sobota, 30 maja 2015

Od Tibu (CD Visphoty) - Dzieci gryza

        Dzień już od rana zapowiadał się fatalnie a kiedy myślałem ,że już nie może być gorzej pojawiły się te małe potwory.
Oblegały mnie ze wszystkich stron ,dwanaście małych bestii.Kiedy udało mi się odepchnąć jedną czy dwie wszystkie pozostałe wskakiwały mi na grzbiet i usiłowały przewrócić.
-Nie jestem rybą !-zawarczałem machnięciem ogona roztrącając na bok atakujące mnie potwory
Odpowiedział mi jedynie wybuch bezdusznego śmiechu wydobywającego się jednocześnie z dwunastu małych gardeł.Przeciwnicy wyszczerzyli zęby i ze zjeżonym futrem skoczyli w moim kierunku.
Tym razem udało mi się mnie przewrócić.Zanim się zorientowałem leżałem już przyciśnięty do ziemi wciągałem nosem błoto.Jeden z wrogów stanął przede mną i przekrzywiając głowę zbliżył się do mojego pyska.Jego futerko pokrywała warstw brudu i błota a w słodkim wyrazie pyzatej mordki dało się odczytać wyraźne okrucieństwo i chęć mordu.Jak już się pewnie domyśleliście te diabelskie istoty które wam opisuję były...dziećmi.A pomyśleć że wydawały się takie milutkie.
-NIE JESTEM RYBĄ!-wrzasnąłem po raz kolejny i szarpnąłem się pod ciężarem przygniatających mnie szczeniąt.
-A to ciekaffe-wysepleniła bestyjka żująca jedną z moich łap-smakujess sszupełnie jak liiba.
Co prawda ukąszenia nie były bolesne jednak patrzyłem na stado dobierających się do mnie dzieci z rosnącym niepokojem.Już niemal mogłem sobie wyobrazić jak ginę zacimumkany na śmierć przez ich częściowo bezzębne wargi.Co prawda wyobrażałem sobie ,że umrę w jakiś bardziej heroiczny sposób.Na samą myśl robiło mi się niedobrze.Potem poczułem jak małe puchate łapki dobierają się do mojej szyi ,niebezpiecznie blisko skrzeli.Zmotywowany realnym zagrożeniem zerwałem się z ziemi zrzucając większość napastników ,jedynie jeden potworek wciąż uparcie trzymał się na moim grzbiecie chichocząc złowieszczo i plując przy tym na wszystkie strony.Podskoczyłem parę razy ale mimo tego wilczek wciąż nie spadał.
-IHA!-zakrzyknął podskakując na moim karku
Warknąłem głośno kiedy pociągnął mnie za grzywę i zacząłem podskakiwać kłapiąc zębami i wijąc się jak opętany.Z dołu dobiegły mnie chichoty ,widocznie ten szaleńczy pląs wydawał się małym bestyjką nad wyraz zabawny.Śmiały by się pewnie jeszcze dłużej ale chorą zabawę przerwał głos.
-Dzieci!
Dopiero po chwili udało mi się dostrzec właścicielkę tego głosu.Starsza wilczyca ,może matka lub babka małych diablątek przywołała je do siebie.Jeden ze szczeniaków pokazał mi język.Miałem właśnie powiedzieć jej ,ze nie powinna wypuszczać bachorów z domu bez tabliczki ,,dzieci gryzą'' jednak udało mi się wyksztusić tylko coś w stylu:
-Ma pani urocze wnuki.
Wilczyca zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem. W tej chwili zrozumiałem jak wielki popełniłem błąd...Wadera choć wyglądała jak stara wiedźma bez wątpienia nie lubiła jak się jej to wypomina.Wymamrotała coś co zabrzmiało jakby rzucała urok.Słyszałem ,że na tych terenach żyją wilki władające magią ale nigdy nie spodziewałem się ,ze to coś więcej niż legendy.Znad łąki uniosła się chmara czarnych ptaków...wściekłych czarnych ptaków.
Po jakichś trzech godzinach biegu teren stał się jakby znajomy.Wielokrotnie chciałem się zatrzymać jednak gdy tylko zwalniałem do moich uszu docierał wściekły świergot goniącej mnie chmary.Wysoki piskliwy dźwięk wwiercał się do czaszki i po jakimś czasie nie słyszałem już nic poza tym ohydnym ćwierkaniem.Powoli zaczynałem tracić ostrość widzenia.Kiedy na mojej drodze pojawiła się przeszkoda dostrzegłem ją zbyt póżno by się zatrzymać.Potknąłem się i zaryłem głowa w trawę.
-Jesteś ślepy?-spytała istota na która wpadłem
Była dość mała , miała duże uszy i mnóstwo cętek na futrze (nie pamiętam żebym coś brał ale wydawało się ,że świeciły).Jej głos był nawet przyjemny.Wydawała mi się w dziwny sposób znajoma...
-Ładny ogon -odpowiedziałem nieprzytomnie wpatrują się w ciągnącą się po ziemi kitę którą zauważyłem dopiero w tamtej chwili
Moja rozmówczyni prychnęła jednak po chwili odezwała się ponownie
-Co to za dźwięk?
Wtedy ja również do usłyszałem.Skrzek i furkot dziesiątek lub nawet setek małych skrzydełek.Zerwałem się na nogi.
-Całe stado niczego dobrego-odpowiedziałem
Oczy wadery rozszerzyły się ze zdziwienia kiedy nad drzewami ukazały się pierwsze ptaki.Zamarła w miejscu jakby zupełnie nie świadoma nadchodzącego zagrożenia.Popchnąłem ją w kierunku oddalonego o jakieś sto metrów jeziora.
-Uciekamy!-wrzasnąłem i rzuciłem się do biegu
Wadera pędziła tuż obok mnie śmiejąc się głośno.Po chwili znaleźliśmy się w wodzie.Jej długi ogon zafalował szarpnięty prądem.Potem niebo nad jeziorem zrobiło się zupełnie czarne.I wiecie co?
Te cętki na ciele wadery naprawdę świeciły.
Potem ptaki zaczęły spadać jeden po drugim do wody.Kiedy trąciłem jednego nosem okazał się martwy.Czyby skończyło im się paliwo?
Obca wadera już kierowała się ku powierzchni


Vista?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz