wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Samiry (CD Shantel)


        Spojrzałam na waderę z uniesioną ,,brwią". Dopiero po dobrej chwili mój wzrok powędrował ku, leżącemu przede mną, zającu. Przez chwilę spoglądałam na niego obojętnym wzrokiem.
- Dziękuję- powiedziałam.Ton mojego głosu był beznamiętny, gdyby nie znaczenie słowa, nikt nie uznałby tego za szczere podziękowania.
Shantel skinęła na mnie po czym ponownie opuściła jaskinię. Obwąchałam zwierzątko. Na pierwszy rzut oka można było ocenić, że jest to spasiony osobnik. Jakoś nie przepadam za tłustym mięsem, ale wybrzydzać nie wypada. Wzięła zająca w zęby i wyszłam na zewnątrz. Upuściłam go na ziemię.
- To miało być zadośćuczynienie czy próba udowodnienia mi, że nie jesteś całkowicie bezużyteczna? A może doszłaś do wniosku, że w porządku byłoby zrobić coś miłego?
Ta przez chwilę wpatrywała się we mnie z nieodgadnioną miną. Trochę jakby nie zrozumiała pytania. Najwyraźniej domyśliła się, że odpowiedź jest mi obojętna bo, mimo, że pewnie znało odpowiedź- nic nie powiedziała.
Zostawiłam Shantel tę bardziej tłusta część zająca. Nie nazwałabym tego troską o jej żołądek. Po prostu doszłam do wniosku, że potrzebuje więcej tłuszczów ode mnie. Ja z resztą dużo pokarmu w sobie nie mieszczę z racji obwodu swego tułowia. Wolałabym też nie obciążać zbytnio cienkich łap. Nie są one słabe, ale bynajmniej nie przywykły do dźwigania ,,tonowego" cielska.
Kiedy skończyła posiłek podniosła na mnie wzrok. W spojrzeniu odnalazłam pytanie: ,,Do kąt teraz?". Wzruszyłam ramionami.
- Kto mnie szefem mianował, jeśli wolno spytać?- mruknęłam.
Shantel wzruszyła barkami. Pozostało mi więc jedynie spekulować z jakiej racji to ja mam o wszystkim decydować. Może ona najzwyczajniej w świecie dowodzić nie potrafi to zwaliła ten obowiązek na mnie. Ale przecież nikt tu nie musi być nad kimś. Nie śmiem jednak rzec, że taki układ mi nie odpowiada.
- Najpewniej zapuścimy się dalej by sprawdzić czy nie ma tu więcej hybryd- powiedziałam zrezygnowanym tonem.
Ta pokiwała głową na znak, że się zgadza. Taaa, jakby umiała inaczej...


Przez całą drogę zastanawiałam się nad pewną kwestią. Zwykłam w chwilach nudy rozważać problemy świata. Tematem na dziś była sprawiedliwość. To chyba jedno z najbardziej względnych, znanych mi pojęć. Zabicie niewinnego z pewnością nie jest sprawiedliwe...Ale co z wojną? Nie mający nic wspólnego z jej wybuchem wojownicy stają do walki z kaprysu swych panów. To z pewnością nie jest sprawiedliwe. A więc czy gdyby zwaśnieni panowie stanęli ze sobą do walki można by uzyskać swego rodzaju sprawiedliwość? Czy niesprawiedliwość da się usprawiedliwić? Czy cel rzeczywiście uświęca środki? Czy jest jakaś wyraźna granica pomiędzy tym co da się wybaczyć, a tym czego nie?
Energicznie potrząsnęłam głowa zdając sobie sprawę, że temat ze sprawiedliwości zszedł na dobro i zło. Kto jak kto, ale ja wolałabym nigdy nie musieć się nad tym głowić. Postanowiłam więc przenieść wydarzenia z paru ostatnich miesięcy do moich rozważań. Zastanawiało mnie czy odebranie władzy niedoszłemu delcie było sprawiedliwe. Miał do tej pozycji pełne prawo, a jednak nie otrzymał tego na co zasługiwał. To więc nie było sprawiedliwe, ale gdyby ten nie postanowił się zemścić, decyzja alfy byłaby słuszna.
Skrzywiłam się dochodząc do wniosku, że te rozważania nie mają sensu, że myślę nad rzeczami prostymi i oczywistymi tylko po to by zabić czas.
Spojrzałam na idącą obok Shantel. Rozglądała się dookoła. Jej nos bez ustanku się poruszał. Chciałabym móc zaufać jej zmysłom i znów zatopić się w bezsensownych rozmyślaniach, ale coś mi na to nie pozwalało. Bywała zawodna. Nie uważam siebie za ideał, ale nie nadałabym tego miana też tej tu waderze. Jej nieśmiałość zwyczajnie mnie irytowała. Przywykłam raczej do towarzystwa śmiałych, odważnych wilków, wygłaszających swoją opinie na głos. Poczułam delikatne ukłucie w tym skamieniałym czymś na co mówią ,,serce". Tęsknię za tym draństwem. Za docinkami brata i prostymi, aczkolwiek mądrymi stwierdzeniami siostry. Ta to miała łeb. Do dziś powtarzam sobie jej słowa gdy spotykam się z jakimś problemem.


Cichym syknięciem dałam Shantel znać by się zatrzymała i siedziała cicho. Przez chwilę nasłuchiwałam. Jako, że potrafię używać echolokacji to chyba nie trudno się domyśleć, że mam też bardzo wyczulony słuch. Skrzywiłam się gdy dotarło do mnie co wydało te niepokojące pomruki, które zmusiły mnie do zatrzymania marszu.
- Niedźwiedź- szepnęłam.
- Duży?- spytała jeszcze ciszej wadera.
Pokręciłam głową. Dało się to poznać po głośności dźwięków, które wydawała ziemia przy spotkaniu z jego łapami.
- Nie dałabym mu więcej niż dwa lata. Ledwo co wyfrunęła z gniazda, ptaszyna.
Shantel niespokojnie powiodła wzrokiem od zarośli po prawej do tych po lewej. Przewróciłam oczami.
- Jeśli nie damy mu się podejść nie powinien stanowić większego zagrożenia- dodałam by uspokoić waderę.
- Wcale się nie boję- rzuciła.
Spojrzałam na nią z udanym podziwem.
- P-po prostu nie lubię być śledzona...
Uśmiechnęłam się prawie że życzliwie.

Shantel? Tak wiem...weny mi zbrakło ;-;

Od Miyuki (CD Xinyuana) - Nowe życie

        Kiedy wielki, czarny stwór odchodził, zatrzymał przez chwilę swoje spojrzenie na mnie. Jego czerwone, przenikliwe oczy wywoływały u mnie ciarki od czubków uszu do końcówek wszystkich ogonów. Mogłoby się zdawać, że spojrzenie było przepraszające, lecz u mnie i tak wywoływało strach.
Natomiast Inna była bardzo ciepła i na pewno sporo wiedziała. Jej nowy kolega - Xin - był za to dziki. Jak nieoswojony, groźny pies, który w każdej chwili może zaatakować. Był kompletnie nieprzewidywalny i przerażający, ale jednocześnie ciekawy.
Podczas wędrówki starałam się nie rzucać w oczy. Dreptałam po cichu za moimi nowymi znajomymi. Po jakimś czasie Inna zatrzymała się i odwróciła do nas.
- Przygotujcie się na coś pięknego.
Z uśmiechem pobiegła przed siebie. Xin wymienił ze mną zdumione spojrzenia i również ruszyliśmy. Przebiegliśmy przez gąszcz krzaków i drzew. Nasza przewodniczka zatrzymała się gwałtownie, a ja rozglądając się wstrzymałam oddech. To miejsce również było przecudowne. Widziałam jakieś poukrywane domki, pełno roślin i piękne położenie.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam poważnie, a po chwili dodałam - Przeszłam tyle z wami, a nawet nie wiem kim jesteście... To jest chore... - pokręciłam głową ze zdumieniem, a towarzysze spojrzeli na mnie zdumieni.
Inna? Xin? A może Naru?

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Tiburon - Wojownik

Imię: Tiburón czyli rekin ,dla przyjaciół po prostu Tibu
Płeć: Samiec
Wiek: 6 lat
 Typ hybrydy: Z grubsza wygląda to tak ,że Tibu przypomina skrzyżowanie parapetu salamandry i zdechłej makreli.Uznajmy jednak że jest hybrydą wilka i rekina (choć właściwie nie wiadomo co się tam jeszcze wkradło).Wilko-rekin, taaak to brzmi o wiele bardziej dumnie niż zdechła makrela na parapetówie u salamandry.
Co daje ci bycie hybrydą?: Oprócz tego że Tibu wygląda jak stara skarpeta?
-może oddychać pod woda ,świetnie pływa i nurkuje (ale na ratownika nadaje się średnio bo mógłby przypadkiem takiego przy-topionego wilka z jedzonkiem pomylić)
-Odrastają mu wybite (bądź w inny sposób utracone) zęby
-Co ciekawe jest w stanie nieznacznie manipulować swoim wyglądem np.zmieniać kolor sierści
Z powodzeniem może zastępować papier ścierny...no dobra przesadzam, oprócz wyżej wymienionych Tiburón ma też kilka typowo rekinich zdolności .
Partner: szuka
 Rodzina: Emmm nie dziękuje?
Charakter: Tibu nie szuka kłopotów, zazwyczaj to one znajdują jego ( zazwyczaj kończy się to tak że odrastające zęby bardzo się przydają). Podchodzi do siebie z dystansem. Tibu ma niezwykłe poczucie humoru ,potrafi żartować ze wszystkiego (i wszystkich) w każdej ,nawet poważnej sytuacji. Często doprowadza tym wszystkich do szału. Do tego jest naprawdę b a r d z o irytujący ,często drażni się nawet z przypadkowymi osobami. Jeśli jesteś smutny i ogólnie kiepski dzień możesz liczyć że Rekinek poprawi ci nastrój. W ciągu kilku godzin zostanie twoim ,,starym kumplem''.Tibu sam przyznaje ,że to poczucie humoru jest tylko przykrywką dla bólu jaki musi znosić. Mało przejmuje się wyglądem, może dlatego ,że uważa że już brzydszy byś nie może.  Nie ma szczęścia do samic (ani do samców jakby to kogoś interesowało). Jest  inteligentny, ale bywa tępy albo celowo na takiego pozuje. Dla przyjaciół zrobi dosłownie wszystko.
Dodatkowy opis: Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie pokracznego ,zupełnie jakby był zbudowany z wielu niepasujących do siebie części ,uroku bynajmniej nie dodają mu szeroka klatka piersiowa i wystające żebra Tibu jest dość wysoki (o ile można to tak określić) a przy tym chudy ma długie łapy i nieproporcjonalnie duże nieporośnięte futrem czteropalczaste stopy (które dziwnym trafem przypominają odnóża salamandry). Jak już wcześniej wspomniano z wyglądu przypomina nieco makrele ,jego ciało jest wydłużone i jakby spłaszczone a masywny ogon zakończony pionową płetwą, do tej ryby dodatkowo upodabnia go ubarwienie :na pysku ,grzbiecie i łapach szarozielone lub nawet czarne a na brzuchu ,ogonie szyi i stopach złoto-brązowe.Cechą niewątpliwie rekinią jest spłaszczony pysk płetwa grzbietowa i dwa rzędy ostrych jak żyletki zębów.Tak ma skrzela, (zwykle przez pierwsze minuty rozmowy rozmówcy nie mogą przestać się na nie gapić) na lądzie nie na wiele się przydają, falują kiedy oddycha i są bardzo delikatne prędzej skrzywdzisz go wkładając tam patyk niźli okładając kijem przez dwie godziny bo skórę ma bardzo twardą ,podobną raczej do papieru ściernego.Brak urody nie jest jedynym problemem z powodu takiego niefortunnego połączenia gatunków Tibu niemal bez przerwy odczuwa ból ocierających się o siebie kości bądź pozrastanych mięśni,nie może także opuścić ogona gdyż jest on sztywny.Mimo wad i ograniczeń jest całkiem sprawnym łowcą znacznie szybszy i silniejszy niż zwykłe wilki.Pysk ma nawet przyjemny i sympatyczny przynajmniej dopóki się nie uśmiechnie (a uśmiech ma szatański) między uszami zaczyna się grzywa z dłuższego futra sięgająca do łopatek ładnym dodatkowo szpeci go szeroka blizna na gardle.No cóż ładnym go nie nazwiesz choćbyś był pół ślepy i głupi
Zainteresowania: Wprost uwielbia łamać zasady pokonywać swoje ograniczenia i wspinać się coraz wyżej.Oczywiście najbardziej lubi pływać w wodzie czuje się jak w domu nic go nie boli i każdy ruch przychodzi mu z łatwością.Przyjemność sprawia mu również polowanie i walka.Lubi rozmawiać na ciekawe tematy i przyglądać się otaczającym go istotom.Mało kto o tym wie ale Tibu lubi śpiewać (i nawet dobrze mu to wychodzi)
Stanowisko: Wojownik
Zawody:
  •  Champion:
  •  Złoto:
  •  Srebro:
  •  Brąz
Historia:
Nick na howrse: agora

Od Slave (CD Harkira i Visphoty)

        Po raz kolejny skoczyłam ku wilkowi, tym razem nie zdążył zareagować i ponownie powaliłam go na ziemię. Kolejny raz usłyszałam pęknięcie, jednak nie przejęłam się tym, ponieważ znam doskonale jego możliwości leczenia się. Przynajmniej sprawię mu ból, tyle na razie wystarczy. Skorzystałam z umiejętności odziedziczonych po mych przodkach. Wbiłam kły, do których napłynął jad, w kark basiora i kilka innych miejsc, z których powinien zadziałać dość szybko. Wtedy ta prędkość by wystarczyła, ale teraz jest starszy i nie mam pewności czy uda mi się go wykończyć. Jego możliwości najpewniej wzrosły z wiekiem, tak samo, jak u mnie. Odciążyłam jego ciało, a następnie odskoczyłam kilka kroków w tył, czujnie czekając, na to, co się stanie. Zdechnie w końcu czy nie? Może chociaż sparaliżuje mu mięśnie i będę go mogła wykończyć, gdyż nie uda mu siebie uleczyć? Obserwowałam w cicho. Czekanie, czasami sprawia trudności nawet mnie.
- Skoro mnie znasz to powinnaś wiedzieć, że to nie zadziała - powiedział przewracając oczami. Syknęłam pod nosem. Mogłam się była tego spodziewać. Jest równie irytujący, jak jego przybrany ojciec, ale... Jednak inny. Pewnie dlatego, iż jest hybrydą, ale po prostu jest inny. Nie zmienia to faktu, że moim obowiązkiem jest go zabić. Przynajmniej... Tak mi się wydaje. Popatrzył na mnie ze zrezygnowaniem.
- Chcesz mnie zabić, prawda? Więc? Dlaczego tego nie zrobisz teraz? Nie mam zamiaru walczyć. Moje istnienie i tak niczego nie zmieni - stwierdził. W jego głosie była szczerość, a zarazem ból, jakiego jeszcze od nikogo nie słyszałam. Nie chce walczyć? Naprawdę, aż tak nie zależy mu na życiu? Jeśli tak mówi, nie jest chyba tak zły... Przecież, gdyby był, walczyłby ze mną, prawda? Nie rozumiem... W tej sytuacji... Dostanie ode mnie szansę, jednak tylko jedną.
- Niechaj będzie tak, dam ci szansę, jedną. Pokażesz mi czy jesteś zły, neutralny, czy dobry. Jeśli ją zmarnujesz, zabiję cię bez najmniejszych skrupułów. Od teraz, będę się ciebie czepiać, niczym rzep, zrozumiano? - wyjaśniłam całą "umowę".
- Jeśli chcesz - mruknął obojętnie. Czyżby jednak chciał zginąć? No cóż, nie ma raczej zbyt wielu powodów do istnienia, więc... Nie ważne. Harkir odwrócił się i odszedł po prostu, zaś ja ruszyłam za nim. Szliśmy, szliśmy i doszliśmy. Gdzieś. Jakieś splecione drzewa. Ciekawie to wygląda, nie powiem. Dość wysoko... Wątpię, aby mój "towarzysz" sobie z tym poradził. Zastanowiłam się chwilę. Zamachałam skrzydłami i po chwili byłam w powietrzu, nisko nad ziemią.
- A ty, zamierzasz się tam dostać? - spytałam, przewracając głowę na bok.
- Po prostu zainteresowało mnie to miejsce - odpowiedział mi obojętnie.
- Czyli chcesz się tam odstać? - zadałam tam kolejne pytanie. Wzruszył najzwyczajniej ramionami wgapiając się w to miejsce. Syknęłam cicho, gdyż zastępowało to w moim przypadku westchnienie. Objęłam hybrydę na wysokości klatki piersiowej i uniosłam. Jak łatwo się domyślić, nie był zbyt ciężki. W końcu to prawie sama skóra i kości. Najprawdopodobniej, nim dotrzemy na górę, zdążę złamać mu kręgosłup przynajmniej dwa razy. Po nie długim czasie byliśmy już na miejscu. Harkir rozglądał się dookoła zdecydowanie bardziej, niźli ja. Mój wzrok spoczął na waderze, śpiącej przed wejściem do największej, wyglądającej na zamieszkałą. Skinęłam na zielonego, aby poszedł za mną. Ten niechętnie, ale to zrobił. Stanęliśmy przy śpiącej.

Visphota? Ktokolwiek inny? Harkir?

Od Xinyuana (CD Kotonaru) - Kółko zapoznawcze?

        Nie wiem właściwie, co się stało. Pierwsze ten samiec chciał walczyć, widziałem to - w jego oczach, zachowaniu. Chciał tej walki całym sobą. A potem uciekł. Od tak. Porzucił wyzwanie, które sam rzucił. Pozostałem więc sam na sam z dwoma zupełnie obcymi sobie hybrydami. Zmierzyłem wzrokiem nowo przybyłą. Była raczej niska. Miała białe futro, poroże jak u jelenia i kilka ogonów (nie miałem ochoty liczyć). Spojrzałem na zieloną samicę. Tą, która skądś znała mój język. Wydawała się zaskoczona zachowaniem towarzysza i...zawiedziona?
  - Co to miało zzznaczyć? - zapytałem już we wspólnym.
  Wadera wydawała się zaskoczona. Nie zapytała jednak o nic, co już mnie bardziej do niej przekonało. Kto zadaje pełno głupich pytań sam nie jest wiele od nich mądrzejszy.
  - Ja...znaczy się on...Ach! Sama nie wiem! - warknęła już wyraźnie rozeźlona. Po chwili jednak uspokoiła się i zapytała spokojnie: - Mogę teraz podejść?
  Po chwilowym zastanowieniu kiwnąłem potwierdzająco głową.
  - A ona? - tu wskazała na nieśmiałą, białą hybrydę. Potwierdziłem kolejnym kiwnięciem.
  Usiadłem rozluźniony. One nie stanowiły zagrożenia. W razie czego obu dam radę, choć wątpię, bym musiał je zabijać. Tak, lepiej uciec w las. Nie dogonią mnie, a ja nie będę musiał się gryźć ze złamaniem słowa danego Jin, tej małej waderce, która tak bardzo mnie zmieniła. Biała, rogata wadera bardzo mi ją przypominała. Nie tyle z wyglądu, co po prostu kojarzyła mi się z miesiącami spędzonymi z przyjaciółką. Toteż nie zważając na właściwe zachowanie przez parę minut przyglądałem się ciekawie nieznajomej co jakiś czas przekręcając głowę na boki i wysuwając rozwidlony język.
  - Ekchem - zielona wadera odchrząknęła dając mi do zrozumienia, że tak się chyba nie robi.
  Gdy zwróciłem już głowę w jej stronę, zaczęła:
  - Mam na imię Inna. A ty?
  - Suǒwèi de láng shé - odpowiedziałem.
  - Nie wierzę, żeby to było twoje PRAWDZIWE imię - odparła.
  Zmierzyłem ją podejrzliwym spojrzeniem po czym odpowiedziałem już w pełni szczerze:
  - Xinyuan.
  - Od razu lepiej - uśmiechnęła się po czym spojrzała na drugą, siedzącą cicho hybrydę czekając, aż pójdzie za resztą i również się przedstawi.
  - Miyuki - powiedziała w końcu.
  - No to teraz się znamy - Inna wstała zadowolona. - Pozwolicie, że coś wam pokarzę?
  Ruszyła spokojnym truchtem w stronę, z której przyszła. Nie myśląc wiele pobiegłem za nią. Coś mnie w tej samicy intrygowało. Miyuki również poszła w moje ślady.


Miyuki? A może Naru się wróci? ^^ Jakbyście nie byli pewni, to idziemy właśnie do Przystani

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Kotonaru (CD Miyuki i Innej) - Zabójca

      Samiec patrzył czerwonymi ślepiami na dwójkę. Na jego twarzy wyryte było zakłopotanie, nie wiedział co to było – osobnik, który się przed nimi ukazał. Uwierzyć własnym oczom nie mógł, że na świecie było miejsce, gdzie mógł zobaczyć tyle mieszańców... Tylu takich jak on! Jednak mimo radości, że nie był jedynym popaprańcem jego pysk przybrał po chwili kamienny wyraz, a wszystkie mięśnie zesztywniały.
Inna już od pierwszych chwil ich spotkania promieniowała przyjacielskością oraz towarzyską duszą – mimo ich niezręcznych początków Inna nie była w stanie przed nim tego ukryć, osobniki jej typu wyczuwało się na kilometry, nie ważne jak dobrze by to ukrywały. Ten tu przed nimi był zimny, oschły, a w jego oczach widać było, że ma serce bezlitosnego mordercy... Serce, które nie tak dawno posiadał Kotonaru. Jedno spojrzenie, a wszystkie wspomnienia z wojska, z wojen oraz dni skąpanych w krwi powróciły do niego jedną wielką falą, zalewając jego umysł. Wszystkie dźwięki dochodziły do niego jak przez ścianę, jedyne co mu dzwoniło w uszach to wojenne krzyki przerażennia, szmer rozdzieranej skóry, chlupot krwi lejącej się z ran oraz dźwięki zagryzanych gardeł, wraz z głośnymi warkotami. Serce zabiło mu szybciej, aż zakłóciło to rytm jego miarowego oddychania.
- Naru...? – usłyszał głos Innej nad głową – Wszystko dobrze? – zapytała niepewnie.
Kotonaru spojrzał na nią spod byka, dysząc ciężko. Głowę miał pochyloną nisko nad ziemię. W jego czerwonych ślepiach tańczyło przerażenie mieszane z morderczymi iskrami zabójcy, który teraz się w nim obudził. To co tak bardzo chciał zapomnieć, to co chciał wyprzeć z głowy teraz zawładnęło jego mózgiem. Inna aż cofnęła się od niego, a strach zawitał na jej twarzy, niepoznawała w tej chwili tego lwa.
- Kim ty jesteś? – szepnął, prostując się na równe nogi, jednak łeb wciąż miał opuszczony i mierzył długą istotę nienawistnym spojrzeniem.
Czerwone ślepia nowoprzybyłego były tylko czerwonymi kreseczkami. Przyglądał mu się niby spokojnie zmrużonami oczyma, jednak jego zwierzęce instynkty spowodowały, że nie usiedział na miejscu. Wyczuwając wrogość bijącą od Naru wstał do pozycji bojowej, a jego długi ogon kiwał się z lewa na prawo.
Inna spojrzała z przerażeniem na dwa samce. Niczym teraz nie przypominali rozumnych istot, tylko zjeżone, wściekłe zwierzęta gotowe urządzić jej tu wodospad posoki...
Nagle stukot kamieni spowodował wybicie samców ze skupienia. Obydwoje – wraz z Inną – spojrzeli w kierunku, z którego dobiegał hałas. Dojrzeli małą, białą waderkę, która patrzyła na nich ze strachem. Nic dziwnego -  spojrzenia, które posłali jej samce mało kogo by nie przestraszyły. Chęć mordu, nienawiść... Dowód na dzikie, puste serca, wyzute z emocji – tylko to można było w nich ujrzeć.
Kiedy jednak Kotonaru oderwał wzrok od czarno-białego samca odzyskał trzeźwość umysłu, a raczej odezwał się z tyłu jego głowy cichy, mały głosik wołający „Obudź się!”. Kotonaru znów zamknął oczy, a gdy je otworzył zniknęła nienawiść, zastąpiona delikatniejszym wyrazem obojętności. Odchrząknął cicho, opuścił uniesiony ogon bezwładnie na ziemię, z która derzenie spowodowało, że kręgi cicho zaklekotały.
Wszystkie trzy pary oczu zwróciły się na niego.
- Wybacz. – rzekł, kierując swoje słowa tylko i wyłącznie do Innej, która patrzyła na niego jeszcze z resztkami strachu na twarzy oraz w swoich oczach, których spojrzenie napotkał na krótką chwilę i widząc w nich Suianei żal ścisnął jego serce.
Obiecał sobie kiedyś, że nauki Suianei nie pójdą na marnę, że na jej cześć zostanie tym co z niego zrobiła... A w tym o to momencie zawiódł. Wadera o oczach jego ukochanej ujrzała to czym tak naprawdę był - potworem z krwi i kości, przeżarty zabójczymi instynktami aż do szpiku kości.
Samiec odchrząknął i odwrócił wzrok. Nienadawał się wśród innych, był niebezpieczny dla otoczenia. Nie pasował nigdzie tylko na polu bitwy. Lepiej było mu w górach, gdzie nie mógł nikogo zranić...
- Em... Hybryda... powinnaś się nią zająć. – rzucił, wymijając Alfę oraz zmierzając w stronę gór do Przesmyku.
Przeszedł obok białej wadery, posyłając jej przepraszające – kilku sekundowe zaledwie -  spojrzenie, po czym wkroczył do Przesmyku bez żadnych słów ożegnania. Gdy tylko przeszedł kilka kroków stanął. Uniósł głowę do góry, szybko otakował otoczenie, po czym odbił się od ziemi, szybując kilka metrów w górę. Z hukiem wylądował na prawie poziomej ścianie wpinając się pazurami w kamień oraz posyłając kaskadę kamyczków oraz piachu na dno wąwozu. Kilka lat spędził w górach, więc wspinaczka nic dla niego nie znaczyła.
Momenty później już wskrobał się ze sprytem na jedną z górkich ścieżek, urzywanej chyba tylko przez kozice lub równie dobrze nikogo, wyrzeźbiona najprawdopodbniej przez naturę. Ruszył nią przed siebie. Nie wiedział dokąd zmierza, nie wiedział co teraz będzie... Jedyne co wiedział to to, że wraca do punktu wyjścia...


Inna? Yuki? ^^

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Miyuki


        ~ -Przestańcie! Błagam, przestańcie! - krzyczałam widząc wilki zabijające moją matkę.
- Nie!!! Proszę...
Nie miałam już siły na opór. Zaczęłam powoli się wycofywać. Ze łzami w oczach odwróciłam głowę i pognałam najszybciej jak tylko mogłam. Biegłam długo potykając się o korzenie drzew. W pewnym momencie moja łapa zaplątała się o jakiś krzew i padłam boleśnie na ziemię. Nie miałam siły wstać. Czułam jak szybko bije moje serce. W głowie mi pulsowało i nie mogłam złapać tchu. Wyciągnęłam łapę i ułożyłam się wygodniej na ziemi. Zamknęłam oczy i dręczona koszmarami ostatnich chwil zasnęłam. ~

Przestraszona otworzyłam oczy, na szczęście był to tylko sen. Rozejrzałam się dookoła. Odkąd zasnęłam nic się nie zmieniło.
Poprzedniego dnia znalazłam jakieś ruiny skalne. Schowałam się pod jedną z nich na noc.
Teraz przeciągnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Od razu w oczy rzucił mi się ciasny przesmyk między skałami. Podeszłam do niego. Przy nim było również wielkie przejście, tak jakby brama, lecz nie chciałam tak bardzo rzucać się w oczy. Nie wiedziałam kogo spotkam po drugiej stronie.
Prześlizgnęłam się i moim oczom ukazała się zupełnie inna rzeczywistość. 
Po drugiej stronie było przepięknie. Miałam wrażenie, że każdy kolor jest mocniejszy i cudowniejszy. Przede mną była polana, a potem rozciągał się las. Pokochałam to miejsce, choć nadal starałam się zachowywać uważnie. Nauczyłam się żeby myśleć, że gdziekolwiek jesteś powinieneś się czuć jak nieproszony gość... I miałam rację. Od razu ich nie zauważyłam, bo tam też były skały, ale teraz, kiedy jeden z nich zwrócił na mnie swoje przenikliwe oczy wiedziałam, że jestem nie proszonym gościem...


Xin? Inna? Kotonaru?