Wadera uważnie wsłuchała się w historię Naru. Każdy jej fragment boleśnie uświadamiał Innej jakim egoizmem się wykazała. Zrobiło jej się głupio. Oczywiście ktoś z boku mógłby powiedzieć ,,To nie jej wina, skąd miała to wszystko wiedzieć?". Jednak wadera uparcie zrzucała winę na siebie. I co teraz ma zrobić?
Gdy samiec skończył na chwilę spojrzała na niego współczująco. Nigdy się w nikim nie zakochała, więc nie mogła sobie wyobrażać jakim bólem jest stracić ukochaną osobę. Chociaż w sumie...wiedziała. Przecież jeszcze niedawno zmarł Huangalong, jej nauczyciel, przyjaciel, zastępczy ojciec. Nie mogło to się równać z tym, co przeżył Naru, jednak nie było to też coś zupełnie innego.
,,Szczerość za szczerość" pomyślała Inna i postanowiła opowiedzieć samcowi o swoim nauczycielu:
- Nie byłam tu pierwszą hybrydą - zaczęła. - Gdy dotarłam tutaj, do Przystani, spotkałam Huangalonga. Wyglądał bardzo podobnie do mnie, miał jednak poroże bardziej podobne do jeleniego i czerwone futro z żółtymi akcentami. Ucieszył się na mój widok, jakby na mnie czekał już długi czas. Nauczył mnie wszystkiego co sam umiał, wychował na taką osobę, jaką jestem teraz. Pokazał też, że bycie innym niż reszta swojego gatunku to żadne kalectwo. To dar. Jesteśmy silniejsi od innych, wytrzymalsi, czasami zdecydowanie mądrzejsi.
Zamilkła na chwilę.
- Więc... Co się stało z Huangalongiem? - zapytał niepewnie czarny samiec.
- Umarł - odpowiedziała spokojnie wadera. Doskonale panowała nad emocjami, jednak czuła, że za niedługo na nowo się załamie jeśli szybko nie zmieni tematu. - Czy raczej, jak sam wolał: ,,Odpoczywa". W Lesie Ciszy stoi jego nagrobek, obok kilku innych.
- Innych? Czyli przed nim również ktoś był?
- Prawdopodobnie jego mistrz, mistrz jego mistrza i tak dalej. Ale zanim Huang zmarł powiedział mi, że mam stworzyć w tej dolinie dom dla takich jak ty i ja. Dla hybryd.
Zapadła cisza. Po jakiejś minucie zaczęła ona nieco krępować Inną.
- Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja przeżywam żałobę - powiedziała, by jakoś przerwać uporczywe milczenie i spojrzała na Kotonaru.
Samiec popatrzył jej w oczy, przekrzywił lekko łeb i uśmiechnął się słabo.
- Moja żałoba już się skończyła - odpowiedział, po czym wstał, pożegnał się skinieniem głowy i wyszedł na zewnątrz.
Inna położyła łeb na łapach i patrzyła bezmyślnie w wejście jej domu. Nie do końca wiedziała jak rozumieć słowa Naru. Dalej też dziwiło ją porównanie do Suianei. Spróbowała wyobrazić sobie lwicę według opisu samca i aż parsknęła śmiechem. Jak miałaby w ogóle dorównać tej pięknej, silnej samicy, która miała tyle determinacji, że dała radę zmienić samego Kotonaru. To niedorzeczne. Inna przecież nigdy nie zbliży się do poziomu Suianei.
Wilczyca skierowała wzrok w prawo, żeby skupić myśli na czymś innym. Zauważyła na podłodze szczątki jej wazonu. Przypomniała sobie, jak Naru przez przypadek zrzucił go na ziemię ogonem.
,,Meh, kiedy indziej mu to wypomnę" stwierdziła w myślach i zmrużyła oczy grzejąc się w promieniach późno wiosennego słońca.
Naru? Dokończać dokładnie tego nie musisz, ale możesz mnie tam gdzieś wciągnąć jak masz jakiś ciekawy pomysł. I wybacz stan tego opka *^*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz