sobota, 2 stycznia 2016

Od Fery (CD Ronana) - Tak pogrywasz?

        Plan Fery szlag trafił.
  Nie żeby kiedykolwiek jakiś istniał. Szczerze, to był to tylko pewien zamysł, niemal pewność, że do danego zdarzenia dojdzie, niezależnie od jej starań. Chyba wszyscy wiedzieli co miała na myśli. Chciała walki. Zdawała sobie sprawę, że doprowadzanie do jatki na terenie watahy, do której dopiero co dołączyła nie było szczególnie dobrym pomysłem. Drugiego pierwszego wrażenia nie zrobi. Ale nie oszukujmy się - między takimi osobistościami jak Fera i Ronan w końcu musi zaiskrzyć i to nie w tym pozytywnym sensie. Do walki dojdzie tak czy inaczej. Po co więc się męczyć potyczkami słownymi? Cóż, Fera nie musiała przyspieszać biegu wydarzeń, bo mimo wszystko ma jednak w sobie tę dozę cierpliwości. Dodatkowe oczekiwanie jedynie podsyca zadowolenie z jego końca. Jednak nic jej nie zabrania nieco samca podpuścić.
  Nie podobało jej się, że Kruk wyzbierał się tak szybko z ran po ich pojedynku. Miała niezmierną ochotę, by to poprawić. Wyssać tą jego czarną krew, połamać łapy, zmiażdżyć kark...No dobra, może nie aż tak. Gdyby przerwała połączenie czaszki z kręgosłupem, samiec - niezależnie od tego, jak był twardy - umarłby. Przecież nie wszyscy potrafią się regenerować jak ty, przypominała sobie w myślach. Chyba zbyt często zapominała, że większość istot na świecie (nawet hybrydy) nie jest w stanie przeżyć uszkodzenie tętnicy szyjnej, a następnego dnia wrócić ze zwykłym strupem. Ale jakże wtedy świat byłby piękny! Zwłaszcza dla niej. Bezkarnie okaleczać każdego, kto na nią krzywo spojrzy? Łamać karki i nie być nazywanym mordercą, bo regeneracja nie da pokrzywdzonemu umrzeć? Walczyć w kręgu z tłumu gapiów, którzy rozejdą się bez zainteresowania, nawet jeśli członek ich stada został zmasakrowany? Wbrew wszystkiemu, Fera Rosa nie widziała niczego satysfakcjonującego w samej śmierci, zwłaszcza szybkiej. Pasjonowały ją za to męczarnie, a nie ma nic lepszego od spuszczania krwi z wroga, który nie umrze, tylko wróci, a wtedy robić to ponownie, i ponownie, i ponownie... Ach, co to by było za życie...
  Nudne, uzmysłowiła sobie nagle Strzyga. Co z tego, że nie byłaby w stanie zabić? Gdyby krwawe walki z jej udziałem nie kończyły się w większości przypadków śmiercią jej przeciwnika, stałyby się  l e g a l n e. W tych jej potyczkach, celowemu podpuszczaniu słabszych od niej do bójki, mordowaniu na oczach całych watah całą zabawę stanowił fakt, że właśnie złamała jakieś prawo. Robiła coś złego. Sama w sobie była Złem. To dlatego nazywali ją Filia Mephistophilis - Córka Mefistofelesa. Gdyby miażdżenie karków, podrzynanie gardeł, wypruwanie flaków nie prowadziło do czyjejś śmierci, nie byłoby złe. Owszem, byłoby bolesne. Ale Fera z własnego doświadczenia wiedziała, jak szybko dzięki regeneracji da się przyzwyczaić do cierpienia, uznać je za nieodłączną część życia - coś naturalnego, a wręcz dobrego. Gdy widzi się własną krew i czuje ból, możesz być pewny, że jeszcze żyjesz. Dopiero gdy go nie czujesz, powinieneś się martwić ile tej krwi rzeczywiście z ciebie wylano.
  Regeneracja to rzeczywiście coś niesamowitego, wyjątkowego. Ale gdyby posiadali ją wszyscy, straciłaby swoją cenę. Staniałaby razem z cierpieniem, a śmierć w ogóle wypadłaby z obrotu handlu, jakim jest cała egzystencja. Najlepiej jest, gdy posiadają ją tylko dwie osoby: Ty i Twój wróg.
  A w przypadku Fery i Ronana tylko jedno z nich posiadało ten przywilej.
  Gdy samiec wspomniał o dołączeniu do stada, Strzygę krew zalała. Nie dosłownie oczywiście (na niedoczekanie Kruka). I choć uparcie liczyła, że jej pysk nie pokazał niczego jakiś grymas chyba jednak jej umknął, bo irytujący wyszczerz basiora lekko się poszerzył. Jeśli tu dołączy nie będzie już w stanie go zatłuc, choćby nawet drasnąć, nie licząc się z tutejszymi prawami. Niestety, zdążyła się już tutaj zadomowić i nie zamierzała tułać się dalej. Wreszcie trafiła na watahę, w której mogła zostać, nikt nie pytał ją o jej przeszłość i z miejsca nie zawalono ją toną regulaminu. Na dodatek wszyscy tu byli HYBRYDAMI, a co za tym idzie, wszyscy posiadali tu jakieś nadnaturalne zdolności, dzięki którym ,,przypadkowe uszkodzenie" sąsiada nie skończy się dla niej procesem. Nawet takie małe kurduple jak Chappie są w stanie przeżyć atak na dorosłą hybrydę (co nam pięknie udowodnił Ronan x3). Ale jeśli ten tutaj osobnik również dołączy, zyska immunitet do takich właśnie bezkarnych sprzeczek jak ta...
  Zaraz, zaraz! Będzie mógł ją denerwować nie narażając się na atak, bo jest członkiem stada, a rozrywanie wnętrzności pod nosem Alfy to nie najlepszy pomysł...Czyli sprawa ma się również odwrotnie! Ona nie może zaatakować jego i  o n  nie może zaatakować  j e j.
  Szala się odwróciła kochasiu, pomyślała z rosnącym zadowoleniem. Nie miała nawet zamiaru go w sobie kryć. Przecież to gra, a ona jeszcze nie złamała żadnej zasady. No, może teraz zamierzała nieco je naciągnąć ku swojej korzyści. Wpatrywała się bezczelnie w błękitne oczy samca. Na jej pysku pojawił się najpierw mały, stopniowo coraz szerszy uśmiech. A biorąc pod uwagę fakt, że kąciki jej ust sięgały niemal uszu oraz nienaturalną ilość ostrych zębów efekt uzyskała wyjątkowo upiorny. Zjawa przestał się uśmiechać. Przez moment Fera była nawet w stanie dostrzec nutkę niepokoju w jego oczach.
  - To naprawdę miło z twojej strony - powiedziała przesłodzonym głosem, choć dla kogoś jej nieznającego mógł on brzmieć zgoła normalnie. Ale wszystkim, którzy mieli okazję słyszeć zwyczajowy ton Strzygi z miejsca niemal psuły się zęby. - Nasza Alfa jest wyjątkowo wyrozumiała. Przyjmie tutaj KAŻDEGO dziwoląga...nawet takiego barana jak ty.
  - Zdążyłem już to zauważyć na twoim przykładzie - odparował basior, jednak dalej niepewny zamiarów wadery.
  - Może cię jej przedstawić, co? - zaproponowała Fera. Zeskoczyła z domku i z dołu patrzyła wyczekująco na Ronana. - Co jest, Ronuś? Wstydzisz się?
  Samcem lekko drgnęło, gdy usłyszał złośliwe zdrobnienie. Bacznie obserwując Strzygę ruszył jej śladem. Samica wykrzywiła wargi w sztucznym uśmiechu i ruszyła w stronę domku Innej swobodnym, beztroskim krokiem. Nawet na niego nie patrzyła. W jej mowie ciała znaczyło to tyle, co ,,Nie jesteś dla mnie żadnym zagrożeniem". Oczywiście w innej sytuacji nie spuszczałaby z niego oka. Ale to w końcu gra, prawda? A ona tylko gra na jej zasadach...

Ronuś? x3 Grasz dalej?

piątek, 1 stycznia 2016

Od Araless - Głód

        Minęło parę dni....nikt nie chciał mnie poznać...Zostałam od razu odtrącona,tak jak w mojej rodzinnej watasze.Wszyscy,których widziałam byli podobni...hybrydy wilków.Jedynie Orii i Chappie byli inni...jednak rozmawiali.Czuli się tu dobrze.Ja tylko stałam z boku i obserwowałam.Parę osób spojrzało na mnie i nawet chcieli się przywitać,lecz szybko się odwracali.może dlatego,że nie jestem przystosowana do rozmów z innymi.Jedynymi moimi kompanami do rozmów były ptaki,które inteligencją nie przodowały...to tak jak rozmawiać z rybą...ona nic nie zrozumie...

Postanowiłam się przejść i upolować coś.Miałam akurat chrapkę na jelenia.Poszłam wolnym krokiem w stronę polany.Gdy już wyszłam z zarośniętego lasu ze zróżnicowanymi rodzajami krzewów i drzew nagle oślepło mnie słońce,które powolnym ruchem kierowało się ku górze.Po chwili zawył wiatr.Wreszcie mogłam poczuć ten piękny zapach kwitnących kwiatów.Rozpostarłam skrzydła i zaczęłam biec w stronę wschodu.Jednym skrzydłem powiewałam dmuchawce do lotu a drugim zachęcałam kwiaty do tańczenia w rytmie podmuchów wiatru.Powoli moje łapy już prawie odrywały się od ziemi,więc jednym ruchem owych skrzydeł wzniosłam się w powietrze.Już prawie zapomniałam jakie jest to uczucie.Poczułam wiatr,promienie wschodzącego słońca...poczułam wreszcie...wolność.
Jednak głód powoli się wzmagał.Zaczęłam szukać właśnie stada jeleni.Jednak nic z tego....Nie było żadnego ruchu wśród traw,tak jakby wszystko znikło w jednej chwili.Latałam nad polaną przez długie godziny...Myślałam że tak lecę przez wieczność.Nagle zauważyłam ruch.Po chwili poczułam,że ktoś na mnie patrzy.Przeszył mnie dreszcz.Jednak gdy tak się dłużej w nie wpatrywałam widziałam więcej szczegółów.To coś było czarne...wymachiwało ogonem jak bicz,i miało również też coś ze złota...lecz co to było?Nie wiem. Na początku chodziło powolnie....jednak nagle zaczęło szybko się poruszać,jakby skakał i biegał za jednym razem.Zniżyłam lot by spróbować zidentyfikować co to jest.Gdy tak przyglądałam się na to nagle owa postać podniosła głowa i nasze spojrzenia się skrzyżowały.Nagle tajemnicza postać zatrzymała się.Postanowiłam wylądować.Jak już dotknęłam ziemi wreszcie zobaczyłam z bliska kto to jest.Był to wilk z bardzo długimi uszami.Przez chwile wpatrywaliśmy się w siebie aż potem on okrążył mnie półkolem i odchodził.
-Hej!Kim jesteś?-zawołam go
-Kimś?-odparł
-Nie o to chodzi...
Westchnął-Hybrydą?Jak widzisz...
-Aha...Czy ty jesteś stąd?
-Nie...nie jestem stąd?Podróżuje.Mam jedno pytanie...czy jest tu gdzieś wataha?
-Ymm...tak oczywiście...Jestem jednym z członków tej watahy...jednak ona jest inna niż wszystkie inne.Więc się zdziwisz.
-Aha,a możesz mnie do niej zaprowadzić?
-Tak...chętnie.
I ruszyliśmy w stronę lasu.Miałam okazję rozgryźć kim on naprawdę jest.Długi ogon,długie uszy i...KOPYTA?Po raz pierwszy widzę wilka z kopytami.Na początku myślałam,że to są ogromne pazury,ale nie...Nagle głód znów dawał znaki...tymi znakami było burczenie w brzuchu.Cóż jak się od tygodnia nie jadło to jest dość uciążliwe uczucie,jednak starał się tego po nie nie poznać.Po chwili rozległo się nawet głośne burczenie.Owa hybryda odwróciła się i spojrzała na mnie.
-Przepraszam.-powiedziałam z zawstydzeniem.-Wiesz jak się nie je tydzień...
-Tak znam to uczucie.
-Tak?-zapytałam z zaciekawieniem.

Vitulus? Sorry za długość...brak weny

Od Ronana (CD Fery) - Upiór i Zjawa

        Ronan nie potrafił powstrzymać złośliwego uśmiechu, który mimowolnie wpełzł mu na usta. Bezwiednie odsłonił kły, zupełnie jakby szykował się do walki… ale nie miał zamiaru się pojedynkować. Nie tutaj.
Owszem, samiec był brutalny, potrafił też być naprawdę nieprzewidywalny i agresywny… ale na pewno nie był głupi. Kruk od dziecka był szkolony na wojownika, a przy tym również i na świetnego stratega. Nawet, jeśli na takiego nie wyglądał, w razie czego potrafił nie działać pod wpływem impulsu i przemyśleć sprawę. Oczywiście od czasu rozpoczęcia wędrówki z siostrą, czyli po… ech, rzezi, jakiej dokonał na reszcie rodziny ich starszy (a przez samego Ronana i Seanit, już nieżyjący) brat, Declan, basior częściej działał pod wpływem emocji, niż chłodnej kalkulacji. Co jednak nie znaczy, że zmienił się w głupią, rządną mordu bestię (choć czasem, gdy krew uderzała mu do głowy ciężko było go powstrzymać przed ranieniem. To również dlatego skrzydlata bliźniaczka nigdy nie zamierzała opuścić swojego brata). Wspomnienie Fery o watasze… o stadzie, do którego należała ta ziemia i zapewne, do którego należała również Strzyga, przypomniało mu o tym wszystkim. O planowaniu, o strategii. Kruk nie był już jednak tym dawnym Ronan’em, nie był tamtym dumnym (aczkolwiek buntowniczym) wojownikiem. Był demonem, w którego żyłach płynęła czarna krew. Nie znaczyło to jedna, że zamierza zlekceważyć ostrzeżenia, ani informacje, jakimi podzieliła się z nim Fera. Wręcz przeciwnie, jak najbardziej brał je pod uwagę. To właśnie dlatego zdecydował się rozwiązać sprawę trochę… inaczej, niż zazwyczaj. Inaczej, niż spodziewałaby się tego Strzyga.
-Ależ oczywiście.- basior odpowiedział na pytanie Strzygi, dalej bezwiednie odsłaniając kły.- Wręcz usychałem z tęsknoty.- hektolitry sarkazmu i ironii, jakie wpakował w to zdanie, pod wpływem nadmiernej ilości, zdawały się aż z niego wylewać.
-No proszę… jaki miły z ciebie chłopiec.- odparowała samica, wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu. Skoro żadne z nich nie miało zamiaru walczyć, pozostała im tylko potyczka słowna. W takim wypadku Fera podchwyciła grę aktorską niebieskookiego.- Jak to możliwe, że nie dostrzegłam tego wcześniej?
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze złośliwiej do szarego wilka, czekając na jego reakcję. Cóż, nawet jeśli walczyli tylko i wyłącznie na słowa, to chyba oboje zdawali sobie sprawę z tego, że udawanie miłych dla siebie nawzajem będzie znacznie większym (choć nie niebezpieczniejszym… chyba…) wyzwaniem, niż najostrzejsza i najbardziej brutalna bijatyka. To było coś w rodzaju testu… psychicznego. Sprawdzenie, które dłużej wytrzyma, komu pierwszemu puszczą nerwy. Nie wiadomo tylko ile ten przeklęty sprawdzian mógł trwać… zwłaszcza, że rodzeństwo mogło chcieć dołączyć do watahy. Ciężko powiedzieć, jak by się to skończyło, choć o tym hybrydy miały przekonać się znacznie… znacznie później.
-Też się właśnie zastanawiam jak mogło do tego dojść.- samiec otaksował Strzygę sztucznie miłym spojrzeniem, od którego w rzeczywistości aż biło wrogością i czymś na kształt wyzwania.
Basior podszedł bliżej „domku” wampirzycy i, nawet nie czekając na pozwolenie, czy jakąkolwiek reakcję, skoczył na dach, prowokacyjnie układając się obok Fery. Samica zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Basior zdecydował się to wykorzystać.
-Niemniej, wysunęłaś wcześniej bardzo trafny wniosek. Zapewne chciałabyś dostać nagrodę, co?
-Moją nagrodą…- zaczęła wadera, po krótkiej chwili pauzy.-… Moją nagrodą, byłoby zmiecenie Cię z powierzchni Ziemi.- dokończyła. Następnie, basior uznał, że pod wpływem niemałego wysiłku, uśmiechnęła się do niego przyjacielsko.
A więc to o to chodzi, tak?, pomyślał Kruk, Prowokacje i wyzwiska oprawiamy w ładą ramkę z przyjacielskich uśmiechów? Niedoczekanie.
-Doprawdy ciekawe życzenie. Jeśli o mnie chodzi, najchętniej wgniótłbym twoje truchło w ziemię, zamiast Cię stąd zmiatać.
-Tak mówisz?- Fera uniosła jedną brew. W tamtym momencie Ronan nie potrafił się już zdecydować, czy dziewczyna udaje, czy zaczęła odpowiadać na serio. Ale czy ktoś taki jak oni mogliby kiedykolwiek prowadzić ze sobą normalną rozmowę? No dobra, „normalną” to za dużo powiedziane… w granicach normy. - Z Twoimi umiejętnościami masz nikłe szanse. Mogę Cię jedynie pocieszyć, że marzenia nie kosztują Cię zbyt wielkiego wysiłku, więc życzyć to sobie możesz. Ale w praktyce…- tutaj Strzyga popatrzyła się na samca prowokacyjnie.-… nie byłoby to możliwe.
-Tak sądzisz?- niebieskooki w odpowiedzi uśmiechnął się jadowicie.
Widząc zawzięte miny obu hybryd, Seanit uniosła tylko jedną brew, wywracając oczami ze zrezygnowania. Już raz, jeśli nie więcej razy była świadkiem podobnej wymiany zdań między bratem, a Strzygą i wolała nie oglądać tego ponownie. Nie dlatego, że się bała… wolała poszukać ciekawszego zajęcia, tutaj i tak nie miała nic do roboty. A skoro skrzydlata jaszczurka gdzieś odleciała, mogła być pewna, że bliźniak nie był w żaden sposób „zagrożony” (wybacz Fera, Chappie jednak jest groźniejszy, musisz to przyznać x3). I choć obie hybrydy miały w tamtym momencie dużo do powiedzenie, skrzydlata wadera przerwała im bez ogródek.
-Wiecie co? Ja chyba usunę się z pola rażenia, wolałabym jeszcze trochę pożyć.- mrugnęła do Kruka porozumiewawczo, dając mu szybki znak, by się nią nie przejmował. Następnie rozłożyła szare skrzydła i wzniosła się w przestworza. Kilka sekund później, dwie hybrydy straciły ją z oczu. Nie powiem jednak, by bardzo się tym przejęły, oboje mieli ważniejsze sprawy na głowie. Chociażby niedokończony pojedynek.
Ronan podniósł się na równie nogi i zaczął powoli krążyć wokół Fery. – Wiesz… - zaczął, gdy bliźniaczka zniknęła za chmurami.- zauważyłaś czasem, że zdecydowanie łatwiej jest wypowiadać słowa, choćby nie wiem jak bardzo były okropne, niż wcielać te plany w życie?- uśmiechnął się jadowicie, jednak nie był to straszny uśmiech. Owszem, było w nim coś niepokojącego, jednak nie miało to nic wspólnego z tak prostym pojęciem lęku.- A zdaje mi się, że oboje nie lubimy rzucać pustych słów na wiatr, czyż nie mam racji… Rosa?- basior zaszedł Strzygę od tyłu, jednak jej blado-błękitne ślepia ciągle bacznie go obserwowały, niepewne dalszego przebiegu wydarzeń. Samiec nachylił się nad lewym uchem wampirzycy.- Moglibyśmy jeszcze raz przetestować swoje umiejętności. Urządzić małą… konkurencję. Nikt nawet nie zauważy, że gdzieś zniknęliśmy.- szepnął jej do ucha, wabiąc podstępnie, niczym kusząca zjawa, łapiąca ofiarę w swe sidła. Problem jednak był w tym, że Fera Rosa na pewno nie była tutaj ofiarą. W tamtym momencie gra, jaką oboje prowadzili nie była pojedynkiem między myśliwym a ofiarom. To był wyścig upiora i zjawy… zwycięzcą był ten, kto szybciej przekona i osłabi drugą hybrydę.
-Tak ci się zdaje?- wadera również podniosła się na równe nogi, wpatrując się w niebieskookiego.- A co jeśli ktoś zauważyłby, że zniknęłam? Myślisz, że nie zaczęliby mnie szukać?- teraz to biała hybryda zaczęła krążyć wokół Kruka.- Jak Ci się zdaje, co by sobie pomyśleli, gdyby znaleźli nas zakrwawionych? Walczących ze sobą na śmierć i życie?
Ronan parsknął i uśmiechnął się odrobinę, jakby do siebie.
-A kto tutaj mówi o walce na śmierć i życie?
-Nie ważne, może być nawet do pierwszej kropli krwi… twej lepkiej, czarnej jak smoła mazi.- samiec zignorował prowokację Fery, która jasno mówiła, że to on byłby tym przegranym.- Myślisz, że czyją stronę wzięłaby wataha, gdyby zobaczyła naszą bójkę? Nieznajomego, czy członka stada?
Cóż, w tej sytuacji Ronan musiał niechętnie przyznać przed samym sobą, że Fera miała odrobinę racji. Konflikt i pojedynek „dla zabawy” między nimi to jedno, ale walka z innymi hybrydami… cóż, była czymś, czego basior nie miał zamiaru się podejmować. Już miał dać za wygraną i odejść, kiedy do głowy wpadł mu pewien pomysł.
-A gdyby stado nie mogło wziąć strony żadnego z walczących?- uśmiechnął się złośliwie.
Teraz to obydwie hybrydy krążyły wokół siebie, zupełnie jakby szykowali się do bijatyki. Ale nie mieli zamiaru walczyć, to była tylko bitwa słowna. Nawet jeśli stanowiła prowokację do prawdziwej potyczki.
-Co masz na myśli?- wypaliła Fera, marszcząc brwi. Zaraz jednak zamrugała szybko i spojrzała na Ronan’a, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Wiedziała już, o co mu chodziło.
-Jak myślisz, jakby to wszystko wyglądało, gdybym dołączył do waszej watahy?- basior zatrzymał się w miejscu, przestając już krążyć wokół Strzygi. Posłał jej tryumfalne spojrzenie, czekając na jej reakcję.

Fera? Co powiesz na to? x3