poniedziałek, 12 października 2015

Od Ronana i Seanit (CD Chappie'go)

        Jak byście się czuli, gdyby nagle, z niewiadomo skąd wybiegła na was wiewiórka? Co dziwniejsze, zaczęłaby biegać wokół was, zdradzając oznaki wścieklizny i co jakiś czas podgryzając wasze ręce i nogi? Dobra, a co jeśli nazwie was złodziejem? I to niby z takiego powodu?! Bo trzymałeś wstążkę w łapie? Jeśli tak jest ze wszystkimi małymi, skrzydlatymi, rudymi nerwusami to ostrzegam: nigdy, ale to przenigdy nie wchodźcie do parku z czerwoną wstążką w rękach. A jeśli wejdziecie, to przygotujcie się na to, że za chwilę coś spadnie wam na twarz i zacznie drapać.
Oczywiście mały i bliżej nieokreślonej rasy stworek nie spadł Ronan’owi na pysk, ale drapał go i gryzł jak diabli. A najgorsze było to, że basior zupełnie nie widział o co mu chodziło. Pomyślcie sobie: nagle coś do was podbiega, krzyczy i zaczyna was gryźć. Jaka jest wasza reakcja? No właśnie…
-O co ci chodzi?!- warknął, kręcąc się bez przerwy, starając się uskoczyć przed ząbkami hybrydy. Napastnik (jeśli tak można określić miłego i pokojowo nastawionego do świata Chappie’go) jednak nie miał zamiaru odpowiedzieć, tylko dalej atakował. Właściwie to ciężko było nazwać to atakiem. Wszystko polegało raczej na podlatywaniu na plecy Kruka, lub drapaniu jego kończyn. Ronan natomiast bez przerwy się miotał i kilka razy nawet specjalnie upadał na plecy, licząc że uda mu się zgnieść narwańca. Bez skutecznie. Stworek był jednak zaskakująco zwinny, choć w dużej mierze przyczyniła się też do tego równica wzrostu, jaka dzieliła obie hybrydy.
-Co jest do jasnej cho*ery?! Gadaj suk… oż ty!- warknął Lynch, gdy smok ugryzł go w ucho. Nie powstrzymując gniewu, złapał jaszczurkę kłami, a potem rzucił nim o ziemię. W odpowiedzi usłyszał tylko:
-Złodziej!
I narwaniec znów zaatakował, choć teraz unikał bezpośredniego starcia z ostrymi kłami czarnego wilka. Wszystko zaczęło się od nowa i wyglądało jak przedstawienie, a przyglądająca się temu Seanit nie mogła się zdecydować, czy ogląda komedię, czy tragedię. A może jedno i drugie? Nie, sądząc po jej napadzie śmiechu był to klasyczny program rozrywkowy, z jej bratem w roli głównej.
-Sea! Zabierz to coś ze mnie!- brat Lynch krzyknął do bliźniaczki, dalej próbując złapać małego gremlina.- Przestań rżyć i zrób coś!
-A cóż to?- waderze trudno było zachować powagę.- Czyżbyś nie potrafił poradzić sobie z takim zwierzątkiem? Ty? Wczoraj walczyłeś ze  s t r z y g ą!- teraz to już zaniosła się głośnym śmiechem, wyraźnie pokazując co myśli o całej sytuacji.
Ronan był zbyt skupiony na zdeptaniu małego szkodnika, niż na kłótni z bliźniaczką, dlatego też nawet nie zadał sobie trudu, by odgryźć się Sei.
-Puszczaj gnojku!- syknął w stronę smoka, ale ten uczepił się grzbietu Ronan’a jak rzep i za nic w świecie nie chciał puścić.
-Oddaj wstążkę!- powtarzał uparcie.
-Najpierw puszczaj!
-Zgoda!- krzyknął stworek, jednak zaraz znów drapnął niebieskookiego.- Pod warunkiem, że najpierw oddasz wstążkę!
-Nie ma mowy!- krzyknął i, po raz kolejny podejmując próbę przygniecenia narwańca, przewrócił się na plecy. Udało mi się spaść na ogon jaszczurki i drapnąć ją w bok, jednak to nie miało najmniejszego znaczenia, gdyż ta zaraz się mu odwdzięczyła. Albo właściwie spróbowała, gdyż Ronan w ostatniej chwili wykonał unik, puszczając tym samym prześladowcę wolno. Pomarańczowy z kolei nie czekał ani chwili, tylko skoczył większej hybrydzie na pysk, całkowicie zasłaniając jej pole widzenia.
-Zjeżdżaj!- tylko tyle zdołał z siebie wykrzyczeć, podczas biegania na oślep i prób strącenia skrzydlatego zwierzaka.
-Złodziej! Okradłeś przyjaciółkę Chappie’go!
Lynch domyślił się (tak, nawet w takiej bieganinie był jeszcze w stanie myśleć), że narwańcowi chodzi o jego uroczą znajomą, Ferę… zwłaszcza, że ten ciągle nawijał o wstążce, którą Kruk trzymał w łapie i za nic nie chciał puścić.
-Ona nie ma przyjaciół!- krzyknął, jednak dalej nie przestawał biec przed siebie.
-Właśnie, że ma!- stworek wydawał się być zły, że ktoś kwestionował przyjaźń między nim, a strzygą, co, gdyby nie okoliczności, byłoby dla Ronan’a całkiem zabawne.- Chappie to jej przyjaciel!
Seanit, gdy w końcu przestała się tarzać ze śmiechu na ziemi, zauważyła że jej brat odbiegł z dziwnym malcem i ciągle rzucał przekleństwa w jego imieniu. Z kolei pomarańczowa hybryda bez przerwy powtarzała „złodziej” i „oddaj wstążkę”. Wspominał też coś o przyjaźni, ale końcówka nie dotarła do samicy, gdyż obie hybrydy znalazły się już za daleko, poza zasięgiem jej słuchu. Dlatego też wadera rozłożyła ciemne skrzydła i jednym machnięciem oderwała się od ziemi. Takim sposobem bez problemu dogoniła biegnącego na oślep brata, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z jej obecności. Sea zniżyła lot, a gdy zauważyła jaszczurkę, siedzącą na pysku jej brata, znów zaczęła się śmiać, choć i tak nie była w stanie przekrzyczeć wrzasków biegnących hybryd. Właściwie to nie miała zamiaru pomagać bliźniakowi pozbyć się tego małego szkodnika z ADHD. Całkiem zabawnie się to wszystko oglądało i właściwie tylko po to ich dogoniła i podleciała na taką wysokość, by miała „najlepszy widok” na całą zaistniałą sytuację.
-Ahoj, tam da dole!- krzyknęła rozbawiona, jednak w odpowiedzi usłyszała tylko serię przekleństw, rzucanych przez Lynch’a. Nie była nawet pewna, czy Ronan kierował je do niej, czy pomarańczowej hybrydy, choć nie wykluczała obu wersji.
-A połam skrzydła!- odkrzyknął wysoki samiec, jednak jego życzenie też nie było dla Seanit żadną wskazówką. Mogło być skierowane zarówno do niej, jak i pomarańczowo-szarej jaszczurki, która najwyraźniej wygodnie usadowiła się na pysku Ronan’a i nie miała w planach schodzenia.
Szarej waderze uśmiech nie schodził z pyska, choć pozbyła się już śmiechowej czkawki. Na chwilę odwróciła wzrok od bliźniaka i stworka, by móc spojrzeć przed siebie i chociaż wiedzieć w którą stronę leci. Dlatego też przestała patrzeć w dół, a swe niebieskie oczy skierowała na… na gniazda. Nie było to najlepsze i najbardziej trafne określenie tego, co przed sobą zobaczyła, ale w tamtej chwili żadne inne porównanie nie przychodziło jej do głowy. Te ogromne  gniazda przypominały trochę dziwne domy, które zdawały się wyrastać z gałęzi i pni rozłożystych drzew. Nie wszystkie z nich wisiały nad ziemią, więc może pojęcia „gniazda” nie do końca tutaj pasowało. Coś jak ule.. tak, ule brzmiały znacznie lepiej. Pszczoły budowały ule nad ziemią, a osy w ziemi, dlatego to porównanie (choć nie oddawało piękna leśnych konstrukcji) było całkiem niezłe. Przez chwilę Seanit zupełnie zapomniała o tej dwójce na dole i skupiła swój wzrok tylko i wyłącznie na tym, co znajdowało się przed nią. Zaraz potem w głowie zrodziły się pytania: Czyje to jest? Ktoś tutaj mieszka? A jeśli tak… to kto?
Oczywiście samica miała zamiar to sprawdzić, ale przecież nie mogła zrobić tego sama. To byłoby wbrew zasadom, poza tym między rodziną Lynch od zawsze istniały pewne dziwne więzy, które zobowiązywały ich członków do lojalności. I właśnie w tej chwili Sea oprzytomniała i przypomniała sobie o bliźniaku, który dalej użerał się z tym stworem. Hybryda zerknęła na dół. Jej brat dalej biegł na oślep, ale co ważniejsze… biegł w kierunku owych tajemniczych uli. Genialnie!, pomyślała hybryda, która uznała, że może załatwić dwie sprawy na raz. Kierując Ronan’a w stronę domków, dowie się czym one są i kto tam mieszak, a jednocześnie nie zostawi go na pastwę losu… a może raczej, na pastwę wściekłej salamandry z ADHD. A może znajdzie tam kogoś kto razem z nią pośmieje się z Lynch’a? Tak, ta wizja skusiła ją jeszcze bardziej niż wszystko inne, dlatego też Seanit nie zamierzała dłużej czekać. Zniżyła lot, tak że znajdowała się jakieś pół metra nad głową brata.
-Ronan! Widzisz mnie?!
Samiec uznał to za bardzo kiepski, lub też strasznie obraźliwy żart, dlatego tylko warknął w stronę siostry:
-Bardzo śmieszne, wiesz! Na pysku siedzi mi wiewiórka, mam widok jak cho*era!
-Wytrzymaj jeszcze!- odezwała się samica, ignorując uwagi bliźniaka. Zamierzała przez pewien czas pełnić rolę jego nawigatora i naprowadzić go na te dziwne domki, które tak ją urzekły.- Biegnij dalej przed siebie, zauważyłam coś!
-Biegnę na  o ś l e p ! Chcesz abym w coś rąbnął?!- może to tylko zbieg okoliczności, ale w tamtym momencie Ronan faktycznie w coś uderzył. A dokładniej mówiąc, potknął się przednią łapą o wystający korzeń i oboje ze stworkiem runęli na ziemię, wywijając przy tym kilka kozłów. Ciężko było nazwać to szczęśliwym trafem, ale przynajmniej dzięki temu Ronan pozbył się pasożyta, który jak torpeda zleciał z jego pyska. Całe szczęście, że żadne z nich niczego sobie nie złamało (a zwłaszcza Chappie, który chyba ma dość zrastania się kości, a przynajmniej jak na jeden dzień).
Seanit zniżyła lot i po chwili znalazła się na ziemi, lądując miękko na zielonej trawie. Podeszła do brata i pomogła mu wstać, a ten odburknął jej coś, co chyba miało być podzięką. Trudno jednak spodziewać się więcej po takiej hybrydzie jak Ronan. Jej brat natomiast spojrzał tylko w dół, na swoje łapy. A konkretnie na jedną łapę, tą wokół której obwiązał sobie wstążkę Fery, by jej nie zgubić. Zmarszczył brwi i zaczął odwiązywać czerwony materiał. Coś mu tutaj nie pasowało. Biegał przez cały czas jak ten ostatni wariat, rzucał się we wszystkie strony, gryzł i szarpał się niemiłosiernie, co jakiś czas upadając na plecy, a na koniec rzucił jeszcze małego smoka na ziemię. I to wszystko by… by co?! Nie oddać wstążki?! Na dodatek wstążki  F e r y?!?! Tej cholernej strzygi! Tego diabła wcielonego, którego tak nienawidził, ale zarazem był nim zafascynowany… ale to przecież nie było istotne. Dlaczego wszystko poszło o wstążkę?!
Zerknął na Głosmoka, który właśnie podnosił się z ziemi. Jak on go nazwał? Złodziejem? Tak, i mówił, że ukradł wstążkę „przyjaciółce Chappie’go”. Ronan nie miał bladego pojęcia kim był „Chappie”, ale miał pewną teorię co do tego kim mogła być jego „przyjaciółka”. Zwłaszcza, że to do niej należała wstążką.
Nie czekając ani chwili dłużej złapał wstążkę w krucze szpony i podszedł do poturbowanego, jak on sam, skrzydlatego stworka. Jeśli jego przypuszczenia się zgadzały, to znaczy że narwaniec znał Ferę i wiedział gdzie się znajdowała.
-Hej, ty!- zwrócił się do małej hybrydy, pokazując wstążkę.- Szukam właścicielki tego czegoś. Znasz ją, prawda? Wiesz, gdzie ona jest?- gdy zadał to pytanie usłyszał jak Seanit wzdycha z niedowierzaniem, jakby nie po raz pierwszy wątpiła w trzeźwość umysłu swego brata.
Nie żeby bardzo mu zależało na odnalezieniu Strzygi… właściwie to on sam do końca nie wiedział po co jej szukał. Może po prostu chciał zwrócić jej wstążkę i, tym samym, dowiedzieć się dlaczego samicą ją zostawiła? No dobrze, tylko skąd u niego taki akt dobroczynności?

Chappie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz