czwartek, 30 lipca 2015

Od Kotonaru (CD Innej) - Rozwiąznie

        - Do cholery przestań ciągnąć, bo sobie zaraz rogi urwiesz i jak stara koza będziesz wyglądała. – rzucił w końcu samiec, gdyż wadera usilnie próbowała się od niego odsunąć jakby raził samym dotykiem.
- Martw się lepiej o swoje rogi. – dziewczyna wytknęła mu język na jego złośliwą uwagę.
- Czarny szkielet, moja droga, tym swoim miotaniem nawet mi ich nie porysujesz. – odparł z dumnym uśmiechem na twarzy – Jednak nie ukrywam, że kark możesz mi zaraz skręcić! – dodał, kiedy Inna znów chciała się jakoś wykręcić, a jemu kręgi nieprzyjemnie chrzęsnęły.
- A masz jakiś inny, kreatywny pomysł? – zapytała wilczyca darując już sobie bezowocne szarpanie.
Samiec zamilkł na chwilę próbując coś wymyśleć. Spojrzał na twarz wadery, potem na jej rogi (o tyle na ile było to możliwe), przy tym wszystkim ich spojrzenia natknęły się na siebie, więc proces myślenia został na chwilę przerwany, kiedy to czerwonooki zapatrzył się znów w jej ślepia, jednak nie przynosiło mu to już bólu ani żalu... Mimowolnie na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech... Niezręczna jednak była to sytuacja dla Alfy, która odchrząknęła i odwróciła wzrok.
- Em... Dobra, mam pomysł. – powiedział w końcu zbierając na chwilę rozpierzchłe myśli.
- Słucham cię. – dziewczyna usiadła i spojrzała na niego z lekką wątpliwością w oczach, jednak z uśmieszkiem na twarzy.
- Będziesz się musiała nieco przysunąć, żeby rozluźnić trochę nacisk rogów na siebie, a potem manewrując głową na kształt swojego rogu wysuniesz go z mojego, co ty na to? – wytłumaczył jej.
Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, w aktualnej sytuacji było to najlepsze rozwiązanie... Przysunęła się więc trochę do samca, co wprowadziło ją jeszcze bardziej  w zakłoptanie, jednak Kotonaru miał neutralny wyraz pyska oraz omijał kontakt wzrokowy, gapił się po skosie na ich rogi. Wiedział, że dla dziewczyny to trochę niezręczna sytuacja, w końcu znała go od wczoraj, a już dzisiaj ich nosy dzieliły zaledwie milimetry...

******

- No i git. – stwierdził, kiedy po długich zmaganiach oraz dziwnych wyginaniach szyji dziewczynie w końcu udało się wysunąć róg z jego poroża.
- W końcu! – westchnęła z ulgą masując sobie kark, to samo uczynił Naru.
- A następnymm razem patrz pod nogi, bo moja szyja może już nie przejść tego samego kolejny raz. – powiedział, jednak nie był zły ani oburzony.
- Postaram się, a jeżeli to się powtórzy to dopilnuję, żeby kark trzasnął ci odrazu, żebyś nie musiał cierpieć. – dziewczyna odgryzła się za wcześniejszą kozę i wytknęła mu różowy język, po czym zaśmiała się wesoło.
Długo to jednak nie trwało, samiec jednym ruchem zgarnął dziewczynę, przerzucił ją przez brzeg małego bajorka, do którego mało nie wpadli, kiedy sturlali się ze zbocza i sam zaniósł się śmiechem patrząc na zmokłą postać zielonej wilczycy.


Inna? ^^

czwartek, 16 lipca 2015

Od Xinyuana (CD Maury) - Pokrewna dusza

        Xin przez moment zastanawiał się, czy nie wrzucić tej denerwującej papli do wody, ale powstrzymał się. Ta sytuacja coś mu przypominała, tylko nie mógł sobie uświadomić co dokładnie...
  No tak! Jin!
  Do dzisiaj pamiętał małą złotawą waderkę, która jako jedyna się go nie bała i obdarzyła go przyjaźnią. Xinyuan położył łeb na łapach, zupełnie ,,odlatując". Ciekawe co teraz robi. Gdy ją poznał miał 2 i pół roku, a ona rok. Teraz Xin skończył lat 6, więc Jin musi mieć...4 i pół roku! Jak ten czas szybko leci...Xin nagle przypomniał sobie swoje ostatnie spotkanie z Alfą watahy, która go więziła i wykorzystywała jako darmowego kata. Przykazał mu wtedy surowo, by odnalazł Jin i zaopiekował się nią jak własną córką, by nie musiała więcej żyć na odpadkach. I obiecał mu jeszcze jedno...
  Że po nią wróci.
  - Halo! Ziemia do wężowatego!
  Nieznajoma pstryknęła mu ,,palcami" przed nosem. Potrząsnął łbem budząc się z rozmyślań. W jego łbie wszystko nagle dostało bzika. zerwał się na nogi układając w głowie szybki plan swoich następnych poczynań. Pierwsza jednak musiał załatwić sprawę tej denerwującej wadery.
  - Ssssłuchaj uważnie - zaczął. - Jakieś trzydzieści minut biegiem ssstąd wgłąb tamtego lasu - wskazał ciemny kształt za jeziorem - zzznajduje się Przyssstań. Tam powinnaś szukać zielonej wadery o imieniu Inna. To Alfa mojego ssstada i sssądzę, że powinna wiedzieć o twojej obecności na naszym terenie.
  - I co z tego? Mam do was DOŁĄCZYĆ? - parsknęła pogardliwie wilczyca.
  - Nie obchodzi mnie czy zzzossstaniesz, czy pójdziesz w cholerę. Mam ważniejsze sssprawy. Po prossstu idź tam i przy okazji przekaż pozdrowienia od Xinyuana i że na jakiś czas opuszcza tereny, jassne?
  Nie czekając na jej odpowiedź ruszył z powrotem do lasu w biegu wskakując na gałęzie dobre dwa metry nad nim. Drogą nadziemną zdecydowanie szybciej dotrze go granicy Gór. Szedł w tym samym kierunku z którego trafił do tej doliny. Liczył, że przed końcem tego roku dotrze do Jin.
  I że przed końcem roku ją tutaj sprowadzi.

czwartek, 9 lipca 2015

Od Innej (CD Kotonaru) - Kłopotliwa sytuacja...

        Wadera odchyliła się na bok chcąc zobaczyć co też dzieje się za plecami Naru. Widok nieco ją rozbawił i w ostatniej chwili opanowała lekko złośliwy uśmiech. Nocte właśnie gramolił (bądź gramoliła) się na nogi z błota. Pysk ubabrany mułem świadczył o stoczonej tu przed chwilą ,,bitwie". Mina obu hybryd - Naru i Nox - mówiła ,,To on zaczął!". Alfa aż usiadła na ziemi i pacnęła się łapą w czoło, kręcąc głową z niedowierzania.
  - Zostawić cię na dwie sekundy, Naru, i już zaczynasz z kimś bijatykę? - zaczęła - Przyznam, spodziewałam się, że będę musiała pierwsze rozdzielać ciebie i Xin'a, ale widzę, że Nox był pierwszy.
  Kotonaru zgarbił się lekko i spuścił łeb. Nocte, który za ten czas podszedł do rozmawiających uśmiechał się tryumfalnie, zapewne licząc, że wszystko ujdzie mu na sucho.
  - Nie szczerz zębów. Nie masz się czym chwalić - rzuciła do niego Inna. - Oboje naprawdę jesteście siebie warci, ale nie mam sił do prawienia wam kazań. Po prostu obiecajcie mi jedno: Naru - nie daj się zirytować, Nox - nie umrzesz bez darowania sobie kilku durnych pomysłów. A oboje macie mi więcej nie urządzać wyścigów zbrojeń, jasne?

[Tak poza opkiem do Wiewióry i Ursy: Naprawdę nie chcę tu widzieć wyścigów zbrojeń, jasne? Bo odniosłam wrażenie, że to właśnie robiłyście podczas pisania ostatnich opków, a przynajmniej tak to wyglądało. Jeśli tak to miedzy sobą ustalałyście to nie było tematu, ale z miejsca ostrzegam]

  Nocte prychnął i ruszył w swoją stronę. Inna wywaliła mu jęzor na ,,do widzenia" i skinęła głową do Naru żeby poszedł za nią. Samiec ruszył niepewnie i gdy weszliśmy w las szedł już obok alfy.
  - Chciałaś o czymś pogadać? - zapytał.
  - Nie. Po prostu nudno tak samemu po lesie się plątać - wyjaśniła wadera. - Kawał dowcipnisia z tego Nocte.
  - Raczej ,,tej" Nocte.
  - Czyli to jednak wadera? Serio?
  - Nie zauważyłaś?
  - Możliwe - wilczyca patrzyła przed siebie lekko naburmuszona faktem, że jak widać tylko ona ma problem z ustalaniem płci.
  I to nie uszło uwadze Kotonaru. Hybryda parsknęła śmiechem widząc dąsy Alfy.
  - No co? - odparła naburmuszona samica. - Nawet najlepszym się zdarza.
  - Dobra, tylko się nie obrażaj.
  - Wcale się nie obrażam!
  - Okay, już nic nie mówię - czarny samiec mądrze wycofał się z tematu. - Jak z rekrutacją? Widzę, że posada błazna już zajęta...
  - Poza Nocte mamy jeszcze kilku nowych. Visphotę i Tiburona znasz? Ostatnio przynieśli mi Głosmoka ze złamanym skrzydłem.
  - Głosmok? To też jakiś rodzaj hybrydy?
  - Mieszanka smoka karłowatego, warana i salamandry.
  - I co z nim? Vis chyba jest akolitą, c'nie?
  - Tak, ale Chappie, czyli smoczek, nie chciał pomocy. Poza tym byłoby to zbędne. Jutro skrzydło się zrośnie.
  - Od tak? - samiec pstryknął pazurami.
  - Regeneracja to bardzo przydatna umiejętność - Inna ,,wzruszyła ramionami".
  Szli po porośniętym drzewami i gęstymi krzewami zboczu. Ścieżka prowadziła tak, że po lewej stronie mogli podziwiać z góry polanki niżej, a z prawej stała niemal pionowa ściana. Ściółka była śliska i wciąż mokra po ostatnich deszczach. Nie trudno było się poślizgnąć i to właśnie musiała zrobić Inna (bo czemu nie?). Alfie podwinęła się tylna łapa i zaczęła zjeżdżać tyłkiem po mokrym zboczu. W ostatniej chwili chciała się chwycić łapy Naru, ale zaskoczony samiec nie był przygotowany na taki obrót spraw i poleciał za waderą. Dwie hybrydy sturlały się po pochyłości terenu łamiąc krzaki i obijając się o wystające kamienie. Cudem nie zahaczyli o żadne drzewo. Gdy Naru wylądował na polance na dole (zleciał pierwszy, był bowiem cięższy od Alfy) ledwo stanął na nogach, a już został zmieciony przez spadającą Inną. Przez chwilę obie hybrydy leżały obok siebie na trawie. Alfa obolała otworzyła jedno oko i zauważyła, że leży zdecydowanie zbyt blisko czarnego samca. Lew również to zauważył. Inna zaśmiała się nerwowo i spróbowała zerwać na nogi. Jednak była przyczepiona do samca jak do kotwicy. Dosłownie. Kręte rogi obu hybryd (prawy Naru i lewy Innej) zahaczyły się o siebie. Samica szarpnęła po raz kolejny głową, ale było to bez sensu.
  - Poczekaj, bo mi łeb urwiesz! - powiedział samiec i Alfa uspokoiła się.
  - Dobra, no to wstajemy na trzy - odparła myśląc już nieco bardziej logicznie. - Raz, dwa... Trzy!
  Hybrydy niezdarnie dźwignęły się na nogi. Widok był całkiem zabawny, toteż wadera w duchu cieszyła się, że nikt ich nie widzi. Bowiem mimo szczepionych ze sobą rogów Inna wiedziona własną nieśmiałością dalej próbowała być odsunięta od Naru. Musiała przy tym lekko wykręcić łeb. Dobrze, że oboje byli tego samego wzrostu. Wtedy dopiero byłoby ,,zabawnie"...

Naru? Mam nadzieję, że ci jakoś wenę nakręciłam x3 I wybacz lanie wody z tym dialogiem...

niedziela, 5 lipca 2015

Historia Araless

        Jak wcześniej mówiłam należałam do stada liczącego ponad 100 osobników.Raz na jakiś czas musiał ktoś odejść.Zwykle były to osobniki słabe,chore czy stare lub inne od innych.Takim "innym" byłam ja.A czemu?Pytanie...Bo się wyróżniałam,TYLKO sierścią,niczym innym.Lecz moje odejście nie byłoby wielką stratą,ponieważ nie miałam rodziny i według wszystkich byłam uważana za dziwakiem i przeklętą,a to musiało wszystko zależeć od koloru sierści.
Nadszedł dzień wygnania.Ja już wcześniej się na to przygotowałam,więc się niczego nie bałam.Kroczyłam dumnie do najwyższego szczytu na naszym terytorium.Wszyscy już powoli znajdywali sobie miejsce do siedzenia.Po 10 minutach dotarłam na szczyt.Tam już byli wszyscy.Przede mną stała para alfa.Przyglądała mi się przez chwilę i odeszli parę kroków.Za moimi plecami słyszałam obelgi na mój temat.Co chwilę krzyczeli:"Wygnać ją!","Ona tu nie pasuje!".Nagle odezwał się wódz.
-Araless,jako iż jesteś...ekhem...inna od pobratymców,ja wódz Shiruko,uroczyście oświadczam,że już nie należysz do naszego stada.A jeżeli do nas powrócisz,chodź w to wątpię zostaniesz natychmiastowo zgładzona.

Spojrzałam na niego srogim wzrokiem.Chciałam mu przeciąć tętnicę,lecz nie mogłam.Po chwili obok mnie pojawili się strażnicy i złapali mnie za skrzydła,co strasznie bolało.Wznieśli mnie w górę i poprowadzili mnie do skraju terytorium.Gdy już dotarliśmy nagle popchnęli mnie i odlecieli.Zostałam sama.Przez parę tygodni pałętałam się po świecie.Nagle zauważyłam po raz pierwszy od mojego wygnania góry.Były przepiękne,jednak nie zamierzałam tutaj zostawać.Coś mnie ciągnęło dalej.Postanowiłam przelecieć Przesmykiem.Po chwili zobaczyłam wielkie puste przestrzenie idealne do polowania.Już w oddali zobaczyłam stado jeleni.Jednak nadal leciałam dalej.Nagle znalazłam się nad puszczą.Powoli robiłam się głodna więc wypatrywałam jedzenia.Niestety przez te drzewa nic nie widziałam.Znalazłam idealne miejsce i wylądowałam.Po chwili usłyszałam rozmowę.Podeszłam bliżej.Zobaczyłam jakiegoś smoka i dwie inne kreatury.Jedna bardzo kolorowa a druga...no cóż bardzo dziwna,jakaś pseudo-ryba.Niestety stanęłam na pokrzywę i powoli jedna z łap mi się "paliła".Szybko odskoczyłam,lecz nieszczęśliwym trafem znalazłam się między rozmówcami.Tak dostałam się do tego stada.

wtorek, 30 czerwca 2015

,,Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie"

Imię: Araless
Płeć: Samica
Wiek: 6 lat
Typ hybrydy: Jak każdy widzi jestem gryfem. Jednak nie jestem hybrydą orła i lwa tylko rzadką odmianą orła i lamparta śnieżnego. Stąd mam charakterystyczne cętki i sierść.
Co daje ci bycie hybrydą?:
~Dzięki krwi orła mam zdolność do porozumiewania się z orłami oraz posiadam "orli wzrok" tzn.że widzę 5 razy lepiej od innych zwierząt. Jako przykład, mogę zauważyć ruch z odległości kilku kilometrów.
~Jako,że mam również krew lamparta śnieżnego potrafię przeżyć ekstremalne warunki w górach i nie tylko.
~Dzięki skrzydłom mogę się bardzo szybko poruszać i jednym uderzeniem mogę powalić dowolne zwierze na przykład niedźwiedzia.
~Moje szpony i dziób są bardzo ostre i dzięki nim potrafię wyrządzić duże szkody.
Partner: Nie wiem kto może się we mnie zakochać, ale jestem otwarta na propozycje.
Rodzina: Mam liczną rodzinę liczącą ponad 100 osobników, lecz jednak nie znam swoich rodziców ponieważ zniknęli.
Charakter: Jestem bardzo uparta jak na gryfa. Zawsze trzymam się swojego własnego zdania i go nie zmienię, a jeśli już to bardzo rzadko. Uwielbiam samotność (lecz bez przesady) i jak nadarzy się okazja natychmiast z niej korzystam. Wtedy szybuje miedzy górami i dolinami myśląc w spokoju o swoim życiu. Jestem bardzo szybka i zwinna jak na gryfa ważącego...no z 150 kilogramów. W moim starym starym stadzie byłam najszybsza, ale szybko pobito mój wynik. Dlatego teraz codziennie trenuje poprawiając mój wynik za każdym razem. Może i na taką nie wyglądam to jestem wrażliwą i ciepłą osobą. Lubię rozmawiać, a gdy mam humor potrafię się śmiać, lecz to udawało się tylko z orłami. Z innymi gryfami tak nie było. Mówili o mnie, że jestem dziwakiem i nie powinnam tu być. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać i dokuczali mi. Ale moje miękkie serce nie pozwalało mi się im przeciwstawić. Jedynym wyjściem były ucieczki. Po tych wydarzeniach zamknęłam się w sobię i tylko zaufana mi osoba może do mnie dotrzeć.
Dodatkowy opis: Jak widać mam białą sierść w charakterystyczne cętki oraz pióra. Mam jasnoniebieskie oczy. Jak na swoj wygląd jestem wysportowana a najsilniejsze mam skrzydła.Mam również ledwo widoczne blizny na brzuchu po starciu z innym gryfem,ponieważ niechcący wleciałam w jego terytorium.
Zainteresowania: Uwielbiam samotne wyloty w góry i polowania.W wolnym czasie lubię również poleniuchować.
Stanowisko: Łowca
Zawody:
  • Champion:
  • Złoto:
  • Srebro:
  • Brąz: 1
Historia: [LINK]
Nick na Howrse: Klara2001

Od Visphoty (CD Chappiego) - Wyjście z sytuacji

        Kiedy zasypiam, nawet tego nie czuję. Ale za to bardzo dobitnie czuję skutki tego snu... i skoków z wodospadu. Moja podświadomość podsuwa mi niestety najgorsze możliwe sny, a ja, sama nie wiem czemu, nie odsuwam ich. Może czuję, że na nie zasługuję? Może to dawne nawyki, wyrobione przez ojca...
W każdym razie w moim śnie stoję nad wodospadem, czuję ten sam ogień na futrze, co przy "przemianie". Widzę kolejne rany, płynącą krew którą zlizuję z okrutnym uśmiechem. A potem rozlega się dziki ryk, okrutny śmiech mojego ojca oraz pełen grozy krzyk matki. Odwracam się i widzę, że on wstaje... Jest cały zakrwawiony, to JEGO krew. Jestem zdezorientowana, czuję, że przed chwilą go zabiłam, a teraz on żyje... Jak do cholery?! Idzie do mnie, śmieje się, unosi łapę... Nie, wystarczy. Tym razem się nie dam, mam dosyć. Już się od niego uwolniłam. Uda mi się znowu. Rzucam sie na niego, ale jest cięższy. Przewraca mnie, znów unosi łapę...
 - Vis! Vista, obudź się! - krzyczy Chappie.
Otwieram oczy. Leżę na plecach, dyszę szybko, trzymam Głosmoka w łapach nad sobą, a on patrzy na mnie z przerażeniem. Kiedy dociera do mnie co chciałam zrobić, że to był tylko durny sen... Odstawiam go na bok i wstaję. Rozprostowuję łapy, kark i podchodzę do wody. Schylam głowę żeby się napić, ale pod wodą ukazuje się pysk Tiburona. Odskakuję od jeziorka i piorunuję wilka wzrokiem. Ten wychodzi z wody i śmieje się.
 - Obudziłaś się już, królewno?
 - Zamknij się, Rybokopie - warczę, ale na widok jego mokrego pyska nie potrafię ukryć uśmiechu. Z resztą, kiedy dociera do mnie jak zareagowałam gdy go zobaczyłam... Ech, no cóż. Emocje po śnie płatają mi głupie figle. Prycham ze śmiechu. Tibu nie wie o co mi chodzi, ale nie jestem w stanie mu tego wytłumaczyć. Po prostu wracam do jeziorka, chlipię wodę. Staram się oczyścić umysł z tych głupich myśli. To już minęło, nie ma go. Nie znajdzie mnie, nie znajdzie, a nawet jeśli...
 Jestem w stanie go zabić. Wiem o tym.
 - Czy wszystko w porządku? Chappie się martwi - słyszę Głosmoka.
Odwracam łeb w prawo, mały towarzysz siedzi ze zmartwionym pyskiem i patrzy na nie. Ja tylko na niego zerkam, uśmiecham się już do wody i mówię:
 - Tak Chappie, nic mi nie jest. Przepraszam, ale wiesz... Czasem tak mam jak skaczę z wodospadu. A tak swoją drogą... - Unoszę brew i uśmiecham się złośliwie - Zabrałam cię z ziemi czy...?
Głosmok zaciska oczy i wygląda, jakby czekał na ochrzan czy coś. Śmieję się, a on otwiera jedno paczadło.
 - Nie jesteś zła na Chappiego? Bo Chappie... się bawił w "Stary niedźwiedź mocno śpi" i wtedy ty...
 - Ach, Chappie być złym na ciebie? Może ostatnio, jak wpadłeś na Rybokopa byłam zła, ale cię nie znałam, a teraz... Nie da się chyba, Cusanī. - Wyciągam łapę spodem do małego, żeby przybił mi piątkę. Uśmiecha się i robi to.
 - A co to znaczy? - pyta Głosmok.
 - Cusani? To znaczy "smoczek".
 - To niesprawiedliwe! - przerywa nam Tiburon. - On przynajmniej ma w ciekawym języku przezwisko, a ja? Rybokop? No błagam, o to ma być?!
 - Ha, a zasługujesz? Myślisz, ze jesteś na tyle fajny? - droczę się. Tibu podejmuje "grę".
 - No nie wiem, księżniczko. Jak mógłbym ci to udowodnić?
 - Hym, nad tym się jeszcze zastanowię, senor Rybokop. Dobra, a teraz na serio, marudziłeś że ci się nudzi, więc co? Idziemy gdzieś? Chappie?


Chłopaki? Sorry że tak długo

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Kotonaru - Samotność - tak dużo chcę?

        Czerwonooki warknął, dyszał ciężko, nie ze zmęcznia, był po prostu tak wściekły, że mógłby w tym momencie rozerwać na strzępy wszystko i wszystkich nie ważne co to by było, byle by mu w łapy wpadło. Wydał z siebie zduszony ryk, żeby dać lekki upust emocjom, po czym spojrzał na rozweseloną gębę chochlika przed sobą.
- Do cholery z tobą! – lew zamachnął sie ogonem, szczęk kręgów jednak znów uprzedził hybrydę, z której strony nadejdzie atak (choć szczerze Naru dziwił się, że po tym może wywnioskować gdzie i skąd uderzy, przecież nie był to jakiś głośny wydźwięk).
Nocte uskoczył, a ogon świsnął mu milimetry nad głową, jednak nie tylko on umiał myśleć nad przekrętami i zmyleniem wroga, lew też potrafił, choć on potrzebował dłuższej chwili, żeby ułożyć plan. Zanim wilkowaty zdołał dotknąć łapami ziemi w jego pysk już trafiła wielka kula błota, która zaburzyła mu równowagę, tym samym zatoczył się niezdarnie, a z pomocą wysadzonego przez czerwonookiego kopniaka upadł na pysk aż zęby szczeknęły mu o siebie. Szary lew zachichotał pod nosem i ruszył w głąb lasu.
-  Nie mam o czym z tobą gadać. – warknął przez ramię, jednak patrząc na Nocte uśmiech sam wypełzał mu na twarz, w końcu udało mu się trzepnąć tą nieznośną istotę – Ja nie muszę o tobie wiedzieć nic, żeby się z tobą uporać. – warknał sam do siebie, choć możliwe, że czułe uszy wadery słyszały to krótkie zdanie.
Zanim jednak rogacz zdąrzył oddalić się od owego miejsca na jego drodze ukazała się sylwetka zielonej wadery o zbijających go z nóg oczach. Naru stanął jak wryty, zdziwiony jej obecnością, jeszcze jej tu brakowało! Zaraz mu łeb zmyje, że znęca się nad innymi, bo narazie wszelkie dowody na to wskazywały...
- Inna... – rzekł beznamiętnym głosem – Hej... Co tam? – wydukał nie wiedząc jak zagaić do Alfy, a jednocześnie chcąc jak najprędzej się stąd zmyć w jakiś samotny kąt.


Inna? Nocte? Wiem, opowiadanie bardzo ambitne, wybaczcie, ale ostatnio mam z pisaniem problem, na Waritach też jest to widoczne ;-;