Wielka szara pięść świsnęła wpowietrzu trafiając tym
razem cel prosto w pysk. Zalśniły białe kły, które samiec odsłonił we wściekłym
ryku, a kłaniająca się postać poszybowała przez całą długość polany lądując w
krzakach na drugim końcu. Naru ustawił się w pozycji bojowej, gotów zaatakować
napastnika, jednak w ostatniej chwili poskromił swoje instynkty – to przecież
nie pole bitwy tylko tereny watahy. Samiec burknął z niezadowolenia pod nosem,
najchętniej rozszarpałby to małe zwierzę na strzępy za wywinięty numer...
Tak, cały Kotonaru nie ważne było to, że jemu się nic nie
stało, że oberwały jedynie drzewa oraz kamienie, na które natrafił rogami i
roztrzaskał na kawałki oraz drzazgi – ważne było to, że musiał się zemścić,
zemścić za sam fakt, że ktoś śmiał zakpić z niego. No, ale niestety narazie nie
mógł, teraz należał do watahy i wypadało mu załatwiać pewne sprawy w bardziej
humanitarny sposób.
Czarne kręgi jego ogona trzaskały po koleji przenikliwie,
kiedy lew wyciągał go do maksymalnej długości, chcąc siegnąć po leżacego w
krzakach zdezoriętowanego osobnika, zbyt leniwy, żeby do niego podejść.
Końcówkę kończyny owinął wokół tylnej łapy przybysza po czym przyciągnął go do
siebie (wielką ochotę miał wytrzeć nim całą długość polany, jednak w połowie
drogi postanowił go podnieść i przenieść). Kiedy wilk – bo to mu najbardziej
przypominało zwierzę, które trzymał – znajdował się na wysokości jego pyska
potrząsnął nim, żeby się wybudził. Hybryda zamrugała kilka razy, zbierając
myślli i zastanawiając się gdzie się znajduje, jednak przypomniała sobie w
końcu co się stało oraz kim jest wściekły zwierzak szczerzący do niej kły
centymetry od jej twarzy. Złapała się za głowę w miejscu gdzie oberwała.
- Jasna cholera! Za co to było! Ty na żartach się nie
znasz czy co? – warknął wilk.
Naru wpierw myślał z wyglądu, że to chłopak, jednak w
głosie osobnika wychwycił ledwie usłyszalne żeńsykie tony – jaka wtopa, nie wykazał
się zbytnimi manierami tym razem...
- Kim jesteś? – warknął ignorując tym razem ten fakt (jak
widzicie wstał dzisiaj lewą łapą).
- Już ci chyba mówiłam, w przeciwieństwie do ciebie się
przedstawiłam. – fuknęła na niego.
Tak, to z pewnością była dziewczyna...
- Wybacz. – rzucił obojętnie i wypuścił ją z uścisku tak,
że z łoskotem padła na ziemie – Kotonaru.
Seria przekleństw doszła go od Nocte, która niefortunnie
spadła na głowe w miejsce gdzie już jednego kuksańca oberwała.
- Widać kto jest w tych okolicach nielubiany. – mruknęła do
siebie – Z każdym się tak witasz? – zwróciła się do niego kopiąc w niego małym
kamyczkiem, który odbił mu się od rogów.
Czerwonooki westchnął cicho trzymając się ze wszystkich
sił spokoju zewnętrznego, choć w środku wszystko nim trzepało, a złość rozrywała
go już od środka, dzień ledwo się zaczął, a on miał go już dosyć.
- Poranna gimnastyka. – rzucił przez ramię patrząc na nią
kątem oka.
Nie przyglądał jej się jakoś zbytnio wcześniej, dopiero
po tym jak chwilę skupił się na jej twarzy oraz sylwetce dotarło do niego jak
zaskakująco bardzo przypomina mu... Upierdliwego chochliko-diabełka, brakowało
jej jedynie wideł w jednej łapce i mini skrzydełek.
Wadera prychnęła pod nosem, jednak kąciki ust uniosły jej
się niedostrzegalnie na dzwięk swoich własnych słów użytych przeciwko niej...
Nocte? Lekki brak pomysłów ^^”
Szczerze mówiąc nie zareagowała by tak... :/
OdpowiedzUsuńWybacz, wiem, ale Ciebie nie było nigdzie jak to pisałam, a nie chciało mi się już z tym zwlekać, bo już i tak długo na to czekałaś, przepraszam :/
Usuń