wtorek, 30 czerwca 2015

,,Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie"

Imię: Araless
Płeć: Samica
Wiek: 6 lat
Typ hybrydy: Jak każdy widzi jestem gryfem. Jednak nie jestem hybrydą orła i lwa tylko rzadką odmianą orła i lamparta śnieżnego. Stąd mam charakterystyczne cętki i sierść.
Co daje ci bycie hybrydą?:
~Dzięki krwi orła mam zdolność do porozumiewania się z orłami oraz posiadam "orli wzrok" tzn.że widzę 5 razy lepiej od innych zwierząt. Jako przykład, mogę zauważyć ruch z odległości kilku kilometrów.
~Jako,że mam również krew lamparta śnieżnego potrafię przeżyć ekstremalne warunki w górach i nie tylko.
~Dzięki skrzydłom mogę się bardzo szybko poruszać i jednym uderzeniem mogę powalić dowolne zwierze na przykład niedźwiedzia.
~Moje szpony i dziób są bardzo ostre i dzięki nim potrafię wyrządzić duże szkody.
Partner: Nie wiem kto może się we mnie zakochać, ale jestem otwarta na propozycje.
Rodzina: Mam liczną rodzinę liczącą ponad 100 osobników, lecz jednak nie znam swoich rodziców ponieważ zniknęli.
Charakter: Jestem bardzo uparta jak na gryfa. Zawsze trzymam się swojego własnego zdania i go nie zmienię, a jeśli już to bardzo rzadko. Uwielbiam samotność (lecz bez przesady) i jak nadarzy się okazja natychmiast z niej korzystam. Wtedy szybuje miedzy górami i dolinami myśląc w spokoju o swoim życiu. Jestem bardzo szybka i zwinna jak na gryfa ważącego...no z 150 kilogramów. W moim starym starym stadzie byłam najszybsza, ale szybko pobito mój wynik. Dlatego teraz codziennie trenuje poprawiając mój wynik za każdym razem. Może i na taką nie wyglądam to jestem wrażliwą i ciepłą osobą. Lubię rozmawiać, a gdy mam humor potrafię się śmiać, lecz to udawało się tylko z orłami. Z innymi gryfami tak nie było. Mówili o mnie, że jestem dziwakiem i nie powinnam tu być. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać i dokuczali mi. Ale moje miękkie serce nie pozwalało mi się im przeciwstawić. Jedynym wyjściem były ucieczki. Po tych wydarzeniach zamknęłam się w sobię i tylko zaufana mi osoba może do mnie dotrzeć.
Dodatkowy opis: Jak widać mam białą sierść w charakterystyczne cętki oraz pióra. Mam jasnoniebieskie oczy. Jak na swoj wygląd jestem wysportowana a najsilniejsze mam skrzydła.Mam również ledwo widoczne blizny na brzuchu po starciu z innym gryfem,ponieważ niechcący wleciałam w jego terytorium.
Zainteresowania: Uwielbiam samotne wyloty w góry i polowania.W wolnym czasie lubię również poleniuchować.
Stanowisko: Łowca
Zawody:
  • Champion:
  • Złoto:
  • Srebro:
  • Brąz: 1
Historia: [LINK]
Nick na Howrse: Klara2001

Od Visphoty (CD Chappiego) - Wyjście z sytuacji

        Kiedy zasypiam, nawet tego nie czuję. Ale za to bardzo dobitnie czuję skutki tego snu... i skoków z wodospadu. Moja podświadomość podsuwa mi niestety najgorsze możliwe sny, a ja, sama nie wiem czemu, nie odsuwam ich. Może czuję, że na nie zasługuję? Może to dawne nawyki, wyrobione przez ojca...
W każdym razie w moim śnie stoję nad wodospadem, czuję ten sam ogień na futrze, co przy "przemianie". Widzę kolejne rany, płynącą krew którą zlizuję z okrutnym uśmiechem. A potem rozlega się dziki ryk, okrutny śmiech mojego ojca oraz pełen grozy krzyk matki. Odwracam się i widzę, że on wstaje... Jest cały zakrwawiony, to JEGO krew. Jestem zdezorientowana, czuję, że przed chwilą go zabiłam, a teraz on żyje... Jak do cholery?! Idzie do mnie, śmieje się, unosi łapę... Nie, wystarczy. Tym razem się nie dam, mam dosyć. Już się od niego uwolniłam. Uda mi się znowu. Rzucam sie na niego, ale jest cięższy. Przewraca mnie, znów unosi łapę...
 - Vis! Vista, obudź się! - krzyczy Chappie.
Otwieram oczy. Leżę na plecach, dyszę szybko, trzymam Głosmoka w łapach nad sobą, a on patrzy na mnie z przerażeniem. Kiedy dociera do mnie co chciałam zrobić, że to był tylko durny sen... Odstawiam go na bok i wstaję. Rozprostowuję łapy, kark i podchodzę do wody. Schylam głowę żeby się napić, ale pod wodą ukazuje się pysk Tiburona. Odskakuję od jeziorka i piorunuję wilka wzrokiem. Ten wychodzi z wody i śmieje się.
 - Obudziłaś się już, królewno?
 - Zamknij się, Rybokopie - warczę, ale na widok jego mokrego pyska nie potrafię ukryć uśmiechu. Z resztą, kiedy dociera do mnie jak zareagowałam gdy go zobaczyłam... Ech, no cóż. Emocje po śnie płatają mi głupie figle. Prycham ze śmiechu. Tibu nie wie o co mi chodzi, ale nie jestem w stanie mu tego wytłumaczyć. Po prostu wracam do jeziorka, chlipię wodę. Staram się oczyścić umysł z tych głupich myśli. To już minęło, nie ma go. Nie znajdzie mnie, nie znajdzie, a nawet jeśli...
 Jestem w stanie go zabić. Wiem o tym.
 - Czy wszystko w porządku? Chappie się martwi - słyszę Głosmoka.
Odwracam łeb w prawo, mały towarzysz siedzi ze zmartwionym pyskiem i patrzy na nie. Ja tylko na niego zerkam, uśmiecham się już do wody i mówię:
 - Tak Chappie, nic mi nie jest. Przepraszam, ale wiesz... Czasem tak mam jak skaczę z wodospadu. A tak swoją drogą... - Unoszę brew i uśmiecham się złośliwie - Zabrałam cię z ziemi czy...?
Głosmok zaciska oczy i wygląda, jakby czekał na ochrzan czy coś. Śmieję się, a on otwiera jedno paczadło.
 - Nie jesteś zła na Chappiego? Bo Chappie... się bawił w "Stary niedźwiedź mocno śpi" i wtedy ty...
 - Ach, Chappie być złym na ciebie? Może ostatnio, jak wpadłeś na Rybokopa byłam zła, ale cię nie znałam, a teraz... Nie da się chyba, Cusanī. - Wyciągam łapę spodem do małego, żeby przybił mi piątkę. Uśmiecha się i robi to.
 - A co to znaczy? - pyta Głosmok.
 - Cusani? To znaczy "smoczek".
 - To niesprawiedliwe! - przerywa nam Tiburon. - On przynajmniej ma w ciekawym języku przezwisko, a ja? Rybokop? No błagam, o to ma być?!
 - Ha, a zasługujesz? Myślisz, ze jesteś na tyle fajny? - droczę się. Tibu podejmuje "grę".
 - No nie wiem, księżniczko. Jak mógłbym ci to udowodnić?
 - Hym, nad tym się jeszcze zastanowię, senor Rybokop. Dobra, a teraz na serio, marudziłeś że ci się nudzi, więc co? Idziemy gdzieś? Chappie?


Chłopaki? Sorry że tak długo

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Kotonaru - Samotność - tak dużo chcę?

        Czerwonooki warknął, dyszał ciężko, nie ze zmęcznia, był po prostu tak wściekły, że mógłby w tym momencie rozerwać na strzępy wszystko i wszystkich nie ważne co to by było, byle by mu w łapy wpadło. Wydał z siebie zduszony ryk, żeby dać lekki upust emocjom, po czym spojrzał na rozweseloną gębę chochlika przed sobą.
- Do cholery z tobą! – lew zamachnął sie ogonem, szczęk kręgów jednak znów uprzedził hybrydę, z której strony nadejdzie atak (choć szczerze Naru dziwił się, że po tym może wywnioskować gdzie i skąd uderzy, przecież nie był to jakiś głośny wydźwięk).
Nocte uskoczył, a ogon świsnął mu milimetry nad głową, jednak nie tylko on umiał myśleć nad przekrętami i zmyleniem wroga, lew też potrafił, choć on potrzebował dłuższej chwili, żeby ułożyć plan. Zanim wilkowaty zdołał dotknąć łapami ziemi w jego pysk już trafiła wielka kula błota, która zaburzyła mu równowagę, tym samym zatoczył się niezdarnie, a z pomocą wysadzonego przez czerwonookiego kopniaka upadł na pysk aż zęby szczeknęły mu o siebie. Szary lew zachichotał pod nosem i ruszył w głąb lasu.
-  Nie mam o czym z tobą gadać. – warknął przez ramię, jednak patrząc na Nocte uśmiech sam wypełzał mu na twarz, w końcu udało mu się trzepnąć tą nieznośną istotę – Ja nie muszę o tobie wiedzieć nic, żeby się z tobą uporać. – warknał sam do siebie, choć możliwe, że czułe uszy wadery słyszały to krótkie zdanie.
Zanim jednak rogacz zdąrzył oddalić się od owego miejsca na jego drodze ukazała się sylwetka zielonej wadery o zbijających go z nóg oczach. Naru stanął jak wryty, zdziwiony jej obecnością, jeszcze jej tu brakowało! Zaraz mu łeb zmyje, że znęca się nad innymi, bo narazie wszelkie dowody na to wskazywały...
- Inna... – rzekł beznamiętnym głosem – Hej... Co tam? – wydukał nie wiedząc jak zagaić do Alfy, a jednocześnie chcąc jak najprędzej się stąd zmyć w jakiś samotny kąt.


Inna? Nocte? Wiem, opowiadanie bardzo ambitne, wybaczcie, ale ostatnio mam z pisaniem problem, na Waritach też jest to widoczne ;-;

sobota, 27 czerwca 2015

Od Nocte do Kotonaru - Maraton pułapek

        - Ale wiesz, każda gimnastyka powinna zawierać ćwiczenia rozciągające.- Mruknąłem to niby mimochodem nawet nie podnosząc się z ziemi.
Koniuszkiem pazura przecięłam jeszcze jedną linkę, lew podążał wzrokiem za uciekającym końcem, ale jak zorientował się co to dokładnie jest było już za późno. W ciągu ułamku sekundy na tylnej łapie hybrydy zacisnęła się pętla, następnie został poderwany gwałtownie w powietrze i tak zawisł do góry nogami. Podszedłem do niego i stanąłem tuż pod jego pyskiem z szelmowskim uśmieszkiem. Często stawiam kilka pułapek.
-A jednak to prawda że najprostsze rozwiązania są najlepsze.- W odpowiedzi samiec warknął następnie usłyszałam jak jego ogon przecina z świstem linę.
Zgodnie z jego założeniami pewno miał spaść wprost na mnie i nieco mnie poturbować. Ale nic z tego, odsunęłam się gwałtownie i podciąłem łapę ogonem więc padł na twarz, i mimo że część upadku zamortyzowały rogi, z pewnością zabolało.
-Teraz zabiję...- Szepnął do siebie, ale ja dokładnie wszystko słyszałem.
Czerwonooki zaszarżował na mnie. Ale nic z tego słyszałem jego najmniejszy ruch, więc nie był w stanie mnie nijak zaskoczyć. Usunąłem się mu jedynie z drogi tak że rozpędzony przebiegł koło mnie. Szybko jednak wyhamował i chciał się zamachnąć, ale i to usłyszałam, więc ubiegłam go. Choć był niewiele wyższy sięgnęłam jego karku, na którym zacisnąłem szczęki, następnie błyskawicznie przekręciłam go tak by padł na ziemię i wtedy przydusiłam go, co skutecznie unieruchomiło mojego napastnika. Pomagał mi też nieco element zaskoczenia, chłopak zapewne nie spodziewał się po mnie takich umiejętności. Starałem się go nie ranić, w końcu chciałam się jedynie odegrać za policzek. On jednak się nie poddawał, zamachnął się jeszcze na mnie swoim ogonem, jednak ten też był tak głośny, że zablokowałem cięcie, ale musiałam przez to puścić jego kark co dało mu okazje by wyrwać się spod mojego uścisku. Wykukał się wręcz spod moich łap, a gdy ledwo odzyskał równowagę przyjął postawę bojową. Teraz już nie zaatakował od razu, wiedział już, że nie będzie ze mną tak łatwo.
-Nie radzę... Ja już znam twoją siłę, szybkość, technikę oraz twojego asa, czyli ogon. Natomiast ty nie wiesz o mnie praktycznie nic.- Gdy mu to uświadomiłam zamarł, a po chwili uspokoił się, ale i tak słyszałam jak zgrzyta zębami.
Miałem rację, w ciągu tych kilku minut zdradził mi na swój temat ciut za dużo szczegółów i nie miał już czym mnie zaskoczyć. Wyszczerzyłam się niczym prawdziwy demon tryumfując. Jego szczęście, że jestem niemal pozbawiona dotyku i taki cios jest dla mnie muśnięciem, gdyby nie to zabawiłbym się inaczej. Nagle odwróciłem się i czmychnąłem w las.
-Hej ty! Teraz uciekasz?!- Warknął puszczając się za mną biegiem, odpowiedział mu jedynie mój chichot. -Porachuję ci koś...- nie dokończył bo oberwał w pysk gałęzią którą wcześniej naciągnąłem.
-Mówiłeś coś?- Zapytałam wyglądając zza pnia.
Coś czułam, że tutejsi mieszkańcy w końcu będą mieli mnie dość jak w każdej innej watasze. Kotonaru skoczył na mnie i przewrócił na plecy. Pech! Znów wszystko słyszałem, więc mogłam się przygotować. Wraz z nim przeturlałam się kawałek następnie odepchnąłem go tylnymi nogami od siebie, tak że wpadł w następną pułapkę i znów leżał zaplątany na trawie. Chłopak zaklął szpetnie wyplątując się z tego spagetti. A gdy już się uwolnił zaryczał złowrogo, zaraz jednak ucichł zauważając mój brak. Nie opuszczał jednak gardy, świadom że wciąż jestem gdzieś w pobliżu. Nagle oberwał żołędziem prosto w miejsce gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Błyskawicznie się obrócił w stronę, z której nadleciał pocisk, ale mnie już tam nie było. Przeskoczyłam na następne drzewo. Tym razem nasiono trafiło go w głowę i znów ta sama sytuacja, on obrócił się tam skąd już uciekłam. Zdążyłam rzucić jeszcze kilka razy. Kiedy nagle osunął mi się grunt spod nóg. Hybryda ścięła ogonem gałąź na której się znajdowałam. Nie zdążyłam jednak przeskoczyć na następną i spadłam w krzaki. Jego ogon znów owinął się na mojej łapie i zaciągnął tuż przed niego. Nie ruszyłam się nawet o milimetr. Chłopak przyjrzał mi się pewien że jestem nieprzytomna i zapewne zastanawiał się co teraz ze mną zrobić. Połamać wszystkie żebra? Czy może przywiązać za ogon nad przepaścią. Nagle wystrzeliłam z ogona na niego garść błota. Na chwilę zamknął oczy a to dało mi szansę za wyrwanie się. Stanąłem naprzeciw niemu gdy pluł z niezadowoleniem glebą.
-Chcesz kontynuować nasz wesoły maraton pułapek, czy może pogadamy jak zwierze z zwierzakiem?- Zapytałem z szerokim uśmiechem starając się nadać mu jak najmilszy wyraz, jednak i tak bliżej mu było do diablęcego wyszczerzu niżeli przyjacielskiego wyrazu twarzy.

Kotonaru? Gonimy się dalej? Ja jak już mówiłam, w razie czego za wygraną nie dam default smiley :)


<Kotonaru?>

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Kotonaru CD Nocte - Kolejna Miło Rozpoczęta Znajomość...

        Wielka szara pięść świsnęła wpowietrzu trafiając tym razem cel prosto w pysk. Zalśniły białe kły, które samiec odsłonił we wściekłym ryku, a kłaniająca się postać poszybowała przez całą długość polany lądując w krzakach na drugim końcu. Naru ustawił się w pozycji bojowej, gotów zaatakować napastnika, jednak w ostatniej chwili poskromił swoje instynkty – to przecież nie pole bitwy tylko tereny watahy. Samiec burknął z niezadowolenia pod nosem, najchętniej rozszarpałby to małe zwierzę na strzępy za wywinięty numer...
Tak, cały Kotonaru nie ważne było to, że jemu się nic nie stało, że oberwały jedynie drzewa oraz kamienie, na które natrafił rogami i roztrzaskał na kawałki oraz drzazgi – ważne było to, że musiał się zemścić, zemścić za sam fakt, że ktoś śmiał zakpić z niego. No, ale niestety narazie nie mógł, teraz należał do watahy i wypadało mu załatwiać pewne sprawy w bardziej humanitarny sposób.
Czarne kręgi jego ogona trzaskały po koleji przenikliwie, kiedy lew wyciągał go do maksymalnej długości, chcąc siegnąć po leżacego w krzakach zdezoriętowanego osobnika, zbyt leniwy, żeby do niego podejść. Końcówkę kończyny owinął wokół tylnej łapy przybysza po czym przyciągnął go do siebie (wielką ochotę miał wytrzeć nim całą długość polany, jednak w połowie drogi postanowił go podnieść i przenieść). Kiedy wilk – bo to mu najbardziej przypominało zwierzę, które trzymał – znajdował się na wysokości jego pyska potrząsnął nim, żeby się wybudził. Hybryda zamrugała kilka razy, zbierając myślli i zastanawiając się gdzie się znajduje, jednak przypomniała sobie w końcu co się stało oraz kim jest wściekły zwierzak szczerzący do niej kły centymetry od jej twarzy. Złapała się za głowę w miejscu gdzie oberwała.
- Jasna cholera! Za co to było! Ty na żartach się nie znasz czy co? – warknął wilk.
Naru wpierw myślał z wyglądu, że to chłopak, jednak w głosie osobnika wychwycił ledwie usłyszalne żeńsykie tony – jaka wtopa, nie wykazał się zbytnimi manierami tym razem...
- Kim jesteś? – warknął ignorując tym razem ten fakt (jak widzicie wstał dzisiaj lewą łapą).
- Już ci chyba mówiłam, w przeciwieństwie do ciebie się przedstawiłam. – fuknęła na niego.
Tak, to z pewnością była dziewczyna...
- Wybacz. – rzucił obojętnie i wypuścił ją z uścisku tak, że z łoskotem padła na ziemie – Kotonaru.
Seria przekleństw doszła go od Nocte, która niefortunnie spadła na głowe w miejsce gdzie już jednego kuksańca oberwała.
- Widać kto jest w tych okolicach nielubiany. – mruknęła do siebie – Z każdym się tak witasz? – zwróciła się do niego kopiąc w niego małym kamyczkiem, który odbił mu się od rogów.
Czerwonooki westchnął cicho trzymając się ze wszystkich sił spokoju zewnętrznego, choć w środku wszystko nim trzepało, a złość rozrywała go już od środka, dzień ledwo się zaczął, a on miał go już dosyć.
- Poranna gimnastyka. – rzucił przez ramię patrząc na nią kątem oka.
Nie przyglądał jej się jakoś zbytnio wcześniej, dopiero po tym jak chwilę skupił się na jej twarzy oraz sylwetce dotarło do niego jak zaskakująco bardzo przypomina mu... Upierdliwego chochliko-diabełka, brakowało jej jedynie wideł w jednej łapce i mini skrzydełek.
Wadera prychnęła pod nosem, jednak kąciki ust uniosły jej się niedostrzegalnie na dzwięk swoich własnych słów użytych przeciwko niej...


Nocte? Lekki brak pomysłów ^^”

środa, 24 czerwca 2015

Od Ronana (CD Fery) - Gdy spotykają się trzy demony...

        Pierwszą rzeczą, jaką odczuł Ronan było zaskoczenie. A właściwie rzecz ujmując-  zaskoczenie połączone z gniewem i frustracją.
Nie poczuł bólu po tym gdy zderzył się w locie z nieznaną mu samicą. Nawet jeśli lądowanie z nią na twardej ziemi powinno mu dać się we znaki, to najwyraźniej Ronan świadomie wyłączył bodziec odpowiedzialny za jakikolwiek ból. Zignorował go, tak jak ignorował wszystko na tym świcie.
Nie poczuł odrazy, na myśl, że napotkali z siostrą inną hybrydę. A jakby tego było mało, kiedy ujrzał jej zakrwawiony pysk uśmiechnął się tajemniczo. Ale tylko odrobinę. Zgodnie z wszystkimi zasadami, jakimi kierował się w życiu Ronan, wszelkie pełne i tryskające radością uśmiechy były surowo zabronione. Zupełnie jak takie słowa jak: „dziękuję”, czy też „przepraszam”. Samiec nigdy ich nie używał i świadomie usuwał jej ze swojej pamięci. Czekał cierpliwie na moment, w którym zapomni o ich istnieniu.
Dlatego też, gdy w końcu podniósł się na równe nogi nie przeprosił nieznajomej za to, że niechcący na nią wpadł. Ba! Nawet przez myśl mu nie przeszło by zapytać się jej czy wszystko w porządku. Po prostu otrzepał się z piachu i zaczął szukać wzrokiem siostry. Ale Sea, jak zwykle gdzieś sobie odleciała.
-No tak, zostawić brata na lodzie. Dzięki siostra.- mruknął do siebie hybryda.
Ronan popatrzył na nieznajomą. Dopiero teraz, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że nici z polowania, a jego siostra dalej ugania się za sarnami, mógł zwrócić uwagę na hybrydę, przez którą nie upolował sobie jedzenia. Nie miał jednak najmniejszego zamiaru podawać swojego imienia, ani też pytać o imię samicy. Dostrzegł jednak, że wadera od czasu do czasu przygląda mu się z zaciekawieniem. Chłopak zmarszczył brwi, ale zaraz spojrzał na swoje przednie łapy. Wywrócił oczami.
-Moje szpony.- odezwał się w końcu.- To o nie Ci chodzi, tak? Uważasz, że to dziwne?
-Słucham? Nie, coś ty! Tylko…
-To po co, do cholery się tak na mnie gapisz? -warknął Ronan. Posłał nieznajomej chłodne spojrzenie, które byłoby w stanie zamrozić dziesiątki jezior. Wadera zamrugała oczami, jednak zaraz na jej pysku pojawił się złośliwy uśmiech. Jakby od dawna czekała na osobę, która będzie ją chłodno traktować, i z którą będzie mogła się posprzeczać. Jeśli tak, to właśnie trafiła na odpowiednią hybrydę.
-Gapię się, bo wiem, że ciebie to denerwuje.- odparła zadowolona. Ronan był pod wrażeniem tego jak hybryda się zachowuje, jednak nie dał tego po sobie poznać.
-Oj, uwierz mi, wolałabyś mnie nie denerwować.- samiec posłał obcej mordercze spojrzenie, w dodatku uśmiechnął się diabolicznie. Liczył, że odstraszy hybrydę, jednak dostał zupełnie inny efekt. Dziewczyna posłała mu podobny uśmiech i patrzyła się na niego wyzywająco, jakby chciała go zmusić do jakiejś sprzeczki. Jakby sama się o nią prosiła.
-Achh tak? A co jeśli spróbuję?
-Cóż… wcześniej będziesz musiała wynająć kogoś do zbierania twoich zwłok, które będą leżały rozszarpane po wszystkich kierunkach świata.
 -Hej, Lynch!- samiec słysząc swoje nazwisko, odwrócił się gwałtownie.
Jego oczom ukazała się ciemna plama, szybująca po niebie. Nawet jeśli Ronan musiał patrzeć prosto w słońce, potrafił rozpoznać siostrę. Z resztą, tylko ona znała i korzystała z ich nazwiska.
Basiorowi ulżyło na widok Seanit, bowiem znaczyło to, iż nie będzie musiał użerać się z tą jędzą, która rzekomo „przypadkowo” na niego wpadła.
-Co tam siostra? Złapałaś coś?- samiec odwrócił się do bliźniaczki, świadomie ignorując nowo poznaną waderę.
-Aha. Młodą sarnę. Nawet nie masz pojęcia jak zabawnie wierzgała nogami, gdy zobaczyła, że do ziemi przygwoździł ją wilk o kruczych skrzydłach i szponach.- Seanit roześmiała się tak serdecznie, że Ronan mógłby uznać to za urocze, gdyby nie fakt, że siostra właśnie mówiła o znęcaniu się nad przerażonym zwierzęciem. I gdyby nie fakt, że kazał sobie wytrzeć słowo „uroczy” z pamięci.
-Jesteś stuknięta.- powiedział Ronan. Zabrzmiało to, jakby miał zamiar dorzucić „tak jak  ja”, więc Sea nie wzięła tej uwagi do serca.
-Dzięki. A jak tobie poszło polowanie?
Ronan miał już odpowiedzieć, że nic nie ubił, jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie o napotkanej wcześniej hybrydzie, która leżała teraz na trawie. Uśmiechnął się wrednie.
-A wiesz co, Sea? Tak się składa, że udało mi się  c o ś  upolować. Niestety, to tylko przerośnięta gadzina, nic godnego uwagi.- samiec posłał nieznajomej jedno ze swoich najokropniejszych i najpodlejszych spojrzeń. W tym samym czasie bliźniaczka Lynch zauważyła obcą i zaczęła przyglądać się jej z ciekawością.
-Ej, wyjaśnijmy sobie jedno, wężu.- nieznajoma wstała i zwróciła się do Ronana.- Nie jestem żadnym czymś, jasne?
-Taaak? To jak panienka się nazywa?
-Fera Rosa.- wycedziła dziewczyna, najwyraźniej niezbyt zachwycona tym, że nazwano ją panienką.
-Hm… stop! Kto był tak genialny, że wybrał ci akurat takie imię?!
-A co? Coś się nie podoba?
-Jesteś Fera  R o s a ! Przecież to po włosku róża!- samiec zaśmiał się tak nagle i niespodziewanie, że Seanit zaczęła wpatrywać się w brata z rozbawieniem. Z kolei nieznajoma nie była już taka wesoła. Wpatrywała się w Ronana, jakby właśnie rozmyślała w jaki sposób może go zabić, by najdłużej cierpiał.
-Może, jednak musisz też wiedzieć, że Fera znaczy dzika. Na twoim miejscu bym uważała.
-Cóż…- samiec nie dawał za wygraną.- To i tak nie zmienia faktu, że jesteś dziką RÓŻĄ.- to ostatnie zaakcentował specjalnie, wiedząc, że samica się przez to wścieknie.
I rzeczywiście: Fera BYŁA wkurzona. Warknęła cicho na niebieskooką hybrydę, ukazując przy tym ostre zęby. Fakt, że dziewczyna miała jeszcze odrobinę zakrwawiony pysk sprawiał, że wyglądało to groźnie. Jednak nie dla rodzeństwa Lynch. Zarówno Ronan jak i Seanit nie czuli żadnego respektu przed nieznajomą, chociaż każde z nich reagowało na złość Fery trochę inaczej. Sea po prostu obserwowała czujnie waderę. Zdawała się być spokojna, ale w rzeczywistości pozostawała czujna, by w razie zagrożenia móc zaatakować. Z kolei Ronan przyglądał się obcej hybrydzie, przymrużając oczy, jakby oceniał czy jest godna tego, by się z nim bić.
„Jest.”
Lynch był gotów zmierzyć się z samicą. Jednak, ku jego zdziwieniu, wadera przestała warczeć, chociaż dalej patrzyła na samca spode łba. Ronan zrozumiał, że wadera rozmyśliła się co do walki, chociaż nie wiedział dlaczego to zrobiła. Zwłaszcza, że miała ku temu powody.


Hm… Różyczko?
(wybacz, Ronan jest wredny, ale musisz to wytrzymać xD )

wtorek, 23 czerwca 2015

Od Chappiego (CD Visphoty) - Stary niedźwiedź mocno śpi...

        Chappie z rozbawieniem patrzył jak Visphota zwinęła się w kłebek i zasnęła, bez żadnego ,,ostrzeżenia". Tiburon jednak nie podzielał jego humoru. Nachylił się nad waderą i wydarł:
  - Visphooota!
  Ale ta ani drgnęła.
  Rybo-wilk parsknął ironicznie. Głosmok natomiast ostrożnie podszedł do Visty i zaczął bawić się końcówką jej ogona.
  - Pięknie! Po prostu cudnie! - prychnął Tibu chodząc w te i z powrotem. - Najpierw trzy godziny sterczenia pod tym pochrzanionym wodospadem, a teraz kolejne trzy czekania, aż nasza KSIĘŻNICZKA się obudzi!
  Słowo ,,księżniczka" wyraźnie zaakcentował w razie gdyby Visphota tylko udawała sen. To na pewno postawiłoby ją na nogi. Ale wadera najwyraźniej rzeczywiście usnęła. Chappie zachichotał gdy końcówka jej ogona pacnęła go w nos.
  - Chappie, to nie jest śmieszne! - warknął Tiburon.
  - A właśnie, że jest - Głosmok położył się na grzbiecie i zaczął odbijać tylnymi łapami ogon wadery.
  - NIE JEST. A teraz pomóż mi ją obudzić...
  Chappie momentalnie zerwał się na nogi. Zagrodził Tiburonowi drogę.
  - Nie - powiedział dobitnie smokopodobny.
  - Weź przestań, musimy iść do domu.
  - Ale Vista chce spać! Jest zmęczona.
  - Bo przez TRZY bite godziny skakała z wodospadu. Nie nudzi ci się to?
  - Nie. Ale Vista jest zmęczona.
  - To sobie odpocznie i wróci do Przystani.
  - A jak się zgubi? Chappie nie chce by się zgubiła!
  - To nie dziecko, Chappie - basior przewrócił oczami. Chciał przesunąć głosmoka, ale dalej obawiał się o jego skrzydło, toteż nie dotknął malca.
  - Nie, Vista to nie dziecko, ale Vista to przyjaciółka Chappiego! - upierał się jaszczurowaty. - A Chappie już nigdy nie zostawi żadnego swojego przyjaciela samego!
  Tiburon westchnął wniebogłosy i spojrzał błagalnie w chmury. Chappie zadowolony z wygranej wskoczył na grzbiet śpiącej wadery i zaczął kręcić się wokół własnej osi, cały czas nucąc:
  - Stary niedźwiedź mocno śpi, stary niedźwiedź mocno śpi!
  Chappie się go boi, więc na palcach chodzi,
  Jak się zbudzi to Chappiego zje!
  Jak się zbudzi to Chappiego zje!
 

Tibu? XD Poradzisz sobie? Chyba, że Vista wstanie wcześniej...