Moja historia? Będzie krótka i zapewne niesatysfakcjonująca,
a przynajmniej nie dla każdego, raczej dla większości. Moje imię? Nocte, czyli
noc, czarna i zimna. Tak, zdecydowanie odpowiada mi to miano. Dlaczego? Cóż....
może dlatego, że to imię pewnego wrednego i upierdliwego demona. Ale lepiej
posłuchaj czegoś więcej...
Tam skąd pochodzę wybryki natury takie jak ty czy ja, są
jedynie senną marą, bądź przeklętym demonem. Nie wiem skąd się wziąłem,
wychowywałem się sam w górach za jedyne towarzystwo mając kruki i sępy. Wysoko
wśród skalnych zboczy, nie ma wiele do roboty, ani tym bardziej do jedzenia.
Dlatego właśnie pod osłoną nocy schodziłam do pobliskich stad i watah.
Wyjadałam ich zapasy, a nieraz żeby się zabawić psociłam się mieszkańcom.
Zawsze po nocnych wizytacjach wracałam jeszcze przed świtem do swojej skalnej
groty. Robiłam tak noc w noc od swoich pierwszych tygodni. Jeszcze o tym nie
wiedziałem, ale już wtedy narodziła się pogłoska o uporczywym demonie, który
nawiedzał ich tereny. Któregoś razu mając jeszcze niespełna pół roku jak zwykle
odwiedziłam moich starych znajomych. Gdy ze smakiem pałaszowałam złowione przez
nich ryby, zaraz po rozbrojeniu kilku pułapek jakie być może na mnie zastawili,
usłyszałam krzyk młodej wadery, tak głośny i tak wysoki, że drażnił moje uszy,
więc opowiedziałem moim “wyciem”.
-Nocte! Nocte znów grasuje!- Wadera podniosła alarm. Do tego
czasu nie wiedziałem kim jestem, ale skoro ona tak mnie nazywała zrozumiałem że
to właśnie ja. Uciekłem jeszcze po drodze niszcząc kilka ich rzeczy i zniknąłem
w ciemności z cichym śmiechem. Pogłoski o nocnym demonie - Nocte nabrały
rozpędu. Szybko zaadoptowałem się do swojego wizerunku i z premedytacją już
uprzykrzałem się pobliskim zwierzętom kradłem, psociłem, niszczyłem i
straszyłem. Dotarło do mnie, że dla nich jestem psotliwym chochlikiem, bądź wrednym
potworem. Odpowiadało mi to nawet. Dlatego grałem do swej roli. Opuściłem
ostatecznie mój kamienny "dom" by zacząć podróżować i nieść ze sobą
mit nocnego demona - Nocte. W dwa lata pogłoski o mnie zyskały miano legendy, a
mnie niesamowicie satysfakcjonowało gdy zwykłe zwierzęta umykały przede mną,
bądź kiedy mogłem się im psocić, utruwając życie. Co niektórzy wystawiali dla
mnie dary, by mnie przekupić. To również mi odpowiadało, po sowitym posiłku
zawsze miałem więcej sił na psoty. I tak było zawsze. Przywykłem do samotności
oraz negatywnych reakcji na mój widok, czerpałem też nieopisaną przyjemność gdy
mogłem komuś dopiec. Żyłem również w przekonaniu, że jestem... prawdziwym
demonem. Do czasu... w końcu natrafiłem na stado które mógłbym nazwać wioską potworów.
Mimo to postanowiłem spróbować tego co zawsze. Zaczekałem tylko dobrze ukryty
pod wodą do nocy. Czekając na zmrok przyglądałem się temu osobliwemu miejscu i
gdy w końcu zrobiło się ciemno wylazłem z jeziorka zabrałem się do roboty. Było
to nowe miejsce więc chciałem zacząć z niezłą pompom. Nasłuchiwałem odgłosów
lasu obmyślając plan działania. Gdy wpadłam na pewien wręcz demoniczny plan na
usta mimowolnie wpełzł mi szelmowski uśmieszek. Zaraz zabrałem się do
działania. Po cichym oddechu znalazłam większość stworzeń należących do tego
stada, wszystkie były równie dziwaczne. Raz, dwa namieszałam tu i tam,
dodatkowo powplątywałem ogony różnych zwierząt, albo pozwiązywałam im między
sobą łapy. Zrobiłam również kilka innych mniej miłych niespodzianek. Gdy
zakończyłem wesołą twórczość zabrałem się za wyjadanie zdobyczy tutejszych
łowców, czyli dwa króliki i małego jelonka. Gdy pałaszowałem tak z zachwytem po
“ciężkiej pracy” usłyszałem, jak ktoś się zbudził, chwilę klął na zaplątane
kończyny po czym wstał i zaczyna kierować się w moją stronę. Szybko wspiąłem
się na najbliższe drzewo gdzie przycupnąłem czekając na nocnego lunatyka. Do
moich porozrzucanych resztek podeszła jakaś zielona plama. Nie mogłem przyjrzeć
się dokładniej gdyż wszystko co znajduje się dalej niż na wyciągnięcie łapy
jest dla moich oczu niemal nieosiągalne. Słyszałem jednak po krokach że to
samica, rozglądała się i obwąchiwała miejsce zbrodni. Gdy już podchodziła do
drzewa na którym przycupnąłem zeskoczyłem tuż przed nią. Teraz widziałem nieco
lepiej i mogłem stwierdzić, że jest minimalnie niższa i znacznie drobniejsza.
-Ktoś ty?- Zapytała niby srogo, ale słyszałem jej
przyspieszone tętno świadczące o lekkim strachu i niepewności.
-A nikt taki...- Mruknąłem prostując się i obchodząc waderę
utrzymując wokoło siebie aurę tajemniczości -Jedynie niegroźny, mały demon...-
Uśmiechnąłem się przebiegle.
-To śmieszne, demony nie istnieją.- Parsknęła
-Doprawdy?...- Znów mruknąłem po czym w kilku susach
zniknąłem waderze z oczu, jak zwykle zostawiając za sobą jedynie cichy śmiech.
Rano siedziałem zaczajony wysoko w drzewach by podziwiać swoje dzieło.
Zwierzaki długo zbierały się po moich psikusach, wychodzenie z wszelkich
pułapek zajęło im czas do południa, a ja ledwo powstrzymywałem się od śmiechu, słysząc
co się dzieje. Następnej nocy znów chciałem popsocić się mieszkańcom, jednak
zielona wadera nie spała. Długo leżała jedynie udając, że śpi. Myślała że się
nie zorientuję? Ha! Doskonale słyszałem jej bicie serca, znacznie mocniejsze
niż u śpiącego. Zakradłem się więc do nieznajomej od tyłu i pochyliłem nad jej
uchem.
-Zmierzch zapadł, więc Nocte wita.- Wyszeptałem, a ona
zerwała się na równe nogi.
-Więc jednak jesteś?- Przybrała bardziej obojętny wyraz
twarzy.
-Melduję się do usług.- Wykonałem prześmiewczy ukłon.
-Świetnie kim jesteś?- Zadała od razu pytanie. Zbiło mnie to
nieco z tropu, zazwyczaj wszyscy albo uciekali z krzykiem, albo próbowali mnie
przepędzić ta tutaj jednak zaczęła ze mną rozmawiać. Nie okazałem jednak tego,
cały czas pokazując diablęciom twarz.
-Uporczywy demon nocy Nocte.- Ukazałem w uśmiechu rząd kłów.
-Nie, jesteś hybrydą jak my. Pytam naprawdę kim jesteś?
-Tym kim się przedstawiam, jak również tym kim zwą mnie
inni.- Usłyszałem jak ktoś się budzi, więc skoczyłem szybko w ciemność. Byłem
już daleko ale słyszałem jak woła, że mogę wrócić by dołączyć do innych hybryd.
Wywróciłem tylko oczami i zanurkowałem głęboko w jeziorze. Nie mam bladego
pojęcia dlaczego, ale rankiem wróciłem na tamte tereny....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz