Ciszę leśną przerwał dziwaczny świst. Mały, szaro-pomarańczowy kształt przeszył powietrze opadając w dół wzdłuż zakrzywienia terenu. Chappie był w siódmym niebie. Dawno nie miał okazji osiągać tak niesamowitych prędkości, gdyż leciał jedynie nad suchymi, płaskimi terenami. Tutaj natomiast podmokły po ostatnich deszczach teren parował unosząc w powietrze ciepłe, wilgotne prądy, samą ziemię jednak zostawiają suchą. Mała hybryda niemal zaraz po przebyciu gór wpadła do niego z radością dając się ponieść powietrzu. Śmigał więc w dół ze skrzydłami złożonymi połowicznie, aby móc w razie czego szybkimi ruchami kontrolować lot. Ktoś patrzący z boku zapewne od razu stwierdziłby, że małemu smokopodobnemu życie niemiłe. O ile zauważyłby coś więcej poza pomarańczowo szarą smugą.
Stok zbliżał się ku końcowi. Chappie dostrzegał już niebezpiecznie zbliżające się pnie sosen. Zaczął powoli rozkładać skrzydła. W ostatniej chwili Rozłożył je całkowicie, unosząc się nieco, nadal jednak pozostając jakiś metr nad ziemią. Zdecydował się na lot między drzewami. Mimo ogromnej prędkości z łatwością manewrował omijając gałęzie. Z rozkoszy aż zmrużył oczy. Jego błąd. Nie zauważył jak wleciał na ścieżkę. Logiczne więc, że nie zauważył także dwóch idących z przeciwnej strony wilków. Pechem basior stał na trasie małej hybrydy.
Trudno to opisać. Po prostu Chappie leciał, a moment później leżał na ziemi z bolącym, oklapniętym skrzydłem. Z jękiem podniósł się na łapy. Spróbował złożyć skrzydła, jednak jedno zupełnie nie chciało go słuchać i pozostało oklapnięte na ziemi. Stojąca obok jaskrawo ubarwiona wadera gapiła się nań z otwartym pyszczkiem, zaskoczona całą sytuacją. Po chwili jednak otrząsnęła się i zaczęła potrząsać zemdlałym od impetu uderzenia basiorem:
- Tibu? Wstawaj! I coś ty narobił?! - tu zwróciła się już do małej hybrydy.
Głosmok w końcu zauważył leżącą obok hybrydę wilka i rekina.
- Chappie przeprasza! - wyskamlał, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. - Chappie nie chciał!
- Głupi jesteś czy jak?!
Samiec nagle zapomniał o swoim przewinieniu i wyprostował się mierząc waderę rozzłoszczonym spojrzeniem.
- Chappie nie jest głupi! - tupnął nogą. - To był przypadek. Chappie nie chciał!
- Ale wyglądało jakby chciał.
I wtedy rybo-basior stęknął i pomasował się po głowie.
[Tu mniej więcej mieści się opo Tibu ^^]
Rybo-wilk spojrzał na Chappiego i schylił łeb, żeby mały nie musiał zadzierać głowy.
- Chappie, chcesz może iść ze mną i tą tutaj - wadera prychnęła na to określenie - do naszej alfy? Na pewno pozwoli ci u nas zostać aż ci skrzydło wydobrzeje.
Głosmok pokiwał łbem tak skwapliwie, że aż go szyja zabolała. Wskoczył na grzbiet nieco zdziwionego basiora. Co prawda nie było potrzeby naprawiać mu skrzydła, regeneracja sobie z tym bez problemu poradzi, jednak polubił tego rybo-wilka i chciał się z nim zaprzyjaźnić. Wilki spojrzały po sobie, ale po chwili basior ,,wzruszył ramionami" i ruszyli spokojnym krokiem do swojej alfy. Przez drogę co jakiś czas zagadywał rozglądającego się ciekawie Chappiego:
- A więc wspominałeś coś, że skrzydło zaraz przestanie cię boleć...
- Tak, tak! Bo Chappie jest Głosmo...Głoso...- hybryda zacisnęła powieki, jakby miało to jakoś pomóc i w końcu wydukała dokładnie: - Gło-smo-kiem.
- Aha - odparł basior, choć w rzeczywistości ta nazwa nic mu nie mówiła. - Właśnie, nie przedstawiliśmy się tobie. Ja jestem Tiburon. Możesz mi mówić Tibu - dodał od razu, widząc jak Chappie porusza bezgłośnie pyskiem, by powtórzyć.
- A ja jestem Pyārē Sapanā Śānadāra Sundara Rājakumārī ādarśa - powiedziała złośliwie wadera i z satysfakcją patrzyła jak mały smokopodobny męczy się z wymową.
- Ale mów jej Vista - dorzucił Tiburon, by zakończyć mielenie mózgu Chappiego na papkę.
W końcu po jakichś piętnastu minutach słownych potyczek dotarli do wspaniałej wioski, dającej wrażenie, jakoby wyrosła na pniach gigantycznych drzew. Głosmok otworzył pysk w niemym podziwie. Natomiast Tibu i Vista dotarli do spiralnych schodów i zaczęli wspinać się do domku ich alfy. Gdy weszli już na górę Chappie zeskoczył z grzbietu Tiburona i zaczął dreptać po zwieszonej wysoko nad ziemią ,,werandzie", cały czas wlokąc za sobą bezwładne skrzydło. Wilki zaczęły się zastanawiać czy go to czasem nie boli, ale skoro się nie skarży to chyba nie. Chyba...
- Inna! - zawołał Tibu. - Mamy sprawę!
Po chwili do uszu Chappiego dotarło potężne ziewnięcie. Jednak nie zwrócił na to większej uwagi, dopóki nie przykrył go jakiś duży cień. Skulił się i obejrzał do tyłu. Widząc jednak jedynie długie łapy, musiał podnieść wzrok do góry. Stała nad nim wysoka, zielono żółta wadera, o fiołkowych oczach i lekko wystających kłach.
- Dzień dobry? - powiedział niepewnie Głosmok nie mogąc się nadziwić wielkością alfy.
- Nawet bardzo dobry - odpowiedziała z uśmiechem. - Gdyby nie pewien nocny demon, który nie dał mi spać, ale mniejsza o to.
Tiburon zamrugał parę razy, ale powstrzymał się, i nie zapytał o szczegóły.
- Mamy pewien kłopot - powiedział zamiast tego. - To Chappie, nasz nowy przyjaciel, który postanowił wlecieć we mnie podczas przechadzki...
- Chappie nie chciał! - wtrącił się smokopodobny, ale Tibu nie przerwał:
- I przy okazji zepsuł sobie skrzydło, za co naprawdę go przepraszam. Tylko, że nie chce żadnej pomocy, bo twierdzi, że jest... - wilk urwał próbując sobie przypomnieć tą dziwną nazwę. Mała hybryda postanowiła pospieszyć mu z pomocą.
- Chappie jest głoso...głom...Grrr! Głupi Chappie! Głupi! - samczyk zaczął okładać się łapką po łepetynie rozzłoszczony własną dysleksją.
Zaskoczona alfa chwyciła go delikatnie za pazurzastą łapę, gdyż wystraszyła się, że mały zrobi sobie krzywdę.
- Spokojnie, Chappie! - powiedziała spokojnie i pogłaskała go po łebku. - Wcale nie jesteś głupi.
- I jak? - wtrąciła się Vista. - Wiesz CZYM on jest?
- Pewnie - wadera uśmiechnęła się. - Chappie miał chyba na myśli, że jest Baka, prawda?
- Nie! - oburzył się malec. - Chappie jest Głosmokiem! Baka to brzydka nazwa!
- Wybacz, to z przyzwyczajenia - przeprosiła alfa, a widząc pytające spojrzenia pozostałych wilków pospieszyła z wyjaśnieniami: - Głosmoki to mieszanki smoków i różnych jaszczurek, a nawet chyba salamandry. Pełnią rolę gołębi pocztowych, ponieważ są szybsze, cichsze i bezbłędnie powtarzają każdą informację. Nie są jednak zbyt inteligentne, więc popularnie nazywa się je ,,baka".
- A to znaczy? - dopytywała się Vista.
- Lepiej nie będę tego tłumaczyć, bo nie chcę nikogo obrażać - wadera znacząco kiwnęła głową w stronę Chappiego. Całe szczęście maluch nie zrozumiał, co miała przez to na myśli. - Chappie, zgubiłeś się?
- Nie - smokopodobny był lekko oburzony takim pytaniem. - Chappie się nie zgubił. Chappie to wolny Głosmok.
- Czyli, że nie jesteś z żadnej hodowli? - alfa wydawała się zaskoczona aktem buntu. Głosmoki nie miały w zwyczaju uciekać. Były na to zbyt...głupie.
- Chappiego nie chcieli. Tak przynajmniej powiedziała Chappiemu mamusia... - urwał i pociągnął nosem.
- Mamusia? - alfa zaczęła układać wszystko w logiczną całość. - No tak, chyba już rozumiem.
- A co tym skrzydłem? - zapytał Tiburon, dalej czując wyrzuty sumienia.
- O to się nie martwcie. Głosmoki umieją się regenerować i to całkiem sprawnie. Jutro kości powinny się zrosnąć - wyjaśniła samica. - A teraz pozwólcie, że odeśpię sobie ostatnią noc.
Trzy hybrydy zostały więc same przed domkiem alfy.
Tiburon? Vista? Wybaczcie, że tak bez ładu i składu. I zapomnijmy, że według toku opowiadań do tej pory Innej nie poznaliście, oki? ;P
No, to może teraz ja napiszę CD? Tylko dajcie mi ze 2 dni na namysły, oki? Choć może zdążę wcześniej ;)
OdpowiedzUsuń~ Vista
Ja nie mam nic przeciwko ;3
Usuń~Tibu