środa, 12 sierpnia 2015

Od Fery Rosy i Xinyuana (CD Ronana) - Chyba Bóg cię opuścił

        Fera rozmyślała nad zaatakowaniem tego lalusia i jego rozpieszczonej siostrzyczki. Była pewna, że tą drugą położy bez problemu. W myślach już widziała cały schemat działania. Skoczy w stronę samca, tylko po to, by wylądować tuż przed nim i odbić w stronę wadery. Zaskoczona skrzydlata samica nie zdąży zareagować, podobnie jak jej brat. Fera po krótkiej szarpaninie w końcu dobije ptakopodobną i zwróci się przeciwko jej bratu. Nie wiedziała, czy są w przyjacielskich, rodzinnych relacjach, ale nawet jeśli nie do końca, to i tak była pewna, że Lynch nie puści śmierci siostry płazem. Działając pod wpływem emocji, zaatakuje Ferę pierwszy. A targanego emocjami samca będzie o wiele łatwiej pokonać...
  Stąd też dziwne zachowanie hybrydy. Fera wcale nie zrezygnowała. Przeciwnie. Mimo faktu, że przestała warczeć, a jej postawa wydawała się bardziej wyluzowana, dziewczyna zamierzała za kilka sekund wcielić swój plan w życie. Najlepiej będzie od razu rozerwać gardło tej laluni. Mniej przyjemności, ale za to ile wydoi z siebie krwi zanim zdechnie. I w momencie gdy Fera napięła łap do skoku zdażyło się coś, czego nie spodziewała się żadna z obecnych hybryd...
  Z lasu wypadł czwarty ,,uczestnik" bijatyki. Luźno powiedziawszy, było to połączenie wilka z wężem. Długie, nieproporcjonalne ciało, smukły pysk, krótkie łapy i ogon przypominający bicz. Dziewczyna oceniła także ,,uzbrojenie" obecnego: zęby musiał mieć krótkie, lecz cienkie, możliwe, że posiadał w podniebieniu torbiel z jadem (co wszyscy znający Xin'a wiedzą, że jest fałszem), czarne pazury nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Obcy zatrzymał się widząc trójkę młodych hybryd. Był od nich starszy, może nawet dwa razy. Nie wydawał się jednak chcieć ich zaatakować.
  Jego błąd.
  Fera zerknęła na niebieskookiego samca w tym samym czasie co on na nią. Momentalnie zapomniała, że chciała przed chwilą rozerwać mu tchawicę, a on zapomniał, że był gotów z nią walczyć. Teraz liczył się inny cel.

* * *

        Xin nie spodziewał się napotkać żadnych przeszkód jeszcze przed opuszczeniem doliny. Oto trafił na try hybrydy, które zdecydowanie nie miały pojęcia, że znajdują się na terenie jego stada. Stanął w miejscu, mierząc trójkę wzrokiem. Dwa ptasie móżdżki i wyłysiała hiena. Na dodatek wszyscy młodsi od niego, zdecydowanie przerastał ich doświadczeniem i zapewne siłą. Szybko zastanowił się co robić.
  Jeśli mnie zaatakują - ich strata i uszczerbek na zdrowiu, pomyślał. Jeśli natomiast mnie zignorują, pójdę dalej, a gdy wrócę doniosę o tym Innej o ile ktoś mnie nie uprzedzi. Xin był utwierdzony w przekonaniu, że Alfa powinna wiedzieć o obcych na jej terenie. Nawet jeśli nie jest najlepszą wojowniczką, mogłaby ich jakoś...przegadać?
  Przez kilka sekund wszyscy trwali w napięciu. Xin już miał ruszyć dalej...
  Pierwsza doskoczyła ciemnoszara, skrzydlata samica. Wzbiła się w powietrze i zapikowała w jego stronę. Samiec nie dał się zaskoczyć. Obrócił się w miejscu zamachując ogonem. Niczym bicz przeszył powietrze na wysokości wadery i strącił ją brutalnie z nieba. Samica wylądowała boleśnie w krzakach jakieś dwa metry dalej i chyba wyrżnęła mocno w głowę, bo nie wstała. Szary samiec, prawdopodobnie spokrewniony z ,,poległą", ruszył drugi. Nie znieważył jednak przeciwnika. Ominął kolejny zamach ogonem i skoczył, mierząc pazurami przednich łap w odsłonięty bok przeciwnika. Xinyuan poczuł wbijające się szpony, ale zanim zdołały wyrządzić mu większą krzywdę, złapał jedną z łap w zęby i zacisnął szczęki z siłą, która złamałaby zwykłemu wilkowi kość. Ale miał do czynienia z hybrydą. Niebieskooki uśmiechnął się pobłażliwie, jakby był zawiedziony i rozbawiony naiwnością basiora. Ale Xin nie był naiwny. Odpowiedział mu uśmiechem i, dalej zaciskając zęby na ptasiej łapie, zamachnął się szeroko łbem wyrywając ptako-wilka ze swojego boku posyłając go po półkolu na drugą stronę małej polanki.
  Została jeszcze ta trzecia.

* * *

        Fera zaczęła krążyć wokół pola walki. Siostrzyczka Lynch poszłą w krzaki wyjątkowo szybko. Basior po dłuższym nieco pojedynku dołączył do niej lecąc w powietrzu na spotkanie jakiemuś pniu drzewa. Oba wilki nie podnosiły się, choć braciszek musiał być przytomny - świadczyły o tym rzadkie jęki bólu.
  Tymczasem czarno biała samica oceniła zdolności wężowatego. Nie ulegało wątpliwości, że jest doświadczony w walce. Wydawał się zwierzęciem równie dzikim i bezlitosnym co sama Fera. Wadera już uśmiechała się ciesząc z nadchodzącego pojedynku. To będzie czysta przyjemność i szacunek dodać do kolekcji pokonanych przeciwników tego samca. Czerwonooki również oceniał jej możliwości. Nie krążył jednak jak ona, bezsensownie. Czekał na ruch Fery.
  Dziewczyna ruszyła się więc. Podbiegła do niego półkolem, gwałtownie skręcając tuż przed jego paszczą i ostrymi zębami. Samiec złapał w nie jedynie powietrze. Samica tymczasem nie zwalniając biegu wskoczyła na jego grzbiet, wbijając w niego pazury. Starała się wywrócić przeciwnika. Jednak jego krótkie łapy okazały się być silniejsze niż obstawiała. Na dodatek wyjątkowo trudno było utrzymać tak równowagę. W jednym momencie plan Fery spalił na panewce. Gdyby miała do czynienia ze swoim rówieśnikiem, powaliłaby go samym ciężarem i skręciła mu kark. Tymczasem starszy samiec nie czynił sobie zbyt wiele z dodatkowego ciężaru. Wierzgał jak dziki koń zmuszając Ferę do skupienia się nie na ataku, a na panicznej próbie utrzymania na grzbiecie. Raz sięgnął ku niej zębami. Uchwycił jednak jedynie kawałek skóry na boku szyi samicy. ,,szczypnął" go przednimi zębami i szarpnął. Fera poczuła ból i ciepłą krew spływającą leniwie po białym futrze. W końcu zniecierpliwiony obrócił się w miejscu, jakby chciał złapać swój ogon. Zamiast tego jednak zgodnie z zamiarem chwycił w zęby pędzelkowaty koniec ogona wadery. Szarpnął zrzucając samicę na ziemię. Fera przeturlała się po trawie i zatrzymała uderzając głową w jakiś wystający kamień. Stęknęła i spróbowała się podnieść, ale wycieńczona padła z powrotem.
  - Szczeniaki - dotarł do niej jakiś głos. Zapewne wężowatego. - Czy nikt wasss nigdy nie uczył, że ssstarszych się nie atakuje w pojedynkę?
  Nawet nie usłyszała delikatnych kroków stawianych podczas biegu, a jedynie szelest liści. Zapadła cisza.
  Pierwszy podniósł się Lynch. Powstrzymując zawroty głowy podszedł do nieprzytomnej siostry. Fera tymczasem stanęła na nogi. Regeneracja zrobiła swoje, powstrzymując dalsze konsekwencje uderzenia łbem w kamień. Teraz jednak była przez to bardziej wycieńczona. Znowu będzie musiała zapolować lub wyssać krew z poprzednio ubitej przez siostrę Lynch na polanie łani. Basior obejrzał się na nią i zamarł zdziwiony.
  - No co? - warknęła Fera. - Mam coś między zębami?
  - Twoja...szyja.
  - Co z moją szyją?
  - Czy ty tego naprawdę nie zauważyłaś?
  Fera spróbowała zobaczyć o co mu chodziło. Rzeczywiście. Z boku jej szyi zwisał ochłap mięsa. JEJ mięsa. Wisiał na porośniętej krótką sierścią skórze. Wadera westchnęła i spróbowała wepchnąć go na miejsce. Ten jednak ponownie odpadł dyndając nad zgięciem przedniej łapy. Fera odwinęła z ogona trochę czerwonej owijki, przyłożyła ochłap na swoje miejsce i owinęła w ty miejscu szyję urwaną owijką. Przynajmniej nie będzie musiała się męczyć z regeneracją całego fragmentu ciała. Tymczasem Lynch wpatrywał się w to z niedowierzaniem.
  - No co? - burknęła Fera. - Lepiej zajmij się swoją siostrą.
  Basior westchnął przewracając oczami i wrócił do prób obudzenia szarej wadery.


Ronan? Wybacz, że tak urządziłam Seanit (to za nazywanie mnie ,,Różyczką" >:D ), ale to chyba logiczne, że z Xin'em każdy osobno by sobie nie poradził ;P A jego tu wplątałam, bo mi pomysłów zabrakło *^*

6 komentarzy:

  1. Moja siostra oberwała za to, że to JA cię przezywałem.... hm... w sumie, to można to wykorzystać xD

    ~Ronan i jego demoniczne plany

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to właśnie Sea wyskoczyła z tą Różyczką XD Ronan to tylko podchwycił

      Usuń
    2. Hm... naprawdę?
      *sprawdza swoje ostatnie opowiadanie*
      Em, nie. To Ronan z tym wyskoczył. Seanit się nie odzywała xD

      Usuń
    3. Kurna, dlaczego mi się zawsze wydawało że to mówiła Seanit -,- Co nie zmienia faktu że imienia nie wzięłam z włoskiego tylko z łaciny, ale w sumie to jeden język pochodzi od drugiego i ma podobne znaczenia słów. Ale Ronanowi też się oberwało, a jak dalej będzie wku*wiał Ferę to dostaniesz tę swoją walkę >:D

      Usuń
    4. Wiesz... to już Różyczka może się szykować, bo ja ją wkur**ać będę dalej xD
      Fighting!!!

      ~Ronan

      Usuń
    5. Taaaak i ta mina Rainbow Dash, która tak bardzo pasuje do nastroju rozmowy XD

      Usuń