Tajemnice to dziwna rzecz.
Istnieją trzy rodzaje tajemnic. Pierwsze: te najłatwiejsze, to tajemnice wszystkim znane, do których potrzeba przynajmniej dwóch osób. Jednej, by jej dochowała, a drugiej, by nigdy się o niej nie dowiedziała.
Drugi rodzaj jest trudniejszy: są to sekrety, skrywane przed samym sobą. Każdy z nas nosi jakieś tajemnice, których nie tylko nie potrafi powierzyć innym, ale również samemu sobie. Może są one tak mroczne i straszne, że gdybyśmy w pełni uświadomili sobie ich istnienie, nie potrafilibyśmy już dłużej żyć na tym świecie?
Jest jeszcze trzeci rodzaj, najbardziej skryty. Są to tajemnice, o których nikt nie wie. Sekrety naszego świata: jego dobre i złe strony. Być może ktoś kiedyś je poznał, ale zabrał swój sekret do grobu, nie mówiąc o nim nawet najbardziej zaufanym osobom. Tajemnice to doprawdy dziwna rzecz.
Rodzina Lynch żyła ze wszystkimi rodzajami tajemnic.
Jednak najbliższe tajemnic było rodzeństwo Lynch- dwóch braci i jedna siostra. Oni wszyscy żyli z trzema rodzajami sekretów, chociaż każde z nich było najgłębiej zanurzone tylko w jednej tajemnicy.
Pierwsza z nich dotyczyła ojca rodzeństwa. Niall był wielkim hybrydą, w każdym tego słowa znaczeniu. Nie założył on nigdy oficjalnej watahy i nie ustalił dokładnie terenów swej sfory. Nigdy też nie przyjmował formalnie nowych członków, gdyż nie był on ogłoszony przywódcą. A mimo to wszyscy wiedzieli, że Niall był hybrydą, której trzeba było się słuchać. Chociaż Niall Lynch był draniem, oszustem i najgorszą skazą tego świata, to cała pięcioosobowa rodzina cieszyła się szacunkiem i zaufaniem.
-Gdy się urodziłem, bogowie musieli rozbić formę tak mocno, że ziemia zadrżała. To był wielki wstrząs, który podzielił ziemię na wiele ogromnych wysp, do dziś nazywanych kontynentami.
Ta cała historia, tak jak wszystko co mówił Niall, była zwykłym kłamstwem. Gdyby bogowie faktycznie rozbili formę, w której odlali Niall’a, musieliby zrobić kolejne- dwa lata później, w której odlali by Declan’a i jeszcze dwie w następnym roku, by móc odlać w nich bliźniaków- Ronan’a i Seanit. Trójka rodzeństwa, chociaż niewątpliwie odrobinę się od siebie różniła, była niczym dokłada kopia swego ojca. Najstarszy Declan zawsze wykorzystywał okazje. Wszystko co robił było przemyślane i niebezpieczne, a on sam zawsze dążył do swych tajemniczych celów po trupach. Seanit, chociaż była samicą, również przypominała swego ojca, za co ich matka nie potrafiła sobie wybaczyć. Wadera nie tylko jako jedyna odziedziczyła po ojcu wspaniałe skrzydła, przywołujące na myśl ogromnego kruka. Potrafiła być bardzo przekonująca, tak mocno, że każdy bez wahania skoczyłby na jej prośbę w ogień. A nawet stojąc w płomieniach, paląc się żywcem, nie ośmieliłby nie spełnić prośby młodej, lecz uroczej samiczki. Ronan dostał natomiast wszystko co zostało: piękne oczy o głębokim spojrzeniu i diaboliczny uśmiech osoby gotowej do walki.
-A co do was, Ronanie i Seanit.- nie dało się ukryć, że tą dwójkę Niall darzył szczególną sympatią.- Gdy się urodziliście, na świecie działy się równie potworne rzeczy.
-Co takiego Niall?- spytała się jego jedyna córka. Zawsze zwracała się do ojca po imieniu.
-Aż tak jesteś ciekawa? Nie boisz się, Seanit?- spytał się Lynch. Zawsze wypowiadał „Seanit” inaczej niż większość słów. Jakby chciał powiedzieć „mrok”, czy też „kruk”, ale w ostatniej chwili zamieniał to na imię ukochanej córki.- Kiedy się urodziłaś, wszystkie róże zakwitły na czarno, a z nieba na długi czas znikło słońce.
-Masz na myśli zaćmienie?
-Nie, to było coś straszniejszego niż zaćmienie, Ronan.- Kiedy Niall wypowiadał „Ronan” zawsze brzmiało to inaczej niż większość zwykłych słów, czy imion. Jakby chciał powiedzieć coś zupełnie innego, na przykład „nóż”, „trucizna” lub „zemsta”, tylko w ostatniej chwili zamieniał to na imię, jakie nadał swemu ulubionemu synowi.- Z kolei kiedy ty się rodziłeś, Ronanie, rzeki wyschły, a wszystkie sarny i jelenie w okolicy zaczęły płakać krwią.
Opowiadał te historie wielokrotnie, lecz bliźniacy zawsze słuchali go z zaciekawieniem. Uwielbiali opowieści Niall’a, nawet jeśli przestali już w nie wierzyć. Z kolei ich matka, Aurora, od zawsze utrzymywała, że są kłamstwem. Twierdziła, że kiedy urodzili się Seanit i Ronan, wszystkie drzewa zakwitły, a kruki się roześmiały. Rodzice nieustannie sprzeczali się co do narodzin bliźniaków, jednak żadne z dzieci nie sugerowało, że obie historie mogą być prawdziwe.
-A co się działo, kiedy ja się rodziłem?- spytał pewnego razu swojego ojca Declan, starszy brat bliźniaków.
-Nie mam pojęcia. Nie było mnie przy tym.
Gdy Niall mówił „Declan” zawsze brzmiało to tak, jakby chciał powiedzieć „Declan”. Nie dało się ukryć, że z niewiadomych przyczyn nie darzył on swego najstarszego syna ciepłym uczuciem.
Pewnego razu Ronan zauważył, że ich ojciec wymknął się z jaskini, podczas pełni księżyca. Nie było to nic nadzwyczajnego- Niall często wychodził, jednak zawsze wcześniej ich o tym informował.
Zaniepokojony poszedł szukać taty, nie budząc nawet swojej siostry, której normalnie nie odstępował na krok. Hybryda znalazł Niall’ a, pochylonego nad rozszarpanym ciałem wilka. Młody samiec nie potrafił powiedzieć kogo zamordował wtedy jego ojciec, gdyż ciało nieszczęśnika było za bardzo zmasakrowane.
-Nie mogłeś spać, Ronanie?- ojciec zwrócił się do swojego młodszego syna, jakby nigdy nic.
-Nie mogłem.- odparł Ronan niewzruszony. Zaraz jednak dodał.- Wiem skąd bierze się posłuszeństwo innych wobec ciebie.
-Nie mów nikomu.- odrzekł ojciec.
To była ich pierwsza tajemnica.
Druga była z kolei bardzo dobrze ukryta i bardziej tyczyła się bliźniaczki Ronan’a.
Młoda wadera od zawsze podążała swoją drogą, do której była wstanie dopuścić tylko jedną osobę- swojego brata. Jednak tamtej nocy wędrowała sama. Zostawiła w jaskini swoją matkę i Declan’a. Jej ojciec i Ronan wyszli już dawno temu, chociaż każdy o innej godzinie. Seanit nie spała i obserwowała wszystko dokładnie, a mimo to nie poszła za nimi. Dlaczego? Sama do końca nie wiedziała… nie, „nie wiedziała” to niewłaściwe określenie. Ona nie była pewna. Coś podpowiadało jej, że nie powinna się ruszać z miejsca i iść za Ronan’em. Ponieważ tak naprawdę wiedziała co ujrzy jej brat. Od zawsze się tego domyślała, jednak trzymała ten sekret jak najdalej od innych, a nawet od samej siebie. Bała się takiej prawdy.
To była ich druga tajemnica.
A kiedy wszyscy wrócili do jaskini zastali tam, już nie śpiącego Declan’a i… ciało Aurory. Najstarszy z rodzeństwa wpatrywał się w martwe ciało matki, z uśmiechem szaleńca. Później ten sam uśmiech skierował na swojego ojca. Niall nigdy nie był słaby i potrafiłby pokonać najstarszego syna bez żadnych problemów. Jednak tamtego dnia był tak wstrząśnięty śmiercią swojej żony i widokiem jej zakrwawianego futra, że nie potrafił zrobić nawet najmniejszego kroku. Tyle wystarczyło. Declan pozbył się swego ojca, tak jak wcześniej pozbył się matki. Z łatwością i zimną krwią. Najstarszy syn umiał bowiem wykorzystać okazje, a takiej jak ta już nigdy mógłby nie dostać. Dlatego też jego następnymi ofiarami stało się młodsze rodzeństwo.
I tutaj się przeliczył.
Bliźniacy, chociaż byli od niego młodsi, to z pewnością nie słabsi. W dodatku ich wściekłość i chęć zemsty, podsycał widok martwych rodziców. A zwłaszcza ojca. Zwłaszcza Niall’a którego młodsze rodzeństwo traktowało jak bohatera, jak wzór do naśladowania. A teraz nie było go z nimi i dobrze wiedzieli, że już nigdy nie będzie. Tyle wystarczyło.
Jednego dnia Ronan i Seanit stracili prawie całą rodzinę. Zabili swojego starszego brata, a potem pochowali swoich rodziców, obok siebie. Declan’a dużo dalej.
Opuścili swoje stado, nie żegnając się z podległymi im wilkami. Zostawili watahę bez przywódcy, nie wyjaśniając im dlaczego nie znajdą już nigdzie Niall’a i Aurory. Ani Declan’a. To już nie miało dla nich znaczenia, bo ich również nikt już nie znajdzie. Nie w tej watasze.
-Odejdziemy stąd, Seanit. Odejdziemy i nie wrócimy tu więcej.
-Wiem. I nikomu nie powiemy co tutaj zaszło.
-Nikomu. Już na zawsze pozostanie to dla nich zagadką.
To była ich trzecia tajemnica.
Istnieją trzy rodzaje tajemnic. Pierwsze: te najłatwiejsze, to tajemnice wszystkim znane, do których potrzeba przynajmniej dwóch osób. Jednej, by jej dochowała, a drugiej, by nigdy się o niej nie dowiedziała.
Drugi rodzaj jest trudniejszy: są to sekrety, skrywane przed samym sobą. Każdy z nas nosi jakieś tajemnice, których nie tylko nie potrafi powierzyć innym, ale również samemu sobie. Może są one tak mroczne i straszne, że gdybyśmy w pełni uświadomili sobie ich istnienie, nie potrafilibyśmy już dłużej żyć na tym świecie?
Jest jeszcze trzeci rodzaj, najbardziej skryty. Są to tajemnice, o których nikt nie wie. Sekrety naszego świata: jego dobre i złe strony. Być może ktoś kiedyś je poznał, ale zabrał swój sekret do grobu, nie mówiąc o nim nawet najbardziej zaufanym osobom. Tajemnice to doprawdy dziwna rzecz.
Rodzina Lynch żyła ze wszystkimi rodzajami tajemnic.
Jednak najbliższe tajemnic było rodzeństwo Lynch- dwóch braci i jedna siostra. Oni wszyscy żyli z trzema rodzajami sekretów, chociaż każde z nich było najgłębiej zanurzone tylko w jednej tajemnicy.
Pierwsza z nich dotyczyła ojca rodzeństwa. Niall był wielkim hybrydą, w każdym tego słowa znaczeniu. Nie założył on nigdy oficjalnej watahy i nie ustalił dokładnie terenów swej sfory. Nigdy też nie przyjmował formalnie nowych członków, gdyż nie był on ogłoszony przywódcą. A mimo to wszyscy wiedzieli, że Niall był hybrydą, której trzeba było się słuchać. Chociaż Niall Lynch był draniem, oszustem i najgorszą skazą tego świata, to cała pięcioosobowa rodzina cieszyła się szacunkiem i zaufaniem.
-Gdy się urodziłem, bogowie musieli rozbić formę tak mocno, że ziemia zadrżała. To był wielki wstrząs, który podzielił ziemię na wiele ogromnych wysp, do dziś nazywanych kontynentami.
Ta cała historia, tak jak wszystko co mówił Niall, była zwykłym kłamstwem. Gdyby bogowie faktycznie rozbili formę, w której odlali Niall’a, musieliby zrobić kolejne- dwa lata później, w której odlali by Declan’a i jeszcze dwie w następnym roku, by móc odlać w nich bliźniaków- Ronan’a i Seanit. Trójka rodzeństwa, chociaż niewątpliwie odrobinę się od siebie różniła, była niczym dokłada kopia swego ojca. Najstarszy Declan zawsze wykorzystywał okazje. Wszystko co robił było przemyślane i niebezpieczne, a on sam zawsze dążył do swych tajemniczych celów po trupach. Seanit, chociaż była samicą, również przypominała swego ojca, za co ich matka nie potrafiła sobie wybaczyć. Wadera nie tylko jako jedyna odziedziczyła po ojcu wspaniałe skrzydła, przywołujące na myśl ogromnego kruka. Potrafiła być bardzo przekonująca, tak mocno, że każdy bez wahania skoczyłby na jej prośbę w ogień. A nawet stojąc w płomieniach, paląc się żywcem, nie ośmieliłby nie spełnić prośby młodej, lecz uroczej samiczki. Ronan dostał natomiast wszystko co zostało: piękne oczy o głębokim spojrzeniu i diaboliczny uśmiech osoby gotowej do walki.
-A co do was, Ronanie i Seanit.- nie dało się ukryć, że tą dwójkę Niall darzył szczególną sympatią.- Gdy się urodziliście, na świecie działy się równie potworne rzeczy.
-Co takiego Niall?- spytała się jego jedyna córka. Zawsze zwracała się do ojca po imieniu.
-Aż tak jesteś ciekawa? Nie boisz się, Seanit?- spytał się Lynch. Zawsze wypowiadał „Seanit” inaczej niż większość słów. Jakby chciał powiedzieć „mrok”, czy też „kruk”, ale w ostatniej chwili zamieniał to na imię ukochanej córki.- Kiedy się urodziłaś, wszystkie róże zakwitły na czarno, a z nieba na długi czas znikło słońce.
-Masz na myśli zaćmienie?
-Nie, to było coś straszniejszego niż zaćmienie, Ronan.- Kiedy Niall wypowiadał „Ronan” zawsze brzmiało to inaczej niż większość zwykłych słów, czy imion. Jakby chciał powiedzieć coś zupełnie innego, na przykład „nóż”, „trucizna” lub „zemsta”, tylko w ostatniej chwili zamieniał to na imię, jakie nadał swemu ulubionemu synowi.- Z kolei kiedy ty się rodziłeś, Ronanie, rzeki wyschły, a wszystkie sarny i jelenie w okolicy zaczęły płakać krwią.
Opowiadał te historie wielokrotnie, lecz bliźniacy zawsze słuchali go z zaciekawieniem. Uwielbiali opowieści Niall’a, nawet jeśli przestali już w nie wierzyć. Z kolei ich matka, Aurora, od zawsze utrzymywała, że są kłamstwem. Twierdziła, że kiedy urodzili się Seanit i Ronan, wszystkie drzewa zakwitły, a kruki się roześmiały. Rodzice nieustannie sprzeczali się co do narodzin bliźniaków, jednak żadne z dzieci nie sugerowało, że obie historie mogą być prawdziwe.
-A co się działo, kiedy ja się rodziłem?- spytał pewnego razu swojego ojca Declan, starszy brat bliźniaków.
-Nie mam pojęcia. Nie było mnie przy tym.
Gdy Niall mówił „Declan” zawsze brzmiało to tak, jakby chciał powiedzieć „Declan”. Nie dało się ukryć, że z niewiadomych przyczyn nie darzył on swego najstarszego syna ciepłym uczuciem.
Pewnego razu Ronan zauważył, że ich ojciec wymknął się z jaskini, podczas pełni księżyca. Nie było to nic nadzwyczajnego- Niall często wychodził, jednak zawsze wcześniej ich o tym informował.
Zaniepokojony poszedł szukać taty, nie budząc nawet swojej siostry, której normalnie nie odstępował na krok. Hybryda znalazł Niall’ a, pochylonego nad rozszarpanym ciałem wilka. Młody samiec nie potrafił powiedzieć kogo zamordował wtedy jego ojciec, gdyż ciało nieszczęśnika było za bardzo zmasakrowane.
-Nie mogłeś spać, Ronanie?- ojciec zwrócił się do swojego młodszego syna, jakby nigdy nic.
-Nie mogłem.- odparł Ronan niewzruszony. Zaraz jednak dodał.- Wiem skąd bierze się posłuszeństwo innych wobec ciebie.
-Nie mów nikomu.- odrzekł ojciec.
To była ich pierwsza tajemnica.
Druga była z kolei bardzo dobrze ukryta i bardziej tyczyła się bliźniaczki Ronan’a.
Młoda wadera od zawsze podążała swoją drogą, do której była wstanie dopuścić tylko jedną osobę- swojego brata. Jednak tamtej nocy wędrowała sama. Zostawiła w jaskini swoją matkę i Declan’a. Jej ojciec i Ronan wyszli już dawno temu, chociaż każdy o innej godzinie. Seanit nie spała i obserwowała wszystko dokładnie, a mimo to nie poszła za nimi. Dlaczego? Sama do końca nie wiedziała… nie, „nie wiedziała” to niewłaściwe określenie. Ona nie była pewna. Coś podpowiadało jej, że nie powinna się ruszać z miejsca i iść za Ronan’em. Ponieważ tak naprawdę wiedziała co ujrzy jej brat. Od zawsze się tego domyślała, jednak trzymała ten sekret jak najdalej od innych, a nawet od samej siebie. Bała się takiej prawdy.
To była ich druga tajemnica.
A kiedy wszyscy wrócili do jaskini zastali tam, już nie śpiącego Declan’a i… ciało Aurory. Najstarszy z rodzeństwa wpatrywał się w martwe ciało matki, z uśmiechem szaleńca. Później ten sam uśmiech skierował na swojego ojca. Niall nigdy nie był słaby i potrafiłby pokonać najstarszego syna bez żadnych problemów. Jednak tamtego dnia był tak wstrząśnięty śmiercią swojej żony i widokiem jej zakrwawianego futra, że nie potrafił zrobić nawet najmniejszego kroku. Tyle wystarczyło. Declan pozbył się swego ojca, tak jak wcześniej pozbył się matki. Z łatwością i zimną krwią. Najstarszy syn umiał bowiem wykorzystać okazje, a takiej jak ta już nigdy mógłby nie dostać. Dlatego też jego następnymi ofiarami stało się młodsze rodzeństwo.
I tutaj się przeliczył.
Bliźniacy, chociaż byli od niego młodsi, to z pewnością nie słabsi. W dodatku ich wściekłość i chęć zemsty, podsycał widok martwych rodziców. A zwłaszcza ojca. Zwłaszcza Niall’a którego młodsze rodzeństwo traktowało jak bohatera, jak wzór do naśladowania. A teraz nie było go z nimi i dobrze wiedzieli, że już nigdy nie będzie. Tyle wystarczyło.
Jednego dnia Ronan i Seanit stracili prawie całą rodzinę. Zabili swojego starszego brata, a potem pochowali swoich rodziców, obok siebie. Declan’a dużo dalej.
Opuścili swoje stado, nie żegnając się z podległymi im wilkami. Zostawili watahę bez przywódcy, nie wyjaśniając im dlaczego nie znajdą już nigdzie Niall’a i Aurory. Ani Declan’a. To już nie miało dla nich znaczenia, bo ich również nikt już nie znajdzie. Nie w tej watasze.
-Odejdziemy stąd, Seanit. Odejdziemy i nie wrócimy tu więcej.
-Wiem. I nikomu nie powiemy co tutaj zaszło.
-Nikomu. Już na zawsze pozostanie to dla nich zagadką.
To była ich trzecia tajemnica.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz