
Oblegały mnie ze wszystkich stron ,dwanaście małych
bestii.Kiedy udało mi się odepchnąć jedną czy dwie wszystkie pozostałe
wskakiwały mi na grzbiet i usiłowały przewrócić.
-Nie jestem rybą !-zawarczałem machnięciem ogona roztrącając
na bok atakujące mnie potwory
Odpowiedział mi jedynie wybuch bezdusznego śmiechu
wydobywającego się jednocześnie z dwunastu małych gardeł.Przeciwnicy wyszczerzyli
zęby i ze zjeżonym futrem skoczyli w moim kierunku.
Tym razem udało mi się mnie przewrócić.Zanim się
zorientowałem leżałem już przyciśnięty do ziemi wciągałem nosem błoto.Jeden z
wrogów stanął przede mną i przekrzywiając głowę zbliżył się do mojego pyska.Jego
futerko pokrywała warstw brudu i błota a w słodkim wyrazie pyzatej mordki dało
się odczytać wyraźne okrucieństwo i chęć mordu.Jak już się pewnie domyśleliście
te diabelskie istoty które wam opisuję były...dziećmi.A pomyśleć że wydawały
się takie milutkie.
-NIE JESTEM RYBĄ!-wrzasnąłem po raz kolejny i szarpnąłem się
pod ciężarem przygniatających mnie szczeniąt.
-A to ciekaffe-wysepleniła bestyjka żująca jedną z moich
łap-smakujess sszupełnie jak liiba.
Co prawda ukąszenia nie były bolesne jednak patrzyłem na
stado dobierających się do mnie dzieci z rosnącym niepokojem.Już niemal mogłem
sobie wyobrazić jak ginę zacimumkany na śmierć przez ich częściowo bezzębne
wargi.Co prawda wyobrażałem sobie ,że umrę w jakiś bardziej heroiczny sposób.Na
samą myśl robiło mi się niedobrze.Potem poczułem jak małe puchate łapki
dobierają się do mojej szyi ,niebezpiecznie blisko skrzeli.Zmotywowany realnym
zagrożeniem zerwałem się z ziemi zrzucając większość napastników ,jedynie jeden
potworek wciąż uparcie trzymał się na moim grzbiecie chichocząc złowieszczo i
plując przy tym na wszystkie strony.Podskoczyłem parę razy ale mimo tego
wilczek wciąż nie spadał.
-IHA!-zakrzyknął podskakując na moim karku
Warknąłem głośno kiedy pociągnął mnie za grzywę i zacząłem
podskakiwać kłapiąc zębami i wijąc się jak opętany.Z dołu dobiegły mnie
chichoty ,widocznie ten szaleńczy pląs wydawał się małym bestyjką nad wyraz
zabawny.Śmiały by się pewnie jeszcze dłużej ale chorą zabawę przerwał głos.
-Dzieci!
Dopiero po chwili udało mi się dostrzec właścicielkę tego
głosu.Starsza wilczyca ,może matka lub babka małych diablątek przywołała je do
siebie.Jeden ze szczeniaków pokazał mi język.Miałem właśnie powiedzieć jej ,ze
nie powinna wypuszczać bachorów z domu bez tabliczki ,,dzieci gryzą'' jednak
udało mi się wyksztusić tylko coś w stylu:
-Ma pani urocze wnuki.
Wilczyca zmierzyła mnie wściekłym wzrokiem. W tej chwili
zrozumiałem jak wielki popełniłem błąd...Wadera choć wyglądała jak stara
wiedźma bez wątpienia nie lubiła jak się jej to wypomina.Wymamrotała coś co
zabrzmiało jakby rzucała urok.Słyszałem ,że na tych terenach żyją wilki
władające magią ale nigdy nie spodziewałem się ,ze to coś więcej niż
legendy.Znad łąki uniosła się chmara czarnych ptaków...wściekłych czarnych
ptaków.
Po jakichś trzech godzinach biegu teren stał się jakby
znajomy.Wielokrotnie chciałem się zatrzymać jednak gdy tylko zwalniałem do
moich uszu docierał wściekły świergot goniącej mnie chmary.Wysoki piskliwy
dźwięk wwiercał się do czaszki i po jakimś czasie nie słyszałem już nic poza
tym ohydnym ćwierkaniem.Powoli zaczynałem tracić ostrość widzenia.Kiedy na
mojej drodze pojawiła się przeszkoda dostrzegłem ją zbyt póżno by się
zatrzymać.Potknąłem się i zaryłem głowa w trawę.
-Jesteś ślepy?-spytała istota na która wpadłem
Była dość mała , miała duże uszy i mnóstwo cętek na futrze
(nie pamiętam żebym coś brał ale wydawało się ,że świeciły).Jej głos był nawet
przyjemny.Wydawała mi się w dziwny sposób znajoma...
-Ładny ogon -odpowiedziałem nieprzytomnie wpatrują się w
ciągnącą się po ziemi kitę którą zauważyłem dopiero w tamtej chwili
Moja rozmówczyni prychnęła jednak po chwili odezwała się
ponownie
-Co to za dźwięk?
Wtedy ja również do usłyszałem.Skrzek i furkot dziesiątek
lub nawet setek małych skrzydełek.Zerwałem się na nogi.
-Całe stado niczego dobrego-odpowiedziałem
Oczy wadery rozszerzyły się ze zdziwienia kiedy nad drzewami
ukazały się pierwsze ptaki.Zamarła w miejscu jakby zupełnie nie świadoma
nadchodzącego zagrożenia.Popchnąłem ją w kierunku oddalonego o jakieś sto
metrów jeziora.
-Uciekamy!-wrzasnąłem i rzuciłem się do biegu
Wadera pędziła tuż obok mnie śmiejąc się głośno.Po chwili
znaleźliśmy się w wodzie.Jej długi ogon zafalował szarpnięty prądem.Potem niebo
nad jeziorem zrobiło się zupełnie czarne.I wiecie co?
Te cętki na ciele wadery naprawdę świeciły.
Potem ptaki zaczęły spadać jeden po drugim do wody.Kiedy
trąciłem jednego nosem okazał się martwy.Czyby skończyło im się paliwo?
Obca wadera już kierowała się ku powierzchni
Vista?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz