środa, 15 kwietnia 2015

Historia Innej

  Nie pochodziłam z tych okolic. Korzenie mojej rodziny sięgają bardzo, bardzo daleko. Co kilka pokoleń pojawiał się wilk-hybryda z cechami smoków dalekiego wschodu. To by się zgadzało, bo stamtąd właśnie pochodzę. Nie wychowywali mnie jednak rodzice. Nie pamiętałam ich. Byłam sierotą uratowaną z wojny. Trafiłam do rodziny zastępczej bardzo daleko od ziemi moich przodków.
  Miałam raczej normalne dzieciństwo. Zielony kolor futra nie był w mojej watasze dziwny. Nikomu więc przez myśl nie przeszło, że jestem hybrydą. Nawet gdy w wieku pół roku przednie kiełki zaczęły być bardziej widoczne rodzice uznali to za wadę zgryzu. No nic. Żyło się dalej. Dostałam co prawda ksywkę "Wampirzyca", co bardzo mnie denerwowało.
  Mijał czas, a ja przez mój gwałtownie zmieniający się wygląd zaczęłam nabierać typowym nastolatkom kompleksów. Raz w akcie desperacji próbowałam spiłować sobie wystające zęby, ale wszystkie pilniki przecierały się szybciej niż szkliwo. Jednak gdy miałam rok stało się coś gorszego. Odkryłam małe wyrostki za uszami. Uświadomiłam sobie, że były to ROGI. No to teraz po ptakach. Jak ja się znajomym pokażę z POROŻEM?! Nie jestem jeleniem! Durne dojrzewanie...
  Póki co moje "różki" nie wystawały poza futro. Cieszyło mnie to. Ale one cały czas rosły. W końcu zaczęłam nosić opaski, później czapki. Wyjaśniałam "przyjaciółkom", że to taka moda ze wschodu. Jednak pewnego dnia, gdy miałam jakieś półtora roku, a moje rogi zaczynały już się zakręcać, jeden z typowych klasowych cwaniaczków dla zabawy porwał moją czapkę z głowy w otoczeniu rówieśników.
  Zapadła cisza. Wszyscy przez okrągłe dwie minuty wpatrywali się we mnie w osłupieniu...po czym wybuchnęli śmiechem.
  Wróciłam z płaczem do domu licząc, że chociaż tam znajdę wsparcie. I czego ja do cholery oczekiwałam?! Przyszywane rodzeństwo wybuchło śmiechem, a rodzice wystraszeni wydali mnie władzom watahy wmawiając, że jestem potworem, żywym diabłem. Szamani rzucali za mną bezsensowne zaklęcia i klątwy, medycy proponowali uśpienie mnie na dobre, a całe zgromadzenie wytykało mnie palcami. Alfa, jako wilk racjonalnie myślący, doskonale wiedział, że nie jestem demonem, ale niestety byłam po prostu wybrykiem natury, którego w jego watasze absolutnie nie akceptowano. Wygnano mnie. Niedorosłą, nadal dziecko. Wyrzucona przez własną rodzinę...
  Podczas krótkiej samotnej wędrówki uświadomiłam sobie jedno: jeśli oni mnie nie akceptowali, to kto mnie zaakceptuje? Musiałam się odizolować od reszty świata. Ta dolina była dla mnie rajem.
  Żeby było ciekawiej, nie byłam tu sama. Mieszkała tu inna hybryda. Był to stary basior. Na dodatek tego samego rodzaju co ja! Nazywał się Huangalong. Przygarnął mnie i wychował jak własną córkę. Pokazał mi zalety bycia hybrydą, nauczył akceptować siebie i innych. Jego nauki zaczęły się od zmiany imienia, od czystego startu, wymazania z pamięci przeszłości. Wtedy nadałam sobie swoje nowe imię, Inna, bo po prostu taka zawsze się czułam. I taka chciałam być. Teraz, gdy myślę sobie o swoich "problemach" mam pogardę do starej siebie.
  Huangalong zmarł jakiś miesiąc przed założeniem tego stada. Jego grób znajduje się w samym sercu Lasu Ciszy. I od jego śmierci wypełniam pilnie ostatnią wolę:
,,Stwórz tu dom dla takich jak ty. Innych. Odrzuconych.
Dom dla Hybryd."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz