Gdy Seanit otworzyła oczy, nie czuła niczego. Dopiero, gdy się podniosła, zalała ją nagła fala bólu. Świat przez chwilę, był tylko jedną, wielka plamą. Jednolitym kolorem czerwieni. Wszystko było czerwone, szkarłatne, amarantowe i rubinowe. Otrząśnięcie się zajęło jej zaledwie chwilę, która zdawała się biec w nieskończoność. Wszystko wydawało się jej wolniejsze, choć w rzeczywistości działo się bardzo szybko. Szybciej niż zazwyczaj.
Zauważyła Ferę- hybrydę, która była jej zupełnie obca, a mimo to wiedziała o niej tyle, ile potrzebowała. Była niebezpieczna. I to jej w zupełności wystarczyło. Czy to zrobiło na niej jakiekolwiek wrażenie? Nie, nie specjalnie. Może wzięłaby sobie to wszystko do serca, gdyby była jedynaczką i nie spędzała czasu z kimś takim jak Ronan. Gdy pozna się bliżej brata Lynch, nic już cię nie zaskoczy.
-Ronan!- krzyknęła przerażona.
Widziała jak jej brat stracił równowagę i upadł na ziemię. To w zupełności wystarczyło. Seanit zerwała się z miejsca i czym prędzej pobiegła w stronę bliźniaka. Nie widziała co takiego dokładnie zaszło między tą dwójką, ale widząc ich zakrwawioną sierść, nie musiała się wiele domyślać.
-Hej!- krzyknęła w stronę Strzygi, która jakby nigdy nic, odwróciła się i odeszła w stronę lasu.- Gdzie idziesz?!
-Jak najdalej od was.- usłyszała, nie pierwszy raz w swoim życiu. Fera Rosa nie była pierwszym wilkiem, ani nawet hybrydą, która doszłaby wszędzie, byle jak najdalej od nich. Sea nie miała nawet okazji, by na to odpowiedzieć, gdyż postać Fery zniknęła wśród drzew.
Była na nią wściekła. Patrzyła na odchodzącą z czystą furią. Jednak nie mogła niczego zrobić. W tej chwili ważniejszy był jej brat. Musiała mu pomóc i w jakiś sposób zatamować krwotok, a sama rana zadana przez czarno-białą hybrydę również nie wyglądała najlepiej. Dlatego też odłożyła złość na bok i zajęła się rannym (a właściwie, poharatanym) bliźniakiem, który w tej chwili stracił przytomność.
Może rodzeństwo Lynch na pierwszy rzut oka, nie za bardzo dbało o siebie nawzajem, jednak nie istniało nic bardziej mylnego. Każde z nich troszczyło się o drugą osobę, ale na swój dziwny, osobliwy i nie zawsze zrozumiały sposób. A Seanit naprawdę martwiła się o Ronana. Bo to, że był dupkiem to jedno. Ale to, że był jej ukochanym bratem, to drugie.
~***~
-Cho*era.- syknął Ronan, gdy już doszedł do siebie i był na tyle sprawny, by móc wypowiadać te najczęściej używane przez siebie zwroty. Seanit, słysząc jak zwykle radosne i optymistyczne powitanie brata, odwróciła się w jego stronę.
-Wszystko w porządku?- było to głupie i zupełnie zbędne pytanie, a ona zdawała sobie z tego sprawę. Jednak nie wypowiedzenia go, w pewien sposób świadczyło o ignorancji i braku jakiegokolwiek zainteresowania drugą osobą. Ronan również to wiedział, ale mimo wszystko i tak wywrócił oczami.
-Oczywiście! Każdego dnia jakieś piep**one wampiry, wgryzają się w moją cho*erną szyję. Po prostu już do tego przywykłem.- mruknął ironicznie.
Gdy przypomniał sobie o kłach Fery, zatopionych w jego karku, po jego ciele przeszedł lekki dreszcz. Nie był to strach, ani obrzydzenie. Raczej motywacja. Silna dawka adrenaliny, którą ktoś wstrzyknął mu pod skórę. Zawsze był niespokojny, ale podczas walki stawał się nieokrzesany i niebezpieczny. Płyn już wymieszał się z jego czarną krwią.
-Dobra, już rozumiem. Ale pytałam się o ranę. Jak z nią?
Basior dopiero teraz zauważył, że z głębokiego śladu po kłach Fery już nie wypływała jego krew. Wszystko się zagoiło, chociaż nie wątpliwie minie jeszcze trochę czasu, zanim ślad po ugryzieniu zupełnie zniknie. Co prawda Ronan nie mógł obejrzeć rany i stwierdzić jak wygląda, ale c z u ł , że było z nim lepiej. Uniósł „brwi” odrobinę do góry z podziwu.
-Jak to zrobiłaś?- spytał się siostry, a w jego głosie słychać było nutkę podziwu, co zdarzało się naprawdę rzadko.
Seanit uśmiechnęła się przebiegle i klasnęła swymi szponiastymi łapami, jakby przez cały czas czekała, aż brat ją o to spyta. Miała też gotową odpowiedź.
-Nie powiem. Moja tajemnica.
Lynch tylko wywrócił oczami, jednak nie był to nie miły gest (a przynajmniej, nie w tym przypadku). Uśmiechnął się do siostry z wdzięcznością. W końcu, gdy uznał, że jest na tyle silny, by móc samemu ruszyć przed siebie, rodzeństwo znów podjęło się dalszej wędrówki.
Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Tak naprawdę, to oboje wiedzieli, kiedy ta druga osoba potrzebuje chwili ciszy i spokoju, a teraz właśnie nadszedł ten moment. Ronan był wdzięczny siostrze za jej wyrozumiałość, oraz za to, że nie ma w zwyczaju zadawania zbędnych pytań. Dzięki temu on mógł trochę pomyśleć i zastanowić się nad tym co działo się wcześniej… zanim zemdlał.
Zacznijmy od tego, że widział jak Fera odchodzi. Tak, to chyba najbardziej go zdziwiło. Przecież jeszcze wcześniej oboje mało nie wykończyliby się nawzajem. Pech niestety chciał, że Strzydze udało się dobrać do jego karku i wyssać część jego krwi… to dlatego zemdlał. Jednak nie zemdlał od razu. Wcześniej jeszcze zobaczył stojącą nad nim Ferę. Widział też wściekłość w jej oczach, jednak potem dostrzegł coś innego. Coś jakby… wahanie? A dopiero potem usłyszał krzyk Seanit. Czy to znaczyło, że Strzyga i tak by go nie zabiła? Nawet gdyby był sam, a jego siostra nie obudziłaby się na czas? Nie… to głupie. To był cholernie głupi pomysł, a gdy Ronan zdał sobie sprawę z tego o czym właśnie pomyślał, tylko parsknął kpiąco.
Tacy jak ona nie znają litości, pomyślał. Chociaż Ronan za pewne by się tego wyparł, to jednak on i Fera byli do siebie całkiem podobni. A to z kolei znaczyło, że nie tylko Strzyga mogła mieć swoje „chwile słabości”, ale jemu również może się to kiedyś przytrafić. Mogło, aczkolwiek nie musiało.
-Tak się zastanawiam…- odezwała się Seanit, jednak zaraz zamilkła i pokręciła przecząco głową, jakby w ten sposób chciała cofnąć to pytanie.- Nie, już nic.
-Mów śmiało. O co chodzi?
-Dlaczego zabrałeś ze sobą tą wstążkę?- spytała, wskazując na kawałek czerwonego materiału, który Ronan trzymał w swojej szponiastej łapie. Ułożył go w taki sposób, że mógł wygodnie chodzić, ale miał też pewność, że nie zgubi wstęgi.
-Bez powodu.- wzruszył ramionami i odrobinę przyspieszył kroku. Czuł jednak na sobie spojrzenie siostry i wiedział, że ta mu nie wierzyła.
-Nie kupuję tego, Lynch.
-Tak też myślałem.- westchnął. Problem był jednak w tym, że sam do końca nie wiedział po co zabrał ze sobą czerwona wstążkę Fery. Właściwie sam fakt, że Strzyga ją zostawiła stanowił dla niego zagadkę. Dlaczego? Przecież powinna ją ze sobą wziąć, zwłaszcza, że ten materiał podtrzymywał jej szyję, która była w dwóch kawałkach.
-Czy przypadkiem Fera nie miała tego we włosach?- gdy pytanie to padło z ust bliźniaczki, Ronan zdał sobie sprawę z tego jak głupio to wszystko brzmi.
-Być może.
-Więc po jaką cho*erę to trzymasz?
-Dobre pytanie. Sam nie wiem czemu to zostawiła. Może, gdy znów się spotkamy to jej to oddam?- powiedział to bardziej do siebie, jednak Seanit i tak wszystko usłyszała. Parsknęła ironicznie i pokręciła głową z niedowierzaniem. Ronan uniósł jedną brew, starając się zrozumieć reakcję siostry. Zazwyczaj oboje rozumieli się bez problemu, jednak teraz po raz pierwszy nie potrafił nadążyć za jej tokiem rozumowania. -Coś nie tak?
-Mnie się pytasz?- skrzydlata hybryda posłała mu błagalne spojrzenie.- Człowieku, prawie się nie pozabijaliście! I ty chcesz spotkać ją p o n o w n i e ?!
-Być może.- basior znów wzruszył ramionami, a na jego pysku pojawił się złośliwy grymas.- Byłoby dosyć zabawnie.
Seanit tylko parsknęła z niedowierzaniem i przyłożyła sobie łapę do oczu. Co ja z nim mam, pomyślała, chyba nie pierwszy raz w życiu.
-Wiesz co, Lynch? Czasami w ogóle cię nie rozumiem.- przyznała. Ronan dalej nie przestawał uśmiechać się złośliwie.
-Nie przejmuj się. Ja również.
CDN
Notka od autorki: Dobra, nie jest to opowiadanie do dokończenia, więc nie oddaję go nikomu (masło maślane…). Po prostu za jakiś czas postaram się napisać ciąg dalszy i tyle. Chciałam wszystko upchnąć w jednym opku, ale nie chciałoby się wam czytać tak długiego opowiadania. Już ja was znam T-T
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz