piątek, 17 kwietnia 2015

Historia Visphoty

        Cholercia! Znów to samo... Ile to się jeszcze będzie ciągnąć?!
- Na prawdę, kiedyś zetnę ten ogon i... - warczałam pod nosem.
- Rājakumārī! Zachowuj się! - zasyczała matka.
Mhm, jasne, żeby mi się jeszcze chciało...
Eh, przewróciłam oczami z myślą: "Kiedy to przedstawienie się skończy?!" i pomyślałam o tym, że gdyby chodziła na jakąś terapię, wyglądałoby to tak"
"Cześć, jestem Pyārē Sapanā Śānadāra Sundara Rājakumārī ādarśa, ale mówcie mi Sundara, tak najczęściej mnie określają. Moim problemem jest to, że za miesiąc mam przejąć władzę nad królestwem, kompletnie się do tego nie nadaję a mój ojciec co dwa dni zaprasza książąt z różnych krain żeby ich do mnie przekonać... albo mnie do nich. Już nie wiem sama. W każdym razie, chciałabym pójść sama na polowanie, pobiegać, wyruszyć na wyprawę... Ale nie mogę. Macie jakieś rady?"
"Ale jak to?! Masz wszystko i chcesz odejść?"
" Wiesz, jeśli mówiąc tak, masz na myśli bogactwa i inne duperele, to tak. Chciałabym odejść"
"Nie rozumiem cię"
"Nikt mnie nie rozumie, wiecie?"
"Tak, teraz już tak. Jesteś nienormalna!"
"Ależ dziękuję, dziękuję!"
No, właśnie. Ale nie chcę odejść dla tego, że mam taki kaprys. Ja po prostu powoli ginę w tym królestwie. Problem polega na tym, że jeśli jest się takim ja jak, to nie można się czuć spokojnie.
Opowiem wam historię, dobrze? Fajnie.
Otóż, w królestwie nazwanym na cześć jego założyciela, Marhim, od stuleci rządziła ta sama rodzina. Wszystkim było dobrze i w ogóle sielanka. Jednak przyszedł czas, że królewska para oczekiwała potomka. Miał to być następca tronu. I faktycznie, po paru miesiącach na świat przylazł gremlin jakich mało, a słodki jak krew wróżki. Wszyscy się cieszyli i impreza była na tydzień! Albo i dłużej, jak kogoś było stać... W każdym razie, mała waderka, tak to była księżniczka, rosła jak na drożdżach, piękniała, uczyła się i dorastała... Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie to, że w wieku głupim, jak miała 2 lata, ogon zaczął rosnąć... Jasne, był śliczny a matka byłą bardzo dumna. Jednak ogon był coraz dłuższy i ojciec się wściekał, bo zbyt długie ogony były w ich narodzie odbierane, jako zachęta dla samców do... NO WSZYSCY WIEMY DO CZEGO. W dodatku niebieskie plamki na futrze świeciły w ciemności, tak samo uszy, oczy i nos oraz poduszki łap. Po jakimś czasie okazało się też, że kiedy młoda władczyni zamachnie się wściekle ogonem ten zapłonie. Hm, no cóż... Zapłonie. To dało ojcu do myślenia, więc szperał, pytał, rozmyślał... I znalazł odpowiedź. Okazało się, że matka miała romans z feniksem, który potrafił przybrać postać wilka.
Królowa jednak nie została ukarana, a jej córka. Królowa Dila musiała patrzeć na cierpienia córki, które zadawał jej ojciec. Król Himmati karał córkę i kazał patrzeć na to żonie. Król zamknął się w swoich jaskiniach z żoną i... jej dzieckiem. Wcześniej tak bardzo rozpuszczana i uwielbiana przez niego waderka stała się obiektem jego tortur, zarówno cielesnych jak i psychicznych.
Jednak kraj nigdy się o tym nie dowiedział. Król nadal prowadził kraj jakby nigdy nic i nadal wychwalał córkę, zapraszał książąt by się z nią ożenili i wydawał przyjęcia, na których zawsze obowiązkowo były jego żona i córka. Zmuszał je wtedy, by się doprowadziły do porządku i uśmiechały, zachowywały jak należy.
Jeden z tych balów okazał się, absurdalnie, wybawieniem dla młodej księżniczki. Nienawidziła ich, a zarazem to była jedyna okazja, by wciągnąć powietrze i zobaczyć trochę natury. W każdym razie, rozmawiając z każdym po kolei księciem, choć wszystko ją bolało po porządnych łomotach od ojca tego ranka, zwróciła uwagę na dziwną postać w roku sali. Podeszła tam.
- Witaj księżniczko - zwróciła się do niej postać.
- Witaj. - Jassssne, nienawidziła etykiety, ale pozory musiała utrzymywać. - Kim jesteś?
- To nieistotne, ważne jest to, że mogę cię uratować z tego piekła.
- O czym ty mówisz? - Zniżyła głos do szeptu, to samo zrobiła postać.
- Znam się na czarnej magii, pomogę ci, tylko jest jeden warunek. Żebym mógł cię uratować, będziesz musiała się wyrzec swoich bogactw, rodziny, a także w części duszy...
- No cóż, brzmi nieźle... Dobra, weź sobie część mojej duszy... Ale zaraz, co z matką?
- Ona... dla niej nie ma ratunku. Jej psychika jest w takim stanie, że zabije się w ciągu dwóch dni od twojego odejścia, bez względu na to czy to zrobisz czy nie.
Przemyślała to. Jasne, matka to matka, ale co to za matka, która cię nie ratuje?Nigdy nie pozwala zrobić tego, czego ty chcesz? Ciągle tylko zasady, maniery, zasady, złe spojrzenie, bo nie tak trzyma głowę... Poza tym, śmierć będzie dla niej lepsza, niż to co teraz przeżywa. Nie, nie było mi jej żal jakoś bardzo...
- Znam twoją odpowiedź - przemówiła postać, gdy księżniczka miała się odezwać. - Odwróć się do mnie i zamknij oczy, a potem pomyśl, jak chcesz się nazywać w nowym świecie. Natnę ci łapy, będzie bolało, bo tędy wyjdzie twoja dusza. Zostaną ci blizny do końca życia, ale będą twoimi przepustkami do mocy, które dostaniesz... Od swojego ojca.
Księżniczka chciała się odwrócić, ale pomyślała, że wtedy wszystko spierniczy więc została na miejscu. Faktycznie, ból był okropny ale zacisnęła szczękę i pomyślała o imieniu, jakie chce nosić po tym wszystkim.
A gdy otworzyła oczy, była w puszczy. Prawdziwej i nieogarniętej puszczy, której tak dawno nie widziała. Rozejrzała się i nagle jej wzrok złapał coś, co było... feniksem!
- Witaj córko - przemówił ciepły głos feniksa.
- Em... cześć tato? - przywitała się niepewnie.
- Przepraszam, że musiałaś przechodzić przez to wszystko z mojej winy. Ale czasem potrzebujemy doświadczenia, żeby później wyciągnąć wnioski.
- Fajnie. Ale... wyjaśnij mi. Co to było w ogóle?! Kim był ten gość w szmatkach, gadający jak wieszcz, czemu jestem tu i czemu to cholerstwo na łapach?!
- Już ci mówię. Uspokój się. Feniksy wyczuwają wszystko za pomocą specjalnych piór na grzbiecie. Te rany, które zadał ci Xtriomisey to znak dla mnie, że jesteś moją córką, której szukałem od lat. Że jesteś NIĄ.
- Nią? Znaczy, masz więcej dzieci?
- Tak... Ale ty jesteś jedynym dzieckiem z innym gatunkiem i w dodatku masz odpowiednie geny, żeby przejąć poją moc. A my feniksy, możemy oddać moc tylko przez mentalną sieć. Jednak znalazłem sposób, mało przyjemny ale dobry, żebyś mogła posiąść moje moce, córko.
- Czekaj. Jakie moce?
- Za chwilę staniesz się chodzącym ogniem, całe twoje ciało będzie promieniować więc nie można cie dotknąć i posiądziesz zdolność wytwarzania oparów, które odbierają zdolność czucia, słuchu i wzroku. W pewnej części będziesz też umiała posługiwać się iluzją.
- Ale moment! Czy ja powiedziałam, ze tego chcę?
- Nie masz wyboru. Oddałaś część duszy w zamian za uwolnienie cię z rąk ojczyma, więc z tą częścią duszy mogę zrobić co chcę a mam do tego prawa, bo jestem twoim ojcem.
- Ale... Nie, ja mam dość. Dobra, daj mi te moce. Przydadzą się. A co teraz? Gdzie mam iść? Jak mam żyć?
- Od teraz nosisz imię Visphota, bo o tym myślałaś. A kiedy dam ci moce, przenieś się do doliny, w której znajdziesz dla siebie rodzinę.
- Och, czyli koniec spotkania z tatusiem?
- Przykro mi.
- A mi nie. Goń się, frajerze!
A potem księżniczka, a raczej Visphota, otrzymała od ojca moce, jakie jej obiecał i przeniosła się do doliny, w której...

No dobra skończmy to, JA się przeniosłam. Bo to o mnie ta bajka była. Od teraz miałam zamieszkać tutaj, choć jeszcze tyle musiałam sobie poukładać. Wiedziałam tylko, że nie jestem zwykłym wilkiem, mam cholerne moce i tutaj są inni tacy jak ja, a na imię mi Visphota.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz