mu większą krzywdę, złapał jedną z łap w zęby i zacisnął szczęki z siłą, która złamałaby zwykłemu wilkowi kość. Ale miał do czynienia z hybrydą. Niebieskooki uśmiechnął się pobłażliwie, jakby był zawiedziony i rozbawiony naiwnością basiora. Ale Xin nie był naiwny. Odpowiedział mu uśmiechem i, dalej zaciskając zęby na ptasiej łapie, zamachnął się szeroko łbem wyrywając ptako-wilka ze swojego boku posyłając go po półkolu na drugą stronę małej polanki.
  Została jeszcze ta trzecia.

* * *

        Fera zaczęła krążyć wokół pola walki. Siostrzyczka Lynch poszłą w krzaki wyjątkowo szybko. Basior po dłuższym nieco pojedynku dołączył do niej lecąc w powietrzu na spotkanie jakiemuś pniu drzewa. Oba wilki nie podnosiły się, choć braciszek musiał być przytomny - świadczyły o tym rzadkie jęki bólu.
  Tymczasem czarno biała samica oceniła zdolności wężowatego. Nie ulegało wątpliwości, że jest doświadczony w walce. Wydawał się zwierzęciem równie dzikim i bezlitosnym co sama Fera. Wadera już uśmiechała się ciesząc z nadchodzącego pojedynku. To będzie czysta przyjemność i szacunek dodać do kolekcji pokonanych przeciwników tego samca. Czerwonooki również oceniał jej możliwości. Nie krążył jednak jak ona, bezsensownie. Czekał na ruch Fery.
  Dziewczyna ruszyła się więc. Podbiegła do niego półkolem, gwałtownie skręcając tuż przed jego paszczą i ostrymi zębami. Samiec złapał w nie jedynie powietrze. Samica tymczasem nie zwalniając biegu wskoczyła na jego grzbiet, wbijając w niego pazury. Starała się wywrócić przeciwnika. Jednak jego krótkie łapy okazały się być silniejsze niż obstawiała. Na dodatek wyjątkowo trudno było utrzymać tak równowagę. W jednym momencie plan Fery spalił na panewce. Gdyby miała do czynienia ze swoim rówieśnikiem, powaliłaby go samym ciężarem i skręciła mu kark. Tymczasem starszy samiec nie czynił sobie zbyt wiele z dodatkowego ciężaru. Wierzgał jak dziki koń zmuszając Ferę do skupienia się nie na ataku, a na panicznej próbie utrzymania na grzbiecie. Raz sięgnął ku niej zębami. Uchwycił jednak jedynie kawałek skóry na boku szyi samicy. ,,szczypnął" go przednimi zębami i szarpnął. Fera poczuła ból i ciepłą krew spływającą leniwie po białym futrze. W końcu zniecierpliwiony obrócił się w miejscu, jakby chciał złapać swój ogon. Zamiast tego jednak zgodnie z zamiarem chwycił w zęby pędzelkowaty koniec ogona wadery. Szarpnął zrzucając samicę na ziemię. Fera przeturlała się po trawie i zatrzymała uderzając głową w jakiś wystający kamień. Stęknęła i spróbowała się podnieść, ale wycieńczona padła z powrotem.
  - Szczeniaki - dotarł do niej jakiś głos. Zapewne wężowatego. - Czy nikt wasss nigdy nie uczył, że ssstarszych się nie atakuje w pojedynkę?
  Nawet nie usłyszała delikatnych kroków stawianych podczas biegu, a jedynie szelest liści. Zapadła cisza.
  Pierwszy podniósł się Lynch. Powstrzymując zawroty głowy podszedł do nieprzytomnej siostry. Fera tymczasem stanęła na nogi. Regeneracja zrobiła swoje, powstrzymując dalsze konsekwencje uderzenia łbem w kamień. Teraz jednak była przez to bardziej wycieńczona. Znowu będzie musiała zapolować lub wyssać krew z poprzednio ubitej przez siostrę Lynch na polanie łani. Basior obejrzał się na nią i zamarł zdziwiony.
  - No co? - warknęła Fera. - Mam coś między zębami?
  - Twoja...szyja.
  - Co z moją szyją?
  - Czy ty tego naprawdę nie zauważyłaś?
  Fera spróbowała zobaczyć o co mu chodziło. Rzeczywiście. Z boku jej szyi zwisał ochłap mięsa. JEJ mięsa. Wisiał na porośniętej krótką sierścią skórze. Wadera westchnęła i spróbowała wepchnąć go na miejsce. Ten jednak ponownie odpadł dyndając nad zgięciem przedniej łapy. Fera odwinęła z ogona trochę czerwonej owijki, przyłożyła ochłap na swoje miejsce i owinęła w ty miejscu szyję urwaną owijką. Przynajmniej nie będzie musiała się męczyć z regeneracją całego fragmentu ciała. Tymczasem Lynch wpatrywał się w to z niedowierzaniem.
  - No co? - burknęła Fera. - Lepiej zajmij się swoją siostrą.
  Basior westchnął przewracając oczami i wrócił do prób obudzenia szarej wadery.


Ronan? Wybacz, że tak urządziłam Seanit (to za nazywanie mnie ,,Różyczką" >:D ), ale to chyba logiczne, że z Xin'em każdy osobno by sobie nie poradził ;P A jego tu wplątałam, bo mi pomysłów zabrakło *^*

Poważna zmiana

        Po pierwsze pozdrawiam wszystkich i liczę, że miło spędzacie już drugą połowę wakacji.
  Po drugie martwi mnie aktywność, ale to chyba z grubsza moja wina (jak zwykle -,-).
  Po trzecie: zmieniam nieco w postarzeniu.
  Chyba wszyscy zauważyli, że to postarzanie idzie za szybko. Latka lecą, a opowiadania nie, zwłaszcza przez wakacje. Dlatego od teraz hybrydy będą starzeć się o rok co dwa miesiące. Myślę, że to poprawi co nieco.
  A tak poza tym jest to mój pierwszy blog, który nie został zamknięty po dwóch miesiącach x3 Kraina Hybryd istnieje prawie pół roku i liczę, że nie będę jej musiała zamykać. I nawet jeśli będę musiała pisać tu opo na zmianę z jedną osobą, to i tak tego bloga nie skasuję.
  Jeszcze co do aktywności: proszę bardzo Slave, Harkira, Miyuki, Samirę/Averkina i Shantel o napisanie opa. Proszę, jeśli ktoś ma z nimi jakiś kontakt o poinformowanie o tym, że ich po prostu z bloga wyrzucę jeśli jakiegoś opa nie otrzymam, bo ja mogę nie mieć czau na napisanie im wiadomości.
  I przepraszam za zaniedbanie ze swojej strony. Wiecie jak to jest, są wakacje i nie wszyscy mają ochotę na siedzenie przed kompem cały dzień i nadrabianie opowiadań. Mnie od tego oddalają dwie rzeczy; Zawaliłam z niemieckim w poprzednim roku szkolnym i codziennie muszę przynajmniej godzinę lekcyjną siedzieć nad książkami. Tylko w weekendy mam spokój, ale znowu w poniedziałek dostałam wymarzony tablet graficzny i z chęcią ćwiczę się w rysowaniu na kompie. Jak ktoś jest chętny mogę wam narysować na zamówienie, gdy wyrobię się z opkami x3.

  To by było na tyle. Pozdrawiam
~ Nyan Cat