Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chappie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chappie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 grudnia 2015

Od Chappiego i Fery (CD Ronana i Seanit) - Złe złego początki...

        Chappie fuknął oburzony i podleciał unosząc się w powietrzu na wysokości podrapanego pyska szarego basiora.
  - Chappie ją zna - odpowiedział wymijająco.
  - To niech sobie ją ten cały Chappie zna! - warknął zniecierpliwiony Ronan. - Pytam czy TY ją znasz?!
  - No przecież Chappie mówi, że ją zna! - zezłościł się Głosmok. - Fera to przyjaciółka Chappie'go.
  Ronan już zdecydował się nie kwestionować kwestii przyjaźni ze Strzygą. Znał ją krótko - wyjątkowo krótko - ale był już zdolny stwierdzić, że takie osobistości jak Fera Rosa przyjaciół nie mają.
  - Przestań juz z tym Chappie'm, bo jak ci... - zaczął, ale Seanit go powstrzymała:
  - Mój ty myślący inaczej braciszku! Nie wpadłeś może, że Chappie to ten mały gargulec przed tobą? - powiedziała tonem przedszkolanki, jakby wyjaśniała bliźniakowi, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona.
  - Co to gargulec? - zapytał smoczek, ale jego pytanie zostało całkowicie zignorowane.
  - Gdzie jest Fera? - upierał się twardo basior.
  - Chappie nie powie.
  - A dlaczego nie powie?
  - Bo Fera chce mieć ,,święty pokój". Tylko w takim razie Chappie nie wie dlaczego wybrała sobie norę w ziemi zamiast na drzewie. Tam przecież nieba bliżej...
  - A nie ,,święty spokój"? - rzuciła z uśmieszkiem Sea, ale jej uwaga również została zignorowana.
  - Mów gdzie ona jest! - warknął Ronan.
  - A spróbuj Chappie'go zmusić! - samczyk pokazał mu język i w ostatniej chwili podleciał wyżej unikając szponów Kruka.
  - Hej, spokojnie! Nie widzisz, że salamandra wygrała? - wtrąciła się nagle siostra Lynch.
  - Że co... - zaczął Ronan, ale Seanit perorowała dalej:
  - Oddaj mu tą wstążkę, Ronan, przecież widzisz jak bardzo chce ją oddać Ferze. Niech ją jej zaniesie i z głowy, a my sobie pójdziemy w Bóg wie jakim kierunku... - mrugnęła do brata uśmiechając się złośliwie, po czym zabrała mu wstążkę i rzuciła ją do unoszącego się niewiele nad nimi Głosmoka.
  Całe szczęście (chociaż to zależy dla kogo) Chappie do rozgarniętych nie należy. Złapał przynętę w postaci wstążki i, wierząc Lynch'om, że naprawdę sobie pójdą, popędził jak strzała między pagórkowate domki. Jak się można było spodziewać, chciał właśnie oddać Strzydze jej wstążkę. A teraz dwa krukowate wilki mogły ruszyć jego śladem.

~*~*~*~

        Fera tymczasem wylegiwała się w jedynej plamie światła jaka wpadała w południe do jej jaskini. Zamruczała zadowolona. Rany zagoiły się już zupełnie, a jej futro po porannej kąpieli ponownie lśniło bielą. Spięła z powrotem grzywę i tradycyjnie zawinęła na łapach swoje owijki, które poprzednio wyprała. Tak, ona coś WYPRAŁA. I miała nadzieję nigdy, przenigdy się do tego ponownie nie zniżać. Powód był prosty: na owijkach pozostała czarna krew tego zaskrońca, z którym Fera póki co nie chciała mieć nic wspólnego.
  Znudzona doczołgała się do wyjścia po czym wszelkimi siłami woli zmusiła się do powstania. Znalazła sobie już dom. Teraz trzeba się rozeznać w terenie...Dobrze byłoby poznać innych mieszkańców. Do tej pory zdołała się ,,przywitać" jedynie z Chappie'm i Inną. Inna była Alfą, więc logiczne, że musiała się jej przedstawić. Chappie natomiast jest najwyraźniej skończonym idiotą, skoro pakuje się Strzydze pod nos. Może warto najpierw Smoczycę popytać? Skoro tu rządzi, to musi znać wszystkich...
  - FERA!
  Strzyga obejrzała się w prawo zaskoczona. Chappie w ułamek sekundy później wyhamował tuż przed jej nosem.
  - Chappie złapał złodzieja! - wypalił dumnie stworek.
  - Chappie co zrobił? - zdziwiła się wadera.
  - Złodzieja złapał! - powtórzył dumnie smoczek. - Złodziej chciał zabrać wstążkę!
  Fera dopiero teraz spojrzała co Głosmok miał w łapkach. Czerwony, ubabrany w zaschłej czarnej i karmazynowej krwi fragment wstążki. JEJ wstążki.
  - Cholera jasna... - zaklęła. - Od kogo...
  Odpowiedź pojawiła się sama. Zza rogu wypadły dwa bliźniacze wilki. Oba z kruczymi szponami. Fera zmrużyła oczy i bezwiednie odsłoniła lekko kły w bezsilnej wściekłości. Po chwili jednak wykrzywiła pysk w złośliwym grymasie. Chciał ją znaleźć? No to proszę! Doczekał się! Zobaczymy co z tego wyniknie...
  Gdy Ronan i Seanit zbliżyli się, Chappie dał nura pod łapy Fery, jakby liczył, że Strzyga go przed nimi uchroni. Waderze natomiast rzuciły się w oczy płytkie szramy na pysku i całym ciele niebieskookiego. Mimowolnie uśmiechnęła się jeszcze podlej, mając już przed oczami rekonstrukcję wydarzeń.
  - Chappie odzyskał wstążkę! - powiedział Głosmok tonem dumnego przedszkolaka, kierując to do Ronana i pokazał mu język. Spojrzał na Ferę: - Chappie chciał dobrze...
  - Tak, Chappie - odpowiedziała, równocześnie myśląc zupełnie co innego i klepiąc go po łebku pazurzastą łapą. - Jesteś naprawdę dzielnym, kochanym... - Skończonym idiotą, dokończyła w myślach panując nad ochotą zaciśnięcia łapy i zmiażdżenia mu czaszki. - ...przyjacielem. A teraz idź podręczyć kogoś innego.
  Chappie zadowolony zerwał się do lotu i po sekundzie już zniknął między domkami. Fera podeszła do Ronana i okrążyła go teatralnie mierząc wzrokiem. Basior stał w miejscu, obserwując ją kątem oka.
  - Pomyśleć tylko, że byłeś gotów wygrać ze mną pojedynek, a takie małe niewiadomoco tak cię urządziło? - pochwyciła złośliwy grymas stojącej dwa metry dalej Seanit i choć jej również sympatią nie darzyła to w tej chwili skrzydlata wadera zyskała u niej punkt.
  - To może następnym razem sama przychodź po swoją własność zamiast nasyłać na mnie swoich ,,przyjaciół" - zripostował basior ostatnie słowo wycedzając przez zęby.
  Fera, stojąc ,,głową do ogona", bok w bok do niego (prowokacyjnie się o Kruka niemal ocierając), pochwyciła wzrokiem już mniej widoczną ranę na karku basiora, pozostawioną przez jej kły. Uśmiechnęła się złośliwie.
  - Dalej boli? - powiedziała przesłodzonym szeptem i machnęła mu kitą tuż przed nosem.
  Ronan nie reagował. Fera była tym nieco zawiedziona. Wskoczyła na dach swojego w połowie wkopanego w ziemię domku, by patrzeć na rodzeństwo z góry. Tam położyła się kładąc jedną łapę na drugą, co jakiś czas zamiatając długim ogonem.
  - I co? Nie będzie powtórki z rozrywki? - prowokował ją basior. - Myślałem, że chętnie mnie wgnieciesz w ziemię, Różyczko.
  -Cóż, Ronusiu - zaczęła odgryzając się równie pięknym przezwiskiem. - Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym się ciebie pozbyć. Ale tu mamy pewien mankament. Mianowicie ziemia, którą swoją obecnością skalasz, nie jest niczyja. Należy do dość oryginalnej watahy, złożonej z takich jak ja, ty i twoja siostra. A że już sobie tu milutkie miejsce zagrzałam wolałabym nie podpadać Alfie. Jednak...Gdybyś to ty mnie zaatakował, ja mogę się bezkarnie bronić.
  Posłała Ronanowi paskudny uśmiech. Wiedziała, że basior w życiu nie zaatakuje pierwszy. Ona sama rzadko się takiej taktyki stosuje, a przecież Kruk jest jej lustrzanym odbiciem. Na dodatek pozostała kwestia niewystarczających wiadomości. Lynch już wie, że jest tutaj wataha. Domyślił się też, że Chappie prawdopodobnie także do niej należy i stado zapewne składa się z hybryd, ale nie może zakładać, że wszyscy są tacy ,,milusińscy" jak Głosmok.W razie pojedynku, wataha tak czy siak weźmie stronę Fery.
  Dalej cwaniaczku, pomyślała. Chciałeś spotkania to masz...
  - A w ogóle to po co podpuściłeś Chappie'go żeby was od mnie zaprowadził? - rzuciła, by przerwać narastającą ciszę. - Tak się stęskniłeś? Czy może nauczka nie była zbyt wystarczająca?

Ronan? Masz to opo, a teraz obiecane ploteczki x3

czwartek, 8 października 2015

Od Chappie'go - Złodziej!

        Chappie mknął jak wicher niskim lotem między drzewami. Skrzydło przez noc zagoiło się świetnie. Głosmokowi nawet dzień bez latania sprawiał wiele przykrości. Teraz święcie przekonany, że przez noc ubyło mu zdolności lotniczych leciał jak wariat próbując najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych akrobacji. Oczywiście latał po najbardziej poplątanych trasach. Przeciskał się bez zwalniania między pnączami, gałęziami i pniami. Można śmiało uznać, że wypadek z poprzedniego dnia niczego go nie nauczył, bo to szczera prawda. Chappie nigdy nie przejmował się swoim zdrowiem. Nawet jeśli złamie skrzydło, to poboli, poboli i zrośnie się, jak zwykle. A potem znowu będzie świrował w powietrzu, znowu pewnie coś złamie i tak dalej błędnym kołem.
  Głosmok miał wyjątkowo dobry humor. Znalazł sobie nowego przyjaciela. Fera wydawała mu się co prawda nieco dziwna, ale i tak ją polubił. On lubił każdego. To przecież Chappie. Nie wmówisz mu, że wąż szczerzy kły w ostrzeżeniu - on uzna to za uśmiech. Nawet gdy ten go dziabnie, samczyk po kilku dniach focha znowu poleciałby się z nim przywitać.
  A Fera gdyby chciała mogłaby schrupać go jednym kłapnięciem szczęk. Głosmok zdawał sobie z tego sprawę, ale mało go to obchodziło. Skoro nie zrobiła tego teraz to po co miałaby to robić później? Teraz Fera była jego przyjaciółką. A przyjaciół nie traktuje się jak jadowite węże.
  Chappie niewiele myśląc nad tym co robi wykonywał beczki, śruby, korkociągi, zawracał, ostro skręcał łamiąc przy tym samym podmuchem powietrza słabsze gałązki.Nagle do jego uszu dotarł dźwięk rozmowy. Zahamował gwałtownie tuż przed wyrośniętym świerkiem, strasząc jakąś wiewiórkę i wisiał w powietrzu machając wolno skrzydłami. Wsłuchiwał się w odgłosy lasu, szukając czegoś, co do niego nie pasowało. Szum liści, stękanie pni i konarów, piszczenie wiewiórek, skamlenie jakiegoś lisa niedaleko, świergot ptaków...i głosy! Tak! Dwa głosy! Jeden jakiejś wadery, drugi basiora. I ani jednego, drugiej samczyk nie poznawał.
  Usiadł bezgłośnie na gałęzi i patrzył na udeptany gościniec. Minutę później pojawiły się na niej dwie identyczne hybrydy. Teraz już nie rozmawiali, ale Chappie był pewien, że głosy należały do nich. Byli identyczni. Różnili się tylko tym, że wadera miała skrzydła. Ptakowilki!, pomyślał zafascynowany jaszczur zauważając, że przednie łapy obu hybryd zastępowały ptasie szpony.
  I już miał zlecieć na dół by się przywitać, gdy nagle jego czujne oko wychwyciło jeden odstający od szarego futra szczegół...
  Czerwoną wstążkę.
  Chappie dokładnie pamiętał ten kolor. Jako Głosmok w genach zapisaną miał fotogeniczną pamięć. Fera przecież miała identyczne wstążki na łapach, ogonie i we włosach. Bez większego zastanowienia, szybko połączył fakty w nie spójną i dziurawą całość -Fera została okradziona!
  Smoczek nie wytrzymał i z rykiem wściekłości rzucił się w dół. Szary basior zwrócił się w jego stronę. Ale atak nastąpił za szybko, nawet jak dla niego. Chappie w furii okrążał go z taką szybkością, że lewały się na nim barwy, równocześnie gryząc i drapiąc. Zaskoczona hybryda próbowała się bronić. Nawet jego ruchy w przy prędkości z jaką poruszał się Głosmok wydawały się niezgrabne.
  - Co jest?! - krzyknął zaskoczony.
  - Oddawaj wstążkę! - wrzeszczał Chappie.
  - Że co?! - wrzeszczał basior.
  - Ukradłeś ją przyjaciółce Chappiego!
  - O czym ty mówisz?!
  - ODDAWAJ JĄ!
  Stojąca z boku wadera w pierwszym odruchu chciała skoczyć na pomoc bratu...Jednak słysząc tę niedorzeczną dyskusję została na swoim miejscu i zaczęła się śmiać z poczynań basiora. Oto waleczny Lynch, który wczoraj niemal załatwił Strzygę dziś nie może poradzić sobie z napastnikiem wielkości lisa. Cóż za interesujący zbieg okoliczności...

Ronan? Seanit? Chappie to taki milutki stworek ^^

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Chappiego (CD Visphoty) - Stary niedźwiedź mocno śpi...

        Chappie z rozbawieniem patrzył jak Visphota zwinęła się w kłebek i zasnęła, bez żadnego ,,ostrzeżenia". Tiburon jednak nie podzielał jego humoru. Nachylił się nad waderą i wydarł:
  - Visphooota!
  Ale ta ani drgnęła.
  Rybo-wilk parsknął ironicznie. Głosmok natomiast ostrożnie podszedł do Visty i zaczął bawić się końcówką jej ogona.
  - Pięknie! Po prostu cudnie! - prychnął Tibu chodząc w te i z powrotem. - Najpierw trzy godziny sterczenia pod tym pochrzanionym wodospadem, a teraz kolejne trzy czekania, aż nasza KSIĘŻNICZKA się obudzi!
  Słowo ,,księżniczka" wyraźnie zaakcentował w razie gdyby Visphota tylko udawała sen. To na pewno postawiłoby ją na nogi. Ale wadera najwyraźniej rzeczywiście usnęła. Chappie zachichotał gdy końcówka jej ogona pacnęła go w nos.
  - Chappie, to nie jest śmieszne! - warknął Tiburon.
  - A właśnie, że jest - Głosmok położył się na grzbiecie i zaczął odbijać tylnymi łapami ogon wadery.
  - NIE JEST. A teraz pomóż mi ją obudzić...
  Chappie momentalnie zerwał się na nogi. Zagrodził Tiburonowi drogę.
  - Nie - powiedział dobitnie smokopodobny.
  - Weź przestań, musimy iść do domu.
  - Ale Vista chce spać! Jest zmęczona.
  - Bo przez TRZY bite godziny skakała z wodospadu. Nie nudzi ci się to?
  - Nie. Ale Vista jest zmęczona.
  - To sobie odpocznie i wróci do Przystani.
  - A jak się zgubi? Chappie nie chce by się zgubiła!
  - To nie dziecko, Chappie - basior przewrócił oczami. Chciał przesunąć głosmoka, ale dalej obawiał się o jego skrzydło, toteż nie dotknął malca.
  - Nie, Vista to nie dziecko, ale Vista to przyjaciółka Chappiego! - upierał się jaszczurowaty. - A Chappie już nigdy nie zostawi żadnego swojego przyjaciela samego!
  Tiburon westchnął wniebogłosy i spojrzał błagalnie w chmury. Chappie zadowolony z wygranej wskoczył na grzbiet śpiącej wadery i zaczął kręcić się wokół własnej osi, cały czas nucąc:
  - Stary niedźwiedź mocno śpi, stary niedźwiedź mocno śpi!
  Chappie się go boi, więc na palcach chodzi,
  Jak się zbudzi to Chappiego zje!
  Jak się zbudzi to Chappiego zje!
 

Tibu? XD Poradzisz sobie? Chyba, że Vista wstanie wcześniej...

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Od Chappiego (CD Tiburona) - Popsute skrzydło

        Ciszę leśną przerwał dziwaczny świst. Mały, szaro-pomarańczowy kształt przeszył powietrze opadając w dół wzdłuż zakrzywienia terenu. Chappie był w siódmym niebie. Dawno nie miał okazji osiągać tak niesamowitych prędkości, gdyż leciał jedynie nad suchymi, płaskimi terenami. Tutaj natomiast podmokły po ostatnich deszczach teren parował unosząc w powietrze ciepłe, wilgotne prądy, samą ziemię jednak zostawiają suchą. Mała hybryda niemal zaraz po przebyciu gór wpadła do niego z radością dając się ponieść powietrzu. Śmigał więc w dół ze skrzydłami złożonymi połowicznie, aby móc w razie czego szybkimi ruchami kontrolować lot. Ktoś patrzący z boku zapewne od razu stwierdziłby, że małemu smokopodobnemu życie niemiłe. O ile zauważyłby coś więcej poza pomarańczowo szarą smugą.
  Stok zbliżał się ku końcowi. Chappie dostrzegał już niebezpiecznie zbliżające się pnie sosen. Zaczął powoli rozkładać skrzydła. W ostatniej chwili Rozłożył je całkowicie, unosząc się nieco, nadal jednak pozostając jakiś metr nad ziemią. Zdecydował się na lot między drzewami. Mimo ogromnej prędkości z łatwością manewrował omijając gałęzie. Z rozkoszy aż zmrużył oczy. Jego błąd. Nie zauważył jak wleciał na ścieżkę. Logiczne więc, że nie zauważył także dwóch idących z przeciwnej strony wilków. Pechem basior stał na trasie małej hybrydy.
  Trudno to opisać. Po prostu Chappie leciał, a moment później leżał na ziemi z bolącym, oklapniętym skrzydłem. Z jękiem podniósł się na łapy. Spróbował złożyć skrzydła, jednak jedno zupełnie nie chciało go słuchać i pozostało oklapnięte na ziemi. Stojąca obok jaskrawo ubarwiona wadera gapiła się nań z otwartym pyszczkiem, zaskoczona całą sytuacją. Po chwili jednak otrząsnęła się i zaczęła potrząsać zemdlałym od impetu uderzenia basiorem:
  - Tibu? Wstawaj! I coś ty narobił?! - tu zwróciła się już do małej hybrydy.
  Głosmok w końcu zauważył leżącą obok hybrydę wilka i rekina.
  - Chappie przeprasza! - wyskamlał, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. - Chappie nie chciał!
  - Głupi jesteś czy jak?! 
  Samiec nagle zapomniał o swoim przewinieniu i wyprostował się mierząc waderę rozzłoszczonym spojrzeniem.
  - Chappie nie jest głupi! - tupnął nogą. - To był przypadek. Chappie nie chciał!
  - Ale wyglądało jakby chciał.
  I wtedy rybo-basior stęknął i pomasował się po głowie.

[Tu mniej więcej mieści się opo Tibu ^^]

  Rybo-wilk spojrzał na Chappiego i schylił łeb, żeby mały nie musiał zadzierać głowy.
  - Chappie, chcesz może iść ze mną i tą tutaj - wadera prychnęła na to określenie - do naszej alfy? Na pewno pozwoli ci u nas zostać aż ci skrzydło wydobrzeje.
  Głosmok pokiwał łbem tak skwapliwie, że aż go szyja zabolała. Wskoczył na grzbiet nieco zdziwionego basiora. Co prawda nie było potrzeby naprawiać mu skrzydła, regeneracja sobie z tym bez problemu poradzi, jednak polubił tego rybo-wilka i chciał się z nim zaprzyjaźnić. Wilki spojrzały po sobie, ale po chwili basior ,,wzruszył ramionami" i ruszyli spokojnym krokiem do swojej alfy. Przez drogę co jakiś czas zagadywał rozglądającego się ciekawie Chappiego:
  - A więc wspominałeś coś, że skrzydło zaraz przestanie cię boleć...
  - Tak, tak! Bo Chappie jest Głosmo...Głoso...- hybryda zacisnęła powieki, jakby miało to jakoś pomóc i w końcu wydukała dokładnie: - Gło-smo-kiem.
  - Aha - odparł basior, choć w rzeczywistości ta nazwa nic mu nie mówiła. - Właśnie, nie przedstawiliśmy się tobie. Ja jestem Tiburon. Możesz mi mówić Tibu - dodał od razu, widząc jak Chappie porusza bezgłośnie pyskiem, by powtórzyć.
  - A ja jestem Pyārē Sapanā Śānadāra Sundara Rājakumārī ādarśa - powiedziała złośliwie wadera i z satysfakcją patrzyła jak mały smokopodobny męczy się z wymową.
  - Ale mów jej Vista - dorzucił Tiburon, by zakończyć mielenie mózgu Chappiego na papkę.
  W końcu po jakichś piętnastu minutach słownych potyczek dotarli do wspaniałej wioski, dającej wrażenie, jakoby wyrosła na pniach gigantycznych drzew. Głosmok otworzył pysk w niemym podziwie. Natomiast Tibu i Vista dotarli do spiralnych schodów i zaczęli wspinać się do domku ich alfy. Gdy weszli już na górę Chappie zeskoczył z grzbietu Tiburona i zaczął dreptać po zwieszonej wysoko nad ziemią ,,werandzie", cały czas wlokąc za sobą bezwładne skrzydło. Wilki zaczęły się zastanawiać czy go to czasem nie boli, ale skoro się nie skarży to chyba nie. Chyba...
  - Inna! - zawołał Tibu. - Mamy sprawę!
  Po chwili do uszu Chappiego dotarło potężne ziewnięcie. Jednak nie zwrócił na to większej uwagi, dopóki nie przykrył go jakiś duży cień. Skulił się i obejrzał do tyłu. Widząc jednak jedynie długie łapy, musiał podnieść wzrok do góry. Stała nad nim wysoka, zielono żółta wadera, o fiołkowych oczach i lekko wystających kłach.
  - Dzień dobry? - powiedział niepewnie Głosmok nie mogąc się nadziwić wielkością alfy.
  - Nawet bardzo dobry - odpowiedziała z uśmiechem. - Gdyby nie pewien nocny demon, który nie dał mi spać, ale mniejsza o to.
  Tiburon zamrugał parę razy, ale powstrzymał się, i nie zapytał o szczegóły.
  - Mamy pewien kłopot - powiedział zamiast tego. - To Chappie, nasz nowy przyjaciel, który postanowił wlecieć we mnie podczas przechadzki...
  - Chappie nie chciał! - wtrącił się smokopodobny, ale Tibu nie przerwał:
  - I przy okazji zepsuł sobie skrzydło, za co naprawdę go przepraszam. Tylko, że nie chce żadnej pomocy, bo twierdzi, że jest... - wilk urwał próbując sobie przypomnieć tą dziwną nazwę. Mała hybryda postanowiła pospieszyć mu z pomocą.
  - Chappie jest głoso...głom...Grrr! Głupi Chappie! Głupi! - samczyk zaczął okładać się łapką po łepetynie rozzłoszczony własną dysleksją.
  Zaskoczona alfa chwyciła go delikatnie za pazurzastą łapę, gdyż wystraszyła się, że mały zrobi sobie krzywdę.
  - Spokojnie, Chappie! - powiedziała spokojnie i pogłaskała go po łebku. - Wcale nie jesteś głupi.
  - I jak? - wtrąciła się Vista. - Wiesz CZYM on jest?
  - Pewnie - wadera uśmiechnęła się. - Chappie miał chyba na myśli, że jest Baka, prawda?
  - Nie! - oburzył się malec. - Chappie jest Głosmokiem! Baka to brzydka nazwa!
  - Wybacz, to z przyzwyczajenia - przeprosiła alfa, a widząc pytające spojrzenia pozostałych wilków pospieszyła z wyjaśnieniami: - Głosmoki to mieszanki smoków i różnych jaszczurek, a nawet chyba salamandry. Pełnią rolę gołębi pocztowych, ponieważ są szybsze, cichsze i bezbłędnie powtarzają każdą informację. Nie są jednak zbyt inteligentne, więc popularnie nazywa się je ,,baka".
  - A to znaczy? - dopytywała się Vista.
  - Lepiej nie będę tego tłumaczyć, bo nie chcę nikogo obrażać - wadera znacząco kiwnęła głową w stronę Chappiego. Całe szczęście maluch nie zrozumiał, co miała przez to na myśli. - Chappie, zgubiłeś się?
  - Nie - smokopodobny był lekko oburzony takim pytaniem. - Chappie się nie zgubił. Chappie to wolny Głosmok.
  - Czyli, że nie jesteś z żadnej hodowli? - alfa wydawała się zaskoczona aktem buntu. Głosmoki nie miały w zwyczaju uciekać. Były na to zbyt...głupie.
  - Chappiego nie chcieli. Tak przynajmniej powiedziała Chappiemu mamusia... - urwał i pociągnął nosem.
  - Mamusia? - alfa zaczęła układać wszystko w logiczną całość. - No tak, chyba już rozumiem.
  - A co tym skrzydłem? - zapytał Tiburon, dalej czując wyrzuty sumienia.
  - O to się nie martwcie. Głosmoki umieją się regenerować i to całkiem sprawnie. Jutro kości powinny się zrosnąć - wyjaśniła samica. - A teraz pozwólcie, że odeśpię sobie ostatnią noc.
  Trzy hybrydy zostały więc same przed domkiem alfy.


Tiburon? Vista? Wybaczcie, że tak bez ładu i składu. I zapomnijmy, że według toku opowiadań do tej pory Innej nie poznaliście, oki? ;P

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Historia Chappiego

        Aby z miejsca zażegnać parę wątpliwości pozwólcie, że na początku wyjaśnię, czym właściwie są Głosmoki (popularniej nazywane ,,Baka").
  Początki tego dziwnego gatunku nie są nigdzie dokładnie opisane. Jest w nich pełno niejasności. Otóż wszystko zaczyna się dawno, dawno temu podczas legendarnej już Wojny Stuletniej. Posłańcy walczących watah co dzień ryzykowali życie przenosząc wiadomości między obozami. Nie rzadko ginęli lub ponosili ciężkie, trwale okaleczające rany. Toteż alfa jednej z takich watah zaczął szukać innego sposobu na komunikowanie się. Początkowo wysyłali gołębie, jednak wrogowie przechwytywali je z łatwością za pomocą myszołowów i innych drapieżnych władców przestworzy. Wtedy zaczęli szkolić jastrzębie. I te niestety były zbyt wolne i łatwe do schwytania. Potrzebowali czegoś szybkiego, silnego i wytrzymałego. Szczęściem do watahy zawitał jakiś tajemniczy kupiec. Zaoferował Alfie kupno jaj smoka karłowatego. Władca z ochotą wydał na nie majątek i rozkazał dopilnować, aby wszystkie po wykluciu posłać na trening kurierski. Rozwiązanie było genialne. Smoki świetnie radziły sobie z omijaniem zastawianych przez wrogów pułapek. Hodowcy zaczęli je krzyżować na różne sposoby. Otrzymali małe, szybkie jak błyskawica latające gady, posiadające na dodatek zdolność regeneracji i...mówienia! Tak! W połączeniu z ich fotogeniczną pamięcią byli to posłańcy doskonali. Głosmoki potrafiły powtórzyć adresatowi otrzymaną wiadomość bez zająknięcia, a nawet perfekcyjnie imitując głos nadawcy. Były jednak dosyć...głupie. Inaczej tego nazwać nie można. Nie miały własnego zdania, nie umiały układać własnych słów, a jedynie powtarzać te, które im kazano. Stąd też po wielu latach od zakończenia wojny, gdy wilki zapomniały jak wielką rolę pełniły, Głosmoki zyskały nazwę ,,Baka". Z języka japońskiego jest to synonim debila, idioty i innych, nieprzyjemnych dla ucha określeń.
  Tak docieramy do tej właściwej historii.
  Pewnego dnia, w pewnej watasze, w której rozwinęła się hodowla Głosmoków, z wiosennego miotu wykluł się ot, zwykły szarawo-pomarańczowy samczyk. Zaraz po zakończeniu (krótkiego) szkolenia zastąpiono nim jakiegoś starszego osobnika. Dzieciak otrzymał jakże piękne imię ,,Numer 22"i pilnie zajął się służbą. Dwadzieścia Dwa był wyjątkowym pechowcem. Co chwila trafiał na urlop z odgryzioną łapą, połową skrzydła, czy połamanym ogonem. Gdyby nie regeneracja pewnie dawno byłoby po nim. Hodowcy zawsze z niedowierzaniem kręcili głową gdy samczyk niemal rutynowo musiał odbyć parodniowe samoleczenie. Paru nawet zapałało do niego sympatią. Jednak po którymś razie naczelny hodowli uznał, że Dwadzieścia Dwa jest jakąś ,,wadliwą sztuką" i nie nadaje się do pełnienia służby. Toteż rannego, półżywego Głosmoka porzucono w środku lasu na pastwę dzikich zwierząt. Nie przewidzieli jednej rzeczy: Numer 22 znalazła wadera imieniem Yo-landi. Należała do swego rodzaju ,,grupy przestępczej" razem z dwoma innymi basiorami. Zauroczona małym stworzonkiem zabrała je do ich kryjówki. Wybłagała od kompanów, aby pozwolili jej go zatrzymać. Zgodzili się. Szef szajki widział w tym jednak własny zysk. Miał jedyną okazję, by wytresować własnego Głosmoka. Maluch mógł zdobywać dla niego przydatne informacje bez żadnych podejrzeń. A więc Dwadzieścia Dwa został u nich. Oczywiście tak nie był już nazywany.
  Gdy się ocknął Yo-landi dała mu na imię Chappie.
  Od tamtej pory wadera uczyła go jak małe dziecko. Chappie stał się pierwszym Głosmokiem o własnej świadomości, a nie bezmyślnym zwierzęciem. Wychowywała go jak małe dziecko. Gdy już nabrał zaufania do swojej nowej rodziny, dowódca bandy wprowadził w życie swoje plany. Chappie nieświadomie stał się narzędziem w wielu przestępstwach. Jednak gdy dostał bezpośredni rozkaz, by okraść wilka zajmującego się złotnictwem - sprzeciwił się. Szef oniemiał. Po raz pierwszy usłyszał od Głosmoka "Nie". A dłaczego?
  - Mamusia mówiła Chappiemu, że to złe - usprawiedliwił się samczyk.
  Tym sposobem nieumyślnie ściągnął na Yo-landi poważne problemy. Szef wściekł się nie na żarty. Do tej pory tolerował niańczenie Chappiego wbrew jego ,,przeznaczeniu", ale ta mała kropla przepełniła czarę. Doszło do ostrej sprzeczki. Chappie nie rozumiał co się dzieje. Siedział cicho, przerażony...
  Dopóki Szef nie uderzył Yo-landi.
  Głosmokowi nie mieściło się w głowie, by KTOKOLWIEK krzywdził jego mamusię. Rzucił się na zaskoczonego Szefa. Owszem, był od niego mniejszy i słabszy. Jednak basior sam przecież wpajał mu jak się skutecznie bronić i kontratakować. Ale to było za mało. Chappie w końcu uderzył w ścianę jak szmaciana lalka, a wilk wpadłszy w bojowy szał wyżył się, nie na nim, lecz na Yo-landi. Wadera nie miała z nim żadnych szans. Krzyknęła tylko do Chappiego, aby uciekał i zginęła w nierównej walce. Instynkt zmusił samczyka do ucieczki.
  Później, przez długi czas (do dzisiaj praktycznie) wypominał sobie, że zawiódł mamusię, że dał ją skrzywdzić. Obiecał sobie, że już nigdy nie da innym zrobić krzywdę jego przyjaciołom. Z tym żelaznym postanowieniem dotarł tutaj.

,,Lepiej bez celu iść naprzód niż bez celu stać w miejscu, a z pewnością o niebo lepiej, niż bez celu się cofać"

Imię: Chappie (wiem, że może brzmieć głupio, ale jego prawdziwe ,,imię" to ,,Numer 22". Nie żartuję)
Płeć: Samiec
Wiek: 6 lat
Typ hybrydy: Chappie to krzyżówka smoka karłowatego, warana i salamandry. Profesjonalnie jego gatunek nazywany jest Głosmokiem, jednak bardziej popularny stał się zwrot Baka, co z japońskiego jest synonimem idioty, debila i innych nieprzyjemnych określeń.
Co daje ci bycie hybrydą?:
 ~ Chappie ma wyjątkowo lekki i równocześnie wytrzymały szkielet. Nie straszne mu są żadne prędkości i akrobacje powietrzne. Porusza się szybko i cicho.
 ~ Ma giętki kręgosłup ułatwiający przełażenie przez małe szczeliny i wspinaczkę. W razie upadku z wysokości potrafi dzięki niemu szybko przekręcić ciało tak, że wyląduje miękko na łapach.
  ~ Dzięki pokrewieństwu z salamandrami, Głosmoki potrafią regenerować utracone kończyny, jak palce, całe łapy a nawet ogon i skrzydła (o to ostatnie nawet mnie nie pytajcie, bo nie mam pojęcia jak on to robi).
  ~ Samczyk mimo prawie braku źrenic nie jest ślepy. Przeciwnie - widzi lepiej nawet od drapieżnych ptaków. Z lotu potrafi dostrzec nawet najdrobniejsze szczegóły.
  ~ Chappie swojemu wyszkoleniu zawdzięcza dziwny, lecz przydatny talent: potrafi imitować każdy głos, nawet jeśli słyszał go zaledwie przez parę sekund. Odgłosy zwierząt również się do tego zaliczają.
  ~ Hybryda ma fotogeniczną pamięć. Nic mu nie umknie.
Partner: Ze względu na samą osobowość Chappie'go oraz jego gatunek dość trudno będzie mu znaleźć kogokolwiek odpowiedniego.
Rodzina: Chappie nigdy nie poznał swoich rodziców ani żadnej innej rodziny. Pamięta tylko pewną miłą waderę, którą nazywał swoją ,,Mamusią".
Charakter: Chappie jest osobą dość prostą, ale jednak trudną do zrozumienia. Dla niego białe jest białe, czarne jest czarne, zło i dobro są sobie przeciwne. Nie widzi żadnych ,,światłocieni", mniejszego bądź większego zła czy dobra. Przez jego proste myślenie nie jeden raz został nazwany po prostu głupim (Chappie nie cierpi zwrotu ,,głupi", zawsze wtedy odparowuje tym samym powiedzonkiem: ,,Poznasz głupiego po czynach jego"). Nie ukrywajmy, jest przeciętnie inteligentny, ale znowu nie jest kompletnym debilem. Nie umie kłamać (woli już milczeć), ani ukrywać uczuć. Nie chowa się też ze swoim zdaniem czy opinią. Gdy coś mu się podoba lub nie - od razu to mówi. Nie lubi kłótni, wyzywania, tym bardziej przemocy. Owszem, potrafi walczyć, ale to sprzeczne z jego naturą. Jest nieco naiwny, zbyt łatwo nabiera zaufania do obcych, przez co często musi przeżywać ciężki zawód. Szybko przywiązuje się do swoich przyjaciół i strzeże ich bez względu na swoją nikczemną posturę. Jest wyjątkowo ciekawski. Chętnie poznaje otaczający go świat.
Dodatkowy opis: Chappie jest małym stworzeniem. Wzrostem dorównuje lisowi, jednak przez rozpiętość skrzydeł i długi ogon wydaje się większy. Ma sylwetkę zbliżoną do warana: muskularne ciałko, masywne łapy zakończone ostrymi pazurami i średniej długości szyja. Płaski łeb kończy półokrągła paszcza pełna mocnych, lekko stępionych zębów. Ma duże, mlecznobiałe oczy z zamglonymi źrenicami. Dodatkowo ma cztery rogi (raczej do ozdoby niż do obrony). Długi ogon służy Chappie'mu zarówno jako pomoc przy wspinaczce jak i broń. Skrzydła, mimo swojej rozpiętości, gdy są złożone przylegają płasko do ciała, tak aby tworzyć jak najmniejszy opór powietrza. Barwa ciała działałaby świetnie jako kamuflaż, gdyby nie pomarańczowe plamy i białe akcenty. Chappie ma jeszcze jedną, dziwną cechę: mówi o sobie w trzeciej formie osobowej. Podobnie o swoich rzeczach, np. zamiast ,,To jest moje" mówi ,,To jest Chappie'go". Może to czasem nieco dezorientować.
Zainteresowania: Samczyk ma różne sposoby ma zabicie nudy. Jego ulubionym zajęciem są widowiskowe akrobacje powietrzne przy niebezpiecznych prędkościach. Inną rozrywką są dla niego jakieś zajęcia twórcze, jak malowanie na kamieniach różnych rysunków (co z tego, że rysuje jak dziecko, daje mu to ubaw i tyle wystarczy) czy lepienie z gliny. W tym drugim jest znacznie lepszy, zaskakująco dobrze obraca w pazurzastych łapkach dostępnym materiałem. Uwielbia też historyjki z książek. Sam nie umie czytać, ale bardzo lubi gdy ktoś mu czyta.
Stanowisko: Łącznik/Posłaniec
Zawody:
  • Champion
  • Złoto: 1
  • Srebro:
  • Brąz:
Song Theme: Miracle Of Sound - Friends
Historia: [LINK]
Nick na howrse: NyanCat^._.^~