Minęło parę dni....nikt nie chciał mnie poznać...Zostałam od razu
odtrącona,tak jak w mojej rodzinnej watasze.Wszyscy,których widziałam
byli podobni...hybrydy wilków.Jedynie Orii i Chappie byli inni...jednak
rozmawiali.Czuli się tu dobrze.Ja tylko stałam z boku i
obserwowałam.Parę osób spojrzało na mnie i nawet chcieli się
przywitać,lecz szybko się odwracali.może dlatego,że nie jestem
przystosowana do rozmów z innymi.Jedynymi moimi kompanami do rozmów były
ptaki,które inteligencją nie przodowały...to tak jak rozmawiać z
rybą...ona nic nie zrozumie...
Postanowiłam się przejść i upolować coś.Miałam akurat chrapkę na
jelenia.Poszłam wolnym krokiem w stronę polany.Gdy już wyszłam z
zarośniętego lasu ze zróżnicowanymi rodzajami krzewów i drzew nagle
oślepło mnie słońce,które powolnym ruchem kierowało się ku górze.Po
chwili zawył wiatr.Wreszcie mogłam poczuć ten piękny zapach kwitnących
kwiatów.Rozpostarłam skrzydła i zaczęłam biec w stronę wschodu.Jednym
skrzydłem powiewałam dmuchawce do lotu a drugim zachęcałam kwiaty do
tańczenia w rytmie podmuchów wiatru.Powoli moje łapy już prawie odrywały
się od ziemi,więc jednym ruchem owych skrzydeł wzniosłam się w
powietrze.Już prawie zapomniałam jakie jest to uczucie.Poczułam
wiatr,promienie wschodzącego słońca...poczułam wreszcie...wolność.
Jednak głód powoli się wzmagał.Zaczęłam szukać właśnie stada
jeleni.Jednak nic z tego....Nie było żadnego ruchu wśród traw,tak jakby
wszystko znikło w jednej chwili.Latałam nad polaną przez długie
godziny...Myślałam że tak lecę przez wieczność.Nagle zauważyłam ruch.Po
chwili poczułam,że ktoś na mnie patrzy.Przeszył mnie dreszcz.Jednak gdy
tak się dłużej w nie wpatrywałam widziałam więcej szczegółów.To coś było
czarne...wymachiwało ogonem jak bicz,i miało również też coś ze
złota...lecz co to było?Nie wiem. Na początku chodziło
powolnie....jednak nagle zaczęło szybko się poruszać,jakby skakał i
biegał za jednym razem.Zniżyłam lot by spróbować zidentyfikować co to
jest.Gdy tak przyglądałam się na to nagle owa postać podniosła głowa i
nasze spojrzenia się skrzyżowały.Nagle tajemnicza postać zatrzymała
się.Postanowiłam wylądować.Jak już dotknęłam ziemi wreszcie zobaczyłam z
bliska kto to jest.Był to wilk z bardzo długimi uszami.Przez chwile
wpatrywaliśmy się w siebie aż potem on okrążył mnie półkolem i
odchodził.
-Hej!Kim jesteś?-zawołam go
-Kimś?-odparł
-Nie o to chodzi...
Westchnął-Hybrydą?Jak widzisz...
-Aha...Czy ty jesteś stąd?
-Nie...nie jestem stąd?Podróżuje.Mam jedno pytanie...czy jest tu gdzieś wataha?
-Ymm...tak oczywiście...Jestem jednym z członków tej watahy...jednak ona jest inna niż wszystkie inne.Więc się zdziwisz.
-Aha,a możesz mnie do niej zaprowadzić?
-Tak...chętnie.
I ruszyliśmy w stronę lasu.Miałam okazję rozgryźć kim on naprawdę
jest.Długi ogon,długie uszy i...KOPYTA?Po raz pierwszy widzę wilka z
kopytami.Na początku myślałam,że to są ogromne pazury,ale nie...Nagle
głód znów dawał znaki...tymi znakami było burczenie w brzuchu.Cóż jak
się od tygodnia nie jadło to jest dość uciążliwe uczucie,jednak starał
się tego po nie nie poznać.Po chwili rozległo się nawet głośne
burczenie.Owa hybryda odwróciła się i spojrzała na mnie.
-Przepraszam.-powiedziałam z zawstydzeniem.-Wiesz jak się nie je tydzień...
-Tak znam to uczucie.
-Tak?-zapytałam z zaciekawieniem.
Vitulus? Sorry za długość...brak weny
Kwiatki tańczą w rytmie wiatru >3
OdpowiedzUsuń