czwartek, 8 października 2015

Od Chappie'go - Złodziej!

        Chappie mknął jak wicher niskim lotem między drzewami. Skrzydło przez noc zagoiło się świetnie. Głosmokowi nawet dzień bez latania sprawiał wiele przykrości. Teraz święcie przekonany, że przez noc ubyło mu zdolności lotniczych leciał jak wariat próbując najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych akrobacji. Oczywiście latał po najbardziej poplątanych trasach. Przeciskał się bez zwalniania między pnączami, gałęziami i pniami. Można śmiało uznać, że wypadek z poprzedniego dnia niczego go nie nauczył, bo to szczera prawda. Chappie nigdy nie przejmował się swoim zdrowiem. Nawet jeśli złamie skrzydło, to poboli, poboli i zrośnie się, jak zwykle. A potem znowu będzie świrował w powietrzu, znowu pewnie coś złamie i tak dalej błędnym kołem.
  Głosmok miał wyjątkowo dobry humor. Znalazł sobie nowego przyjaciela. Fera wydawała mu się co prawda nieco dziwna, ale i tak ją polubił. On lubił każdego. To przecież Chappie. Nie wmówisz mu, że wąż szczerzy kły w ostrzeżeniu - on uzna to za uśmiech. Nawet gdy ten go dziabnie, samczyk po kilku dniach focha znowu poleciałby się z nim przywitać.
  A Fera gdyby chciała mogłaby schrupać go jednym kłapnięciem szczęk. Głosmok zdawał sobie z tego sprawę, ale mało go to obchodziło. Skoro nie zrobiła tego teraz to po co miałaby to robić później? Teraz Fera była jego przyjaciółką. A przyjaciół nie traktuje się jak jadowite węże.
  Chappie niewiele myśląc nad tym co robi wykonywał beczki, śruby, korkociągi, zawracał, ostro skręcał łamiąc przy tym samym podmuchem powietrza słabsze gałązki.Nagle do jego uszu dotarł dźwięk rozmowy. Zahamował gwałtownie tuż przed wyrośniętym świerkiem, strasząc jakąś wiewiórkę i wisiał w powietrzu machając wolno skrzydłami. Wsłuchiwał się w odgłosy lasu, szukając czegoś, co do niego nie pasowało. Szum liści, stękanie pni i konarów, piszczenie wiewiórek, skamlenie jakiegoś lisa niedaleko, świergot ptaków...i głosy! Tak! Dwa głosy! Jeden jakiejś wadery, drugi basiora. I ani jednego, drugiej samczyk nie poznawał.
  Usiadł bezgłośnie na gałęzi i patrzył na udeptany gościniec. Minutę później pojawiły się na niej dwie identyczne hybrydy. Teraz już nie rozmawiali, ale Chappie był pewien, że głosy należały do nich. Byli identyczni. Różnili się tylko tym, że wadera miała skrzydła. Ptakowilki!, pomyślał zafascynowany jaszczur zauważając, że przednie łapy obu hybryd zastępowały ptasie szpony.
  I już miał zlecieć na dół by się przywitać, gdy nagle jego czujne oko wychwyciło jeden odstający od szarego futra szczegół...
  Czerwoną wstążkę.
  Chappie dokładnie pamiętał ten kolor. Jako Głosmok w genach zapisaną miał fotogeniczną pamięć. Fera przecież miała identyczne wstążki na łapach, ogonie i we włosach. Bez większego zastanowienia, szybko połączył fakty w nie spójną i dziurawą całość -Fera została okradziona!
  Smoczek nie wytrzymał i z rykiem wściekłości rzucił się w dół. Szary basior zwrócił się w jego stronę. Ale atak nastąpił za szybko, nawet jak dla niego. Chappie w furii okrążał go z taką szybkością, że lewały się na nim barwy, równocześnie gryząc i drapiąc. Zaskoczona hybryda próbowała się bronić. Nawet jego ruchy w przy prędkości z jaką poruszał się Głosmok wydawały się niezgrabne.
  - Co jest?! - krzyknął zaskoczony.
  - Oddawaj wstążkę! - wrzeszczał Chappie.
  - Że co?! - wrzeszczał basior.
  - Ukradłeś ją przyjaciółce Chappiego!
  - O czym ty mówisz?!
  - ODDAWAJ JĄ!
  Stojąca z boku wadera w pierwszym odruchu chciała skoczyć na pomoc bratu...Jednak słysząc tę niedorzeczną dyskusję została na swoim miejscu i zaczęła się śmiać z poczynań basiora. Oto waleczny Lynch, który wczoraj niemal załatwił Strzygę dziś nie może poradzić sobie z napastnikiem wielkości lisa. Cóż za interesujący zbieg okoliczności...

Ronan? Seanit? Chappie to taki milutki stworek ^^

2 komentarze:

  1. Jasne, jasne. Prawie tak samo milutki i słodziutki jak Ronan, czy Fera x3
    Ale reakcja Seanit jest po prostu bezbłędna! Oj, poczekaj tylko na dokończenie ^^

    OdpowiedzUsuń