wtorek, 8 września 2015

Historia Amandy

        – Mamo! Mamo! – krzyczałam w kółko ten jeden wyraz, niezwykle uradowana, podbiegając do wysokiej i niezwykle pięknej wadery. Ta, pochyliła się nade mną, uśmiechając się ciepło. Tak ciepło, jak tylko matka potrafi uśmiechnąć się do swojego dziecka.
– Co się stało, kochanie? – zapytała melodyjnym głosem. Zmęczona tym biegiem, wysapałam tylko:
– Wiesz, co? Riv powiedział, że jestem jego najdroższą przyjaciółką…! – Mój entuzjazm musiał rozbawić moją rodzicielkę, ponieważ cicho zachichotała pod nosem.
– To bardzo dobrze. – Podniosła wyżej swoje kąciki ust i poczochrała mnie po głowie, na co wydałam z siebie przerywany śmiech – Zapamiętaj… – zaczęła, przerywając na chwilę pieszczoty i jeszcze bardziej się pochylając, spoglądając mi w oczy – Powinnaś niezwykle dbać o innych. Czy to wrogowie, czy przyjaciele. Obiecasz, że będziesz tak robić? – powiedziała z powagą. Przez chwilę mój pyszczek wyrażał zdziwienie, lecz zaraz potem przybrał wesoły wyraz.
– Yhm! – Pokiwałam małym łebkiem. Mama wyprostowała się, zadowolona z mojej odpowiedzi.
– A co ty tu robisz? – Moje uszy pochwyciły głos taty, w którym było słychać rozbawienie. Obróciłam się w jego stronę.
– Tata! – zawołałam, podbiegając do niego…

***

Zawsze wiedziałam, że wdałam się w ojca nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru. Byliśmy jak dwie krople wody, gdyby oczywiście nie płeć. Moja matka natomiast, posiadała czarne futro. Puszyste, miękkie i zawsze błyszczące. Zielone oczy i długie łapy. Nawet kiedy dorosłam, była ode mnie wyższa. Czasami żartowałam i stawałam na czubkach łap, by dorównać jej wzrostowi, lecz i tak miała przewagę w postaci dziesięciu centymetrów.
Jeszcze rok temu bardzo ubolewałam nad tym, że jednak nie wdałam się w moją rodzicielkę. Wtedy uświadomiłam sobie, że to tak naprawdę nie robi żadnej różnicy. Zwyczajnie się z tym pogodziłam. I tyle.

***

– Przestań się wiercić! – skarcił mnie tato, gdy po raz setny poprawiałam się w jego objęciach, szukając wygodnej pozycji.
– Amando, słuchaj swojego ojca… – mruknęłam mama przytulona do jego boku, już w półśnie.
– Przepraszam! – szepnęłam, moszcząc się na swoim miejscu. W końcu zwinęłam się w kulkę, ciesząc się ciepłym legowiskiem i kładąc swój łebek na ciepłej klatce piersiowej rodzica – Dobranoc!
– Dobranoc… – powiedzieli równocześnie.

***

Co do mojego dzieciństwa… Nie było nieszczęśliwe. Wręcz przeciwnie! Było wspaniałe! Kochana rodzina, dobra wataha… Właściwie, to nie ma się nad niczym rozgadywać. Moja przeszłość jest ekstra, tylko że… Nudnawa. No bo kto chciałby słuchać opowiadań o tym, jak pewnego razu zwichnęłam łapkę wpadając do wielkiego rowu, z którego potem pomógł mi się wydostać Riv, albo o tym, jak usiadł mi na nosie wielki, niebieski motyl w towarzystwie moich rodziców na spacerze? No właśnie… To nikogo nie obchodzi! Lepiej by było, gdyby w moim życiu wydarzył się jakiś tragiczny wypadek lub gdybym była sierotą albo, co gorsza, sama zabiłabym swoje stado! Ale tak się nie stało… I co teraz mam opowiadać…?

***

– Hej, Amanda! – zawołał melodyjny głos mojej rodzicielki w momencie, w którym wskakiwałam z grzbietu mojego taty, prosto do usypanej przez niego kupki liści.
– Co? – odkrzyknął, spoglądając w jej stronę.
– Znowu się bawicie? – zapytała, śmiejąc się na widok małego szczeniaka, który wynurza się spod czerwonej płachty.
– Tak! – powiedziałam entuzjastycznie, wyskakując z mojego tymczasowego schronienia – Chcesz spróbować?
– Nie, raczej sobie popatrzę – odpowiedziała łagodnie, uśmiechając się do mnie.
– Dobrze! No to patrz! – zawołałam, znowu wdrapując się na grzbiet mojego rodzica, z małą pomocą…

***

Tak, zawsze wiedziałam, że mama była spokojna i poważna, gdy trzeba było. Nigdy nie tarzała się ze mną w błocie, tak jak tata. Pamiętam, że kiedy wróciliśmy do domu, dostaliśmy niezły ochrzan. Ale potem i tak się z tego śmialiśmy podczas obmywania naszych futer z zaschniętej ziemi. To były dobre czasy.
Lecz przecież w końcu przychodzi taki czas, w którym szczeniak dorasta i musi się usamodzielnić. To było miesiąc temu. Czule pożegnałam się z całą watahą, po czym ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu nowego domu. Pełna energii i optymizmu, wreszcie trafiłam tutaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz