Urodziłem się daleko stąd, w watasze której tereny rozciągały się nad brzegiem oceanu.Nigdy nie poznałem ojca a po matce pozostało mi jedynie mgliste wspomnienie,nie wiem nawet jak miała na imię choć podobno to ja jestem winien jej śmierci...
No dobra zacznijmy od początku ,może być trochę obrzydliwie więc jeśli coś jedliście to....No dobra zaczynamy.
Jakieś trzy lata temu na świat przyszedł młody wilczek.Co ciekawe już po urodzeniu mógł się pochwalić kompletem ostrych zębów (oraz rybim ogonem). Zachwyty i ogólna radość nie trwały jednak długo, (tak właściwie to wcale ich nie było) jakieś pół godziny okazało się że wilczek nie przybył sam. Urodziło się kolejne szczenie. Martwe. Zupełnie bez życia a nawet lekko już się rozkładające. Rodzina szybko skojarzyła fakty (to jest szczeniak numer jeden: ostre zęby szczeniak numer dwa martwy). Wniosek nasuwał się sam...
Nie będę wam kadzić panie i panowie, już w pierwszym dniu życia zostałem oskarżony o morderstwo. Matka ponoć broniła mnie zaciekle upierając się przy tym że nie jestem niczemu winien. Niestety z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Medyk oczywiście upierał się przy durnej diagnozie ,że to niby osłabienie po porodzie. Dobre sobie! Ja wiedziałem swoje. Pamiętam to dobrze (nawet za dobrze jak na mój gust) każdej nocy gasła ,słabła coraz bardziej ,wiedziałem ,że umiera coś w mojej głowie podpowiadało ,że jej czas się kończy. Aż pewnego dnia wcale się nie obudziła. Była zimna jak góra lodowa a ja byłem przerażony. Potem do jaskini wpadli zaniepokojeni nieobecnością wilczycy sąsiedzi. Oczywiście sytuacja mówiła sama za siebie. Kolejna ofiara małego mordercy. Rodzina natychmiast się ode mnie odwróciła. Nikt, nawet rodzona siostra mojej matki ,nie chciał mnie przyjąć. Bali się? Może brzydzili? W każdym spojrzeniu dawało się odczytać słabo skrywany (albo i nawet nie skrywany) niesmak. W watasze nie działało nic na kształt sierocińca, alfa miał do wyboru dwie opcje:
a) zostawić bachora na pastwę losu
b) zmusić rodzinę do przyjęcia sieroty
Widoczne miał jakiś niewyjaśniony przypływ dobroci ponieważ zdecydował się na opcje drugą.
Tak więc rozpocząłem życie z niezmazywalną etykietką :młodociany kryminalista.
Pomijając to ,że byłem dość samotny żyło mi się całkiem nie źle. Ciotka ,początkowo wściekła na mnie za to że się urodziłem (tak też nie mam pojęcia czemu akurat na mnie ale kto kobiety zrozumie),po jakimś czasie mnie zaakceptowała.Nie miała dzieci ale ani myślała mówić do mnie ,,synu''.
Nie miałem zbyt wielu znajomych , większość odstraszał mój groteskowy wygląd.Coraz bardziej byłem rekinem ,coraz mniej wilkiem.Dużo czasu spędzałem w wodzie i pod nią.Często przynosiłem do domu wyłowione z dna skarby do domu.Jedynie wtedy ciotka była ze mnie zadowolona (widać lubiła błyskotki).
Potem poznałem wilczyce.Piękną jak marzenie.Przypłynęła z odległych krain na ogromnym Statku. W przeciwieństwie do większości wilków nie bała się oceanu, kochała go. I właśnie wtedy kiedy wszystko zaczęło układać się dobrze zdarzyła się katastrofa.Ciotka związała się z pewnym basiorem. Ohh jak ja go nienawidziłem (z wzajemnością z resztą)! Po paru miesiącach urodził im się bachorek.Śliczny i uroczy aż się rzygać chciało.
Zajął moje miejsce w domu.Kiedy pewnej nocy wstałem żeby mu się przyjrzeć ciotka się obudziła.Ożyły wspomnienia.Myślała że chciałem go udusić czy co (eh kobiety!). Tak oto kolejny raz wyzwany od morderców zostałem wygnany z domu.Jako nastoletni już Kryminalista nie mogłem nawet liczyć normalne życie.Kiedyś pewnie ciotka by mi wybaczyła ale wtedy nie widziałem żadnego innego wyjścia poza...ucieczką.
Wpakowałem się na statek i z zamieram odpłynięcia razem z ową cudną wilczycą ukryłem się w ładowni. Żył pomysł. Po dwóch dniach załoga odnalazła mnie i ...no w każdym razie nie skończyło się to dobrze i odrastające zęby się przydały.Cudowna wilczyca bała się mnie bronić, nie pisnęła nawet słowa.Chciałem z nią uciec ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć.A ja czekałem i namawiałem ją (ach miłość po cho..robe to komu potrzebne)Po dwóch tygodniach nie miałem już siły jej prosić, kiedy tylko nadarzyła się porwałem ją i wskoczyłem do wody.Nie spodobało jej się to.Mało mnie nie utopiła, krzyczała i gryzła (mam po tym piękną pamiątkę na szyi). Tak więc wypuściłem ją a ona wróciła na statek.
Udało mi się wydostać z tej mordowni ,nie chciałem zostawiać wilczycy na statku pełnym tych oprychów ale tak jakoś wyszło(naprawdę nie wiem co zrobiłem nie tak). Kiedy wreszcie po paru dniach pływania dotarłem do jakiegoś lądu przywitał nie tłum wilków.Ubzdurali sobie że jestem rybą i chcieli spróbować jak smakuje.I znów musiałem uciekać.Pomijając parę nieistotnych zdarzeń i kilka przygód...
No i właśnie w ten sposób trafiłem do Krainy Hybryd.
No dobra zacznijmy od początku ,może być trochę obrzydliwie więc jeśli coś jedliście to....No dobra zaczynamy.
Jakieś trzy lata temu na świat przyszedł młody wilczek.Co ciekawe już po urodzeniu mógł się pochwalić kompletem ostrych zębów (oraz rybim ogonem). Zachwyty i ogólna radość nie trwały jednak długo, (tak właściwie to wcale ich nie było) jakieś pół godziny okazało się że wilczek nie przybył sam. Urodziło się kolejne szczenie. Martwe. Zupełnie bez życia a nawet lekko już się rozkładające. Rodzina szybko skojarzyła fakty (to jest szczeniak numer jeden: ostre zęby szczeniak numer dwa martwy). Wniosek nasuwał się sam...
Nie będę wam kadzić panie i panowie, już w pierwszym dniu życia zostałem oskarżony o morderstwo. Matka ponoć broniła mnie zaciekle upierając się przy tym że nie jestem niczemu winien. Niestety z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Medyk oczywiście upierał się przy durnej diagnozie ,że to niby osłabienie po porodzie. Dobre sobie! Ja wiedziałem swoje. Pamiętam to dobrze (nawet za dobrze jak na mój gust) każdej nocy gasła ,słabła coraz bardziej ,wiedziałem ,że umiera coś w mojej głowie podpowiadało ,że jej czas się kończy. Aż pewnego dnia wcale się nie obudziła. Była zimna jak góra lodowa a ja byłem przerażony. Potem do jaskini wpadli zaniepokojeni nieobecnością wilczycy sąsiedzi. Oczywiście sytuacja mówiła sama za siebie. Kolejna ofiara małego mordercy. Rodzina natychmiast się ode mnie odwróciła. Nikt, nawet rodzona siostra mojej matki ,nie chciał mnie przyjąć. Bali się? Może brzydzili? W każdym spojrzeniu dawało się odczytać słabo skrywany (albo i nawet nie skrywany) niesmak. W watasze nie działało nic na kształt sierocińca, alfa miał do wyboru dwie opcje:
a) zostawić bachora na pastwę losu
b) zmusić rodzinę do przyjęcia sieroty
Widoczne miał jakiś niewyjaśniony przypływ dobroci ponieważ zdecydował się na opcje drugą.
Tak więc rozpocząłem życie z niezmazywalną etykietką :młodociany kryminalista.
Pomijając to ,że byłem dość samotny żyło mi się całkiem nie źle. Ciotka ,początkowo wściekła na mnie za to że się urodziłem (tak też nie mam pojęcia czemu akurat na mnie ale kto kobiety zrozumie),po jakimś czasie mnie zaakceptowała.Nie miała dzieci ale ani myślała mówić do mnie ,,synu''.
Nie miałem zbyt wielu znajomych , większość odstraszał mój groteskowy wygląd.Coraz bardziej byłem rekinem ,coraz mniej wilkiem.Dużo czasu spędzałem w wodzie i pod nią.Często przynosiłem do domu wyłowione z dna skarby do domu.Jedynie wtedy ciotka była ze mnie zadowolona (widać lubiła błyskotki).
Potem poznałem wilczyce.Piękną jak marzenie.Przypłynęła z odległych krain na ogromnym Statku. W przeciwieństwie do większości wilków nie bała się oceanu, kochała go. I właśnie wtedy kiedy wszystko zaczęło układać się dobrze zdarzyła się katastrofa.Ciotka związała się z pewnym basiorem. Ohh jak ja go nienawidziłem (z wzajemnością z resztą)! Po paru miesiącach urodził im się bachorek.Śliczny i uroczy aż się rzygać chciało.
Zajął moje miejsce w domu.Kiedy pewnej nocy wstałem żeby mu się przyjrzeć ciotka się obudziła.Ożyły wspomnienia.Myślała że chciałem go udusić czy co (eh kobiety!). Tak oto kolejny raz wyzwany od morderców zostałem wygnany z domu.Jako nastoletni już Kryminalista nie mogłem nawet liczyć normalne życie.Kiedyś pewnie ciotka by mi wybaczyła ale wtedy nie widziałem żadnego innego wyjścia poza...ucieczką.
Wpakowałem się na statek i z zamieram odpłynięcia razem z ową cudną wilczycą ukryłem się w ładowni. Żył pomysł. Po dwóch dniach załoga odnalazła mnie i ...no w każdym razie nie skończyło się to dobrze i odrastające zęby się przydały.Cudowna wilczyca bała się mnie bronić, nie pisnęła nawet słowa.Chciałem z nią uciec ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć.A ja czekałem i namawiałem ją (ach miłość po cho..robe to komu potrzebne)Po dwóch tygodniach nie miałem już siły jej prosić, kiedy tylko nadarzyła się porwałem ją i wskoczyłem do wody.Nie spodobało jej się to.Mało mnie nie utopiła, krzyczała i gryzła (mam po tym piękną pamiątkę na szyi). Tak więc wypuściłem ją a ona wróciła na statek.
Udało mi się wydostać z tej mordowni ,nie chciałem zostawiać wilczycy na statku pełnym tych oprychów ale tak jakoś wyszło(naprawdę nie wiem co zrobiłem nie tak). Kiedy wreszcie po paru dniach pływania dotarłem do jakiegoś lądu przywitał nie tłum wilków.Ubzdurali sobie że jestem rybą i chcieli spróbować jak smakuje.I znów musiałem uciekać.Pomijając parę nieistotnych zdarzeń i kilka przygód...
No i właśnie w ten sposób trafiłem do Krainy Hybryd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz