piątek, 10 czerwca 2016

Od Kenshiego (CD Innej i Visphoty) - Nie duch i nie trup

        Sento zamerdał trzema ogonami, najwyraźniej bardzo z siebie dumny. Kenshi przewrócił oczami, co raczej trudno było zauważyć przez brak tęczówek i źrenic (odruch, którego się nie pozbył mimo ślepoty).
  - Najmocniej przepraszam - powiedział do wadery o miłym głosie. - Kilkaset lat, a zachowuje się jak jakieś dziecko - Sento niby to przypadkiem smagnął go końcówką jednego z ogonów w ucho. Zanim basior zdołał mu oddać, duch rozpłynął się do postaci widmowych kul.
  - Czyli...to jednak duch, prawda? - upewniała się nieznajoma. - Nie jestem jeszcze wariatką?
  Kenshi zmarszczył brwi.
  - A dlaczego miałaby pani nią być? - zdziwił się.
  - Długa historia - zaśmiała się nerwowo. - Mam na imię Inna - dodała po chwili wyciągając przyjacielsko łapę.
  - Kenshi - przedstawił się czarny z uśmiechem.
  Inna sterczała przed chwilę z wystawioną łapą czekając aż nowy znajomy odwzajemni gest. Kenshi jednak dalej stał jak wcześniej, nieco zdziwiony przeciągającą się ciszą. Podniósł jedną brew.
  - Coś nie tak? - zapytał.
  Wadera zmrużyła oczy w namyśle, po czym dla próby pomachała mu łapą przed oczami. Ten jednak nie cofnął się, ani nie spytał czy dziewczyna dobrze się czuje. Zupełnie jakby nic nie widział, co zresztą było prawdą. W końcu klasnęła mu przed nosem. Dopiero wtedy zaskoczony basior cofnął się o krok.
  - A to co miało znaczyć? - powiedział zmieszany.
  - Jesteś niewidomy, prawda? - wysunęła wniosek zielona.
  - No...tak - odpowiedział Kenshi i uśmiechnął się lekko rozumiejąc już zachowanie wadery. - Nie wystarczyłoby zapytać wprost?
  - Chyba by wystarczyło...wybacz - Inna zaśmiała się nerwowo. - Zapomnij o tym. Dziwaczeję na starość. To przez posadę Alfy...
  - Alfy? - przerwał jej wilk. - Masz tutaj stado?
  - Tak. Hybryd konkretnie. Jak chcesz to mogę cię zaprowadzić do Przystani. Może byś z nami został? - zaproponowała przyjaźnie.
  Kenshi przechylił łeb w namyśle. To nie był taki głupi pomysł. Błąkał się z Sento po okolicy już od jakiegoś czasu. Za górami nie trafił do tej pory na żadną zwykłą watahę. Zupełnie, jakby granie były jaką magiczną barierą, przez którą nic się nie mogło dostać do tej doliny. Doliny na dodatek zajętej przez jemu podobne hybrydy.
  - Wiesz...dasz mi chwilę namysłu? - spytał. - Jeszcze nie jestem pewien, czy powinienem gdziekolwiek zostawać na dłużej.
  - W porządku - odparła Inna. - W razie czego, idąc szlakiem stąd trafisz na ogromną puszczę, a w jej sercu nad wodospadem leży Przystań. Ale...chyba dasz radę się tam dostać mimo...
  - Spokojnie - Kenshi zaśmiał się lekko. - Nie jestem całkowicie ślepy. Sento mnie poprowadzi.
  - Czyli jesteśmy umówieni? - wadera uśmiechnęła się ruszając już w stronę lasu. Basior kiwnął potakująco głową. - No to zapraszamy - dodała wesoło i zniknęła między drzewami.
  Czarny jeszcze przez chwilę patrzył niewidzącymi oczami w stronę gdzie przed chwilą stała Inna. W końcu obok niego zmaterializował się niebieski duch i szturchnął go w bark. Kenshi westchnął i ruszył się z miejsca. Doprawdy miła osoba z tej Alfy.

        Dostaliście kiedyś w nos rozgrzanym węgielkiem prosto z paleniska? Nie? Cóż, to świadczy tylko i wyłącznie o w miarę dobrym zdrowiu psychicznym waszego rodzeństwa. W końcu kto normalny rzuca do kogokolwiek żarzącym się odłamkiem?
  Kenshi czymś takim właśnie dostał. Nie był to co prawda prawdziwy węgielek, ale odczucie to samo.
  Zerwał się z miejsca z okrzykiem bardziej zaskoczenia niż bólu i odruchowo zasłonił nos łapami. Rozejrzał się nerwowo wokół. Był zupełnie ślepy. Znajdował się w czarnej nicości, z której właśnie coś wychynęło, by go zaatakować. Po chwili jednak Sento użyczył mu swoich oczu i poczuł delikatne fale emocji bijące z trzech punktów - dwóch małych i jednego większego. Ten większy właśnie się cofnął do tyłu, ale wciąż trzymał uniesioną przednią łapę.
  - Wybacz - powiedział lekko rozbawionym damskim głosem. - Chciałam tylko sprawdzić czy żyjesz. A właściwie to te maluchy chciały...
  - Dzień dobry... - powiedział niepewnie jeden z ,,maluchów" chowający się za tylnymi łapami wadery.
  - Zgniłek jednak żyje! - ucieszył się drugi robiąc fikołek w powietrzu na swoich smoczych skrzydłach.
  Kenshi warknął z lekką irytacją. Jeśli jeszcze jeden raz tego dnia ktoś będzie sprawdzał czy jest duchem lub trupem, będzie musiał się poważnie zastanowić nad dołączeniem do tego pokręconego stada.
  - Żyje, żyje - mruknął. - Nie można już normalnie pospać?
  - Na środku drogi? - Pani Żarzące Palce uniosła jedną brew.
  - Drogi...? - zdziwił się basior oglądając wokół. Czyżby znowu pomylił polankę ze szlakiem? Aż taki był padnięty? Sento, któregoś dnia cię po prostu zatłukę, pomyślał, ale zdecydował się nie rozprawiać na głos o tym, jak można robić na złość duchowi.
  - W każdym razie, Vista jestem - przedstawiła się wadera. - Ten mały świecący to Ori, a mały latający...
  - Chappie! - wyręczył ją stworek unosząc się w powietrzu tuż przed nosem czarnego. - A Zgniłek to...?
  - Kenshi - odpowiedział niepewnie.
  - Keeeen-shiiiii - powtórzył powoli smok jakby chcąc się upewnić, czy jest w stanie dobrze to wymówić.

Chappie? Ori? Visphota? Zgniłek nie ma weny na hybrydy :<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz