poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Xinyuana - Odwiedziny w ojczyźnie

        Łapy wybijały szybki rytm, rosnący równie szybko co tętno samca. Przeskakując z drzewa na drzewo co rusz straszył jakiegoś wilka w spokoju zrywającego wiśnie. Szkoda, że nie przybyłem tu na wiosnę, pomyślał smutno basior. Ukwiecone drzewa prezentują się znacznie ładniej niż u schyłku lata.
  Z każdym metrem zbliżał się do starego, wykutego w skalnej ścianie góry pałacu Alf. Uczucie rozbudzające się w Xinyuanie trudno było określić. Ekscytacja? Poddenerwowanie? Niepewność? Tak, to trzecie opisywało je najtrafniej. Xin pamiętał dzień, w którym wydrapał okrutnemu Alfie oko i rozkazał mu odnaleźć i zaopiekować się Jin, jego przyjaciółką. Surowo mu przykazał, że jeśli wróci do niego po latach i odkryje, że jego warunek nie został spełniony...cóż, można się domyślać, jak wielkie szkody może tu PONOWNIE wyrządzić wściekły Suǒwèi de láng shé.
  Był już naprawdę blisko. Zagajnik się skończył i Xinyuan musiał zejść na ziemię. Bez wahania zeskoczył prosto na plac pałacowy. Stojące na nim wilki zamarły w jednym momencie, jakby ktoś zatrzymał czas. Po minucie rozpętał się tam istny chaos. Wilki rozpoznały w przybyszu potwora, który ukatrupił połowę wioski, a następnie samodzielnie wziął szturmem pałac, po czym zniknął na prawie cztery lata. Dorośli wrzeszczeli, zabierali dzieci i uciekali do domów przepychając się między innymi panikującymi cywilami, byleby nie zostać w tyle i nie dać się zabić wilkowi zwanemu wężem. Gdy wszystko ucichło Xin prychnął zdegustowany i ruszył spokojnym krokiem przez plac. Wejście do pałacu od razu zagrodziła mu czwórka strażników. Byli wyszkoleni i gotowi bronić Alfy do ostatniej kropli krwi, ale hybryda widziała doskonale, że trzęsą im się przy tym  łapy, a głos utyka w gardle.
  - N-n-nie zbliżaj się k-k-kimkolwiek jesteś! - wyjąkał ten na przedzie. Musiał być młody, skoro nie poznał Xinyuana, jednak przerażenie towarzyszy i wilków na placu upewniło go w przekonaniu, że ma do czynienia z jakimś naprawdę niebezpiecznym potworem.
  - No proszę - odpowiedział spokojnie Xin przekrzywiając łeb ciekawsko. - Widzę, że włożono mnie już między legendy.
  - Cofnij się, Suǒwèi de láng shé! - wparował drugi, nieco pewniej przez wzgląd na to, że jeszcze mógł oddychać i czuł wszystkie części ciała na swoim miejscu.
  - Nie tak ossstro, bo się pokaleczysz, synu - na pysku hybrydy zagościł lekki uśmiech. - Tak się ssskłada, że mam umówione ssspotkanie zzz Alfą.
  - Ta, dobre sssobie! - zaoponował pierwszy papugując wężowatego. Spojrzenie zmrużonych z nabierającej wściekłości oczu pozbawiło go poczucia humoru.
  - Odejdź stąd! - powiedział twardo drugi. - Albo wypędzimy cię siłą!
  Groźby basiora nie zrobiły wrażenia na Xinyuanie. Skoro tak bardzo się proszą...Ich krew będzie zdobiła posadzkę. Jak przed laty ich poprzedników. Poza tym takiemu gburowi jak obecny Alfa nie będzie potrzebna ochrona...
  - Co tu się dzieje? - z wnętrza do obecnych dotarł stanowczy głos jakiejś wadery. Musiała być kimś ważnym, bo wszyscy strażnicy momentalnie stanęli na baczność.
  Xinyuan z trudem próbował przez blask zachodzącego słońca dostrzec kim jest ta ważna osobistość. Widział jedynie ciemny zarys wysportowanej sylwetki jakiejś wysoko postawionej damy.
  - Wybacz szanowna Alfo, że zakłócamy spokój, ale ten tutaj jest wyjątkowo groźnym przestępcą - wyjaśnił pierwszy. - Właśnie mieliśmy mu pokazać drogę do granicy...
  Dziewczyna przerwała mu wchodząc między nich. Teraz gdy stała w świetle Xinyuan mógł się jej przyjrzeć...i oniemiał. Alfa była wysoką waderą, o smukłym pysku i delikatnej urodzie. Zielone oczy wydawały się bezustannie poruszać, starając się skupić na każdym szczególe. Na głowie wadera miała skromny diadem okalający czoło i znikający w futrze za uszami. Przednie łapy, według miejscowej mody, owiązane były luźno wstążką w kolorze błękitu. Ale najważniejsze było futro...błyskające złotem.
  - Jin... - wydusił Xinyuan.
  Wadera słysząc jego głos uśmiechnęła się nagle i rzuciła mu się na szyję, dusząc w uścisku. Nie czuła już do starego przyjaciela żadnego wstrętu, nie rozpamiętywała tego, co zrobił lata temu. To już minęło. Teraźniejszość była najważniejsza.
  - To żaden przestępca! - rzuciła nieco ostro do straży, lekko popuszczając uścisk. - To dobry przyjaciel i ma prawo tu przebywać - puściła i weszła z powrotem w rolę Alfy, mierząc czwórkę basiorów wściekłym wzrokiem. - Nawet nie ważcie się mu wchodzić w drogę. W moich progach jest zawsze mile widziany.Czy wyraziłam się jasno?
  Strażnicy wybełkotali coś niezrozumiałego w odpowiedzi, cały czas gapiąc się w swoje łapy. Hybryda dalej nie mogła wyjść ze zdziwienia. Jin uśmiechnęła się ciepło do Xin'a i powiedziała znanym już mu zaczepnym tonem, który dobrze pamiętał:
  - Zapraszam do środka. Chyba nie spędzisz nocy na jakimś drzewie, prawda?

~*~*~

       Jin opowiedziała mu wszystko. Poprzedni Alfa wykonał pospiesznie rozkazy Xinyuana. Początkowo mała Jin sprawiała dużo problemów. Nie podobało jej się życie w pałacu. Przywyknęła jednak do tego. Dopiero gdy nieco podrosła, a jej opiekun z jednym okiem był już na łożu śmierci, poznała prawdę. Cały jej wstręt do przyjaciela zniknął. Zmusił Alfę, by poprawił jej życie? W końcu sierota stała się młodą Alfą i jedyną pretendentką do władzy. W wieku dwóch lat odbyło się uroczyste mianowanie jej władczynią ziem i od tamtej pory w krainie zapanował dobrobyt trwający już prawie trzy lata. Mieszkańcy dawno nie mieli tak dobrej Alfy. Mimo młodego wieku dziewczyna poradziła sobie z brudami po poprzednikach w niemal rok. Xin słysząc tą historię po raz pierwszy w życiu czuł się naprawdę szczęśliwy. W końcu udało mu się zrobić coś dobrego...
  (Pomińmy fakt, że w drodze do tego wymordował mnóstwo istnień i cieszmy się chwilą.)
  - Naprawdę cieszę się, że cię widzę! - powiedziała równie szczęśliwa Jin prowadząc Xinyuana zdobionym korytarzem w nieznanym mu kierunku. - Zostaniesz tutaj? Teraz kiedy jestem Alfą mogę pomóc ci pozbyć się złego imienia i...
  - Nie zossstaję,  Jin - przerwał jej dobitnie wężowaty. - Byłem pewny, że gdy tu wrócę zassstanę tego ssskur...czybyka - poprawił się widząc morderczy wzrok Jin. Co jak co, ale to ona go uczyła kultury. - Myślałem, że zzzabiorę cię ze sssobą do mojego domu, zzz dala od tego miejsssca...ale pod twoją władzą jessst tu lepiej niż gdziekolwiek na ziemi. I choćbym chciał nie mogę. Mam już nowe ssstado pełne takich istot jak ja i czuję się tam dobrze.
  - Rozumiem - odparła smutno Jin, po chwili jednak ożywiła się nieco: -  Istot jak ty...? Masz na myśli hybryd?
  - Tak...- Alfa nagle przyspieszyła rozweselona. - Gdzie tak pędzisz?
  - Chyba trafiłeś tu w idealną porę - wyjaśniła. - Pospieszmy się. Zaraz zaczyna się występ.
  - Czyj występ? Co ty knujesz?
  - Zobaczysz - odparła tajemniczo Jin z uśmiechem na pysku.
  Xinyuan pełen podejrzeń podążał za Alfą. Zaprowadziła go do pięknej, przestronnej sali w kształcie niemal idealnego koła. Nie miała prawie w ogóle sklepienia. Było ono jedynie za pierścieniem kolumnad. Okrągły kanał naturalnie wydrążony w górze mieszczącej pałac był nieco wyżej zakratowany. Na sali nie było oświetlenia, jedynie krąg światła rzucany na środek przez księżyc. Za kolumnadą i trochę poza nią porozkładane były poduszki. Wszystkie były już zajęte, poza dwoma przeznaczonymi dla Alfy...i Xin'a. Wężowaty niechętnie usiadł na swoim miejscu. Wolałby wszystko obserwować z ukrycia, tak jak przywykł. Wszyscy przypatrywali mu się ciekawsko, niektórzy nadal z lękiem. Jednak wszyscy zapomnieli o nim gdy jakiś niski herold przy drzwiach zadeklarował:
  - Panie i panowie! Oto przed państwem niesamowita i zniewalająca Wasp!
  - Zawsze przesadza z tymi komplementami - szepnęła Xinyuanowi Jin z cieniem rozbawienia, jakby znała zapowiedzianą waderę i wiedziała, że ma to samo zdanie o małym heroldzie.
  Zaraz po zapowiedzi z zacienionego przejścia wychynęła smukła postać wadery, zapewne owej Wasp. Gdy weszła w krąg światła momentalnie pochłonęła całą uwagę zgromadzonych...w tym i naszego wężowatego. Wasp była bowiem hybrydą. Świadczyła o tym chociażby podwójna para uszu, długie palce i charakterystyczny ogon jak u małpiatki. Wadera miała zawieszony na grzbiecie na skórzanym pasku instrument - lutnię z jasnego, wiśniowego drewna. Z gracją usiadła skłoniła z uśmiechem głowę w geście pozdrowienia, co przywitano grzecznymi, cichymi oklaskami na zachętę.  Nastroiła lutnię, a po odchrząknięciu i pierwszych aktach zaczęła śpiewać: 



  Piosenka według Xin'a była...piękna. Budowała podniosłą atmosferę, jednych rozweselała, innych wprawiała w nostalgię.
  - Piękna, prawda? - szepnęła Jin w połowie, mając na myśli oczywiście pieśń. - Wasp napisała ją w czasie wojny, całkiem niedawno. Minął zaledwie miesiąc. Przyczyniła się mocno do podbudowania naszego morale. Rozbudzała odpowiednie uczucia i tłumiła te niepożądane...
  - Zzzrobiła się zzz ciebie poetka - zauważył Xinyuan.
  - Skądże. To wszystko masz brać dosłownie.
  Basior spojrzał na nią pytająco.
  - Wasp posiada zdolność wpływania na emocje osób w jej otoczeniu - pospieszyła z wyjaśnieniami Jin. - Bardzo mi pomogła przez ten rok odkąd zaczęłam się nią opiekować. Między innymi podczas właśnie ostatnich konfliktów. Wilki tłumnie przychodzą na jej występy. Ten tutaj zarezerwowany jest jednak tylko i wyłącznie dla zaproszonych osób. Gdy dziewczyna daje występy na placu ruch uliczny musi ustać, bo tłumy są za wielkie.
  - I dlaczego mi to wszyssstko mówisz? - zapytał basior.
  - Wasp to nie tylko moja dwórka, ale także dobra przyjaciółka. Widzę, że od jakiegoś czasu źle się tu czuje. Zwierzyła mi się, że chciałaby stąd odejść, ale boi się, że nigdzie nie zostanie tak dobrze przyjęta jak tutaj. Normalne wilki obawiają się hybryd. Może zabrałbyś ją do swoich?
  Wasp skończyła śpiewać. Sala rozbrzmiała oklaskami. Wadera skłoniła się z uśmiechem, strosząc dziwaczne uszy, po czym wyszła z sali. Rzeczywiście Xin'owi wydawało się jakby prysł jakiś czar. Atmosfera występu zniknęła i wszyscy zbierali się do wyjścia.
  - Teraz mamy okazję z nią pogadać - powiedziała Jin i ruszyła do wyjścia, w którym zniknęła Jin. Nie kierował się tam chyba nikt oprócz śpiewaczki. Xinyuan niepewnie ruszył za Alfą.

Ciąg dalszy w opowiadaniu Wasp...Jak uporam się z jej historią, a to jednak trochę zajmie -,-

,,Doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale kiedy nie można nic ująć"

Imię: Nikt go nie używał, więc popadło w zapomnienie, o ile kiedykolwiek istniało. Przybrała sobie imię nadane przez swoich przyjaciół: Wasp, czyli ,,osa". Jest tak krótkie, że chyba nie ma co skracać.
Płeć: Samica
Wiek: 4 lata
Typ hybrydy: Jest tak jak z imieniem - Wasp chyba nie ma określonego ,,gatunku". Nazywano ją Mírén de shēngyīn - ,,czarująca głosem" ze względu na zdolności.
Co daje ci bycie hybrydą?
  ~ Wasp podobnie jak każda hybryda jest szybsza i wytrzymalsza od normalnego wilka.
  ~ Ma nadnaturalnie wyczulony słuch. Przywykła już do niego, ale nadal nie przepada za hałasem. Przykłada też przez to większą uwagę do swojego śpiewu i gry na lutni.
  ~ Ma palce dłuższe od innych. Dzięki temu świetnie idzie jej gra na instrumentach i pisanie.
  ~ Ma przyspieszoną reakcję. Niektórzy nawet mawiali, że jest szybsza od własnego cienia.
  ~ Wadera potrafi uspokajać lub podżegać cudze emocje swoim głosem. Gdy mówi cicho, kojąco, dana osoba odpręża się, zapomina o troskach, a gdy tylko podniesie głos jej rozmówcę również opanowuje gniew. Nie umie tego jednak utrzymywać na dłuższą metę. Gdy tylko się oddali uspokajany lub podżegany wraca do swojego poprzedniego stanu emocjonalnego. Wasp korzysta z tej zdolności tylko wtedy, gdy jest to potrzebne.
Partner: Póki co nie zwraca uwagi na ,,chłopców". Owszem - zaczepi, machnie ogonem przed nosem, ale w życiu nie doznała jeszcze jakiegoś prawdziwego uczucia.
Rodzina: Ojca nie znała, ojczym nie znał jej, matka była kompletną ignorantką, a brat bezwzględnym sadystą. Jak na razie ma swego rodzaju ,,opiekuna" - Xinyuana.
Charakter: Wasp przy pierwszym poznaniu daje raczej różne wrażenie. Jedni uznają ją za zbyt wścibską i ciekawską. Drugim nie odpowiada jej nieskończony optymizm i traktowanie każdego z miejsca jak dobrego kumpla. Trzeci obawiają się jej inteligencji, przebiegłości i szybkiego kojarzenia faktów. Dopiero osoby czwarte widzą w niej miłego towarzysza rozmowy, a nawet materiał na dobrego przyjaciela. Dziewczyna gdy rozmawia z kimś sobie obcym zupełnie nie widzi problemów z rozmową. Co z tego, że nie zna swojego rozmówcy? Obcy są od tego, by ich poznać. Tylko nie uznaj jej za naiwną - życie nauczyło Wasp, że każdy może jej wbić nóż w plecy lub dźgnąć pod żebro gdy nie będzie patrzeć. Dlatego mimo pozorów zupełnej ufności samica pozostaje spięta, gotowa w każdej chwili uskoczyć przed atakiem i trwa w tym stanie dopóki danej osobie w zupełności nie zaufa. Jest typem osoby, która zna wszystkich w okolicy, ale o niej samej mało kto wie cokolwiek poza imieniem. Nie lubi dzielić się swoimi przeżyciami sprzed dołączenia do stada. Jest skarbnicą wiedzy o wszystkich. Chcesz się czegoś o kimś dowiedzieć? Dobrze trafiłeś. Nie jest jednak plotkarą - jeśli ktoś zdradził jej jakiś sekret, którym nie chciał by się dzielić z innymi, wadera dotrzyma tajemnicy. Lubi dbać o swój wygląd, ale bez przesady - trochę wody, błota czy kurzu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Przywiązuje wielką wagę do sentymentów. Pamięta skąd bądź od kogo dostała każdą pamiątkę jaką nosi: od złotej bransolety na ogonie po kolczyki czy nawet paciorki.
Dodatkowy opis: Wasp już z samego wyglądu pasuje do swojego imienia - jest wyjątkowo chuda, co podkreślają jeszcze jej długie nogi. Dzięki nim może poszczycić się całkiem okazałym wzrostem, który nadrabia łabędzią szyją. Długi, smukły łeb wieńczy dość duży, biały nos (według Wasp mógłby być mniejszy, ale co poradzisz?). Jasno błękitne oczy podkreślają czarne obwódki, raniec górnej sięga policzka. Ma białe plamki na miejscu brwi. Wygląda przez nie jakby wiecznie była niezadowolona, co rzadko jest prawdą. W oczy rzucają się jej uszy: ma ich DWIE pary. Na ich krańcach nosi złote i srebrne kolczyki, nigdy nie więcej niż dwa na ucho. Wewnętrzna para u nasady ma na szczęście mało widoczne blizny po ostrzu. Zza zewnętrznej pary wystają jej dwa cieniutkie warkoczyki, po jednym z obu stron łba, ozdobione paciorkami. Futro jest jednolicie szare, tylko grzbiet poznaczony jest białymi pasmami układającymi się w symetryczny wzór. Przednie łapy ozdabiają jasnoszare skarpetki. Ogon ma pasiasty jak u lemura. Na jego końcu nosi lekką złotą szeroką bransoletę (na łapie by jej przeszkadzała, a prezenty od serca wypada nosić).
Zainteresowania: Wasp jest uzdolnionym bardem. Potrafi grać na lutni, którą dostała od dobrej przyjaciółki, a zarazem mentorki. Gra na niej chętnie przy każdej okazji. Może nawet zagrać coś na poczekaniu, wystarczy, że ją o to poprosisz. Z nudów pisze piosenki w różnych językach. Do tekstów utworów (nie tylko swoich) ma wręcz fotogeniczną pamięć. Interesuje się także teatrem. Gdy najdzie ją wena pisze nawet amatorskie dramaty i farsy (czyli komedie).
Stanowisko: Bard/Muzyk
Zawody:
  • Champion:
  • Złoto:
  • Srebro:
  • Brąz:
Song Theme: Linkin Park - Castle of Glass
Historia: [LINK]
Nick na howrse: NyanCat^._.^~

Notka od alfy: Zanim cokolwiek mi tu skomentujecie i zaczniecie jakieś teorie spiskowe wymyślać dajcie mi wyjaśnić wszystko w opku Xinyuana. I proszę mi też w żaden sposób Wasp nie zaczepiać. Cierpliwości...x3

sobota, 29 sierpnia 2015

Wyniki zawodów nr 5 (II tura) i zapisy do nr 6

        NARESZCIE! Nie wszyscy chyba zapomnieli o zawodach skoro mogę teraz wyniki ogłosić x3 Tradycyjnie screen:
  Tak, wiem XD Program losujący był naprawdę znudzony skoro przestawił tylko dwie liczby. Ale nie będę się kłócić. Losowanie jest najbardziej fair :P A tabela wygląda w takim razie tak:
  1. Chappie
  2. Kotonaru
  3. Araless
  4. Ronan
  5. Visphota
  Oj, Vista, trzeba było jednak przez te wakacje biegać XD Aktualna tabela tury drugiej na stronie zawodów. A tymczasem z miejsca zrobię zapisy do kolejnych. Zawody nr 6 to Skok wzwyż. Kto chętny? ^^

  1. Chappie
  2.  Visphota
  3.  Ronan
  4.  
  5.  

Głosy na konkurs x3

A oto kolejne głosy na nasz konkurs :D Przypominam, głosujemy do wtorku.

Annabeth
No dobra, wiem że teoretycznie jestem nieobecna i nie powinno mnie tutaj być... Ale jakimś dziwnym trafem dorwałam wifi i... Budududum! Jestem! (już słyszę te wasze jęki. Prawie mi was szkoda xd)
Dobra, koniec lania wody T-T Macie tutaj moje dwa ulubione opowiadania i krótkie recenzje. Jednak zanim zacznę (tak, nie byłabym sobą, gdybym tego nie przedłużyła) chcę tylko powiedzieć, że miałam spory problem z wybraniem dwóch najlepszych opowiadań. Po prostu wszyscy macie talent i tyle! No, ale cóż, oto moje opinie:

1. Od Innej (CD Kotonaru): Kłopotliwa sytuacja - Jest to opowiadanie, którego po prostu nie sposób przeoczyć. Ubawiłam się czytając końcówkę opowiadania, która przypadła do gustu nawet takiemu Dziecku Horrorów jak ja x3 Żałuję tylko, NyanKocie, że nie chciałaś bym wbiła tam do was Maurą, ale myślę że jednak miałaś swoje powody XD (chociaż mina Maury byłaby pewnie zbliżona do Rainbow Dash, którą mam na zdjęciu). Później  zapewne hybryda za każdym razem wymownie "kaszlałaby w  pięść", widząc Naru i Inną,  a chyba faktycznie wolelibyśmy tego uniknąć. A tak w ogóle, to jestem też niemalże pewna, że gdy pisałaś o "kółku zapoznawczym" i "poznaniu już wolnej od splątanych rogów Alfy" w jedym z postów, to była to też jakaś ukryta wiadomość, skierowana do takich podstępnych szatanów jak ja. No wiesz, coś w stylu: 'Blue, ty już do nas nie wbijesz! Hyhyhy' , czy coś takiego xD

2. Od Tiburona.(CD Visphoty): Uśmiechaj się póki masz zęby - Mój Rybokopie, jak bardzo ty się nie doceniasz! Chłopie, więcej pewności siebie! Chociaż pod koniec opka napisałeś, że nie miałeś pomysłów, to mi się ono naprawdę podobało. Po pierwsze- tytuł. Jest bardzo fajny, kreatywny a za razem taki... Szczery? Prawdziwy? No po prostu trudno się z nim nie zgodzić. Nic dodać, nic ująć. Poza tym uznałam, że bardzo pasuje do opowiadania ^^" A po drugie- historia Tiburona. Jestem za to na siebie zła, chociaż nikt tego nie zrozumie T-T Nie wiem czemu wybrałam tutaj dwa opowiadania z "romantycznym podtekstem", ale spodobał mi się zwrot: 'ktoś z kim przepłynąłem ocean'. Nie pytaj. Sama nie wiem czemu xD

No, i to w sumie tyle. Nyan muszę się jeszcze do czegoś przyznać. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam dać tutaj pierwsze opko od Fery. Bardzo spodobała mi się końcówka, w której poznaje Ronana, a zwrot: 'Tak, ona nie umiała się normalnie przywitać' jakoś został w mojej głowie i nawet teraz pisałam go z pamięci xD
Ale sama wiesz, że zasady obowiązują. Dwa opka, nie trzy. Wybacz. Ale w zamian za to Strzyga może odegrać się na tym dupku... To jest, Ronanie. Tylko tak mogę ci to wynagrodzić XD


keiraKD
Tamtarmmmmmmmmtammmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm! Otóż, jeśli chodzi o głosy w konkursie na naj opko w KH To ja głosuję tak:

1. Od Chappiego (CD Visphoty) - Stary niedźwiedź mocno śpi...  - No, co mam mówić? Najpierw ta zabawa ogonem Visty, potem nagle zmiana, dryń, dryń! Nie wolno budzić wadery, bo śpi i koniec! Takie "podejdź a zabije" w stylu Chappiego jak dla mnie. I na koniec znów typowy Chappie - bawi się w starą jak świat zabawę na grzbiecie śpiącej wariatki, nie ma co!  Na serio, świetne opko! Bardzo mi się podobało, chcę więcej takich :D

2. Od Maury (CD Xinyuana) - ,,Ile widzisz palców?" - Eeee... Czy tylko ja mam ten problem, że ta dziewczyna zawsze pisze takie opka, jak sobie wyobrażałam że będą wyglądać? Nie chodzi o to, że jesteś przewidywalna. Po prostu... jakbyś pisała opka idealne! A tutaj była ta fajna przekomarzanka! Tak je uwielbiam... Ehhh, więcej, gimi więcej!

wtorek, 18 sierpnia 2015

Moje głosy x3

        Przedstawię wam tutaj krótko swoje głosy i mini recenzje, abyście mieli jako taki przykład (a przynajmniej ci, którzy nie należą do Wariatów, a kilka takich osób jest).

1. Od Tiburona (CD Visphoty) - Najważniejsze to nie dać sobie robić masła z mózgu - Jest to jedno z opowiadań, które naprawdę zapadło mi w pamięć x3 Na naszym blogu mało kto poznaje kogoś w sposób normalny. Tu akurat agora (z howrse) opisała jak Tibu i Vista spotkali Chappiego...który na przywitanie wrąbał się w Rybo-wilka. Przyznam, sama bym na to nigdy nie wpadła. Zwłaszcza, że to opo zostało napisane zanim cokolwiek zdążyłam Głosmokiem napisać. Opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Jest zabawne i zwięzłe, bez lania wody (którego sama zbyt często używam T^T).

2. Od Ronana (CD Fery) - Kolejny odpał - Blue, jak ty to robisz, że zawsze tak świetnie posługujesz się moimi postaciami? XD To opo jest nieco bardziej rozpisane. Podoba mi się zwłaszcza opis bijatyki i porównanie jej do walki z lustrzanym odbiciem. Mimo długości - która niektórych może zniechęcać, chociaż sama nigdy tego nie doświadczyłam - czyta się miło, a później nawet z zapartym tchem. Nie zapominając o humorze, którego tu jest akurat mniej dla powagi sytuacji, ale jednak występuje. Cały wątek rywalizacji między Ronanem a Ferą to chyba jeden z najlepszych jakie z tobą kiedykolwiek prowadziłam (ale mamy jeszcze MS, które nie zdążyło się rozkręcić więc na pierwszym miejscu niczego na razie nie stawiam x3).

  A teraz zapraszam resztę do oddawania swoich głosów :)

Od Innej (CD Kotonaru) - Czas się zbierać!

        Waderze klapnęła na oczy mokra, zielona grzywka. Bezskutecznie próbowała ją sobie zdmuchnąć. Naru zaniósł się śmiechem. Dziewczyna sapnęła udawanym gniewem przez nos, posyłając w powietrze smugi dymu. Wywołało to kolejny atak nieopanowanego śmiechu u czarnego samca. W końcu i Alfa musiała się uśmiechnąć. Podniosła łapą mokre futro i odgarnęła je za uszy.
  - Widzę, że świetnie się bawisz - powiedziała teatralnie.
  - A i owszem - odparł Kotonaru dalej szeroko się uśmiechając.
  Wadera wyskoczyła z wody z niecnym zamiarem rewanżu.
  - Tobie też by się przydała kąpiel, śmierdzielu!
  Naparła z całej siły na siedzącego samca. Odbiła się jednak od czarnej góry futra jak gumowa piłka. Naparła ponownie, tym razem nie puszczała, aż do zmęczenia. Może i byli niemal tego samego wzrostu, ale siłą Naru zdecydowanie przewyższą Inną.
  - Może wstanę, żeby ci to ułatwić? - powiedział samiec ze złośliwym uśmieszkiem po czym rzeczywiście stanął na nogach.
  Dziewczyna zmierzyła go morderczym wzrokiem po czym ponowiła swoje próby wrzucenia samca do wody. Przetestowała chyba każdy możliwy sposób: napierała na niego barkiem, przednimi łapami, tylnymi, raz nawet rozpędziła się i walnęła w niego całym impetem. Na nic! W końcu nawet naciskała na nieruchomą kulę futra głową i rogami niczym baran, rozdrapując przy tym ziemię łapami.
  - Na górze...jakoś poszło mi...o wiele łatwiej - wysapała.
  - Bo zrobiłaś to z zaskoczenia - odpowiedziała Naru. - Jak ja teraz.
  Zanim Inna zdołała zareagować samiec ponownie wrzucił ją do wody.

~*~*~

        - No nie bocz się już tak - Kotonaru wywrócił oczami.
  Inna tylko obrzuciła go kolejny raz spojrzeniem godnym seryjnego mordercy i głębiej wcisnęła się w swoją kryjówkę. Płomienie komponowały się z łuną zachodzącego słońca. Siedziała z czarną hybrydą przy ognisku przed swoim domkiem, opatulona szczelnie swoim kocem z pozszywanych, miękkich skórek. Widać było tylko jej wystające uszy, różowy nos i fiołkowe oczy. Postanowiła sobie nie odzywać się do Naru, jak naburmuszone dziecko. Samiec jednak nie umiał się na nią z tego powodu obrazić. Wyglądała na to zbyt zabawnie. Z trudem hamował uśmiech.
  Nagle na tarasie pojawił się Chappie, dalej powłócząc skrzydłem, a za nim Tiburon i jakiś gryf. Inna szybko - a przy tym niezgrabnie - wygramoliła się z koca. Kotonaru aż się odsunął by nie oberwać łapą od Alfy. Dziewczyna wyprostowała się i uśmiechnęła do Tibu głupkowato. Basior powstrzymał się od pytań.
  - Przyprowadziliśmy z Chappiem nowego członka - oznajmił krótko po czym zwrócił się do białej samicy: - Araless, zostawiam cię w łapach Alfy...
  - I Chappiego! - dorzucił głosmok.
  - I Chappiego - poprawił się basior. - A teraz wybaczcie, muszę się widzieć z Vistą.
  Po tych słowach poszedł na swoje ,,tajemnicze spotkanie". Inna zapoznała Araless ogólnie z ideą stada złożonego wyłącznie z hybryd, przydzieliła jej odpowiednie stanowisko i opisała krótko wszystkich członków. Tymczasem Kotonaru musiał przeżyć oblężenie jednoosobowej armii w postaci ciekawskiego Chappiego. Jaszczurowaty nie miał jeszcze okazji poznać czarnego samca i o wszystko go wypytywał. Naru pewnie zniósłby to bez mrugnięcia okiem, gdyby Chappie nie bawił się jego ogonem i nie próbował wspiąć się na głowę lwa, by dotknąć rogów. W końcu Inna przerwała męki przyjaciela prosząc Głosmoka, by pokazał Araless legowiska i wybrał także jakieś dla siebie. Gryf i smoczek zeszli na dół zostawiając Naru i Inną samych.
  - Nareszcie! - powiedziała samica wtulając się z powrotem w swój kocyk. Usłyszała parsknięcie - No co?
  - Nic, nic - odparł rozbawiony Kotonaru i wstał. - Chyba już pójdę do siebie. Dobranoc.
  - Dobranoc - odparła Alfa.
  Wkrótce zapadła noc.


[I od teraz Alfa jest otwarta na wszystkich, którzy nie zdążyli dołączyć tak oficjalnie. Proszę tylko dostosować się do czasu, aby już wszyscy mieli u siebie poranek]

Od Fery (CD Ronana) - Chwila słabości

        Fera skoczyła ku basiorowi. Wykonał unik i sięgnął szczękami ku jej karkowi. Dziewczyna wykręciła się w miejscu chlastając pazurami powietrze. Nie natrafiły na żaden opór. Zaraz ku waderze sięgnęła jedna z ptasich łap. Z podobnym skutkiem. Hybrydy walczyły ze sobą. Długo. Nieznośnie długo. Fera zaczęła czuć nieznane sobie uczucie...
  Zmęczenie.
  Z Lynch'em nie było lepiej. Byli siebie warci. Zdecydowanie. Waderze emocje mieszały się w głowie. Z jednej strony czuła wszechogarniającą, czystą wściekłość, z drugiej...zadowolenie. Tyle czekała na taką walkę. Nikt nigdy nie stawił jej oporu tak długo. Nikt nigdy nie zdołał jej tak poważnie okaleczyć...
  I nikt nigdy jej nie zmęczył.
  W końcu Fera po raz pierwszy w życiu miała dość. Chciała zakończyć ten pojedynek. Odejść i odpocząć. Napić się chociaż odrobiny krwi, by odzyskać trochę energii. Jeśli tego nie zrobi, regeneracja ją wykończy, wyssie wszystkie siły życiowe, by zagoić durne, nic nie warte rany. Tak, był to dar, ale i miejscami przekleństwo. Wadera w chwili przerwy zmierzyła samca morderczym wzrokiem. Lodowato błękitne oczy, spaskudzone futro, łapy skąpane we krwi...
  I wtedy ją oświeciło. Skoro sam ją zapraszał...to czemu nie? Po co dobierać się do tętnicy jego siostrzyczki...gdy sam nadstawiał swoją.
  Kruk skoczył ku niej. Fera uśmiechnęła się diabolicznie. Ostatnimi siłami przyjęła na siebie atak, omijając jedynie dotkliwszych obrażeń. Dała mu się do siebie zbliżyć. Lynch zwietrzył podstęp dopiero w ostatniej chwili. Zdążył pochylić się, by osłonić gardło i rozwarte szczęki Fery zacisnęły się na jego karku, mijając cel. Dziewczyna nie zamierzała marudzić. Podczas gdy samiec szarpał się, ona wypijała z niego tyle krwi ile tylko mogła. W końcu Lynch desperacko wyrwał jej odstając z szyi kawał mięsa. Samica zaskoczona nagłym bólem puściła i odskoczyła. Nastała cisza.
  Basior wypluł z obrzydzeniem fragment ciała Strzygi. Nagle ugięły się pod nim łapy. Utrata takiej ilości krwi w końcu go wyczerpała. Fera czuła, że o mały włos, a również leżałaby nieprzytomna na trawie, gdyby nie czarna krew samca. Łapy jej się trzęsły, oddech miała płytki, a z dziury w szyi lała się posoka. To go nie zabije. Wadera była tego pewna. Karaluchy trudno wytępić, pomyślała, cytując słowa Lynch'a. Podeszła do niego chwiejnym krokiem, po drodze podnosząc delikatnie zębami swoją wstążkę, ubabraną teraz czarną i czerwoną krwią. Rzuciła ją Lynch'owi przed nos.
  - Możesz...ją sobie...zatrzymać - wystękała. Trudno dobierać słowa z uszkodzoną tchawicą.
  Z rosnącą ekscytacją zbierała się do dobicia basiora. Tyle o to walczyła i w końcu się tego zaskrońca pozbędzie. To była jej najwspanialsza walka w całym życiu. Wygrana walka...
  Ale...nie zrobiła tego. Nie mogła. Z tylko sobie znanych, cholernie dla niej oczywistych powodów. Wahała się. W końcu przerwał jej rozdzierający krzyk Seanit:
  - RONAN!
  Więc tak masz na imię...
  Szara wadera mimo nie najlepszej kondycji po przeżytym uderzeniu w głowę podbiegła do nieprzytomnego brata. Nie widziała całej walki, ale widok pochylającej się nad zakrwawionym Ronanem poharatanej Fery wszystko jej wyjaśnił. Warczała na Strzygę z czystą furią. Decyzja zapadła. Zaskroniec musi przeżyć. A czarno-białej waderze w pewnej, zapomnianej części mrocznego serca to odpowiadało.
  Odwróciła się bez słowa i pokuśtykała w stronę ściany lasu. Teraz już nic nie będzie dla niej takie samo.
  - Hej! - usłyszała z tyłu wściekły głos Seanit. - Gdzie idziesz?!
  - Jak najdalej od was - odparła nawet nie odwracając głowy. Nie miała siły na żadną ambitniejszą odpowiedź. Chciała tylko odpocząć i odejść. Żyć jak przed tym cholernym polowaniem.
  Cieszyła ją myśl, że Ronan był nieprzytomny. Nie widział tego. Nikt nie miał prawa widzieć tego momentu słabości. Fera przed końcem dnia dotarła do krańca lasu. Padła jak kłoda na suchą ziemię pod jednym z drzew. Zamknęła ślepia z ulgą poddając się działaniu regeneracji. Taaaak. Całe szczęście tego nie widział...i nie wiedział.
  Z tymi myślami zasnęła.
  Myliła się jednak. Basior był przytomny. Poddał się i odpłynął myślami w błogą nieświadomość dopiero gdy Fera zniknęła między drzewami. Widział wszystko, zanim Seanit się obudziła. Tylko on wiedział o tej chwili słabości Strzygi. Sekret, którym może się posłużyć przeciwko niej.
  Ale czy to zrobi? To raczej nie ulega żadnej wątpliwości.
  Czerwona wstążka leżała w trawie, skąpana w dwubarwnej krwi, błyszczącej w promieniach zachodzącego słońca. Jedyny świadek krwawego starcia.

~*~*~

       Czarne ptaszysko obserwowało z gałęzi zbiegowisko poniżej. Stadko kruków niepewnie obsiadło nieruchome, czarno-białe ciało. Ptak zleciał na dół, ciekawy co też tak odstrasza jego pobratymców od uczty jakiej w życiu nie widzieli. Nieruchoma, wielka kupa mięsa. Czego oni się boją? Samiec zakrakał, jakby wyśmiewał niepewność towarzyszy. Nie chcą, to trudno! Więcej dla niego! Wskoczył na szyję samicy, obok wpół zagojonej szerokiej rany. Z radością dziobnął w nią i wyszarpał mały kawałeczek mięsiwa...
  Zębate szczęki zatrzasnęły się na nim z dźwiękiem towarzyszącym przeważnie trzaskaniu wiekiem skrzyni. Pozostałe ptaki momentalnie poderwały się do lotu. Dla zuchwałego głupca było już za późno. Fera z uwielbieniem przyjęła podstawiony pod nos worek płynów i trzymając go między łapami łapczywie wypiła z niego ostatniej krople krwi. Westchnęła z rozkoszą i odrzuciła nieruchome ciałko. Nie było to śniadanie jakiego by sobie życzyła, ale wystarczyło na zrekompensowanie części sił wydartych przez całonocną regenerację.
  Kruki zaczęły krakać oburzone. To one miały tu ucztować! Wadera poderwała łeb do góry.
  - JESZCZE NIE UMARŁAM! - ryknęła, tak, że wszystkie zamilkły, a po chwili zerwały się jeden za drugim do lotu.
  - Na twoim miejscu nie cieszyłbym się tak.
  Fera obróciła głowę w stronę lasu. Wydawało jej się, że słyszała czyjś głos...
  - Wyglądasz jak siedem nieszczęść - głos odezwał się ponownie.
  - Brzydzisz się krwi? Ciesz się, że nie widziałeś mnie wczoraj - Strzyga wertowała wzrokiem każdy krzak. - Wyjdź z tych chaszczy, bo po ciebie pójdę, cwaniaczku.
  Po jakiejś minucie spomiędzy liści wyszła nieznajoma waderze hybryda. Był to mały, biało-brązowy samiec z pręgowanym ogonem. Gdyby nie dorosły głos, dziewczyna uznałaby go za szczeniaka.
  - Nie wypadałoby zająć się tymi ranami? - samiec zadał pytanie retoryczne.
  - No proszę. Szczurek będzie mnie pouczał? - odparowała Fera. - W sumie...całkiem miło, że wpadłeś na ŚNIADANIE...
  - Dobre sobie. Widziałem, jak szybko dorwałaś tego kruka. Nie licz na deser.
  - Deser? Tamten ptaszek to była zaledwie przystawka, a ty już mi deser proponujesz?
  - Eh, trzeba było się nie wciągać w tą dyskusję - Szczurek powiedział to bardziej do siebie, niż wadery. Ta miała całkiem niezły ubaw. Pierwszy raz w życiu widziała tak dziwaczną hybrydę (jakby nigdy nie patrzyła w lustro). - Do widzenia.
  Samiec odmaszerował. Zaskoczona Fera zerwała się na nogi i ruszyła za nim...i nie, nie po to by zatopić kły w jego ciele.
  - Gdzie idziesz? - zapytała.
  - Gdzie pieprz rośnie.
  - Pytam poważnie.
  - Niech ci będzie - Szczurek najwyraźniej uznał, że i tak nie ma nic do stracenia. - Niedaleko stąd widziałem jakieś dziwne domki...wybudowane na gigantycznych drzewach. Nie wyglądało to na schronienia zwykłych wilków czy dzikich kotów. Ale nikogo tam nie było. Ruszyłem dalej, licząc, że napotkam gdzieś może inne hybrydy - bo zapewne tylko one dałyby radę tutaj mieszkać - i trafiłem na CIEBIE. Wnioskuję, że skoro śpisz pod tym drzewem, to raczej nie masz pojęcia o tamtym miejscu...
  Fera zadziałała błyskawicznie. Chwyciła Szczura za kark (delikatnie!) i zarzuciła sobie na grzbiet, po czym ruszyła z kopyta.
  - Prowadź! - poinstruowała towarzysza. - Tak dostaniemy się tam szybciej!
  Zaskoczony Szczurek w ostatniej chwili chwycił się grzywy samicy. Obijając się o jej grzbiet wydawał waderze komendy ,,w prawo", ,,w lewo", ,,skręcaj, cholera jasna!" i tym podobne. 
  - A tak w ogóle to jestem Fera! - przedstawiła się dziewczyna przekrzykując szumiący w uszach wiatr. - A ty?!
  - A-a-a-aver-kin! - odparł samiec odbijając się na dość niewygodnym grzbiecie Strzygi.
  - Ciekawe imię! - odpowiedziała skupiona na drodze Fera. - Daleko jeszcze?!


Averkin? W końcu zaczepiłam twojego szczurka ^^ Ronan, Seanit, możecie coś od siebie dodać. Prosiłabym tylko o zmierzanie do Przystani x3 I wybacz te dramaty *^*