Vitulusa lekko drażniła rozmowność samicy, ale jako, że na chwilę obecną
była jego jedyną szansą na dotarcie do owego stada postanowił nie
narzekać. Nie znosił gdy ktoś interesował się jakimkolwiek wątkiem z
jego życia.
- Różnie to w życiu bywa- powiedział wymijająco i wzruszył barkami- Tak to już jest.
Taaa... Samiec nigdy nie rozczulał się nad swoim losem. No bo po co?
Roztrząsanie tego co było, a czasem nawet tego co jest, mija się z
celem. Nie ma to najmniejszego sensu.
- Aha- usłyszał.- A tak właściwie - Błagam, pomyślał wilk. Nic nie mów - Jak masz na imię?
No nie! Kolejne pytanie? Przewrócił oczami i po krótkiej walce z samym sobą odpowiedział nienaturalnie spokojnym głosem.
- Vitulus.
Basior pomodlił się w duchu by nie znała łaciny. Ku jego uldze gryf nie
skomentował znaczenia jego imienia więc założył, że nie zna tegoż
języka.
- Ja jestem Araless- powiedziała.
Wilk nic na to nie odpowiedział. Szedł u boku gryfa w całkowitym
milczeniu. Cisza nigdy go nie krępowała, czuł się z nią bardzo dobrze.
Była dla niego najlepszą towarzyszką. Nie mówiła wiele (w zasadzie to w
ogóle nic nie mówiła), nie zadawała pytań, nie rozliczała go z tego ile
błędów popełnił i nie oceniała. Nie żeby opinie innych miały dla niego
jakiekolwiek znaczenie.
W pewnym momencie do jego uszu dotarł cichy pomruk. Idąca obok samica
zatrzymała się i rzuciła Vitulusowi przepraszające spojrzenie. Wilk
przewrócił oczami, wciągnął powietrze nosem, po czym skręcił w prawo.
- Dokąd idziesz?- zapytała Araless podbiegając do niego- Do stada w tamtą stronę.
- Gdzieś tam jest coś czym powinno dać się cię nakarmić- odparł nie zaszczycając gryfa spojrzeniem.
Burczenie było hałasem. Hałas był wrogiem ciszy, a cisza przyjaciółką
Vitulusa. By pozbyć się burczenia trzeba pozbyć się głodu. By pozbyć się
głodu trzeba coś zjeść. Z kolei by coś zjeść trzeba to upolować, ale by
to upolować trzeba to najpierw znaleźć. To już zrobił.
W zaroślach. Jakieś sześć metrów od nich, z nosem przy ziemi, spacerował
spory dzik. Nie dając Araless żadnych sygnałów, wystartował. W kilku
susach pokonał cały dzielący go od zwierzęcia dystans. Ofiara usłyszała
go gdy zahaczył kopytem o krzak. W efekcie, nim wilk zdążył dobrać się
do dzika, ten odwrócił się ku niemu kłami. Vitulus w ostatniej chwili
zaparł się przednimi łapami, zahamował i odskoczył na bok unikając
pchnięcia dwoma, całkiem pokaźnymi, białymi ostrzami. Chlasnął dzika
ogonem raz i drugi, a gdy zwierze odwróciło ku niemu swoją świńską
mordę, strzelił je kopytem prosto między oczy. Zwierzę cofnęło się do
tyłu lekko się przy tym zataczając. Wtedy zza najbliższego drzewa
wystrzeliła biała, skrzydlata błyskawica i uderzyła w dzika powalając go
i przygważdżając szponiastymi łapami do ziemi. Vitulus nieśpiesznie
podszedł do gryfa i dobił dzika.
- Smacznego- mruknął siadając pod drzewem.
Araless spojrzała na niego nieco zaskoczona.
- Ty nie jesz?
Wilk tylko pokręcił głową i położył się na ziemi. Nie był głodny. Jadł
dziś rano. Dla zabicia czasu ściął ogonem kilka kwiatków zastanawiając
się nad kruchością życia. Jakby nie patrzeć nie trzeba wiele by zginąć.
Wystarczy popełnienie jakiegoś banalnego błędu przy polowaniu na jakąś
większą zwierzynę albo ukąszenie jadowitego węża gdy w pobliżu nie ma
żadnego medyka. A życie jest tylko jedno. Raz je stracisz to już nie
odzyskasz. Więc dlaczego niektórzy tak chętnie je narażają? Po co
walczyć? W imię czego? Walka ma sens tylko przy obronie własnej i
polowaniu. Ale z drugiej strony, po co w ogóle żyjemy? Po kiego, nam
walczyć o przetrwanie skoro i tak prędzej czy później umrzemy? Jaki sens
ma to czego się dokona skoro i tak koniec końców nikt nie będzie o tym
pamiętać? I po kiego grzyba nam pamięć innych, skoro martwemu i tak
wszystko jedno?
Vitulus westchnął.
- Nic nie ma sensu- stwierdził.
Araless odwróciła się ku niemu.
- Co nie ma sensu?
- Wszystko i nic- odparł basior, po czym dodał- Najadłaś się już?
Araless? Wybacz mi proszę zwłokę i stan tego czegoś co trudno opkiem nazwać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz