sobota, 30 maja 2015
Historia Maury
Od Tibu (CD Visphoty) - Dzieci gryza
wtorek, 26 maja 2015
Od Kotonaru do Innej - Małe Wyjśnienie
,,Zawsze wierzyłam w piekło: to istnienia nieba nigdy nie byłam pewna"
Płeć: samica
Wiek: 4 lata
Typ Hybrydy: Ojciec zawsze powtarzał jej, gdy była mała, że Maura jest potomkinią starożytnych „wilków-kruków”. Chociaż ona sama ma mgliste pojęcie o swoich przodkach i tym całym gównianym „drzewie genealogicznym”. O tym kim sama może być naprawdę.
Co daje Ci bycie Hybrydą?:
-Jest bardzo szybka i silna, chociaż podczas walki bardziej polega na swej zwinności.
-Potrafi poruszać się i skradać niemalże bezszelestnie.
-Świetnie się wspina. Nieważne, czy jest to góra, strome zbocze, czy ogromne drzewo- Maura po prostu wdrapuje się na każdą gałąź i potrafi siedzieć na niej godzinami.
Partner: Nie ma nic przeciwko, ale raczej ciężko ją znieść. Poza tym, Maura nie wyobraża sobie samej siebie w poważnym i dojrzałym związku.
Rodzina: Nic ją nie obchodzą. Jedyna rzecz, jaka łączy ją z rodziną to te cholerne więzy krwi.
Charakter: Maura jest stu-procentową chłopczycą, temu nie da się zaprzeczyć. Nigdy nie była „dziewczęcą dziewczyną” zarówno z wyglądu, jak i z charakteru. Wilki zawsze się z niej śmiały i rozpowiadały, że celowo upodabnia się do chłopaka, ale ona po prostu ma taki styl bycia. Najprawdopodobniej jest jedną z najbardziej samodzielnych, niezależnych i buntowniczych osób, jakie kiedykolwiek poznasz. Lubi mieć własne zdanie, często odmienne od reszty i zawsze się go trzyma. Ma swoje poglądy i ciężko przekonać ją do zmiany racji… No, chyba że będziesz bardzo zawzięty. Maura lubi przyjmować, a tym bardziej rzucać innym wyzwania prosto w twarz. Nie boi się porażki, zwłaszcza jeśli przegrywa w wielkim stylu. Uwielbia biegać po nienormalnych miejscach, rzucać kąśliwe uwagi i śpiewać przeróżne piosenki. Nie lubi znajdować się w centrum uwagi, ani pośród tłumów. Coraz częściej miewa ochotę na samotne wędrówki i spacery. Jednak nie jest osobą aspołeczną! Nie gardzi niewielkim towarzystwem, ale nie lubi szukać przyjaciół na siłę.
Jest osobą tolerancją i wyrozumiałą. Woli spędzać czas z dziwnymi i ekscentrycznymi hybrydami niż jakimiś tępymi, protekcjonalnymi i zapatrzonymi w siebie narcyzami.
Na koniec warto dodać, że Maura jest świetną aktorką. Potrafi dostosowywać się do sytuacji, grać i kłamać w żywe oczy. Nie lubi tego robić, ale jeśli wymaga tego sytuacja, jest w stanie udawać niewiniątko. Jeśli kogoś nie lubi, będzie zachowywać się przy tej osobie powściągliwie i w miarę przyzwoicie. Ale jeśli uzna cię za przyjaciela, będzie się z tobą sprzeczać, żartować i zarzucać przy tobie kąśliwe uwagi. Na ogół jeśli Maura mówi, że kogoś nie lubi, znaczy że ma tą osobę za przyjaciela. A jeśli mówi, że kogoś nienawidzi to… no, domyślcie się sami co może wtedy czuć.
Dodatkowy opis: Maura jest wysoką hybrydą, a to wszystko dzięki długim nogom. Nie ma jednak „proporcjonalnej budowy”. Jej uszy są zdecydowanie za długie. W dodatku jej czarne pazury bardziej przypominają szpony kruka, niż jakiegoś wilka. Charakterystyczną rzeczą są jej śliczne, pomarańczowe oczy, o głębokim spojrzeniu, które z niewiadomych zmieniają kolor. Jeśli Maura jest na ciebie naprawdę, naprawdę wkurzona, jej oczy robią się krwisto czerwone, natomiast jeśli jest smutna, przybierają barwę nocnego nieba.
Zainteresowania: Hybryda uwielbia noc. Nie mówię tutaj tylko i wyłącznie o oglądaniu księżyca w pełni, czy też przyglądaniu się gwiazdozbiorom. Oczywiście, te czynności również kocha, ale jeszcze bardziej kocha samą noc. Lubi ciemność i zawsze czuje się w niej pewniej. Maura lubi również wspinać się na rozłożyste drzewa i przesiadywać na gałęziach. To właśnie na nich najczęściej sypia. W wolnym czasie samica często nuci i śpiewa różne piosenki. Są one różne: raz smutne, raz straszne, a raz wesołe- wszystko zależy od tego w jakim jest nastroju.
Poza tym, Maura ma jeszcze jedno, dość nietypowe hobby. Lubi wróżby, przepowiednie i historie o duchach. Często sama opowiada różne przerażające historie o mordercach, zjawach i klątwach.
Stanowisko: Szpieg
Zawody:
- Champion:
- Złoto:
- Srebro:
- Brąz:
Historia: [LINK]
Nick: Annabeth
środa, 20 maja 2015
Od Innej (CD Slave) - ,,Nie wiesz z kim zadzierasz"
Wybuchnęłam kpiącym śmiechem.
Wszyscy (zwłaszcza Naru) spojrzeli na mnie zaskoczeni. Mnie samą zdziwiła własna reakcja, ale to przecież było zupełnie niedorzeczne! Mam jej mówić co tutaj robię? Tłumaczyć się? I jeszcze ta nuta rozkazu...Nie, to wszystko było ponad moją wytrzymałość.
- Co MY tu robimy? - wysapałam między spazmami śmiechu.
Nie mogłam się uspokoić. Moją rozmówczyni zaczęło to wyraźnie irytować. Kotonaru cały czas patrzył na nią groźnie. tak samo jak Xin. Byli gotowi na odparcie potencjalnego ataku...na mnie. Tak, to dopiero dziwne. Ktoś mógłby się rzucić w MOJEJ obronie? Kto by pomyślał...
W końcu Naru nie wytrzymał i szturchnął mnie w bark. Przestałam się śmiać, dalej jednak na moim pysku kwitł złośliwy uśmiech.
- Wybaczcie, Naru, Xin, nie wiem co we mnie wstąpiło - powiedziałam i podeszłam do wadery. Blisko. - Mimo faktu, iż mnie wyraźnie uraziłaś, odpowiem na twoje pytanie. Otóż tak się składa, że tutaj MIESZKAMY. Ja od prawie dwóch lat. To nasz dom. To WY jesteście tu "gośćmi", więc daruj sobie dyktowanie mi warunków. Nie mam z czego się tobie tłumaczyć. Nie mam też zamiaru przeciągać tej nieprzyjemnej dla wszystkich rozmowy dłużej niż to konieczne - po ostatnim słowie z mojego pyska niechcący wymknął się płomień. Wyprostowałam się, przewyższając nieco wzrostem waderę. - Jeśli chcecie możecie zostać. Wszystkie domki, oprócz TEGO, są wolne. Róbcie co chcecie, tylko nie próbujcie mnie denerwować. Ciebie się to też dotyczy - rzuciłam ostrzegawcze spojrzenia Xinyuanowi.
Wszyscy uznali to za zakończenie rozmowy i wyszli z jaskini. Kotonaru chciał wyjść na końcu, ale zanim przestąpił próg powstrzymałam go:
- Ty zostajesz. Mamy do pogadania.
Naru westchnął, usiadł przede mną i przygotował się mentalnie na kolejne baty. Nie doczekał się jednak oczekiwałam jedynie odpowiedzi na jedno dręczące mnie pytanie:
- Co jest nie tak z tobą?
Nie powiedziałam tego ani wrogo, ani impulsywnie. Widziałam, że coś jest z nim nie tak. Nagle stał się jakiś...weselszy?
Naru? Wybacz tą krótkość, ale mam wypraną wenę *^* Może ty mi ją nakręcisz?
niedziela, 10 maja 2015
Od Slave (CD Kotonaru)
No więc, po tym jak Visphota odeszła, zostałam z Zielonym sama. Nie na długo. Przed nami pojawiła się biała wadera z kilkoma ogonami i jelenim porożem. Skoczyłam w jej kierunku, tym samym przewracając ją na ziemię. Czemu to zrobiłam? Sama nie wiem. Ciekawe... Znów zrobiłam coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Tak więc, pomijając większość jakże nieciekawych sytuacji mających miejsce później, przejdę już do momentu, kiedy zostaliśmy poproszeni o rozmowę, jak rozumne istoty. Podniosłam wzrok, aby przyjrzeć się moim rozmówcom i niedoszłym wrogom. Najbardziej w oczy rzuciła mi się wysoka wadera o zielono-żółtym futrze, a także wystającymi z pyska kłami i rogami wyrastającymi zza uszu o fioletowych oczach. No proszę, widać hybryda smoka oraz wilka czy tylko mi się wydawało? Oczywiście nie mogę pominąć wspaniałego "dyplomaty", który był podobnych rozmiarów, co wadera. Kolejny rogacz, lecz tym razem bardziej rzuca się to w oczy. Futro miał ciemnego koloru, a ogon... No cóż, powiedzmy, że jak u kościotrupa, tylko nie wiem jakiego. Po tych jego oczach w kolorze czerwieni... Można poznać, jakoby dużo w życiu przeszedł. Jeśli chodzi o wilka, z którym to walczyłam... Był dość... Długi. Strzelam, iż to hybryda wilka i węża, chociaż mogę się mylić. Nie zapominając o waderze w kolorze bieli z sporawym porożem na głowie. Spojrzałam za siebie, aby sprawdzić czy Harkir nadal tam jest - i był w owym miejscu. Powracając do pytania samicy pół-smoka... Skinęłam głową, w miarę widocznie. Pozostali chyba również zgodzili się na warunek. Następnie przeszliśmy do wyjaśnień. Oczywiście musiałam zacząć od wytłumaczenia mojego ataku, ale on nie miał podstaw ani sensu, więc szybko ten temat został odpuszczony, jednak raczej szybko nie zostanie mi to odpuszczone - zwłaszcza przez jednego. Potem musiałam wypowiadać się na temat tego, co ja i mój "towarzysz", tam robiliśmy. To również nie trwało zbyt długo, gdyż trafiliśmy tam przez przypadek. Tak właściwie... Ja się wyspowiadałam, teraz kolej na nich.
- Ja się już za nas wytłumaczyłam. Nadszedł moment, abyście wy powiedzieli, co to za miejsce i oczywiście co tutaj robicie. Mogłabym to wiedzieć? - zadałam pytanie z kamienną miną na pysku.
Tak więc? Kto się teraz spowiada?
wtorek, 5 maja 2015
Historia Tiburona
No dobra zacznijmy od początku ,może być trochę obrzydliwie więc jeśli coś jedliście to....No dobra zaczynamy.
Jakieś trzy lata temu na świat przyszedł młody wilczek.Co ciekawe już po urodzeniu mógł się pochwalić kompletem ostrych zębów (oraz rybim ogonem). Zachwyty i ogólna radość nie trwały jednak długo, (tak właściwie to wcale ich nie było) jakieś pół godziny okazało się że wilczek nie przybył sam. Urodziło się kolejne szczenie. Martwe. Zupełnie bez życia a nawet lekko już się rozkładające. Rodzina szybko skojarzyła fakty (to jest szczeniak numer jeden: ostre zęby szczeniak numer dwa martwy). Wniosek nasuwał się sam...
Nie będę wam kadzić panie i panowie, już w pierwszym dniu życia zostałem oskarżony o morderstwo. Matka ponoć broniła mnie zaciekle upierając się przy tym że nie jestem niczemu winien. Niestety z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Medyk oczywiście upierał się przy durnej diagnozie ,że to niby osłabienie po porodzie. Dobre sobie! Ja wiedziałem swoje. Pamiętam to dobrze (nawet za dobrze jak na mój gust) każdej nocy gasła ,słabła coraz bardziej ,wiedziałem ,że umiera coś w mojej głowie podpowiadało ,że jej czas się kończy. Aż pewnego dnia wcale się nie obudziła. Była zimna jak góra lodowa a ja byłem przerażony. Potem do jaskini wpadli zaniepokojeni nieobecnością wilczycy sąsiedzi. Oczywiście sytuacja mówiła sama za siebie. Kolejna ofiara małego mordercy. Rodzina natychmiast się ode mnie odwróciła. Nikt, nawet rodzona siostra mojej matki ,nie chciał mnie przyjąć. Bali się? Może brzydzili? W każdym spojrzeniu dawało się odczytać słabo skrywany (albo i nawet nie skrywany) niesmak. W watasze nie działało nic na kształt sierocińca, alfa miał do wyboru dwie opcje:
a) zostawić bachora na pastwę losu
b) zmusić rodzinę do przyjęcia sieroty
Widoczne miał jakiś niewyjaśniony przypływ dobroci ponieważ zdecydował się na opcje drugą.
Tak więc rozpocząłem życie z niezmazywalną etykietką :młodociany kryminalista.
Pomijając to ,że byłem dość samotny żyło mi się całkiem nie źle. Ciotka ,początkowo wściekła na mnie za to że się urodziłem (tak też nie mam pojęcia czemu akurat na mnie ale kto kobiety zrozumie),po jakimś czasie mnie zaakceptowała.Nie miała dzieci ale ani myślała mówić do mnie ,,synu''.
Nie miałem zbyt wielu znajomych , większość odstraszał mój groteskowy wygląd.Coraz bardziej byłem rekinem ,coraz mniej wilkiem.Dużo czasu spędzałem w wodzie i pod nią.Często przynosiłem do domu wyłowione z dna skarby do domu.Jedynie wtedy ciotka była ze mnie zadowolona (widać lubiła błyskotki).
Potem poznałem wilczyce.Piękną jak marzenie.Przypłynęła z odległych krain na ogromnym Statku. W przeciwieństwie do większości wilków nie bała się oceanu, kochała go. I właśnie wtedy kiedy wszystko zaczęło układać się dobrze zdarzyła się katastrofa.Ciotka związała się z pewnym basiorem. Ohh jak ja go nienawidziłem (z wzajemnością z resztą)! Po paru miesiącach urodził im się bachorek.Śliczny i uroczy aż się rzygać chciało.
Zajął moje miejsce w domu.Kiedy pewnej nocy wstałem żeby mu się przyjrzeć ciotka się obudziła.Ożyły wspomnienia.Myślała że chciałem go udusić czy co (eh kobiety!). Tak oto kolejny raz wyzwany od morderców zostałem wygnany z domu.Jako nastoletni już Kryminalista nie mogłem nawet liczyć normalne życie.Kiedyś pewnie ciotka by mi wybaczyła ale wtedy nie widziałem żadnego innego wyjścia poza...ucieczką.
Wpakowałem się na statek i z zamieram odpłynięcia razem z ową cudną wilczycą ukryłem się w ładowni. Żył pomysł. Po dwóch dniach załoga odnalazła mnie i ...no w każdym razie nie skończyło się to dobrze i odrastające zęby się przydały.Cudowna wilczyca bała się mnie bronić, nie pisnęła nawet słowa.Chciałem z nią uciec ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć.A ja czekałem i namawiałem ją (ach miłość po cho..robe to komu potrzebne)Po dwóch tygodniach nie miałem już siły jej prosić, kiedy tylko nadarzyła się porwałem ją i wskoczyłem do wody.Nie spodobało jej się to.Mało mnie nie utopiła, krzyczała i gryzła (mam po tym piękną pamiątkę na szyi). Tak więc wypuściłem ją a ona wróciła na statek.
Udało mi się wydostać z tej mordowni ,nie chciałem zostawiać wilczycy na statku pełnym tych oprychów ale tak jakoś wyszło(naprawdę nie wiem co zrobiłem nie tak). Kiedy wreszcie po paru dniach pływania dotarłem do jakiegoś lądu przywitał nie tłum wilków.Ubzdurali sobie że jestem rybą i chcieli spróbować jak smakuje.I znów musiałem uciekać.Pomijając parę nieistotnych zdarzeń i kilka przygód...
No i właśnie w ten sposób trafiłem do Krainy Hybryd.
niedziela, 3 maja 2015
Od Kotonaru (CD Innej) - Dyplomata
sobota, 2 maja 2015
Postarzenie...odwołane
Od Innej (CD Miyuki) - Kompletny chaos...
- Czyli...tutaj mieszkasz? - zapytała Miyuki. - Ładnie tutaj.
- Jak chcesz to ty również możesz tutaj zostać - odpowiedziałam. - Ty również, Xinyuanie - samiec zwrócił na mnie swoje czerwone ślepia.
Miyuki wyglądała na zachwyconą. Mój drugi rozmówca jednak dłużej się zastanowił, aż w końcu odpowiedział, że może zostanie tu na jakiś czas, a później "się zobaczy". Mimo wszystko byłam jednak szczęśliwa. W końcu nie będę musiała sypiać na drzewach. Znowu będę mieć jakiekolwiek dusze do towarzystwa. Nie będę musiała sama polować...
A mimo wszystko wyczuwałam jedną, denerwującą skazę w tym diamencie. Tak, chodzi o Kotonaru. Po cholerę robił mi fałszywą nadzieję? I czemu ja cały czas o nim myślę?! To przez to tajemnicze zachowanie. Jakaś część mnie dalej czuje niedosyt, chce się dowiedzieć czemu tak mnie "zbył", dlaczego nie chciał ze mną wcześniej porozmawiać...
Dlaczego unikał mojego wzroku...
NIE! Dosyć! Przestań, pieprzony mózgu! Poszedł sobie, nie wróci, jego sprawy nie są moimi i basta! Teraz trzeba zająć się Xin'em i Yuki.
- Może chcecie sobie znaleźć jakiś dom? - zaproponowałam.
- Któryś z tych? - spytała Yuki, chyba dalej nie dowierzając.
- Pewnie! Wszystkie są wolne oprócz tego tam, tuż przy najniższym konarze - kiwnęłam łbem w tamtą stronę. Wadera pokiwała łbem na znak, że zrozumiała i pobiegła przed siebie. Xinyuan po naprawdę krótkim namyśle poszedł za nią.
Odetchnęłam z ulgą. Ruszyłam z powrotem w stronę Strażnicy. Nie wiem dlaczego. Po prostu...Może Naru jednak wrócił? Nie, to niedorzeczne. Jest już wieczór, wszyscy już powinni zabierać się do snu. Chyba nawet pogoda chciała mnie przekonać do pozostania w przystani, bo przez niebo przetoczył się grzmot. A tam, parę kropel, pomyślałam. Jednak zaraz na moją głowę spadła struga wody, jak z ukropu. Ulewa od razu zalała Przystań i nawet wielkie liście tutejszych gigantycznych drzew w niczym nie pomogły. Zaklęłam pod nosem i schowałam się do najbliższego domku. Nie przeszło do zmroku, więc stwierdziłam, że równie dobrze mogę tu zostać na noc.
Wstałam niezbyt wcześnie. Chyba za bardzo mnie poprzedni dzień zmęczył. Przeciągnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Od razu wyczułam, że coś mnie obserwuje. Obejrzałam się na boki i...kto by pomyślał na kogo natrafiłam. Dwa metry dalej stał Kotonaru. Wyglądał na dość...przybitego.
Nie powstrzymało mnie to przed zrobieniem mu wywodu.
- Co ty tu jeszcze robisz?! - warknęłam.
- Ja chciałem...
- CO CHCIAŁEŚ? Zostawiłeś mnie na lodzie, przy dwóch obcych hybrydach, z czego jedna bez większego problemu rozerwałaby mnie na strzępy gdybym nie znała chińskiego! - podeszłam do niego wyraźnie wściekła. - Co chwila stroisz humory jak naburmuszona baletnica i odchodzisz sobie, po czym wracasz licząc na przyjęcie godne syna marnotrawnego! O co, cholera jasna, chodzi?!
Naru przez chwilę w spokoju przetrawił mój wybuch i chciał coś odpowiedzieć, jednak przerwał mu jakiś hałas z góry. Obejrzeliśmy się tam równocześnie. Coś się działo przed moim domkiem.
- Dokończymy tą rozmowę później - warknęłam i pobiegłam do schodków. Samiec poszedł za mną.
Gdy dotarłam na górę zobaczyłam taką oto scenę: w wejściu do mojego domu stałą jakaś zielona, koścista hybryda, druga - będąca połączeniem wilka ze smokiem, ale zachodnim (czyli nie tak jak ja) - stała w pozycji do ataku warcząc na stojącego najbliżej mnie Xinyuana. Ostatni z wymienionych syczał ostrzegawczo wystawiając co chwila swój rozdwojony język, taksując samicę morderczym wzrokiem. Za Xin'em stała zaskoczona Miyuki.
- Co tu się stało?! - wrzasnęłam nadal nakręcona po spotkaniu Naru.
Wszyscy od razu zwrócili się w moją stronę.
- Ta żmija zzzaatakowała Miyuki - wycedził Xinyuan.
Dobra, takiej opiekuńczości się po nim nie spodziewałam. Widać było, że mała wadera bardzo zaciekawiła samca (w tym zdrowym tego słowa znaczeniu). Nie odstępował jej kroku. Kto by pomyślał?
- I kogo ty tu nazywasz żmiją? - warknęła nieznajoma.
- Spokojnie! - wtrąciła się Yuki. - Xin, ona to zrobiła nieuważnie, pewnie myślała, że jestem niebezpieczna...
- Ale ssskoczyła na ciebie!
- CISZA! - urwałam. Z mojego pyska buchnął płomień. Bez strachu podeszłam blisko do nieznanej wadery. - Kim jesteście?
Slave? Harkir? Miyuki? Z tobą Naru mam do pogadania po tym wszystkim -,-