Otwieram szeroko swoje, jeszcze nieco zaspane, oczy. Wstaje powoli i chociaż po wczorajszej nocy wszystko mnie boli, to staram się nie zwracać na nic uwagi. Zanim się obejrzę znów jestem w drodze. Wyruszam bez zbędnych narzekań, ani przecierania oczu. Nie jadłam od kilku dni, ale nie mam dziś w planach żadnego polowania. Póki co jedzenie nie jest mi potrzebne, przyzwyczaiłam się do głodówki. Przywykłam do braku wielu rzeczy i nauczyłam się żyć bez nich, Nie mam niczego. W tym świecie istnieją tylko dwie postacie- ja i droga, jaką muszę pokonać. Funkcjonuję już tak od niespełna roku i do tej pory tylko raz przyłapałam się na narzekaniu. Ale nie dziś. Teraz wszystko jest w najlepszym porządku. No bo jak można marudzić w tak piękną noc?
Patrzę na niebo. Jest ciemne, tajemnicze i prześliczne. Wiele osób twierdzi, że nocne niebo jest czarne, ale ja myślę, że ma ono zupełnie inny odcień. Niestety, nie było jeszcze na świecie tak mądrego stworzenia, które nadałoby mu nazwę. A bądźmy szczerzy- na pewno nie jestem to ja.
Na niebie nie ma księżyca, który zapewne przysłoniło kilka chmur. MI jednak to nie przeszkadza. Najważniejsze jest to, że mogę dostrzec gwiazdy, bo to one wskazują mi drogę. Jak zapewne zdążyliście się już domyślić, podróżuję nocą. Nie robię tego dlatego, aby móc się popisać przed innymi. Z resztą, nawet nie znam żadnych „innych”! Jest to zwykły nawyk, który ukształtowałam w moim poprzednim życiu i jakoś ciężko się go pozbyć. Poza tym, ma on jedna zaletę- jeśli prowadzisz nocny tryb życia, istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że spotkasz kogoś na swojej drodze. Nie chodzi o to, że jestem nieśmiała i nie potrafię żyć z innymi. To oni zwykle nie wytrzymują ze mną. Z resztą nic dziwnego! Na ich miejscu już dawno dałabym sobie spokój z jakimikolwiek próbami nawiązania ze mną kontaktu.
Nagle do moich uszu dociera szelest. Jest on tak odległy, że zaczynam podejrzewać, czy to nie moja wyobraźnia. Bo przecież dookoła nikogo nie ma!
Rozglądam się jednak dla pewności. Nie chodzi o to, że się boję. Po prostu nie mam ochoty na przypadkowe spotkania z nietolerancyjnymi i zarozumiałymi wilkami. A tym bardziej na zabawę w „poznajmy siebie nawzajem”.
Idę więc dalej, jednak owy szelest nie ustaje. Dopiero teraz dochodzi do mnie fakt, że dźwięk dobiega z góry.
Podnoszę głowę, przyglądając się drzewom i ich rozłożystym gałęziom. Przez chwilę wydaje mi się, że widzę na nich jakąś postać. Jednak, kiedy na sekundę odwracam wzrok jej już tam nie ma.
-Super. To tylko rok samotności, a mi już odwala.- mruczę do siebie.
Mam już odejść, ale w tej chwili gałąź opada na ziemię tuż przed moim nosem. Robię wielkie oczy i po raz kolejny podnoszę głowę. Jest! To ta sama ciemna postać! Widzę ją po raz drugi, więc to chyba nie zwidy, nie?
Przyglądam się nieznajomemu. On chyba dostrzegł, że go obserwuję, bo zaczyna szybko przemieszczać się na inne drzewo. Widzę przez chwilę jak zwinnie skacze z gałęzi na gałąź.
Uśmiecham się, ukazując rząd białych kłów. Znajduję drzewo, na którym siedzi owy nieznajomy. Nie zastanawiając się, zaczynam biec i bez większego trudu wdrapuje się na to samo drzewo. „kolega”, widząc to, szybko przeskakuje na kolejną gałąź. Robię to samo, śmiejąc się pod nosem. W końcu jednak oboje dajemy sobie spokój.
-Ciekawa sztuczka.- mówię w końcu.- Niestety, ja tez ja znam.- patrzę na nowego wyzywająco.
Dopiero teraz, kiedy mogę przyjrzeć się mu z bliska, dostrzegam jego nieproporcjonalna budowę. W oczy rzuca mi się jego długi ogon, zakończony „piórkami”. Przestaję patrzeć na koleżkę wyzywająco.
-No, no, proszę, co my tutaj mamy? Widzę, że nie jestem jedyna w okolicy. Miło czasem spotkać inną hybrydę.- słowo „miło” wycedzam przez zęby, jakby było śmiertelna trucizną.
Taksuję nieznajomego, oceniając czy stanowi dla mnie jakieś zagrożenie. Albo ja dla niego. A może obie wersje?
Xin? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz